Mieszkańcy Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej, którzy otrzymali obywatelstwo rosyjskie, po raz pierwszy w tym roku wzięli udział w głosowaniu w wyborach do Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej, nie zważając na zapowiadane wobec nich przez Ukrainę sankcje.
Sankcjami Kijów groził nie tylko organizatorom głosowania, choć odbywało się ono wyłącznie na terytorium Rosji, ale również samym wyborcom.
Doradca szefa Biura Prezydenta Ukrainy i przedstawiciel Kijowa w Trójstronnej Grupie Kontaktowej Aleksiej Arestowicz oświadczył, że Ukraina zajmie się sprawą ukarania głosujących w wyborach do Dumy, jak tylko Donbas powróci pod jej kontrolę. Jednak Kijów dawno już stracił wszelkie wpływy w tym regionie i nie pomagają ani groźby, ani kolejne obietnice pokoju, którymi żonglują ukraińscy politycy, by zdobyć głosy wyborców.
Po tym, co tu się działo, nie boimy się sankcji
Donbas Kijowowi nie wierzy, nie słucha ukraińskich polityków i nie dopuszcza nawet myśli, że mógłby jeszcze kiedyś znaleźć się pod rządami Ukrainy. Poza tym, po wielu latach wojny, życia pod ostrzałem armii ukraińskiej jego mieszkańcy raczej nie przejmą się groźbami jakichś sankcji; przeżyli już i przetrwali dużo straszniejsze chwile.
Rozmawiamy z Natalią Mundsztukową, inżynierem, dziennikarką, rdzenną mieszkanką Doniecka.
– Głosowałam w wyborach i było to dla mnie ważne. Uznaję głosowanie na kandydatów do Dumy za naturalną konsekwencję wyboru, którego dokonałam 11 maja 2014 roku. Oddałam głos elektronicznie, ale jeśli trzeba by było jechać do lokalu wyborczego w obwodzie rostowskim, też bym pojechała.
Mówi Pani, że to konsekwencja wyboru, którego dokonała Pani w 2014 roku, czyli w referendum dotyczącym samostanowienia. Dlaczego tamten wybór sprzed lat jest dla Pani tak istotny?
– Urodziłam się w Doniecku, ale moi rodzice pochodzą z Rosji. Tata przyjechał tu z obwodu kurskiego, pracował w kopalni, potem został kopalnianym inżynierem. Mama przyjechała z Taganrogu, jej mama przywiozła ją tu z sobą, gdy była jeszcze dzieckiem, a ona pracowała w budownictwie. Wielu ludzi urodzonych w Doniecku ma taką rodzinną historię.
Przez całe moje życie, mieszkając na Ukrainie, czułam się Rosjanką, choć z szacunkiem i miłością odnosiłam się do państwa ukraińskiego. Ten mój szacunek zniknął wraz z Majdanem 2013 roku. Wtedy przecież Ukraina, a właściwie jej nowe władze, wybrały drogę nazizmu i faszyzmu. Było mi z nimi nie po drodze. Za to po drodze było mi z Rosją. To jedyny kraj, które w ciągu ostatnich ośmiu lat przekazywał nam wsparcie, podoba mi się też, że czci się tam historię Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i nasze dzieje.
Co Pani myśli o sankcjach i represjach, które zapowiadają ukraińscy politycy wobec tych osób, które oddały głos w wyborach?
– Jest mi do tego stopnia obojętne to, co mówią ukraińscy politycy, że nawet nie wiedziałam o nich, zanim mnie Pani zapytała. To kolejny powód, dlaczego od 2014 roku nie traktuję Ukrainy jako poważnego państwa. To po pierwsze.
A teraz przeczytajmy uzasadnienie tych sankcji: „Na liście przygotowanej przez Kijów znaleźli się organizatorzy głosowania na Krymie i na Donbasie. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Aleksiej Daniłow oświadczył, że w tych regionach nikt nie ma prawa tworzyć lokali wyborczych”. Mam wrażenie, że Daniłow nie zadał sobie nawet trudu, by sprawdzić w jaki sposób głosowali mieszkańcy Donbasu z paszportami rosyjskimi.
Na naszych terenach nie było żadnych komisji wyborczych. Ci, którzy mieli taką możliwość, głosowali na odległość, a ci, którzy jej nie mieli, w zorganizowany sposób wyjeżdżali na terytorium Rosji. U nas działały jedynie centra informacyjne. Także nie bardzo rozumiem, przeciwko komu mają być te sankcje. To dla mnie po prostu kolejny dowód tego, że Ukrainą rządzą dziś ludzie bez większego rozumu politycznego.
Czy obawia się Pani jakichś sankcji ze strony Ukrainy, konsekwencji, które może wywołać Pani głosowanie w wyborach? Nie obawia się Pani, że Ukraina może jakoś Pani zaszkodzić?
– Człowiek, który wie, jak brzmią pociski „Grad”, ciężka artyleria, jak spada „Toczka U”; który choćby jeden raz opłakiwał nawet nie śmierć zabitego ukraińskim pociskiem członka swojej rodziny , lecz po prostu kogoś z sąsiedztwa, nie może bać się sankcji. Także ja się nie boję.
Mamy gdzieś ich sankcje
Swietłana Osipowa pracuje w jednym z donieckich liceów, mieszka na położonym na linii frontu osiedlu przy kopalni „Trudowskaja”, które codziennie ostrzeliwane jest przez ukraińską artylerię. W wyniku uderzenia pocisku z systemu „Grad” w samochód w 2014 roku zginął jej pierwszy mąż i niedoszła synowa, a jej syn, młody chłopak, odrzucony przez falę uderzeniową, został inwalidą, całkowicie tracąc wzrok.
Z obecnym mężem zbliżyła Swietłanę tragiczna wspólnota losów – jego pierwsza żona zginęła w wyniku uderzenia pocisku w przystanek autobusowy „Trudowskaja”. Osipowa również głosowała w wyborach.
Dlaczego głosowanie w wyborach deputowanych do Dumy było dla Pani tak ważne?
– Tak, głosowałam i ja, i mój mąż Żenia. Dla naszej rodziny to istotne z kilku powodów. Chcemy być usłyszani. Chcemy być w Rosji, w naszym domu, żeby nie nazywali nas darmozjadami; potrafimy pracować, budować, wychowywać i kształcić dzieci. I mamy już totalnie dosyć wojny, każdego dnia pod ostrzałem, codziennie! Naszym wyborem jest Rosja i chcemy kolejny raz tym głosowaniem to powiedzieć.
Nie obawia się Pani sankcji, którymi ukraińscy politycy grożą organizatorom i uczestnikom głosowania?
– Właśnie dziś rozmawialiśmy na ten temat z dyrektorem w jego gabinecie. Dyrektor powiedział nam, że Wołodymyr Zełeński mówi: „jak tylko wyzwolimy Krym i Donbas, ukarzemy tych ludzi”. Wszyscy jednym głosem odpowiedzieliśmy, że jest nam wszystko jedno, co sobie myśli Zełeński. Czego to już nie widzieliśmy w ciągu tych siedmiu lat wojny. Głosowaliśmy za Donieckiem w 2014 roku i głosowaliśmy z dumą teraz, w wyborach deputowanych do Dumy. Po tym, co się tu z nami działo, nie boimy się już niczego.
Najstraszniejsze było to, że straciliśmy naszych bliskich, a teraz niech sobie ogłaszają i 1000 sankcji – nam jest wszystko jedno. Ukraina nie pozostawiła nam wyboru w 2014 roku i teraz to już nie jej sprawa, na kogo tu głosujemy. Jestem obywatelką Rosji, więc niby czemu nie miałabym głosować w rosyjskich wyborach parlamentarnych? W 2014 roku jeszcze nie chcieliśmy się od nich odłączać, chcieliśmy tylko mówić po rosyjsku, taki był nasz wybór – a oni przyszli tu z wojną. Dziś to nasze prawo i mamy gdzieś wszystkie te sankcje.
Kristina Mielnikowa (korespondencja z Donbasu)
https://myslpolska.info/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz