Fragment kazania J.E. bp. Bernarda Fellaya wygłoszonego 8 grudnia br., w święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, w kościele seminaryjnym w Ecône.
Gdy oddajemy cześć Najświętszej Maryi Pannie i Jej cnotom, wychwalamy nie tylko Jej najwyższą doskonałość, lecz jednocześnie Jej zwycięstwo. Nie myślimy o tym wprost, ale Kościół nam to przypomina. Gdy się mówi „zwycięstwo”, to jednocześnie trzeba powiedzieć „walka”, „zmaganie”. Jeśli Bractwo chce zmierzać ku tej świętości, musi walczyć. Jego członkowie muszą walczyć. Z własnymi słabościami — to oczywiste — ale również przeciw światu. I to mniej więcej charakteryzuje całe nasze przedsięwzięcie.
Tutaj odkrywamy prawdziwą tajemnicę: epokę, w której żyjemy. To wielka tajemnica, że Pan Bóg zezwolił duchowi tego świata, aby usiłował wejść do wnętrza Kościoła. Trzeba walczyć nie tylko z wrogami zewnętrznymi, ale również z niekatolickim duchem, który dostał się do Kościoła. Wyraźnie widzimy, że wprowadzenie tego ducha wraz ze wszystkimi nowinkami dokonało się w czasie II Soboru Watykańskiego.
To jest niewysłowiona tragedia. To zło jest wielką tajemnicą. Paweł VI mówił o dymie Szatana. To tak, jakby diabeł postawił stopę w sanktuarium. Ta rzeczywistość napełnia nas lękiem. Jest to radykalnie sprzeczne z istotą Kościoła. W Credo śpiewamy, że jest on święty i rzeczywiście wierzymy, że jest święty. A tymczasem niektórzy hierarchowie — biskupi, kardynałowie, nawet papież — wywracają wszystko do góry nogami i zachęcają wiernych do tego, czego Kościół zawsze zabraniał pod powagą interdyktów, pod groźbą sankcji aż po ekskomunikę.
Oto dlaczego arcybiskup Lefebvre powiedział: „Nie mogę”. A wy sami — jeśli się tu znaleźliście, to z tego samego powodu: Nie, nie możecie, ponieważ to wszystko obraża Pana Boga. To wielka tajemnica, ponieważ widzimy to wszystko i mówimy temu „nie”, a jednocześnie musimy wciąż głosić, iż Pan Bóg obiecał Kościołowi, że „bramy piekielne go nie przemogą”. Z jednej strony konieczne jest podkreślanie, że to jest Kościół Chrystusa, Kościół założony przez Boga, a z drugiej strony dostrzegamy wiele elementów, które nie są Kościołem, które przeczą Kościołowi, ale znajdują się w jego wnętrzu.
Zastanówmy się nad chyba najlepszym przykładem, który pomoże nam to zrozumieć: to jest jak choroba, która dostaje się do wnętrza ciała. Ta choroba jest jak ciało obce, ale to ciało obce jest już w środku. A jak komórki reagują, gdy znajdą się w pobliżu tych obcych ciał? Oczywiście próbują się bronić! A wówczas, o zgrozo, organy, które kontrolują organizm, mówią nam: „Nie musicie się bronić. Musicie wszystko przełknąć, wszystko zaakceptować”.
Od 40, a niebawem już 50 lat trwa taka sytuacja, z jaką mamy teraz do czynienia, a wciąż nie widać żadnej istotnej zmiany. Wszyscy słyszeli, że otrzymaliśmy propozycję z Rzymu, w której wyrażono gotowość uznania Bractwa. Problem polega na tym, że zawsze jest stawiany jakiś warunek. Bywa on formułowany na różne sposoby, ale w istocie jest zawsze taki sam: Bractwo musi zaakceptować sobór.
Obecny stan rzeczy można podsumować następująco: tak, możecie krytykować sobór, ale pod jednym warunkiem — musicie go najpierw uznać. My mówimy: tak, ale jak będzie go można krytykować po uznaniu? Wydaje mi się, że to jest uczciwe podsumowanie obecnej sytuacji.
Nie sprawi mi trudności objaśnienie wam odpowiedzi, jaką mamy zamiar udzielić. W propozycji Rzymu są coraz bardziej interesujące sformułowania, zbliżające się do tego, co sami mówimy. W tej chwili można by powiedzieć, że osiągnęliśmy punkt, w którym coraz wyraźniej widać problem, z jakim mamy do czynienia [podczas rozmów].
W propozycji, o której powszechnie się mówi, strona rzymska zobowiązała się do uznania tego, że te punkty nauczania soboru, które powodują trudności, mają być rozumiane jedynie w świetle nadal trwającej i obowiązującej Tradycji oraz Magisterium Kościoła. To jest jedyny sposób, w jaki można rozumieć te wątpliwe punkty: w świetle Tradycji. Poszli nawet jeszcze dalej: każde twierdzenie, każda interpretacja tych problematycznych tekstów, która sprzeciwia się Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła, musi zostać odrzucona. My mówiliśmy to zawsze!
Jest tam jednak małe dopowiedzenie, które brzmi: „tak jak głosi nowy katechizm”. Ale przecież nowy katechizm opiera się na soborze! Innymi słowy: z samą zasadą można się zgodzić, jednak z jej praktycznym zastosowaniem — wręcz przeciwnie.
To pokazuje, jak trudne są te problemy, a tak naprawdę tylko jeden problem. Leży on w rozumieniu określonych słów, takich jak „Tradycja” i „Urząd Nauczycielski”. Oni rozumieją te terminy na sposób, powiedzmy, subiektywny. Można rozumieć słowo „Tradycja” w znaczeniu „przekazywanie”, „proces przekazywania”. To jest Tradycja. Zwyczajowe rozumienie słowa „Tradycja” odnosi się jednak do treści: co ma być przekazywane dalej? Co ma być przekazywane z pokolenia na pokolenie? Klasyczna definicja mówi: to, w co w każdym czasie, wszędzie i wszyscy wierzyli (Commonitorium św. Wincentego z Lerynu). To jest przedmiot przekazu.
Dziś przechodzi się jakby od przedmiotu do osoby, która przekazuje; dlatego mówi się o „żywej Tradycji”, ponieważ osoba, która ją przekazuje, jest żywa. Życie się zmienia, zmieniają się papieże i wszystko idzie naprzód. Kiedy to się zmienia, zmienia się też wszystko i dlatego zmienia się też Tradycja. Pozostaje ona jednak Tradycją, nawet tą samą Tradycją, która się jednak zmienia.
Kościół oczywiście rozważał także takie rozumienie, ale w sposób całkowicie drugorzędny. Kościół nie myśli tak, mówiąc o Tradycji. Tradycja to depozyt wiary, całokształt wiary, którą Pan Bóg powierzył Kościołowi, aby Kościół przekazywał ją z pokolenia na pokolenie dla zbawienia dusz. To jest ta treść, i dlatego Kościół mówi w definicji papieskiej nieomylności sformułowanej na I Soborze Watykańskim, że Duch Święty, który został obiecany św. Piotrowi i jego następcom, papieżom, nie został obiecany w taki sposób, aby oni na podstawie jakiegoś nowego objawienia mogli nauczać czegoś nowego. Duch Święty został dany, aby dzięki Jego pomocy św. Piotr i papieże strzegli dokładnie tego,
strzegli święcie i wiernie tego, co jest niezmienne: objawionej wiary.
Taka jest sytuacja. Próbujemy rozmawiać, ponieważ ze strony Rzymu uczyniono w naszym kierunku gest, który musimy docenić. Gest zaskakujący, gdyż po dyskusjach stwierdzamy, że nie ma między nami zgody. Kiedy dwie strony się spotykają, dyskutują i stwierdzają, że nie ma między nimi zgody, cóż można zrobić? Rzym mówi: „Dobrze, ale mimo wszystko zaakceptujcie to”.
Odpowiadamy: nie możemy. Nie możemy tego zrobić. Dodajemy również: „Czy możecie popatrzeć na to w inny sposób? Czy nie możecie spróbować zrozumieć, iż to nie Bractwo stanowi problem, ale że problem tkwi we [współczesnym] Kościele? Problemem tym nie jest jednak Bractwo. My jesteśmy tylko z tego powodu «problemem», że mówimy, iż problem istnieje. Zatroszczcie się o prawdziwy problem. Jesteśmy gotowi, chcielibyśmy tylko jednego, mianowicie podejścia do rzeczywistego problemu”.
Musicie zrozumieć, że — patrząc po ludzku — nie ma wielkiej nadziei na to, że oni są gotowi do takiej zmiany nastawienia. Być może pomogą w tym niekorzystne okoliczności, fakty, zapaść, która jest coraz wyraźniej widoczna, jałowość… brak powołań. To jest bardzo, bardzo przerażające.
Właśnie niedawno widziałem statystyki zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej, tych sióstr, które niegdyś były wszędzie we Francji. Obecnie w całym kraju są tylko trzy siostry zakonne w wieku 30–40 lat, trzy w wieku 40–50 lat, większość (około 200) ma 70–80 oraz 80–90 lat, a kilka — powyżej 100 lat. Te ostatnie są liczniejsze niż siostry w grupach wiekowych 20–30, 30–40 i 40–50 lat, a jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie siostry w wieku 20–50 lat, są tylko o jedną liczniejsze niż siostry w wieku powyżej 100 lat — jest ich dziewięć, a może osiem. To są te siostry, które można było dotąd wszędzie spotkać! W całym kraju pełniły posługę czynnej miłości bliźniego. Tego już nie ma! Jest to tylko jeden z tysiąca przykładów, pomijając sytuację wśród kapłanów i wszędzie, gdzie się tylko spojrzy. Kościół umiera. Ginie. Mimo wszystko to powinno skłonić ich do refleksji. Można mieć nadzieję, można myśleć, że tu czy tam coś drgnęło. Ale ma się wrażenie, że to nie wystarczy. Tak, na pewno: potrzeba jeszcze łaski, potrzeba modlitwy, modlitwy i jeszcze raz modlitwy, żeby kochający Bóg dopomógł Kościołowi, żeby Matka Najświętsza coś uczyniła. Ona obiecała, że jej Niepokalane Serce zatriumfuje, aby wyprowadzić Kościół z tej strasznej zapaści.
I dla nas, którzy bierzemy udział w tej walce dla Kościoła, jest niezwykłą łaską być dziś członkami tego Bractwa. Chcemy dziś prosić Matkę Bożą, abyśmy — jeśli mogę tak powiedzieć — mogli być godnymi członkami tego Bractwa. Chcemy żyć wiernie według jego statutów, przestrzegać całym sercem i z wielką miłością reguł seminarium, czego się od was wymaga.
Prośmy o to Matkę Bożą, abyśmy każdego dnia na nowo pełnili wolę Bożą, uświęcali się i w ten sposób zdobywali dla Boga dusze — dusze, które nam powierzono. Dla większej chwały Bożej, dla chwały Matki Bożej i Kościoła, ku zbawieniu dusz. Amen
(Źródła: DICI, piusbruderschaft.de, 15 grudnia 2011).
http://news.fsspx.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz