poniedziałek, 30 stycznia 2023

Handel

 

Handel


Podobno w przyszłym roku mają być wybory. Czy tak będzie, to będzie zależeć od tego, jak rozwinie się sytuacja na Ukrainie.

W każdym razie przygotowania do nich idą pełną parą i pojawił się nowy ruch, czy może zaczątek nowej partii politycznej – Ruch Dobrobytu i Pokoju (RDiP), którego twarzą jest Maciej Maciak z kanału internetowego „Musisz to wiedzieć”.

Ruch ten ma już bardzo dobrze rozbudowaną na terenie całej Polski sieć lokalnych przedstawicieli i zwolenników. Trzeba przyznać, że to wszystko rozwinęło się nadzwyczaj szybko, a ostatnio programy Maciaka są przerywane reklamami, a to oznacza, że za nimi idą pieniądze. To oczywiście nie przeszkadza mu narzekać, że YouTube go cenzuruje, usuwa filmy itp.

Jestem pełen podziwu dla scenarzystów i reżyserów, którzy wykreowali ten Ruch. Podstawowe założenie było takie, że jego twarzą ma być ktoś z prowincji, a więc nie związany z żadnym wielkim miastem, gdzie mieszkają wszyscy znani politycy. Nie Warszawa, Kraków, Gdańsk, Wrocław czy Górny Śląsk. Tylko Włocławek – miasto średniej wielkości (ok. 100 tys. mieszkańców), nie zadupie, ale też i nie metropolia. Położone w centrum Polski, stare miasto z historią. Rzec by można, że to kwintesencja Polski, a człowiek kierujący tym Ruchem to jeden z nas.

W swoich programach Maciej Maciak atakuje przede wszystkim Morawieckiego, bo twierdzi, że on, jako szef rządu, jest odpowiedzialny za wszystko i jego odsunięcie od władzy jest najważniejsze. To oczywiście nie wystarczy. Potrzebna jest jeszcze nowa partia, która zdobędzie władzę i zrobi porządek. Obecnie rządzący to durnie, którzy nie mają pojęcia o rządzeniu i o tym, w jaki sposób uzdrowić gospodarkę. – Tak twierdzi Maciak. Jego program to willa z basenem dla każdego. To hasło, które ma sugerować, że interesują go tylko sprawy zwykłych ludzi, a nie jakieś wojny i że przy dobrym zarządzaniu państwem osiągnięcie tego celu jest realne.

Dla Maciaka wszystko jest proste. W jednym ze swoich programów powiedział, że handel jest prostym zajęciem, intuicyjnym niemal i że Polacy też mogą w nim osiągać sukcesy. No bo przecież kupić towar, dodać do ceny zakupu swoją marżę i podatek Vat, to nie jest trudna sprawa. No nie! Nie jest to trudna sprawa.

A skoro tak, to dlaczego te drobne sklepiki padają? Bo wypierają je sklepy wielkopowierzchniowe i sieciówki. A dlaczego Polacy po 1989 roku nie potrafili stworzyć własnych sklepów wielkopowierzchniowych i sieciówek? Bo tacy niezaradni i nie maja głowy do interesów? Może są debilami, skoro nie potrafią sobie poradzić z tak prostym zajęciem? To bardzo wygodne tłumaczenie, szczególnie dla Żydów, w których rękach są środki masowego przekazu i również handel.

O sukcesie w handlu decyduje cena zakupu towaru. To jest podstawa, od której nalicza się marżę handlową i podatek. Kto ma niższą cenę zakupu ten rządzi na rynku, bo ma większą marżę, a co za tym idzie i zysk, albo może tak obniżyć cenę sprzedaży, że konkurencja nie będzie w stanie zaoferować takiej samej i mieć jeszcze jakiś zysk. Tak więc jest, że jedni na rynku mają niższą cenę zakupu, a inni – wyższą. Dlaczego tak jest i skąd się to bierze?

Ceny ustala ten, kto rządzi handlem na każdym poziomie dystrybucji: centralnym, regionalnym i lokalnym, czyli tym, który obsługuje klienta końcowego, czyli każdego z nas. Nie jest żadną tajemnicą, że handel jest w rękach Żydów i to od początku. To nie jest wynik jakichś szczególnych predyspozycji, tylko efekt rozproszenia, który powoduje, że Żydzi są wszędzie i wszędzie utrzymują ze sobą kontakty i wymieniają między sobą informacje na temat rynków i ich potrzeb.

To nie tak, jak w przypadku Cyganów, którzy chodzili od wsi do wsi i sprzedawali patelnie. Zawsze ktoś się znalazł, kto kupił, ale taką metodą daleko się nie zajedzie i Cyganie daleko nie zajechali.

Taki handel, jaki uprawiają Żydzi od początku, wymagał też powszechnego środka wymiany, czyli pieniądza oraz kredytu, który ten handel napędzał. Jeśli więc kontroluje się dystrybucję towaru od producenta do konsumenta, to kontroluje się też jego cenę na każdym etapie dystrybucji i to, komu sprzedaje się towar w niższej cenie, a komu – w wyższej. Tak to jest, że Żyd Żydowi sprzeda towar po niższej cenie, niż gojowi. I tu jest cała tajemnica tego, że Polacy nie mogli stworzyć własnych sklepów wielkopowierzchniowych i sieciówek. A poza tym drobnym szczegółem, to Maciak ma całkowitą rację – handel jest zajęciem intuicyjnym.

Nikogo więc, po tym, co napisałem, nie powinno już dziwić, że w ustawie o zamówieniach publicznych jedynym kryterium decydującym o wyborze oferty jest cena. Nietrudno też domyślić się, kto za przyjęciem tej ustawy w takim kształcie stał i komu to nadal służy.

Tak działa handel żydowski i to nie od dziś. To było wielokrotnie opisywane w literaturze. Michał Bałucki w swojej powieści z 1885 roku W żydowskich rękach pisał:

„Jeszcze baraku nie rozpoczęto budować, kiedy przemyślny Żyd, w budce naprędce z desek ukleconej założył filię swojej szynkowni, zaopatrzył ją w różne wiktuały i tym sposobem zagarniał cały prawie zarobek robotników do swej kieszeni. Teraz urządził on już porządną kantynę, zasobną we wszystko, czego nie tylko prosty robotnik, ale rękodzielnicy i inżynierowie potrzebować mogli. Rozumie się, że za to Habe kazał sobie dobrze płacić, toteż mu płacono, bo wyboru nie było. Miasteczko było daleko, a w bliskości nikt Habemu konkurencji nie robił.

Szynkarz z Zagajowa, katolik, próbował parę razy dowozić do baraku artykuły żywności i wódkę, ale Habe obniżył w tym czasie ceny u siebie, wszystko pchało się do niego, zwłaszcza że dawał na kredyt, a szynkarz zagajowski wracał do domu z niesprzedanym towarem, lamentując nad stratą, jaką poniósł.

Dziedzic Zagajowa, gdy się do niego doniosło, robił usiłowania, aby Habemu zabroniono szynkować na jego gruncie, ale odpowiedziano mu z rządu, że nie mają do tego prawa, bo Habe szynkuje na gruncie kolejowym. Na to nie było rady, a Habe zacierał ręce z radości, że mu się udało wcisnąć znowu do wsi, z której go kiedyś tak sromotnie wygnano i na złość Czujce tuż pod jego okiem prowadzić swój handel. Dla nasycenia się tą uciechą często zajeżdżał do kantyny, przesiadywał tam chętnie, to robiąc obrachunki ze swoim szynkarzem, to zamawiając sobie ludzi do roboty; gdyż – jak wiemy – Habe zajmował się dostawą materiałów do budowy.”

Bałucki nie wyjaśnił tu, dlaczego Żyd Habe mógł obniżyć cenę. Ktoś nieznający realiów handlu mógłby sobie pomyśleć, że to jakieś tajemne sztuczki Żydów i ich zmysł do interesu. Jednak prawda jest bardziej prozaiczna, co też oni starają się ukryć i bardzo jest im na rękę, gdy ktoś mówi o nich, że mają smykałkę do handlu i interesów. Po prostu Habe miał niższą cenę zakupu niż szynkarz z Zagajowa.

Kwestię żydowską i złożoność relacji polsko-żydowskich przedstawia Bałucki w szerszym kontekście i porusza mniej znane wątki tych relacji:

„Żyd nie rozumie interesu bez malwersacji. Tam, gdzie nie oszukuje, uważa się za stratnego. To podstawa ich spekulacji. I dlatego też śmieszą mnie nawoływania dziennikarskie, że powinniśmy współzawodniczyć z nimi na polu handlu i przemysłu i zamiast rozpalać się ku nim nienawiścią, uczyć się od nich sposobu robienia interesów. To tyle znaczy, jakby mi kto kazał od złodzieja uczyć się sposobu nabywania majątku. Współzawodnictwo z ludźmi, dla których wszystkie środki są godziwe, jest niemożliwe dla tych, którzy chcą zostać uczciwi.

Prawda, że i u nas naliczyłby dosyć takich, co z Żydami mogliby iść w zawody pod względem nieuczciwości, wyzyskiwania ludzi et cetera, ale u nas opinia gardzi takimi, gdy przeciwnie u Żydów opinia składa się z samych takich ludzi; uczciwi w znaczeniu pełnej moralności, należą tam do wyjątków, a Żyda, który by nie oszukał w swoim życiu nikogo, ze świecą trzeba by szukać. Powiadają, że ich religia toleruje podobną niemoralność, a nawet ją usprawiedliwia. Jeżeli tak jest, to czyż podobna nam rywalizować z tym narodem? Tu nie idzie o sam spryt, przebiegłość, ruchliwość których brak nam zarzucają, tu idzie o moralność, z której żaden uczciwy człowiek wyzuć się nie może i oto powód, dla którego w walce z Żydami na polu przemysłu i handlu jesteśmy pobici.”

To prawda, że Żyd, jak kogoś nie oszuka, to jest chory, ale to nie moralność przeszkadza Polakom konkurować z Żydami. Tak jak napisałem, to fakt, że handel jest w ich rękach i to oni decydują o tym, komu pozwolą odnieść sukces, a kogo usuną z rynku.

W innym miejscu czyni Bałucki bardzo trafne uwagi, które do dziś nie straciły na aktualności. Wprost przeciwnie, stały się naszą rzeczywistością.

„Pokazało się, że ten lichy Żyd i jemu podobni są groźniejsi, niebezpieczniejsi niż nam się zdawało. Oni są potężni tą łącznością, która małe i na pozór nic nieznaczące siły wiąże w jedną straszną siłę. Kilkodniowy mój pobyt w Wiedniu przekonał mnie, że potęga ta doszła do rozmiarów, o jakich nie miałem pojęcia.

Tu, w Galicji, żydostwo przedstawia się nam jak robactwo ruchliwe, czynne, rodzaj szarańczy społecznej, która nas powoli objada i niszczy, a którą zdawało mi się, że będzie można wytępić. Tymczasem przekonałem się, że to tylko odnogi olbrzymiego polipa, którego główne jądro jest tam – w Wiedniu. U nas Żyd jest pasożytem, który żyje sokami narodu, ale go nie przerósł, nie zaćmił, ani mu nie imponuje, gdy tymczasem w Wiedniu widziałem reprezentantów tego narodu na najwyższych szczeblach hierarchii społecznej, dokąd się wdarli przez równouprawnienie i majątek. W ich ręku znajdują się kolosalne fortuny, wysokie urzędy, przeróżne instytucje, olbrzymie przedsiębiorstwa, fabryki, koleje i wreszcie dziennikarstwo, ta straszna potęga naszego wieku – i wszystkiego tego używają oni głównie dla popierania swoich interesów.

Głosy galicyjskich Żydów z licznych miasteczek odzywają się echem w sferach wysokiej arystokracji finansowej i znajdują tam poparcie. W tej spójności maluczkich i wielkich związanych interesem i tradycją w jeden olbrzymi zastęp jest coś przerażająco wzniosłego, coś co mnie przygniotło swoim ogromem. Walka moja z tym przemyślnym narodem wydawała mi się donkiszoterią i śmiesznością.

I cóż przeciw takiej sile może zrobić jeden człowiek niepoparty przez nikogo? Szlachta głupia i nieporadna, chłop ciemny i niechętny – a wszyscy siedzą w kieszeniach żydowskich, wszyscy spętani ramionami tego olbrzymiego polipa, co im soki wysysa i o śmierć przyprawia. Nikt ich już nie ocali z rąk żydowskich, to stracona pikieta. Zguba ich tym pewniejsza, że nie widzą niebezpieczeństwa, które im grozi. Ale my, którzy mamy otwarte oczy, czujny umysł, powinniśmy się ratować…”

Michał Bałucki (1837-1901), jak pisze Wikipedia, to polski pisarz, komediopisarz i publicysta okresu pozytywizmu. Pochodził z rodziny mieszczańskiej, ojciec był krawcem, a matka – Eufrozyna, neofitka z Kochmanów – prowadziła kawiarnię. Nie brał udziału w powstaniu styczniowym, jednak aktywnie uczestniczył w organizacjach spiskowych w Galicji, wspierając stronnictwo czerwonych. W latach 70-tych XIX wieku stał się Bałucki w Galicji jednym z głównych propagatorów pozytywizmu. W późniejszej twórczości odszedł od idei promowania pozytywizmu na rzecz krytyki rzeczywistości.

Był więc Bałucki Żydem i dlatego nie napisał o tym, co najważniejsze, czyli o cenie zakupu, a ten polip, co tak się rozrasta, to efekt rozproszenia i asymilacji. To powoduje, że przenikają wszelkie społeczności do szpiku kości. To dwie cechy, których nie posiadają narody osiadłe i które dają Żydom przewagę. Walka z tym, to walka z wiatrakami.

Okres po powstaniu styczniowym, to okres stopniowego wnikania Żydów w polskie społeczeństwo i stawania się jego inteligencją: pisarze, dziennikarze, prawnicy, lekarze itp. Przejawiało się to też w tworzeniu i dominowaniu we wszelkich partiach politycznych, również i w stworzeniu ideologii narodowej. Nic w tym względzie nie zmieniło się w okresie międzywojennym. Nasiliło się w PRL-u i po 1989 roku.

Stworzenie w krótkim czasie, może paru miesięcy, ruchu, który ma swoich przedstawicieli w większości gmin w Polsce wydaje się niemożliwe, bo przeciętny człowiek nie ma takich możliwości, ani tylu znajomych w całym kraju, nawet jeśli latami kierował lokalną telewizją kablową i ma swój kanał w internecie. To jest wielki wysiłek organizacyjny i logistyczny, który wymaga zaangażowania wielu ludzi, poświęcenia wiele czasu i mnóstwa pieniędzy.

Ale jeśli zabierze się za to nacja rozproszona i zasymilowana, to jest to do zrobienia szybko i skutecznie. Po raz kolejny pokazuje ona swoją moc.

Wiesław Liźniewicz
https://bb-i.blog

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...