„…Końcem XIX w., gdy teoria mikrobów urosła do rangi bezspornej medycznej wykładni, praktycznie nikt nie potrafił wykryć wirusów. Ich średnica, to zaledwie 20 – 450 nanometrów (miliardowych części metra) i w związku z tym są o wiele mniejsze, niż bakterie czy grzyby – tak maleńkie, że można je dostrzec jedynie pod mikroskopem elektronowym. A pierwsze takie urządzenie zbudowano dopiero w 1931 r.”
Nieprawda, jakoby mikroskop elektronowy miał umożliwiać zobaczenie wirusów, bo tak drobny i delikatny preparat biologiczny rozpada się w polu urządzenia. Pozostaje tylko jego cień, z którego badacze starają się coś tam wyinterpretować.
Lecz wyniki tych wysiłków są nikłe jeśli wciąż zamiast wydruku dostępne są jedynie rozmaite rysunki malunki – w ostatnich latach już nawet bez podpisu, że to jest wizualizacja artysty grafika. No bo jest „postęp” :((
Nawiązując do relacji virus = TRUCIZNA, oraz wiedząc, że polio było ubocznym skutkiem zastosowania pestycydów na plantacjach trzciny cukrowej – to jesteśmy bliżej ogarnięcia problemu.
Bo bio-odpowiedzią na toxyny jest większy pomór wśród komórek, a więc większa liczba skrawków RNA/DNA z pociętych enzymami martwych komórek – czyli według mojej autorskiej © koncepcji – virusów.
Będąc w otoczce lipidowej część z nich tworzy fagi z bakcylami i mykobakteriami, i w tej postaci mogą obciążać organizm żywiciela. Reszta w różnych postaciach jest wykichana/wydalona i wędruje do innych. Zapewne typ toxyny ma wpływ na konstelacje fagów oraz ich selektywność i zjadliwość – poczynając od zerowej ! Bo tylko drobna ich część może być dla nas szkodliwa.
Do tego jeszcze dochodzi odkryty ponad wiek temu pleomorfizm – przeistaczanie się form drobnoustrojów w inne, pod wpływem warunków środowiskowych, a więc i stanu żywiciela. Pleomorfizm zapewne wywołuje kolejne tajemnicze zjawiska. Być może w nowoczesnych zarazkach bojowych wykorzystują pleomorfizm ?
Efekt na stan naszych biosystemów nie jest jednoznaczny, bo zależy m.in. od DAWKI, oraz stanu danej osoby – także stanu mentalnego.
Hormeza to jest wiedza jak leczyć toxynami, chociaż jej pionier Szwajcar Paracelsus przegiął i zmarł 47+. Praktycznie wszelkie lekarstwa są w jakimś stopniu toxyczne. Bo nadmiar wody czy tlenu też bywa zabójczy.
Jak wykazał dr Hamer np prątki Kocha spełniają pozytywną rolę, gdyż usuwają nadmiar extra tkanki płucnej, gdy pacjent jest już w fazie zdrowienia po subiektywnie odbieranym psycho-bio-konflikcie o treści „strach o przeżycie”. (więcej re Wuhan w #17 powyżej)
Proszę zauważyć, że podczas okupacji było mniej przypadków gruźlicy płuc, niż po wyzwoleniu. Bo podczas wojny ludzie mieli nastawienie, że jak wojna, to mogą umrzeć w każdej chwili. Ale gdy po 1945 dostrzegli rozległość zniszczeń wokoło, trudności w aprowizacji, z pracą, z UB, itp – to pojawiał się strach o przeżycie.
W takiej opresji reakcją obronną wg GNM jest wytworzenie dodatkowych tkanek płucnych, aby dana osoba mogła podołać większemu wysiłkowi dla pokonania bieżacych trudności.
A gdy sytuacja stopniowo się polepszała, to nadmiarowe, już nie potrzebne tkanki były usuwane przez prątki i/lub otaczane wapniem. Medycyna określała to jako gruźlicę, a prątki jako jej przyczynę.
Rzekoma „zaraźliwość” gruźlicy brała się nie tylko z powszechności „strachu o przeżycie”, ale głównie z kontaktów WERBALNYCH – jeśli ojciec biadolił i nie widział perspektyw, to jego żona, matka, dzieci też mieli minorowe nastroje i stopniowo cała rodzina wpadała w program GNM. Tzn przybywało im płuc, harowali, jakoś tam biednie ale było, choć byli zmęczeni, i zwykle licho dożywieni.
Lecz z czasem „służba zdrowia” już podczas rekonwalescencji diagnozowała gruźlicę i zaczynał się następny etap dramatu – czyli „choroba”, izolacja, prewntoria, sanatoria, leki, nowe obawy o przyszłość, czasem zgony.
A czasem samoistne uzdrowienia.
W zależności od stanu emocjonalnego.
W zależności od stanu emocjonalnego.
Stopniowo epidemia gruźlicy skończyła się, co władze obtrąbiły jako sukces swój i służby zdrowia, choć w istocie były to efekty poprawy stsnu ciała i ducha u obywateli.
Proszę zauważyć, że po transformacji 1989 gruźlica wróciła, co tłumaczono czym się dało. Ale przecież te przypadki zdarzały się bodaj głównie wśród tych slabiej przystosowanych do kapitizmu, a więc mających „strach o przeżycie”.
Generalnie można przyjąć, że w propagacji epidemii nie mniejszą rolę od patogenów spełnia ów kanał WERBALNY, a dziś także MEDIALNY – co wyraźnie widzimy na przykładzie paniki corona covid19.
Podobnie w pomocniczej roli Natury spełniają rozmaite raki, guzy, naczyniaki – narośla na organach, których funkcję wspierają. Gdy są już niepotrzebne – to samoistnie zanikają. Chirurg powinien tylko wtedy interweniować, gdy narośl jest zbyt obfita i blokuje drożność w tkankach obok.
Zdaję sobie sprawę, że to brzmi jak bajka. Ale znane są coodowne samo-wyleczenia. Kościół zna GNM i pewnie dlatego zniósł ostatnio formalny wymóg cudownego uzdrowienia do kanonizacji.
A teraz w związku z corona czeka nas ponowny masowy wysyp gruźlicy. Niestety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz