Jak to miło uzyskać potwierdzenie swoich przypuszczeń! Przewalająca się przez świat epidemia zbrodniczego koronawirusa wydaje się całkowicie przypadkowa, co potwierdzają rządy, wykluczając możliwość, że w laboratoriach pracujących nad bronią biologiczną coś tam mogło pójść nie tak.
Wynika z tego, że w tych laboratoriach wszystko idzie, jak się należy i jeśli nawet kiedyś umrzemy od zarazy, to umrzemy zgodnie z regułami sztuki. To jest ten plus dodatni w morzu plusów ujemnych, w jakie obfituje nawet obecna pandemia.
Ciekawa rzecz, że nabiera ona coraz więcej cech religii. Mnożą się bowiem nawoływania, by wszystkich, którzy w epidemię nie wierzą, surowo karać i to nie w życiu przyszłym, tylko bez czekania – w obecnym.
Doświadczyła tego pani Edyta Górniak, kiedy nie tylko oświadczyła, że pod żadnym pozorem nie da się zaszczepić, ale nawet wyraziła wątpliwość, czy w szpitalach nie umieszcza się statystów. Tego było już za wiele, toteż na panią Górniak runęła fala krytyki przede wszystkim ze strony świata medycznego, którego przedstawiciele domagają się surowych kar dla każdego, kto publicznie wyrazi wątpliwość nie tylko w przypadkowy charakter epidemii, ale też ośmieli się podważać skuteczność podejmowanych środków zaradczych.
Co prawda skuteczność ta też zależy od etapu i żyją jeszcze ludzie pamiętający, jak to sam pan minister Szumowski publicznie naigrawał się z maseczek, które obecnie stanowią znak rozpoznawczy lojalności obywatelskiej i legitymację przyzwoitości. Ale – jak zauważył Franciszek Maria Arouet – „kiedy Padyszchowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”. Toteż jeśli jest rozkaz, by w maseczki nie wierzyć, to nie wierzymy, ale jak padnie rozkaz, by jednak wierzyć, to bezgranicznie wierzymy.
Ale jeżeli nawet epidemia ma charakter przypadkowy, to przedziwnym trafem jej objawione od samego początku skutki, zadziwiająco pokrywają się ze znanymi celami rewolucji komunistycznej. Oto rządy z dnia na dzień przejęły władzę dyktatorską, przechodząc do porządku nad wszystkimi konstytucyjnymi dyrdymałami o „prawach człowieków”, gwarancjach dla własności, czy swobodzie działalności gospodarczej. Przejęły też ręczne sterowanie gospodarką doprowadzając do trwałego ekonomicznego uzależnienia obywateli od władzy politycznej i wreszcie – czyniąc milowy krok na drodze usuwania chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej Zachodu.
Takie właśnie cele stawia sobie rewolucja komunistyczna, z czego można by dedukować, że być może ta zbieżność nie ma charakteru przypadkowego, a tylko promotorzy rewolucji komunistycznej wykorzystali epidemię, jako pretekst do stworzenia faktów dokonanych i stłumienia wszelkich odruchów protestu w imię instynktu samozachowawczego.
Postawienie na instynkt samozachowawczy okazało się strzałem w dziesiątkę, ale to oczywiście nie znaczy, żeby przy tym ogniu upiec sobie jeszcze inne pieczenie. Oto do krytyków pani Górniak doszlusowała pani Marta Gesler, a nawet dziś już trochę zapomniana, chociaż szczerze mówiąc niezbyt znana nawet w czasach dobrego fartu, niejaka pani Fiolka Najdenowicz.
Okazuje się, że każda okazja jest dobra, by wydobyć się z niebytu i dlatego takie rzesze celebrytów w służbie epidemii wprost wyłażą ze skóry. Ale to jeszcze o niczym nie przesądza, chociaż oczywiście wzmacnia podejrzenia, że zbrodniczy koronawirus został wykorzystany przede wszystkim z przyczyn pozamedycznych. Jednak podejrzenia, to tylko podejrzenia.
Tymczasem z obfitości serca usta mówią i ku memu zaskoczeniu, w niepojętym przypływie szczerości, odezwał się właśnie stary, żydowski finansowy grandziarz, jak się okazuje – słusznie podejrzewany o kierownicze sprawstwo nie tyle może samej epidemii, bo teoretycznie sprawcą jest zbrodniczy koronawirus – co wykorzystania jej dla społecznej inżynierii. Okazało się, że traktuje on epidemię, jako „rewolucyjną szansę” na „zmiany kulturowe”. „Opisałbym to, jako rewolucyjny moment, w którym wachlarz możliwości jest znacznie większy, niż w normalnych czasach. To, co jest niewyobrażalne w normalnych czasach, staje się nie tylko możliwe, ale faktycznie się wydarza. Ludzie są zdezorientowani i przerażeni.” – powiedział w wywiadzie dla „La Republica”.
Wszystko się zatem potwierdza – i to, że tak naprawdę nie chodzi o żadną epidemię, tylko o przeprowadzenie „zmian kulturowych”, czyli komunistycznej rewolucji. W tym celu trzeba podsycać nastrój paniki, by ludzie bez sprzeciwu poddawali się tresurze, a tym, który mają wątpliwości, dawać zdecydowany odpór.
I wreszcie – obecność starego, żydowskiego grandziarza finansowego wśród społecznych inżynierów, potwierdza podejrzenia, że – podobnie jak i przy rewolucjach poprzednich – tak i teraz awangardą jest żydokomuna, która nigdy nie zrezygnowała z narzucenia swojej władzy większości w imię mrzonek, jakoby właśnie w tych handełesach upodobał sobie szczególnie sam Stwórca Wszechświata. Nie przeczę, jest w tej mrzonce nieco patosu, ale łajdactwa znacznie więcej.
A skoro już demaskujemy rozmaite przypadki, to warto się zastanowić, dlaczego właśnie teraz, kiedy epidemia szaleje, kiedy spanikowani ludzie gotowi są nawzajem się pozagryzać w trosce o własne zdrówko, kiedy w ogarniętym komunistyczną rewolucją świecie mobilizowany jest proletariat zastępczy – u nas w postaci „wściekłych kobiet” – akurat teraz media rozsmakowują się w skandalach obyczajowych w Kościele katolickim.
Te skandale rzeczywiście miały miejsce, ale na poprzednim etapie widocznie nie było na nie tak zwanego „społecznego zamówienia”, które teraz – kiedy rewolucja komunistyczna wchodzi w swoje apogeum – widocznie się pojawiło, bo wszyscy, jeden przez drugiego, co dzień odkrywają coś nowego. Na razie tylko odkrywają – bo przez lata sporo się tego nazbierało i nawet Jego Eminencja Stanisław kardynał Dziwisz, kiedy znalazł się na linii strzału, polemizuje przede wszystkim z zarzutami, jakoby za różne łajdactwa brał pieniądze.
Co tu ukrywać – dobrze to nie wygląda, chociaż i tutaj widać, jak – jakby powiedział to Józef Ozga Michalski – w dymach bijących z tego ognia niektórzy próbują uwędzić swoje półgęski ideowe. Nie tylko zresztą ideowe, ale również merkantylne. Mam na myśli pisarza, pana Jakuba Żulczyka, który poczuł się tymi skandalami niezwykle wstrząśnięty, chociaż – jak powiada – nie jest ani katolikiem, ani członkiem Kościoła. Jednak Jezus – jak czytamy – jest dla niego „bardzo ważną figurą”, bo w książce „Czarne słońce”, jaką właśnie „w skupieniu cnotliwem” był spłodził – Ojciec Premier najsampierw gwałci a potem nawet zabija małego Jezusa „w specjalnym lochu do krzywdzenia dzieci”.
Myślę, że niejeden chciałby nie tylko poczytać sobie smakowite opisy gwałtu na Jezusie, ale i się dowiedzieć, jak taki specjalny loch do krzywdzenia dzieci wygląda, gdzie się znajduje i czy można sobie coś takiego wybudować na własną rękę sposobem domowym. Jestem pewien, że odpowiedź na te wszystkie pytania Czytelnik znajdzie w książce pana Jakuba Żulczyka, który – jak widzimy – też nie pomija żadnej okazji do reklamy, podobnie jak redaktorzy przedwojennych pism brukowych, którzy z oburzeniem pisali: „Jak długo jeszcze policja będzie tolerowała dom schadzek przy ulicy Widok 10, mieszkania 5, trzecie piętro, dzwonić trzy razy”?
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz