Temat masowego wycofywania się zagranicznych inwestorów z Polski jest kwestią unikaną przez rząd Donalda Tuska. Już pół roku rządów koalicji antypisowskiej przyniosło masowe zwolnienia tysięcy pracowników, co może prowadzić do dalszych likwidacji i zwolnień w lokalnych firmach współpracujących z zachodnimi partnerami.
Dla niektórych regionów oznacza to regres do lat 90. XX wieku, kiedy bezrobocie było w Polsce powszechne.
Od lutego tego roku polskie media donoszą o zamykaniu kolejnych wielkich zakładów pracy i masowych zwolnieniach, spowodowanych najczęściej przenoszeniem zachodnich biznesów do innych krajów regionu.
Czesi, Słowacy, Rumuni, a nawet Węgrzy zacierają ręce, podczas gdy Polska traci inwestorów. W ocenie biznesu, najważniejszymi czynnikami są cena, koszty produkcji oraz stabilność i pewność prawa. Niestety, w oczach wielkiego biznesu zaczyna brakować tej ostatniej w Polsce. Obecny rząd stawia jednak Polskę w tym samym miejscu, co niestabilne republiki z Afryki i Azji Południowo-Wschodniej.
Donald Tusk i jego współpracownicy podejmują działania, które z perspektywy międzynarodowych korporacji oznaczają niestabilność prawną i brak poszanowania prawa. Takie okoliczności odstraszają inwestorów, którzy wolą przenieść swoje biznesy do krajów oferujących większą stabilność.
Osłabienie polskiej gospodarki jest korzystne dla największych graczy na unijnej scenie, takich jak Niemcy, Francja czy Holandia albo Austria. W obecnej sytuacji, żadne znaczące polskie firmy nie mają szans na rywalizację z unijnymi oligopolami. Konkurencja w sytuacji, w której rynek jest zdominowany przez kilku producentów, prowadzi do zamrożenia cen na wysokim poziomie i utrudnia nowym graczom wejście na rynek, nie mówiąc już o nawiązaniu równorzędnej walki konkurencyjnej.
Regres polskiej gospodarki rozpoczął się od zaskakujących decyzji rządu, które doprowadziły do masowych zwolnień i przenoszenia produkcji do innych krajów. Fińska Nokia planuje zwolnić 800 osób, PepsiCo 200, a Levi Strauss całkowicie wygasił produkcję w Płocku, zwalniając ponad 800 osób. Każda z tych decyzji ma poważne konsekwencje dla lokalnych społeczności, firm i rynku pracy, ale także ma znaczenie w skali globalnej kraju.
Nie tylko Levi Strauss, ale także Stellantis, Michelin i inne duże firmy zamykają swoje fabryki w Polsce i przenoszą produkcję do bardziej stabilnych krajów. Stellantis zamknął fabrykę silników w Bielsku-Białej, a japońska firma Toho Industrial przeniosła swoją produkcję z Radomia do Azji. Decyzje te są podyktowane wysokimi kosztami produkcji i niestabilnością prawną w Polsce.
Likwidacja zakładów produkcyjnych ma poważne konsekwencje dla lokalnych społeczności. Na przykład, zamknięcie TE Connectivity Industrial Poland w Nowej Wsi Lęborskiej pozbawiło pracy prawie 140 osób, a przeniesienie produkcji do Maroka było spowodowane lepszą stabilnością prawną tego kraju.
Scania, produkująca autobusy w Słupsku, również zamknęła swoją fabrykę, a Michelin przeniósł produkcję opon ciężarowych z Olsztyna do Rumunii, co skutkuje zwolnieniem ponad 430 osób. Te decyzje pogarszają sytuację na polskim rynku pracy i hamują rozwój lokalnych przedsiębiorstw.
Kryzys gospodarczy i brak stabilności prawnej w Polsce odbija się również na sektorze finansowym. Brytyjski bank NatWest zamierza wycofać się z Polski, co spowoduje zwolnienia 1600 osób. Amerykański Citibank planuje zrezygnować z polskiego rynku detalicznego, sprzedając swoje placówki i biznesy innym graczom.
Podsumowując, masowe wycofywanie się inwestorów z Polski jest w głównej mierze wynikiem niestabilności prawnej i wysokich kosztów produkcji. Decyzje rządu Donalda Tuska przyczyniają się do regresu polskiej gospodarki i masowych zwolnień. Lokalne społeczności, przedsiębiorstwa i rynek pracy odczuwają negatywne skutki tych zmian.
Aby zatrzymać ten trend, konieczne jest zapewnienie większej stabilności prawnej i obniżenie kosztów produkcji, co może przyciągnąć inwestorów z powrotem do Polski i oby stało się to jak najszybciej.
Jerzy Mróz
https://prawy.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz