„Nie akceptujemy świata, w którym dla państw ważniejsze są ich interesy niż względy moralne!” – rozlega się powszechnie nad Wisłą.
Ale wiecie, że to oznacza „nieakceptowanie” jedynego świata, jaki istnieje?
Światem rządzą interesy, koniec – kropka. Co więcej, również interesy wywołały tak jednostronne zaangażowanie zarządu III RP po stronie obecnych władz kijowskich. Tyle tylko, że w żadnym momencie nie były to i nadal nie są interesy polskie.
Jasne, ludziom może się wydawać, że robią rzeczy „moralnie słuszne”, ale z politycznego punktu widzenia tylko im się to wydaje. Istotniejsze jest ich emocjonalne samozadowolenie, skutkujące poparciem określonych haseł i postaw niż jakakolwiek rzekomo obiektywna rzeczywistość etyczna. Prościej: wierzcie w co chcecie. Inni to po prostu wykorzystają.
Będzie gorzej niż w latach 90-tych
Kwestie bieżących interesów są szczególnie interesujące choćby na przykładzie polsko-niemieckich relacji gospodarczych. Ogłoszona głęboka zmiana Energiewende to poważny czynnik spowalaniający gospodarkę naszego ekonomicznego germańskiego hegemona, to zaś odbije się bezpośredniego na jego polskich podwykonawcach. Ci mogliby wprawdzie mieć nadzieję na zastąpienie ukraińskich w przypadku przedłużenia wojny i/lub całkowitego odpadnięcia Ukrainy od struktur zachodnich – jednak proces przenoszenia kolejnych niemieckich montowni również może być utrudniany zaostrzoną linią polityczną obecnego rządu III RP i rosnącym podporządkowaniem Anglosasom.
A zatem, jakkolwiek by to paradoksalnie nie brzmiało – wypadałoby teraz trzymać kciuki za niemiecką gospodarkę, bo tylko Niemcy na dłuższą metę i większej masie są w stanie odciążyć Polskę od ciężaru utrzymywania ukraińskiej imigracji. Elementarne – jeśli nie dostaną pracy w Niemczech 3 miliony Ukraińców zostaną sobie w Polsce czekając na poprawę koniunktury i żyjąc z polskich zasiłków.
Zamiast tego zaś mamy ogłoszoną przez Jarosława Kaczyńskiego wojnę na dwa fronty, przeciw Rosji i Niemcom jednocześnie – na szczęście wciąż tylko odbywającą się na deklaracje. Kiedy jednak na raz obrazimy się na dostawy energii i z Rosji, i z Niemiec – głupie gesty zamienią się w szkodliwe działania i zaniechania, których skutkiem będą wykluczenie energetyczne, inflacja, nędza i załamanie gospodarcze na poziomie przebijającym dno lat 90-tych.
Zapomnieliśmy czasy Balcerowicza? No, to Kaczyński z Morawieckim wam je przypomną. Polakom zostanie zaś ogrzewać się facebookową „moralnością”, czyli zyskami kolejnych amerykańskich i globalnych karteli.
24, lutego Ukraina nie stała się sojusznikiem Polski
Przy tak zaburzonej percepcji i tak zresztą nie ma sensu, by przeceniać tzw. politykę demokratyczną. Przecież nawet taki 24. lutego jest dziś w Polsce postrzegany zupełnie opacznie, czyli wyłącznie przez pryzmat Ukrainy i to ukazywanej na sposób iście magiczny.
Tymczasem ta nie była przecież ani naszym „przyjacielem”, ani nawet formalnym sojusznikiem 23. lutego – więc nie stała się nim dzień później, cokolwiek by się internetowym histerykom i propagandystom wydawało.
Znacznie ciekawsza jest natomiast sytuacja z hegemonią amerykańską, organizacją stosunków międzynarodowych dotąd prowadzonych w związku z nią i to, co nastąpi po jej właśnie obserwowanym upadku. Prędzej czy później (i raczej prędzej wobec przyspieszenia przemian) nawet III RP będzie musiała zostać określona w rodzącym się właśnie nowym ładzie. Oczywiście, nadal przyznawana jej będzie pozycja marginalna i peryferyjna. Oczywiście też będziemy pilnowani, by sytuacji tej nie podważać. Pilnowanie będzie zaś nawet łatwiejsze wobec zwijania się pozorów demokracji liberalnej.
Wszystko to jednak nie oznacza, że oto „historia się [znowu…] skończyła” albo że dla Polski „nie ma już geopolityki”. Nic się nie skończyło, nic nie umarło. Histeryków słychać trochę głośniej – ale przecież ich głosy mają równie mało znaczenia, jak wszystkie inne. Ogół jest rządzony, a nie rządzi, zrozummy to wreszcie. Kto więc myśli – może to zatem czynić nadal. Tego wszak zabronić nawet sobie sami nie zdołamy.
Nie potrzebujemy Ukrainy jako „strefy buforowej”
Ale jednak myślmy – a nie posługujmy się kalkami. Takimi choćby, jak bodaj najpopularniejsza i niby poza bzdurnictwem „moralnym”. Powtarzanie frazesu o Ukrainie jako o „w oczywisty sposób niezbędnej strefie buforowej” – to jakaś zbiorowa skaza na resztkach polskiego zdrowego rozsądku. Nikt nigdy nie wytłumaczył najmniejszej nawet korzyści dla Polski z istnienia Ukrainy (w szczególności takiej, jak obecnie, nazistowsko-oligarchiczno-prozachodniej), ale powtarzane to jest jako zupełny aksjomat.
Co, nb. jest sprzeniewierzeniem się nawet koncepcji piłsudczykowskiej, z której ten nonsens bywa wyprowadzany. Dla marszałka bowiem nie było bynajmniej obojętne JAKA Ukraina ma istnieć, stąd chciał stawiać tylko na takich faktycznie wiążących się z Polską i od Polski ZALEŻNYCH. Już mniejsza z tym czy wybierał dobrze i czy sam pomysł miał w tamtym czasie sens. Jednak tym bardziej przecież wiemy, że współczesna Rzeczpospolita jest zbyt słaba (bo uzależniona od Zachodu), by Ukrainę utrzymywać we własnej strefie wpływów, tym bardziej zatem jej istnienie jest nam zbędne.
Nie ma symetrii w geopolityce
Objawia się też postawa rzekomej równowagi, karkołomne upieranie się, że skoro nieliczni świadomi (słusznie!) potępiali objawy imperializmu atlantyckiego, to teraz symetrycznie zmuszeni są oprotestować wszelkie militarne działania Rosji czy przyszłościowo Chin. Ha, ależ właśnie chodzi o to KTO czyni, a nie CO czyni.
Przeciwko zachodnim operacjom wojskowym, „antyterrorystycznym” itd. należało i należy być dlatego, że są ZACHODNIE, a nie z powodu ich przebiegu. Po prostu, najważniejszymi zagadnieniami dla Polski są jej peryferyjność, pułapka średniego wzrostu, w której się znajdujemy i związany z nimi niski poziom życia. Wszystkie te elementy są w Polsce zabezpieczane przynależnością do struktur zachodnich i globalną dominacją USA. Wszelkie działania dominację tę osłabiające, wszelka aktywność rozbijająca spójność struktur zachodnich są zatem dla Polski i Polaków korzystne. I dlatego też należy wspierać, a przynajmniej kibicować przeciwnikom Ameryki w organizowanych przez nią wojnach.
Nic natomiast z tego nie zachodzi w przypadku Wschodu. A nawet dokładnie przeciwnie: tak jak na Ukrainie to strona formalnie zaatakowana reprezentuje stronę wrogą Polsce. Stąd też właśnie KONSEKWENTNIE jest i potępianie agresji amerykańskich, i zarazem dostrzeganie korzyści z akcji przeciwamerykańskich. Ich formy są rzeczą przyczynkarską.
Dlaczego? Bo ani Rosja, ani Chiny nie reprezentują sobą kompletnego systemu geokultury, który mogłyby / chciałaby narzucić całemu światu. W dodatku naszym problem jest żandarm istniejący OBECNIE, a nie potencjalny czy wyimaginowany na przyszłość. I tak, trudno nie zauważyć, że co hałaśliwsi członkowie narodu polskiego wrzeszczą, że wcale nie chcą być uratowani. Ale nie rozmawiamy tu o taktyce wyborczej, tylko o interesach narodowych i racji stanu. A te są wszak obiektywne, ponadczasowe i nieokreślane przez telewizję i media społecznościowe.
Zasada Ogólna Nr 1
Czy jednak znajdziemy dość siły i determinacji, by interesów polskich bronić? Nie łudźmy się, będzie coraz trudniej. Raz wprowadzone zapisy cenzorskie nie zostaną przecież zniesione. Tematy skutecznie wypchnięte poza obręb dopuszczenia do obiegu – już do niego nie wrócą.
To nie jest kwestia żadnego „momentu, w którym nie pora wspominać o…”, tylko zmiana świadomościowa, którą Polakom chciano zafundować od dawna. Za propagandą idą zaś konkrety, zmiany prawa przewidujące m.in. oskarżenia o „szpiegostwo”, rozszerzone znaczeniowo na dowolną formę krytyki kolonialnego statusu Polski.
Na podstawie subiektywnych domniemań zawłaszczane będą majątki, a jakakolwiek prawdziwa opozycyjność będzie równała się pozbawieniu i środków do życia, i wolności. Dlaczego więc nadal czytacie Państwo ten artykuł, a autor nie zrezygnował z jego napisania?
Ze względu na Zasadę Ogólną Nr 1. Tu jest Polska: co może pójść źle – to pójdzie. I
II RP jedyne, co dotąd produkowała i to w nadmiarze, to multum radzieckich urządzeń do gwizdania w d… Które, jak wiadomo, mają tylko te dwie wady, że nie mieszczą się do d… i nie gwiżdżą. Nic w III RP nie działa, więc libfaszyzm i zamordyzm też nie będą.
Konrad Rękas
https://myslpolska.info
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz