piątek, 27 listopada 2020

Męczeństwo Włodzimierza Czarzastego

Rozpoczęta z takim przytupem „rewolucja macic” zaczyna chyba wytracać tempo, bo – jak twierdzi prezydent Warszawy, pan Rafał Trzaskowski – na ostatniej demonstracji w środę 18 listopada, było „więcej policjantów, niż demonstrantów”.

Wprawdzie pan Trzaskowski jako wybitny przedstawiciel obozu zdrady i zaprzaństwa, posłusznie sympatyzuje z wściekłymi kobietami płci obojga, podobnie jak z sodomitami i osobami, które nie mogą się zdecydować, do której z 77 płci chcą należeć, więc jego ocenę liczebności demonstrantów można by przyjąć bez zastrzeżeń, gdyby nie to, że ukazanie takich proporcji miało służyć poparciu tezy, iż użycie przez policję gazu „wobec kobiet”, było nieuzasadnione.

Są to więc wyliczenia polityczne, które z natury rzeczy są niewiarygodne. Znakomitą ilustrację absolutnego braku wiarygodności wyliczeń politycznych mamy w przypadku pana mecenasa Romana Giertycha oraz innych osobistości, podejrzanych o wyprowadzenie ponad 90 mln złotych ze spółki „Polnord”. Kiedy tylko okazało się, że sprawa może być motywowana politycznie, niezawisły sad w znanym na całym świecie z niezawisłości sądowej Poznaniu odrzucił wniosek prokuratury o pozbawienie mec. Giertycha możliwości wykonywania zawodu, podobnie jak zapłacenia 5 mln złotych kaucji, a w przypadku pana Krauzego i innych – odrzucił wniosek o areszt pod pretekstem, że prokuratura pomyliła przychody z odchodami.

„Stąd dla żuka jest nauka”, że jeśli tylko ktoś zostanie na czymś przyłapany, niech od razu mówi, że to wszystko polityka, no i oczywiście – niech za wszelką cenę stara się – jeśli przyjdzie co do czego – żeby sprawę rozpatrywał niezawisły sąd w Poznaniu. Już tam na nim można polegać i to jest jedna z nielicznych rzeczy we Wszechświecie, które wydają się pewne.

Więc chociaż wyliczenia pana prezydenta Trzaskowskiego niewątpliwie musiały być motywowane politycznie, to pewne światło na tę sprawę rzuca jednak proklamacja, z jaką „Strajk Kobiet” wystąpił już na samym początku „rewolucji macic”, mianowicie proklamacja, że „to jest wojna”.

A na wojnie – jak to na wojnie – muszą być ofiary, wśród których pierwszą ofiarą jest prawda. Młode pokolenie tak zwanych „millenialsów”, oduraczone przez telewizję i żydowską gazetę dla Polaków oraz gry komputerowe, w których po zakończeniu operacji nieboszczycy wstają, jak gdyby nigdy nic, podobnie jak pan Diduszko podczas słynnego „ciamajdanu” pod Sejmem, najwyraźniej myślą, że wojna polega na tym, że strony wojujące się przekrzykują, albo licytują na sondaże.

Nie doświadczyli nigdy przemocy, więc swoje urojenia na temat wojny, biorą za rzeczywistość. Tymczasem wojna polega na tym, że strony wojujące się zabijają, że kobiety strony pokonanej muszą liczyć się z perspektywą gwałtu ze strony całej sotni Kozaków, że przegrani w najlepszym razie zostają puszczeni – o ile w ogóle ktoś ich puści wolno – nie tylko bez butów, ale nawet bez skarpetek.

Przypominam sobie zajęcia na Studium Wojskowym UMCS w Lublinie, gdzie pewnego razu ćwiczyliśmy postępowanie z jeńcami. Prowadzący zajęcia major, zresztą stary frontowiec i człowiek prawdomówny, powiedział nam, iż wprawdzie panuje gusło, że jeńcowi nie powinno się odbierać na przykład zegarka, ale tak naprawdę, to zegarek i inne przedmioty wartościowe zabiera mu się przede wszystkim.

O tych sprawach najwyraźniej nie ma najmniejszego pojęcia moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, bo w przeciwnym razie nie wygadywałaby głupstw, że „to jest wojna” i w ogóle. Kiedy tak patrzę na nią, albo na jej koleżanki w rodzaju Wielce Czcigodnej Anny Marii Żukowskiej, ongiś redaktorki pisemka „Jidełe” (Żydek), to ogarnia mnie przerażenie, że nasz lekkomyślny naród uparł się, żeby akurat w ręce takich osób złożyć losy państwa i swoje własne.

Dobrze to nie wygląda, chociaż pocieszam się, że oprócz tych wszystkich Wielce Czcigodnych, są jeszcze stare kiejkuty, które poczucia rzeczywistości nie utraciły i jeśli nawet operują frazesami, to na użytek mikrocefali, a nie własny. Z nimi jest jednak ten problem, że nie wiadomo, komu naprawdę służą; pewne jedynie jest to, że nie służą Polsce, bo w przeciwnym razie inaczej by to wszystko wyglądało. To zresztą jest nasz największy problem polityczny, bo w tej sytuacji nie można liczyć nawet na zamach stanu.

Ale wojna, to przede wszystkim strony wojujące. Skoro „rewolucja macic” prowadzi wojnę, to wiadomo, że jest ona stroną wojującą. No dobrze – a kto jest drugą stroną wojującą? Młodzież przez ostatnie 30 lat wytresowana w duchu partyjnictwa myśli, że drugą stroną wojującą jest Jarosław Kaczyński, czy klub parlamentarny Zjednoczonej Prawicy. Tak naprawdę jednak, to zgodnie z przysłowiem, że dłużej klasztora, niż przeora, drugą stroną wojującą jest państwo.

Oduraczeni mikrocefale nie wiedzą, że państwo jest monopolem na przemoc, więc jeśli głównym postulatem „rewolucji macic” jest „wypierdalać”, to odnosi się to nie tylko do Jarosława Kaczyńskiego, ale również – Wielce Czcigodnego posła Pupki i jego kolegów z obozu zdrady i zaprzaństwa, a także trzódki Wielce Czcigodnego Włodzimierza Czarzastego. Na tym polega bowiem suwerenność władzy państwowej, że nie toleruje ona władzy równej sobie i nie wysuwa propozycji, tylko wydaje rozkazy, wykonywane potem lepiej lub gorzej przez rozmaite państwowe służby.

I dopiero na tle tego wszystkiego możemy rozpamiętywać męczeństwo, jakie 18 listopada spotkało Wielce Czcigodnego Włodzimierza Czarzastego. Jak powiada, został rzucony przez policję na maskę samochodu i uderzony z tyłu. Policja jednak twierdzi, że uderzył policjanta.

Jak widzimy ofiarą wojny rozpętanej przez wściekłe kobiety już została prawda no i oczywiście – Wielce Czcigodny Włodzimierz Czarzasty. Myślę także, że był w tym palec Boży, bo męczeństwo to można potraktować jako akt sprawiedliwości dziejowej. Chodzi o to, że za pierwszej komuny Włodzimierz Czarzasty nie tylko był po stronie tych, którzy pałowali, ale – co gorsza – był tego pałowania beneficjentem, bo pod jego osłoną nomenklatura, do której przecież się zaliczał, mogła bez przeszkód się nakraść i w ten sposób zająć dogodną pozycję społeczną w warunkach transformacji ustrojowej.

Myślę zatem, że jeśli nawet doznał od policjantów krzywdy, to powinien lamentować trochę ciszej i w ogóle – okazać więcej pokory. „Nie znałeś litości panie i my nie znajmy litości” – powiada Adam Mickiewicz w „Dziadach”. Ale to tylko poezja, podczas gdy tak naprawdę męczeństwo zakończy się pewnie wesołym oberkiem, jak to u nas, gdzie nic nie dzieje się naprawdę.

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...