Polskie Stronnictwo Ludowe jest chyba najstarszym ugrupowaniem, jakie – co prawda pod rozmaitymi, zmieniającymi się nazwami – występuje na politycznej scenie.
Warto przypomnieć, że ojcami ruchu ludowego byli m.in. tacy ludzie, jak ksiądz Stojałowski, “istna figura zbrodniarza” – jak pisze o nim w “Pamiętnikach” Kazimierz Chłędowski. Miał on swój ulubiony trick. Kiedy na zebraniu widział, że jakiś jego pomysł nie ma zbyt wielu zwolenników, zdejmował ze ściany krzyż, wznosił go w górę i wołał: “Dzieci, kto jest za wnioskiem, niech tu klęknie razem ze mną i zaśpiewa ‚Serdeczna Matko’”.
Na tak poważną zastawkę wszyscy klękali i śpiewali, a jak skończyli, ksiądz Stojałowski natychmiast otrząsał się z pobożnej ekstazy, rozglądał się wokół i stwierdzał: “a więc wniosek przeszedł”. Potem jednak działało to już coraz słabiej i rzadziej, aż wreszcie zirytowani chłopi zaczęli księdza Stojałowskiego bijać.
Ta demagogia, chociaż niekoniecznie w postaci nadużywania ludowej pobożności dla drobnych korzyści politycznych, zeszła chyba w ruchu ludowym do poziomu instynktów. Znakomitą tego ilustracją był program polityczny ludowców w okresie międzywojennym. Stanisław Cat-Mackiewicz zwraca uwagę, że był on “astatystyczny”, bo dla spełnienia postulatu wydzielenia każdemu chłopu 15-hektarowego gospodarstwa, terytorium Polski było za małe.
W czasie wojny i okupacji niemieckiej ludowcy byli ważnym składnikiem tzw. “grubej czwórki”, ale po wojnie bolszewicy ich spacyfikowali, podobnie jak wszystkich innych i Zjednoczone Stronnictwo Ludowe, stało się jednym ze “stronnictw sojuszniczych”. W tego okresu ludowcom pozostała pewna dodatkowa właściwość w postaci najwyższej zdolności koalicyjnej. PSL ma stuprocentową zdolność koalicyjną, a w porywach nawet większą. A dlaczego? Oficjalne wyjaśnienie brzmi, że to wszystko dla Polski. Skoro dla Polski można nawet zabijać ludzi, to dlaczego nie wchodzić w koalicje?
Bliższe prawdy jest jednak wyjaśnienie inne. Otóż PSL, jeszcze w czasach pierwszej komuny, jako ZSL, obsadziło na swoich terenach łowieckich, czyli w gminach wiejskich i małych miasteczkach, wszystkie możliwe posady w sektorze publicznym. Na prowincji o dobrą posadę jest trudno tym bardziej, gdy ktoś akurat tam ma dom i kawałek pola. Nigdzie się przecież nie wyniesie, więc skoro już zdobył posadę, to jest gotów, jeśli nawet nie na wszystko, to na wiele, by ją zachować. Tym skwapliwiej, gdy Zosia, Marysia i Darek akurat kończą studia w wyższej szkole gotowania na gazie i trzeba stworzyć im jakąś niszę ekologiczną w postaci synekury.
Dzięki temu PSL ma aparat wyborczy, bo wszyscy ci ludzie doskonale rozumieją, że dopóki ta partia ma reprezentację parlamentarną, dopóty posady są bezpieczne, podczas gdyby z parlamentu wypadła, to trzeba by na gwałt szukać jakiegoś innego gwaranta, a ten przecież ma swoich klientów do wykarmienia. Toteż o ile PSL w sondażach rzadko kiedy przekracza próg klauzuli zaporowej, w wyborach zawsze się jakoś przez ten próg przetoczy, dzięki temu po zakończeniu pierwszej komuny, nadal “służy Polsce” już ponad 30 lat.
Zebrało mi się na te wspominki po wysłuchaniu dwóch rozmów w telewizji “Polsat”, która przynajmniej stara się uchodzić za obiektywną, co zresztą na tle TVP i TVN nie jest specjalnie trudne. Pan redaktor najpierw molestował pana rzecznika Żaryna , czy dziennikarze powinni wrócić do strefy nadgranicznej. Pan rzecznik chronił się za murami porządku prawnego i twierdził, że surowe prawa stanu wyjątkowego takiej możliwości nie przewidują, a na podstawie ustawy o ochronie granicy, jakaś praktyka zacznie się dopiero kształtować.
Następnym gościem redaktora był pan Piotr Zgorzelski, 58-letni zastępca pani kierowniczki Sejmu Elżbiety Witek. Nawiasem mówiąc, pana Zgorzelskiego z panią Witek łączy to, że oboje byli kierownikami szkół a obecnie awansowali na kierowników Sejmu. Nie wiem, jak sobie na tej posadzie daje radę pan Zgorzelski, bo u pani Witek pewne przyzwyczajenia z okresu kierowania szkołą musiały zejść do poziomu instynktów, co objawia się m.in. w postaci sztorcowania posłów. Jeśli tylko ten Sejm przetrwa do końca kadencji, to pewnie doczekamy się stawiania niesfornych posłów do kąta, wymierzania im linijką “łap”, a kto wie, czy nie będą musieli klęczeć na grochu?
Ale i panu zastępcy kierowniczki Sejmu też niewiele brakuje. Wspominając niedawną naradę Umiłowanych Przywódców, jaką zwołała pani kierowniczka Sejmu żeby sklecić większość która poparłaby ustawę o segregacji sanitarnej, przypomniał, że PSL postulowało wypłacenie każdemu zaszczepionemu obywatelowi 600 złotych. Widać, że gorzko tam żałują, iż w czasach dobrego fartu, to znaczy – za rządów koalicji PO-PSL – obydwa polityczne gangi chciały wszystko zjeść same, podczas gdy obecny polityczny gang wpadł na pomysł, by dzielić się z obywatelami okruszkami ze stołu pańskiego.
Epidemia stwarza korzystną sytuację, więc PSL też chciałoby zaprezentować się obywatelom w charakterze dobroczyńcy, który przychyla obywatelom nieba za ich, zabrane uprzednio, pieniądze – bo poza tym jest to znakomita okazja do cudownego rozmnożenia dodatkowych synekur w sektorze publicznym. Jedni będą kombinować, jakby tu obywateli w tym celu ograbić, inni – jak kontrolować, któremu należy się 600 złotych, a któremu niekoniecznie, no i wreszcie, dla specjalnie dobranych uczciwców, można ustanowić posady kontrolerów, badających czy nikt nie oszukuje. W sam raz dla Zosi, Marysi i Darka, którzy już nie mogą wytrzymać, kiedy wreszcie też będą mogli służyć Polsce.
Skoro rząd “dobrej zmiany” już się zdecydował namawiać z obozem zdrady i zaprzaństwa, jakby tu prześladować obywateli niezaszczepionych, to na pewno coś tam obmyślą, kładąc lachę na konstytucyjne zasady dobrowolnego uczestniczenia w eksperymentach medycznych i równości wobec prawa. Jak bowiem wiadomo, te konstytucyjne dyrdymały są dla dzieci, podczas gdy zastępca pani kierowniczki Sejmu, pan Zgorzelski, jest już dużym chłopczykiem i wie, że takimi głupstwami nie ma się co przejmować, bo najważniejsze, to żeby wypić i zakąsić.
Drugim wątkiem rozmowy był dostęp dziennikarzy nad granicę. Pan zastępca kierowniczki dowodził, że to konieczne, bo Aleksander Łukaszenka wysyła nad granicę swoich łgarzy, po których potem swoimi słowami powtarzają łgarze z CNN, więc w tej sytuacji Polska jak najszybciej powinna posłać na naszą stronę granicy naszych łgarzy, którzy CNN-owi suflowaliby coś odwrotnego. Na przykład, kiedy łgarze białoruscy pokazują zapłakane dzieci, to nasi łgarze powinni pokazywać dzieci roześmiane i szczęśliwe. Chodzi bowiem o to, żeby łgarstwo łgarstwem się odcisnęło, zgodnie z rzymską zasadą: vim vi repellere licet, co się wykłada, że siłę godzi się siłą odeprzeć.
Skoro tak, to dlaczego łgarstwa nie można by odpierać jeszcze lepszym łgarstwem? Nie tylko można, ale nawet trzeba, tylko trzeba przy tym robić zastrzeżenie, że “oni kłamią, a my mówimy prawdę”. Przecież wypróbowanych specjalistów od mówienia prawdy u nas nie brakuje, zarówno w telewizji rządowej, jak i w telewizjach nierządnych, więc kiedy tylko stan wyjątkowy dobiegnie końca, spragnieni prawdy pewnie wyruszą nad granicę całymi stadami.
Stanisław Michalkiewicz
https://prawy.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz