W najnowszym numerze Newsweeka pojawił się felieton z cyklu „Bestiarium polskie” autorstwa Krzysztofa Vargi.
Tekst zatytułowany został: „Prorok z Roztocza”. Z pewnością niewielu czytelników Newsweeka od razu odgadło, o kim tym razem napisał redaktor Varga, ale sądzę, że po przebrnięciu przez tekst mogli być zadowoleni. Dostało się księdzu.
I to nie byle jakiemu księdzu, ale profesorowi KUL-u, słynącemu w ostatnich miesiącach z anty-kowidowych wypowiedzi i zachęcania do rozsądnego traktowania sytuacji zaistniałej wokół fałszywej pandemii. Chodzi oczywiście o ks. prof. Tadeusza Guza.
Nic dziwnego, że tak ważny tygodnik opinii, jak Newsweek, zajął się tymi opiniami księdza, które nie mieszczą się w mainstreamowej narracji. Mało tego, mogą jej poważnie zagrozić nie tylko ze względu na autorytet duchownego i uczonego, ale przede wszystkim ze względu na argumenty, których ksiądz Guz używa. A tych nigdy mu nie brakuje.
Bez względu na wartość argumentów i powagę osoby, felietonista Newsweeka nie daje wiary wywodom i nie chyli z estymą głowy przed budującym mosty z samym Absolutem. Varga atakuje księdza Guza za wszystko, za co można i nawet za to, za co nie należy tego robić. Cóż za różnica, skoro czytelnicy i tak w lot pojmą o co chodzi: czarny na horyzoncie – łapać za widły. Ot, taka wielkomiejska mentalność, bo to przecież nie na wsi należy szukać czytelników gazety Tomasza Lisa.
Tekst „Prorok z Roztocza” rozpoczyna się od zadeklarowania stosunku do katastrofy smoleńskiej. Ta jednak, wyciszona za rządów PiS, „podnieta”, musiała ustąpić przed rewelacjami „obłąkanego księdza”. Na punkcie takich Varga, jak sam stwierdza, ma świra. Proponuję wierzyć mu na słowo, kiedy tak określa stan swojego ducha.
To, że felietonista Newsweeka uważa kilku księży za obłąkanych, nie znaczy, że podobnie określa duchownych in gremio. Są przecież księża, jak Prusak, Luter (nomen omen w tym przypadku), Wierzbicki, Drugała czy Kobyliński. Tych autor traktuje z szacunkiem. Z jakiego powodu? Pewnie chodzi mu o lekceważące, najdelikatniej określając, podejście do zasad wiary katolickiej, bo raczej nie o to, że swoimi wypowiedziami zaprzeczają własnemu statusowi duchownego katolickiego czy obranej w sposób wolny drogi życiowej, która zakładała wierność Kościołowi, a nie własnym wymysłom.
Ale czy ocena życiowego dorobku przez pryzmat sprzeczności, w które popadli ci księża, miałaby przeważać nad wartością, jaką generuje krytyka Kościoła? Nie w Newsweeku. Trzeba mieć standardy, nieprawdaż? Sam Varga nazywa tych księży „diabelsko inteligentnymi” i chyba coś w tym jest.
Dalej Varga wyśmiewa powątpiewanie ks. Guza w zderzenie samolotów z wieżami World Trade Center w Nowym Jorku. Nie mogło nie pojawić się wspomnienie o mordach rytualnych, których istnienie ks. Guz opiera na dowodach historycznych. Innym jeszcze „wybrykiem” księdza profesora, godnym wypomnienia mu na łamach gazety Lisa, była wypowiedź o Hostii, która nie może przenosić koronawirusa. Na koniec Varga nazywa księdza profesora foliarzem i porównuje do Dody i Edyty Górniak.
Patrząc na dorobek artystyczny wymienionych osób, wypada powiedzieć, że lepiej już być porównanym do Dody niż do Vargi. Zresztą, jeśli chodzi o poglądy na temat pandemii, również. Nie można jednak skończyć na porównaniach do gwiazd show biznesu, ani skupiać się przesadnie na przezwiskach i plakietkach. Foliarzem przecież jest każdy, kto neguje jakieś elementy systemu, w którym przyszło nam żyć, płaskoziemcą zaś ten, kto wątpi w niezawodność dokonań nauki lub tego, co się nią dzisiaj nazywa, a co bardziej niż poszukiwanie prawdy przypomina generator grantów. Problem jest szerszy i polega na zapotrzebowaniu na takie teksty i takich autorów, a najbardziej na tak wykreowanych bohaterów.
Czy w tym felietonie, czy w piosenkach Dr Misia, czy w aucie z Kuźniarem, Krzysztof Varga jest nudny i irytująco monotematyczny. Po prostu pasuje do kontekstu, w którym się porusza i w sumie to nic dziwnego. Widział ktoś kiedyś antyklerykała w piśmie katolickim?
Jednak nie każdy antyklerykał ma potrzebę częstego wypowiadania się o obiekcie swoich antypatii. Varga jest tym, który, jak sam napisał, „prawdziwie narkotycznego odlotu dostaje przy poznawaniu umysłowości takich duchownych, jak ksiądz profesor Guz”. Powtarzam, nie ma powodu, aby wątpić w szczerość opisu, który autor felietonu daje sam o sobie. Wierzmy mu, kiedy mówi o narkotycznym odlocie, którego dostaje w wyniku styczności z ludźmi jak ks. Guz. To zresztą wyraźnie widać w jego tekście.
Z cytatem z Vargi, który przytoczyłem trzy linijki wyżej, jest jednak pewien problem. Felietonista Lisa pisze o „poznawaniu umysłowości” księdza. Nie sądzę, aby to było trafne określenie. I nie chodzi mi tu tylko o to, że wątpię w możliwości poznawcze Vargi, szczególnie w stosunku do umysłowości, która go przewyższa, ale przede wszystkim o to, że on, jak mi się zdaje, nie chce i nie próbuje rozumieć, co ksiądz Guz ma do przekazania. Komu to potrzebne? Fanom Newskweeka? Give me a break…
Varga wie dla kogo pisze i dlaczego to robi. On wpisuje się w kontekst opisany przez jego obecnego redaktora naczelnego w 2010 roku słowami: „Widz w Polsce wybaczy wiele. Bardzo wiele. Ale jednego nie wybaczy nigdy; nigdy, przenigdy nie wybaczy tego, żeby go potraktować poważnie. To się kończy zawsze katastrofą.”
Varga nie zamierza traktować swoich czytelników poważnie. Jestem przekonany, że gdyby zechciał poznać, jak to określił, „umysłowość” ks. Guza, zaczerpnąłby pełniejszą garścią z jego licznych wystąpień. On, poznawszy możliwości i potrzeby przeciętnego czytelnika, chce je tylko zaspokoić. Nie zamierza ich poszerzać, pokazując kim jest i co myśli ksiądz Guz w różnych sprawach, ale chce zrobić z niego głupca, ogłupiając przy tym swoich czytelników. To jest właśnie cel kolekcjonera bestii polskich.
Swoją drogą, gdyby tak zmienić nazwę z „Bestiarium polskie” na „tenkrajowe”, to czy nie pasowałoby to bardziej do tak kosmopolitycznego tygodnika? Zapytany o to Tomasz Lis, redaktor naczelny Newsweeka, może odpowiedziałby porzekadełkiem, zasłyszanym u zarania swojej kariery telewizyjnej, że „ludzie nie są tacy głupi, jak nam się wydaje. Są dużo głupsi”, a w związku z tym i tak nie zrozumieją. Więc lepiej nie pytajmy. Starczy kontrowersji jak na jeden krótki artykulik.
Wróćmy do Vargi. Czy to nie marnotrawstwo czasu i energii wybierać z setek godzin wystąpień ks. Guza tylko te elementy, które burzą mainstreamowy, nowoczesny, wielkomiejski i oświecony aż do granic zaślepienia świat? Czy Varga aż tak nie docenia swoich czytelników? Może następnym razem, w kolejnym odcinku „Bestiarium polskiego”, zaserwuje czytelnikom jakieś inne cytaty z ks. Guza? Może o ontologizacji negacji u Hegla? Albo lepiej, o sprzeczności teorii ewolucji! Jakie to foliarskie, nieprawdaż? Niech Varga pokaże jakie to śmieszne, kiedy ks. Guz mówi o definiowaniu przez Darwina pojęcia substancji jako sumy jej przypadłości i jakie są tego skutki. Może to już wskazuje na płaskoziemstwo? A może na to, że właśnie zagotowała się woda w czajniku? Dla Vargi i jego czytelników nie będzie to miało różnicy. I tak nie będą rozumieli.
Czy to już cała tajemnica? Czy uderzam w sedno, sądząc, że teksty pokroju „Proroka z Roztocza” to miód na uszy półinteligencji, która jedyne, co chce czytać, to potwierdzające ich fobie pisma bez treści i oskarżenia bez podstaw, byleby się pojawiło, że „ksiądz jest zły”? Czy chodzi tylko o to, żeby nie podważać dogmatów mainstreamu, które służą do tresury korporacyjnej elity? Nie. Obawiam się, że to tylko część prawdy. Dopełnia ją (a niech zostanę folarzem, jeśli jeszcze nim nie jestem) plan, który ma na celu sprowadzenie całego społeczeństwa do poziomu, który zapewni Vardze niewyczerpany dopływ czytelników. Poziomu, o którym mówił Tomasz Lis w pamiętnej debacie o głupocie na Uniwersytecie Warszawskim.
Patrząc na całokształt, nie wiadomo wreszcie czy okazem lepiej pasującym do bestiarium jest bohater czy autor felietonu. Jedno jest pewne: ani jeden, ani drugi nie zasługuje na rolę, jaką przyszło mu w tej historii odgrywać.
Karol Kilijanek
https://myslkonserwatywna.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz