Cham jest Panem
Ponieważ nasi Umiłowani Przywódcy uprawianie prawdziwej polityki w zasadzie mają surowo zakazane od Naszych Sojuszników, to pragnąc “pięknie się różnić”, muszą zaostrzać przedwyborczą konfrontację, niczym walkę klasową w miarę postępów socjalizmu.
A socjalizm, swoją drogą, postępuje – o czym świadczy zwiększający się udział własności publicznej, szczególnie państwowej, w polskiej gospodarce. Obok znanych nam jeszcze z lat 90-tych “sektorów strategicznych”, które opanowała uwłaszczająca się nomenklatura, zarówno ta komunistyczna, jak i ta druga, pojawiły się niedawno również “złoża strategiczne” – a przecież jesteśmy dopiero na początku drogi.
Oczywiście kampania wyborcza ma swoje prawa, co nasi Sojusznicy rozumieją i dlatego Komisja Europejska puściła płazem samowolkę Polski, Słowacji i Węgier w sprawie przedłużenia embarga na ukraiński eksport rolny, chociaż w sprawie wiz zażądała wyjaśnień i to w terminie 3 dni, co zmusiło pana ministra spraw zagranicznych do schronienia się za murami zbrodniczego koronawirusa, który jest politycznie wyrobiony i wie, kiedy się pojawiać, a kiedy nie.
Ale kiedy pan premier Morawiecki powiedział, że Polska nie będzie już dostarczała Ukrainie broni, Amerykanie natychmiast zażądali wyjaśnień, co to ma znaczyć, a kiedy pan premier wyjaśnił, że nie będzie dostarczała, bo już sama nie ma, Polska dostała pożyczkę miliarda dolarów, żeby sobie ją kupiła w Ameryce, a potem… no właśnie; nie wiemy, co potem – bo umowa z 2 grudnia 2016 roku, na podstawie której Polska zobowiązała się do nieodpłatnego udostępniania Ukrainie zasobów całego państwa, nadal obowiązuje.
Myślę, że te wszystkie przeoczenia i udogodnienia są przez Naszych Sojuszników stosowane ze względu na kampanię wyborczą, w ramach której każdy rząd musi się mocarstwowo ponadymać, niczym fakir Ben Buja Nago Bramaputra, który zeznawał w procesie cyrkowców, relacjonowanym przez Juliana Tuwima i Antoniego Słonimskiego w “Pracowitej Pszczółce”. Sędzia zapytał świadka o nazwisko, a ten grobowym głosem powiedział, że nazywa się Ben Buja Nago Bramaputra i stawiał horoskopy oraz zdrowoskopy na dworze króla Wigwama Starego.
Sędzia, podejrzewając, że świadek z niego pokpiwa, zagroził mu grzywną, a wtedy spokorniały świadek przyznał się, że nazywa się Myrdzik Antoni i mieszka na Solcu.
Dzisiaj niezawisłe sądy są jeszcze bardziej pełnomocne niż przed wojną i jeden taki zabronił panu ministrowi Ziobrze wypowiadać się na temat pani reżyserowej Agnieszki Holland. Ciekawe, czy ten knebel obejmuje tylko opinie negatywne, czy również pozytywne – gdyby na przykład pan minister Ziobro zwariował i zaczął panią reżyserową chwalić? Takiej ewentualności wykluczyć nie możemy również dlatego, że pani reżyserowa została właśnie wynagrodzona przez Stolicę Apostolską, że “poruszyła sumienia”.
Może i “poruszyła”, chociaż wydaje mi się, że znacznie większe poruszenie wywołała wiadomość o incydencie w Dąbrowie Górniczej z udziałem przedstawicieli przewielebnego duchowieństwa – ale jasne, że Stolicy Apostolskiej takich incydentów nie wypada rozdmuchiwać, więc z dwojga złego, już lepiej nadmuchać panią reżyserową. Ale kampania zakończy się 15 października, kiedy to – zgodnie ze spiżową wskazówką klasyka demokracji Józefa Stalina – bez względu na to, kto wybory wygra, będą one wygrane i wszystko wróci do normy, to znaczy – do sytuacji, w której nasi Umiłowani Przywódcy uprawianie prawdziwej polityki mają od Naszych Sojuszników surowo zakazane.
Tymczasem, jak już mówiłem, kampania wyborcza się zaostrza, niczym walka klasowa w miarę postępów socjalizmu, a przy tej okazji dokonywane są rozmaite zaskakujące odkrycia, które wywracają do góry nogami elementarne pojęcia socjologii. Oto według wielowiekowej tradycji, wywodzącej się jeszcze z głębokiej starożytności, partiarcha Noe miał kilku synów, między innym – Chama.
Z tym Chamem wiąże się pewien incydent, o którym wspomina pobożna piosenka biesiadna, jak to “przez dni czterdzieści padał desz, Pan ziemię wodą raził. Przez dni czterdzieści Noe pił, spod beczki nie wyłaził. I przyszedł Cham i zaśmiał się, że Noe tak urżnięty – za to go wyklął Pan i Cham do dziś wyklęty”.
Toteż od tamtej pory porządek świata (“na tym się świata ład opiera, że jeden sieje – drugi zbiera” – powiada poeta) ufundowany był na rozróżnieniu, że Cham jest Chamem, podczas gdy Pan jest Panem. Tak właśnie Klucznik Gerwazy z “Panu Tadeuszu” objaśniał porządek świata – że wprawdzie wszyscy “wywodzim się od Adama, alem słyszał, że chłopi pochodzą od Chama, Żydowie od Jafeta, my, szlachta – od Sema”.
Wszyscy przyjmowaliśmy to do wiadomości i kiedy ś.p. Stanisław Szczuka, ojciec panny Kazimiery Szczukówny, powiedział, żebym nie tytułował go “mecenasem”, to zapytałem go, jak w takim razie mam się do niego zwracać. Odparł, że tak, jak to jest przyjęte: “panie bracie”. Odpowiedziałem, że ja tak się do niego zwracać nie mogę, bo nie jestem pochodzenia szlacheckiego, tylko plebejskiego. Mecenas Szczuka albo mi nie uwierzył, albo moje obiekcje zbagatelizował, bo powiedział lekceważąco: “a co tam pan brat wie”!
Tymczasem podczas przesłuchania kandydatów na posłów w rządowej telewizji, pan red. Kłeczek zażądał od jakiegoś “ludowca” z Marszałkowskiej, żeby mu w krótkich, żołnierskich słowach: “tak”, albo “nie” – zeznał, czy pani reżyserowa Agnieszka Holland nakręciła “antypolski paszkwil”, czy jakoś tak. Ponieważ panowie redaktorzy i panie redaktorki na razie jeszcze swoim przesłuchiwanym gościom nie zrywają paznokci, kandydat odpowiedział wymijająco, że to jest tak, jakby mu pan redaktor zadał pytanie, kiedy przestanie bić żonę. Na to dotknięty do żywego pan red. Kłeczek poinformował go: “pan jest chamem!”
Pan redaktor na pewno intencje miał inne, ale nie da się ukryć, że przy okazji dokonał odkrycia, które wywraca do góry nogami elementarne pojęcia socjologii. Pan nie jest już Panem, tylko Chamem, a to znaczy – a contrario – że Cham jest Panem.
To odkrycie nastąpiło przypadkowo, podobnie, jak wynalezienie penicyliny, ale jestem pewien, że mimo to pozostanie ono w dorobku naukowym naszego nieszczęśliwego kraju, a za jego pośrednictwem – również całego świata – również po zakończeniu kampanii wyborczej – bo takich rzeczy przecież się nie zapomina. Pochlebiam sobie, że ja pierwszy zauważyłem jego doniosłość, więc jeśli iustitia nie polegnie w tej kampanii, spodziewam się kolejnego liścia do wieńca sławy, bo spostrzegawczość nie powinna przecież pozostać bez nagrody.
Stanisław Michalkiewicz
https://prawy.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz