Nie ma szczęścia Donald Tusk. Ledwo Nasza Złota Pani kazała mu wrócić na ojczyzny łono, żeby podkręcił tutejszych folksdojczów, ledwo proklamował wojnę Donalda z Kaczorem, ledwo spacyfikował Wielce Czcigodnego posła Nitrasa i legendarnego Władysława Frasyniuka, ledwo naskładał się jak scyzoryk, jaki to z niego katolik i w ogóle, ledwo ogłosił definicję patriotyzmu dla folksdojczów – że mają być europejsami – a tu jak grom z jasnego nieba gruchnęła wieść, jak to jego pretorianie, między innymi Wielce Czcigodny poseł Pupka i podobnie Wielce Czcigodny poseł Siemoniak pogalopowali na 50 urodziny pana red. Roberta Mazurka, gdzie przy wódeczce i zakąskach bratali się z pretorianami znienawidzonego Kaczora w osobach wicepremierów, ministrów, posłów i dygnitarzy drobniejszego płazu.
Niektórzy podejrzewają, że ze strony pana red. Mazurka była to słynna „prowokacja dziennikarska” – ale jeśli nawet tak, to nadal otwarte pozostaje pytanie, dlaczego tylu dygnitarzy, zarówno z obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, jak i obozu zdrady i zaprzaństwa, tak łatwo i tak skwapliwie dało się panu red. Mazurkowi sprowokować?
Tajemnica to wielka, ale wygląda na to, że faktyczna pozycja pana red. Mazurka, który jest skromnym dziennikarzem w RMF FM, jest znacznie wyższa, niż myślimy i kto wie, czy nie porównywalna do pozycji świeżego przyjaciela naszego nieszczęśliwego kraju, pana Jonatana Danielsa, do którego dygnitarze biegają na „szabasowe kolacje”.
Konsekwencje polityczne tych urodzin można porównać do urodzin Sabiny, żydowskiej żony powiatowego sekretarza PZPR Wardęgi z nieśmiertelnego poematu „Towarzysz Szmaciak”. „Był szósty czerwca (1967 roku – SM) i Sabiny właśnie wypadły urodziny. Wieczorem było u Wardęgów przyjęcie dla partyjnych kręgów.” Obecny na przyjęciu Rurka wyprowadził Szmaciaka z przyjęcia, mimo jego protestów, że „to jest pora dla dziecięcia”. A dalej było tak: „depesza pędzi już do Gnoma: Wardęga zdrajca. Punkt i koma. Wyprawił bal i aż do rana toasty wznosił za Dajana. Obecni byli – punkty dwa tu… (…) a z PRN-u Pyc i Paciak. Na dyrektywy czekam. Szmaciak”.
Wtedy zakończyło się to gwałtownym zakończeniem kariery sekretarza Wardęgi, a i teraz nie wiadomo, jakby się to skończyło dla Wielce Czcigodnych posłów Pupki i Siemoniaka, gdyby nie wstawiennictwo u przewodniczącego Platformy Obywatelskiej jego teściowej. Teściowa mianowicie zabroniła Donaldu Tusku karania winnych, ręcząc, że już więcej się to nie powtórzy. I Donald Tusk w podskokach usłuchał, co skłania do przypuszczeń, że teściowa Donalda Tuska cieszy się – podobnie jak red. Mazurek – znacznie wyższą pozycją polityczną i w ogóle, niż mogłoby się wydawać.
Wprawdzie wiadomo było, że Donald Tusk słucha się Naszej Złotej Pani, ale rewelacje z teściową wyszły na jaw dopiero teraz. Co tu ukrywać; od razu widać, że nasza młoda demokracja kryje w sobie niejedną zagadkę.
Tymczasem żydowska gazeta dla Polaków, gwoli odwrócenia uwagi gawiedzi od historycznych urodzin, ogłosiła wyniki energicznego dziennikarskiego śledztwa w sprawie obsadzania stanowisk w spółkach Skarbu Państwa. ”Gazeta Wyborcza” i jej kolaboranci w postaci portalu „Onet” i „Oko Press”, w którym w charakterze dziennikarki śledczej pracuje madame Blanka Mikołajewska, małżonka byłego szefa Zarządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa, i „eksperta od bezpieczeństwa”, pana Piotra Niemczyka.
To grono wywąchało na początek 900 beneficjentów spółek Skarbu Państwa i zapowiada kolejne denuncjacje. Pan red. Michnik najwyraźniej nie może wytrzymać bez realizowania leninowskich norm odnoszących się do „organizatorskiej funkcji prasy” i przemiennie donosi, jak nie na Kościół, to na „dobrą zmianę”.
Jeśli chodzi o Kościół, to były ojczyk-jezuita pan Obirek, zamierza ogłosić tam rezultaty swego dziennikarskiego śledztwa w sprawie „życia intymnego Jana Pawła II”. W sprawie spółek Skarbu Państwa sytuacja jest podobnie, a może nawet jeszcze bardziej smakowita, bo za rządów Donalda Tuska, a podobnie, jak Leszka Millera, czy Waldemara Pawlaka, co to „zawłaszczali państwo”, „Gazeta Wyborcza” była podobnie futrowana przez spółki Skarbu Państwa, jak dzisiaj, dajmy na to – „Gazeta Polska”.
Naczelnik Państwa skasował panu red. Michnikowi te sute alimenty, więc nic dziwnego, że jest on dzisiaj nieutulony w żalu i prowadzi dziennikarskie śledztwa, niczym w sprawie korupcyjnej propozycji, z którą przyszedł do niego Lew Rywin.
Pan red. Michnik na okoliczności dziennikarskiego śledztwa udaje dziewica, ale przecież jest już dużym chłopczykiem i powinien wiedzieć nie tylko, co dziewczynki mają pod spódniczką, żeby analizować ich „życie intymne” i wymyślać im różne zboczenia, ale i to, że spółki Skarbu Państwa, czyli tak zwane „sektory strategiczne” są właśnie po, to, by zaplecze polityczne rządzących gangów i ich zaplecze medialne, miały obfite żerowisko.
Pan red. Michnik biega u nas za autorytet moralny, ale widać gołym okiem, że rozwój jego moralności musiał zatrzymać się na etapie Kalego z „W pustyni i w puszczy”, co to dzisiaj uchodzi za powieść rasistowską. Nie przypominam sobie bowiem, by „Gazeta Wyborcza” kiedykolwiek poparła prywatyzację spółek Skarbu Państwa – a więc to tylko żal po utracie alimentów.
Tymczasem Europejski Trybunał Sprawiedliwości przysolił Polsce karę w wysokości pół miliona euro dziennie za niewykonanie postanowienia hiszpańskiej durnicy o natychmiastowym wstrzymaniu wydobycia węgla brunatnego w kopalni „Turów”. Kary te mają wpływać na konto Komisji Europejskiej i chociaż rząd buńczucznie oświadcza, że „nie ma mowy” o żadnym płaceniu, to rzecznik Komisji wyjaśnił, że będzie sobie ona należne kary potrącać z subwencji budżetowej dla Polski.
Nie jest to oczywiście jedyny pretekst do szantażu finansowego wobec Polski, bo widać wyraźnie, że po rozmowach prezydenta Józia Bidena z Naszą Złotą Panią, Niemcy odrzucają wszelkie pozory rewerencji. Nawiasem mówiąc, właśnie odbyły się tam wybory, z których nie ma zdecydowanego zwycięzcy, a w tej sytuacji rozpoczną się długotrwałe „rozmowy programowe”, to znaczy – kto dostanie które ministerstwo i kto bardziej, a kto mniej będzie mógł sobie pysk umoczyć w melasie – ale wygląda na to, że polityka Niemiec wobec Polski się nie zmieni bez względu na to, czy Niemcami będzie rządził Nasz Złoty Pan od socjaldemokratów, czy Nasz Złoty Pan od chadecji.
Ponieważ Nasza Złota Pani, co to upodobała sobie w Donaldu Tusku wywodziła się z chadecji, a wcześniej – z komunistycznego FDJ – to w przypadku objęcia stanowiska kanclerza przez Naszego Złotego Pana z socjaldemokracji, Donald Tusk będzie musiał wkraść się jakoś w jego łaski. Może przy pomocy teściowej?
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz