…bo wcześniej, doprowadzając Rzeczpospolitą na skraj śmieszności i bezsiły, rządzili nią tacy sami hochsztaplerzy, jakich mamy obecnie….
Andrzej Saramonowicz
O przewadze owczego sera nad owczym pędem
Owszem, wiem, że mamy najlepszą husarię w dziejach świata i nawet Stany Zjednoczone, choć mocarstwo, takiej nigdy nie miały.
Wiem też, że o włoskiej armii mówiło się, że istnieje tylko po to, by austriacka miała z kim wygrywać.
Ale jem właśnie teraz pecorino – który jest dla mnie najlepszym serem na świecie – i uświadamiam sobie po raz kolejny, że włoska duma narodowa (na pierwszym miejscu naturalmente kuchnia, a nie bohaterscy polegli) bardziej do mnie przemawia.
I że znacznie częściej czułem się w życiu szczęśliwy z powodu włoskiego sera podpuszczkowego z owczego mleka, niż dzięki formacji ciężkozbrojnych wojów ze sztucznymi piórami nad polskim tyłkiem, zwłaszcza historycznym.
Mam już naprawdę w najgłębszym kącie mojej polskiej dupy współczesnej te wszystkie pierdoły, którymi impotentny sobiepanek z Żoliborza oraz jego przygłupia kamaryla zatruwają od kilku dekad tzw. narodową duszę.
Te banialuki o dawnych bohaterach jako wzorach do naśladowania tudzież o krwi własnej radosnym przelewaniu.
Te pohukiwania „cześć i chwała” oraz „śmierć wrogom”.
Te pomniczki ze spiżu i pustosłowia.
Te izdebki wspominków narodowych.
Te marsze dwuzwojowych patriotów.
Te baldachimy nad świętopietrzem i pedofilią.
Ten daltonizm, co z wielobarwności świata widzi tylko biało-czerwone plamy.
Ten cały pseudopatriotyczny, wulgarny syf.
Ten kupaż testosteronu, ciemnoty i agresji przykrywającej lęk przed własnym bezznaczeniem.
Ta zatruta trójca zamku, mogiły i kościoła.
Na szrot z tym całym gównem.
Jebać.
I nigdy przenigdy nie zapominajmy, że ci wszyscy bohaterowie, którzy w ostatnich trzech stuleciach oddawali życie za ojczyznę – a którymi dziś byle łachudra gębę sobie wyciera – musieli to zrobić, bo wcześniej, doprowadzając Rzeczpospolitą na skraj śmieszności i bezsiły, rządzili nią tacy sami hochsztaplerzy, jakich mamy obecnie.
I nie zapominajmy też, że żadnemu z tych bohaterów nie marzyło się męczeństwo, żaden z nich również nie śnił o śmierci. Zostali do tego zmuszeni przed nieudaczników, zdrajców, tchórzy, karierowiczów, oszołomów, złodziei, koniunkturalistów i podobnych im skurwysynów, którzy w czasach świetności Rzeczpospolitej wysysali z niej życie bez opamiętania.
Nie dajmy sobie również wmówić, że ci wszyscy nieszczęśnicy, co polegli dla odzyskania polskiej wolności (wolności, której nie odebrali nam źli i podstępni sąsiedzi; to zrobili nasi nieudolni i zdradzieccy rodacy sprzed wieków), że ci wszyscy nieszczęśnicy chcieli, byśmy i my – kolejne po nich pokolenia – za to samo umierali.
Pamiętajmy na zawsze, że ci nasi polegli z przeszłości nie byli jakimiś powalonymi sadystami, którzy następnym generacjom również życzyli wejścia w patologiczny korowód śmierci i cierpienia nazywany przez degeneratów z prawicy i Kościoła polskim patriotyzmem.
Ci ludzie właśnie dlatego byli bohaterami, ponieważ walczyli o to, byśmy my – ludzie z następnych polskich pokoleń – mogli egzystować w spokoju i bez żadnych emocjonalnych na nas wymuszeń. Byśmy mogli żyć, jak chcemy, kochać , jak chcemy i wierzyć, w co chcemy.
I byśmy mogli jeść taki, kurwa, ser, na jaki nam tylko przyjdzie ochota.
Per esempio włoski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz