Wprawdzie napór egzotycznych turystów prezydenta Łukaszenki na polską granicę nadal się utrzymuje, ale nie jest już tak intensywny, jak przedtem. Być może dlatego, że Kreml wyznaczył Aleksandrowi Łukaszence zadanie ważniejsze w postaci „ćwiczeń” nad granicą z Ukrainą.
Jak wiadomo, Rosja skoncentrowała nad granicą z Ukrainą około 100 tys. żołnierzy i ciężką broń. Szef ukraińskiego Zarządu Wywiadu twierdzi, że Rosja zaatakuje w styczniu albo w lutym. Wszystko to być może, a w razie rosyjskiego ataku, Białoruś mogłaby wykonać coś w rodzaju ataku pozorowanego, odciągając w ten sposób część ukraińskich sił z kierunku „rosyjskiego” na kierunek „białoruski”.
Czy do tego w ogóle dojdzie, czy też eskalowanie napięcia jest elementem gry, która zakończy się wycofaniem rosyjskiego wojska z granicy w imię zachowania pokoju, w zamian za co Rosja uzyska międzynarodowe uznanie rozbioru Ukrainy, a może nawet lądowe połączenie z Krymem – przekonamy się w stosownym czasie. Nie możemy bowiem zapominać o letnich rozmowach prezydenta Putina z prezydentem Bidenem, podczas których mogło przecież dojść do jakichś uzgodnień.
Skoro tedy napór egzotycznych turystów nieco zelżał, to nieprzejednana opozycja powróciła do poprzedniej postawy. Krytykuje rząd po staremu, ale ponad podziałami zapanował consensus w sprawie osób niezaszczepionych, których Książę-Małżonek nazywa „szurami”. Okazało się, że to one są głównymi winowajcami epidemii i związanych z nią paroksyzmów, a w tej sytuacji Umiłowani Przywódcy, wspomagani przez siły fachowe, obmyślają coraz bardziej wyrafinowane sposoby zmuszenia ich do uległości w postaci zgodny na zaszprycowanie.
Polskie Stronnictwo Ludowe gotowe jest pójść na całość, ale pod warunkiem, że każdy zaszczepiony dostanie w nagrodę za dobre sprawowanie 600 złotych. Ciekawe, kto miałby te pieniądze rozdzielać – bo co do tego jeszcze chyba nie ma porozumienia.
Spotkanie zwołane przez kierowniczkę Sejmu, panią Witek, nie przyniosło spodziewanych rezultatów, a w tej sytuacji można powiedzieć, że odbyło się w atmosferze wzajemnego zrozumienia, co w języku dyplomatycznym oznacza brak porozumienia.
Tymczasem na epidemicznym odcinku frontu pojawiło się nowe zagrożenie w postaci nowej mutacji zbrodniczego koronawirusa pod nazwą „omikron”. Oczywiście szczepionki są skuteczne również i na tę mutację, ale zdaje się, że nie wszyscy są pewni. Na wszelki wypadek rząd zdecydował, że od 1 grudnia przywróci restrykcje znane z poprzednich mutantów i utrzyma je co najmniej do 17 grudnia.
Co będzie po 17 grudnia – tego jeszcze nie wiemy – oczywiście poza tym, że będzie Boże Narodzenie, a potem Sylwester i Nowy Rok, kiedy to obywatele koncentrują się na przeżyciach duchowych i rozrywkowych. 1 grudnia kończy się też stan wyjątkowy na obszarze nadgranicznym, ale Sejm właśnie przeforsował nowelizację ustawy o ochronie granicy, odrzucając wszystkie poprawki Senatu. Trafi ona teraz do prezydenta, który pewnie ją podpisze, być może nawet przed północą.
W „Gazecie Wyborczej” pojawiły się nadzieje, że prezydent albo się zawaha, albo nie zdąży, dzięki czemu nad granicę będą mogły runąć wszyscy wyposzczeni aktywiści o miękkich sercach, którzy zajęliby się turystami, no i oczywiście – dziennikarze, którzy łgarstwom najemników prezydenta Łukaszenki przeciwstawiliby swoje łgarstwa.
A la guerre, comme a la guerre – powiadają wymowni Francuzi, a wiadomo, że pierwszą ofiarą każdej wojny, a więc również wojny hybrydowej, jest prawda. Toteż nie dziwi nikogo pomysł Wielce Czcigodnej Klaudii Jachiry, która ogłosiła zamiar urządzenia swego biura poselskiego w Białowieży, a w jej ślady podążyła również Wielce Czcigodna Urszula Zielińska, które w ten sposób chcą uniezależnić się od ministra Kamińskiego któremu ustawa o ochronie granicy przyznaje spore uprawnienia. Jakie happeningi będą się tam odprawować z żubrami, a zwłaszcza z jeleniami, to możemy sobie tylko wyobrażać.
Happening urządziła też pani Marta Lempart, rozlewając przed siedzibą PiS na Nowogrodzkiej czerwoną farbę. Jak na nią, zachowała się powściągliwie, bo przecież mogła się tam i wyknocić i nasikać. Niestety nie wszystko przebiegło zgodnie z reżyserią, bo pojawiła się tam pani sprzątająca, z żądaniem by pani Lempart po sobie posprzątała. Ona też zachowała się powściągliwie, bo nie pożegnała się z panią Lempart firmowym zawołaniem Strajku Kobiet. Mimo to pani Marta wyniośle odmówiła, jako że stworzona jest do rzeczy wyższych, niż sprzątanie po sobie.
W odpowiedzi rządowa telewizja nie zostawiła na niej suchej nitki tym bardziej skwapliwie, że inne niezależne media wzięły w obroty Wielce Czcigodnego pana Łukasza Mejzę, który z ramienia wchodzącej do klubu Zjednoczonej Prawicy Partii Republikańskiej pana Bielana, nie tylko posłuje, ale w dodatku jest sekretarzem stanu w Ministerstwie Sportu. Media oskarżają go o prowadzenie spółki, która za duże pieniądze podejmowała się leczenia nieuleczalnie chorych dzieci, podobno przy zastosowaniu metod nie mających nic wspólnego z medycyną.
Premier Morawiecki zapowiada „podjęcie kroków” w celu wyjaśnienia sprawy, a tymczasem Wielce Czcigodny pan Mejza, nauczony doświadczeniem poprzedników oświadczył, że oskarżenia mają charakter polityczny, co – jak wiadomo – zwalnia od wszelkiej polemiki. Nie wszystkich jednak ta deklaracja zadowoliła, bo nie tylko pan Paweł Kukiz zamierza stawić Naczelnikowi Państwa ultimatum w tej sprawie, ale również Wielce Czcigodny Kacper Płażyński, który domaga się „decyzji” w sprawie posła Mejzy. Kto by pomyślał, że tak wiele zależy nawet nie od niewielu, tylko od jednego parlamentarzysty.
Ale nie tylko Wielce Czcigodnemu powinęła się noga, bo zarzuty usłyszała w prokuraturze również Doda. Podobno grozi jej nawet do 5 lat – ale jestem przekonany, że w jej przypadku wszytko zakończy się wesołym oberkiem, jak przystało na najlepsze towarzystwo. Chodzi bowiem o różne numery przy kręceniu, a właściwie – przy finansowaniu filmu „Dziewczyny z Dubaju”, w którym podobno są „momenty” jeden za drugim, więc nie jest wykluczone, że obraz może dostać nawet „Oskara”, zwłaszcza gdyby obok tradycyjnych „momentów” były tam również momenty chłostania Polski za antysemityzm.
Kto wie, czy polskie pochodzenie nie było przyczyną zmowy określonych sił, której ofiarą padł Robert Lewandowski. Ominęła go mianowicie prestiżowa nagroda „Złotej Piłki”. Dostał ją Argentyńczyk Messi, co również wywołało duży rezonans opinii publicznej – podobno również międzynarodowej – co wskazywałoby na istnienie dwóch międzynarodówek. Jedna jest butna i ostentacyjna, a druga jest dyskretna, ale też istnieje.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz