Na północy Polski rozciąga się niezbyt wielka ale bardzo malownicza kraina – Szwajcaria Kaszubska. Region o bogatej a jeszcze nadal mało znanej kulturze. Może dlatego, że język kaszubski jest inny… A kultura – bo to więcej niż tylko folklor – jest mocno zakorzeniona w tradycji mieszkańców tej krainy, w ich podejściu do życia codziennego, do tradycji i miejscowego obyczaju.
Pomimo przemian cywilizacyjnych jest ona nadal obecna w życiu Kaszubów. Niemal każda uroczystość, święto, obchodzone czy to w kręgu rodzinnym czy w publicznie nie może obyć się bez tradycyjnych elementów, obrzędów, muzyki, śpiewu czy tańca. Bo jak wcześniej powiedziałem, to nie tylko ożywiany okazjonalnie folklor, ale odwiecznie kultywowana tradycja, która jest żywa również wśród młodego pokolenia.
Nie inaczej ma się sprawa z największym świętem chrześcijańskim, jakim jest Wielkanoc. Nim jednak nadejdzie ten radosny czas świętowania, poprzedza je okres Wielkiego Postu trwającego 40 dni, który kończy Niedziela Palmowa i Wielki Tydzień. Te ostatnie dni stanowią czas bezpośredniego przeżywania całej liturgii Triduum Paschalnego.
Pobożni Kaszubi podczas Postu nie spożywali posiłków mięsnych a nawet mleka, łącznie z jego przetworami. Zdarzało się również, że dla większego umartwienia do bulw, czyli ziemniaków dodawano octu. W Wielkim Tygodniu przeprowadzano również generalne porządki w domu i obejściu. W tym celu w Wielki Piątek ścinano brzozową gałąź, by nią zamieść dom. Ciekawy był w tym momencie zwyczaj wyrzucania wymiecionych śmieci za grańca a więc za granicę, a mówiąc inaczej za miedzę czyli na pole… sąsiada. W ten sposób zapewniano sobie czystość własnego domu na cały przyszły rok…
Do ostatnich dni Wielkiego Tygodnia przypisane były określone zajęcia. Na Wielki Czwartek przypadało gotowanie i farbowanie jajek, którym zajmowały się wyłącznie mężatki. Zgodnie z tradycją, każdy mężczyzna, który pojawiał się w pobliżu malujących przynosił pecha. Aby ów zły urok „odczynić” wypowiadały „zaklęcie” – „sól tobie w oczy, a w zęby piasek” i sypały za nim solą.
Na Kaszubach nie ma tradycji pisanek lub drapanek. Zdobienie było wyłącznie jednobarwne. Kolor uzyskiwało się poprzez wygotowanie jajek w łupinach cebuli, soku z buraka, jagód, źdźbeł oziminy lub kory drzew. By nadać im pożądany połysk smarowano je skórką słoniny. Woda z gotowanych kraszanek miała również swoje „magiczne” zastosowanie.
Wierzono, że gdy dziewczyna umyje nią twarz, przybędzie jej urody. W tym dniu dobrze było również wysiewać kwiaty, jako że będą one długo kwitnąć. Był to również bardzo dogodny dzień na pracę w polu. Posadzone w tym dniu rośliny mają dać obfity plon.
Powiązaniem tradycji ludowej z chrześcijaństwem był zwyczaj obmywania nóg przed pójściem do kościoła na liturgię Wieczerzy Pańskiej. Według podań ludowych czynność ta miała zabezpieczać przed ukąszeniem żmii lub skaleczeniem. Ale czyż nie jest to ludyczne nawiązanie do ewangelicznego obmycia nóg Apostołów przez Jezusa?…
Wieczór i noc z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek, to również czas dwóch wymiarów – profanum i sacrum, które jak w całej tradycji ludowej stale się przeplatają. Nie inaczej było na Kaszubach. W odniesieniu do owego profanum opowiadano o ukazujących się tej nocy błędnych ogniach, które świecąc tuż nad ziemią przez całą noc miały doprowadzić do skarbu. Gdy się go odnalazło należało trzykrotnie przeżegnać się i zamilknąć. Wówczas strzegący skarbu purtk (diabeł) tracił moc.
Poprzez milczenie przechodzimy do kolejnego dnia – Wielkiego Piątku, który na Kaszubach określa się jako Płaczeboga. Dzień ten jest przepełniony milczeniem. Od czwartkowego wieczoru milczą kościelne dzwony i organy. Jedynym dźwiękiem słyszanym w tym dniu były klekotki i sznary (kołatki). Tego dnia nie pracowano już w polu. Można było jednak sadzić drzewa i krzewy owocowe. Wieczorem zaś kapano się w jeziorach, co miało chronić skórę przed chorobami.
W Wielkim Tygodniu przeprowadzano również generalne porządki w domu i obejściu. W tym celu w Wielki Piątek ścinano brzozową gałąź, by nią zamieść dom. Ciekawy był w tym momencie zwyczaj wyrzucania wymiecionych śmieci za grańca a więc za granicę, a mówiąc inaczej za miedzę czyli na pole… sąsiada. W ten sposób zapewniano sobie czystość własnego domu na cały przyszły rok…
Z Wielkim Piątkiem wiąże się jeszcze jeden zwyczaj. Na Kaszubach żur był to potrawą, którą spożywano w czasie postu. Podczas Triduum Paschalnego młodzi chłopcy chodzili z garem żuru i rozlewając go wołali: „koniec twojego czasu”. Tworzyli oni przy tym bardzo rozbudowane formy wypowiedzi oraz fraszki na temat śledzi również spożywanych podczas postu.
Określenie Płaczeboga rozciągało się również na Wielką Sobotę. W tym dniu przyjął się zwyczaj trzymania straży przy Grobie Pańskim. Zwyczajem, który stosunkowo niedawno przyjął się w tym regionie jest świecenie pokarmów. Pojawił się on dopiero w XX w. Jak stwierdzają etnografowie, jest to zwyczaj, który przywędrował na Pomorze z sąsiednich regionów Polski. Wierni swojej tradycji Kaszubi nazywają go – bez negatywnego kontekstu „polskim” zwyczajem.
Wielka Sobota to oczywiście również święcenie ognia i wody rozpoczynające liturgię Wigilii Paschalnej. W tym dniu wierni zgromadzeni w kościele, a w zasadzie przed nim liturgię Wigilii Paschalnej w zupełnej ciemności. Od rozpalonego ogniska przed kościołem zapala się Paschał, który symbolizuje światło Chrystusa i jest uroczyście wprowadzany do zaciemnionej świątyni. Dopiero od niego rozpala się światło we wnętrzu. Na Kaszubach ogień z tego ogniska zabiera się do domu i od niego rozpala na nowo piece. Ten ogień miał też stanowić o szczęściu i bezpieczeństwie domostwa. Na zakończenie uroczystości do domu zabierano również uświęconą tego wieczoru wodę.
Obrzędy Wigilii Paschalnej prowadzą do tego najważniejszego dla chrześcijan wydarzenia – radosnej nowiny o Zmartwychwstaniu. Na Kaszubach jest ona określana jako Jasträ. Pochodzenie tej nazwy nie daje się jednoznacznie wytłumaczyć. Jedna z tez o jej pochodzeniu, sięga bardzo zamierzchłej przeszłości w czasach przedhistorycznych. Wyjaśnia ona jej pochodzenie od nazw różnych bóstw lub bożków prasłowiańskich. Wszystkie one były powiązane z przesileniem wiosennym a więc odradzaniem się życia w przyrodzie. Istnieją również dowody wskazujące, że źródłosłowu tego określenia należy doszukiwać się w wyrażeniu jaster czyli jasny, świetlisty.
Pozostawmy językoznawcom ich wywody i skupmy się na tradycji i zwyczajach kaszubskiego świętowania. Niedziela Wielkanocna od zawsze w tym regionie była dniem poświęconym rodzinie. Spędzano go w domach, na wzajemnych odwiedzinach rodziny lub sąsiadów. Z uwagi na wspólne spędzanie czasu, był to dobry moment na swaty i zrękowiny, po których dawano na zapowiedzi. W tym celu rodziny były odwiedzane przez wrejarza (swata) i wówczas to kojarzono przyszłe małżeństwa.
Jasträ to również radość dla dzieci. Tak jak na Gody, czyli kaszubskie Boże Narodzenie przychodzi z prezentami Gwiazdor (Św. Mikołaj), na Jasträ upominki przynosi zajączek. Dzieci w ogrodzie przydomowym musiały szukać wykonanych ze słomy gniazd. To w nich znajdowały się łakocie dla dzieci.
Od samego poniedziałkowego rana następowało degówanie, czyli to co znamy jako dyngus. W przeciwieństwie do innych regionów, tutaj nie polewano dziewcząt wodą. Chłopcy i mężczyźni, uzbrojeni w rózgi brzozy lub jałowca odwiedzali zaprzyjaźnione domy. Cel tych odwiedzin mógł być tylko jeden. Przyniesionymi rózgami uderzali dziewczęta i kobiety po nogach. Oczywiście najlepiej było, gdy białki, korzystając ze świątecznego czasu jeszcze nie wstały i spod pierzyny wystawały gołe nogi. Na Kaszubach również dziewczyny dygowały chłopców.
Jak wiele innych zwyczajów ludowych, tak i ten znajdował swoje racjonalne wytłumaczenie. Bicie gałązkami miało być przekazywaniem sobie nawzajem mocy i siły żywotnej. Ich symbolem – „przekaźnikiem” były właśnie owe brzozowe lub jałowcowe rózgi. Jak na początku lat 30. XX w. wyglądał ten zwyczaj, opisuje ówczesny etnograf Jan Patok:
W drugie święto rano zaczyna się tak zwany dyngus, po kaszubsku „dëgówani”. Chłopcy, uzbroiwszy się w rózgi brzozowe i wodę, chodzą od domu do domu i oblewają dziewczęta. Pomimo, iż słyszy się piski i narzekania, jednak dziewczęta to lubią, gdyż „dëgówani” przynosi rzekomo zdrowie, piękność i szczęście w miłości. Każdy młodzieniec kapie i bije swoją wybraną; skoro tego nie uczyni, ona go opuszcza (…). Zadowolony wieśniak przygląda się tym kąpielom, gdyż im więcej wylewa się wody przy „dëgówaniu”, tym więcej mleka dadzą krowy na przyszły rok.
Warto tu jeszcze przytoczyć fragmenty ludowej poezji opisującej ten zwyczaj:
Przyszlim my tu po dyngusie
Powiedzieć wam o Chrystusie:
Wielki Czwartek, Wielki Piątek
Miał Pan Jezus wielki smutek.
Wielki smutek wielkie rany
Za nas wszystkich chrześcijany.
Dajcie, dajcie jak Bóg każe,
Po jajeczku i po parze.
Dyngu, dyngu po dyngusie
Leży placek na obrusie
Pan Bóg daje, matka kraje,
Proszę dać nam po dwa jaje.
Przyszli my tu po dyngusie
Powiemy wam o Chrystusie
Że się Chrystus nam narodził
Z rózgą po dyngusie chodził.
Każde święto to również w dawnej tradycji nie tylko odmiennie spędzany czas. To również czas przygotowywania i spożywania odmiennych od codziennej diety potraw. Każdy region w tym względzie cechował się odmiennymi zwyczajami. Na Kaszubach, w niektórych rodzinach jeszcze w świąteczny, niedzielny poranek przestrzegano postu. Dopiero przed południem spożywano posiłek składający się z prażonych ryb i śliwek z kluskami. Ulubionym daniem kaszubskim tego dnia była prążnica, czyli jajecznica na słoninie. Oczywiście obfitość stołu była uzależniona od zamożności gospodarzy. U biedniejszych chłopów jedzono jajka, kiełbasę oraz ciasta drożdżowe.
W bogatych domach gburów i drobnej szlachty jastrowa joda, jak po kaszubsku nazywa się święconkę, składała się ze znacznie większej ilości potraw. Na stole znajdowały się oczywiście jajka, kiełbasa, mięso i chleb. Z okazji świąt przygotowywano specjalne foremki do masła w kształcie Baranka. Na świątecznym stole kaszubskim podawano również gęsinę i zylc. Ta ostatnia potrawa to galaretka z posiekanego mięsa. Została ona obecnie wpisana na listę produktów tradycyjnych. Innym daniem są salcesony zwane tutaj krwawo. Była również przygotowywana wątrobianka oraz pieczone mięsa.
Obok potraw, nie mogło również zabraknąć ciast. Ta część świątecznych smakołyków składała się oczywiście z tradycyjnych mazurków i bab drożdżowych. Ale był też pieczony tzw. marchewny kuch zwany też biednym ciastem. W jego skład wchodzi mąka, woda i marchew. Był on spożywany przede wszystkim w biedniejszych gospodarstwach. Charakterystycznym wypiekiem świątecznym tego regionu jest młodzewe czyli placek drożdżowy.
I tak to na Kaszubach mijał Jastrowe czas. Od poświątecznego wtorku następowały kolejne dni mozolnej pracy na niezbyt urodzajnej glebie kaszubskiej lub też na bardzo niespokojnym „polu” jakim było rybaczenie na morzu. I może właśnie dlatego, Kaszubi są tak przywiązani do swojej tradycji, kultury i obyczaju. Ukształtował ich trud życia codziennego.
Andrzej Kotecki
https://myslpolska.info
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz