czwartek, 9 listopada 2023

Demokracja – anatomia oszustwa

 

Demokracja – anatomia oszustwa


Demokracja to niezwykle wyrafinowane oszustwo, któremu jesteśmy poddawani od ponad już stu lat na skalę powszechną, a mimo to wciąż działa, wciąż mało kto orientuje się, że jest „robiony w konia”.

Istota tego oszustwa polega na stworzeniu przemożnego (bardzo silnego) złudzenia wpływu na los państwa, dobór władz i podejmowane decyzje u (potencjalnie) każdego poddanego (nazywanego w tym systemie „obywatelem” lub „wyborcą”) przy jednoczesnym całkowitym pozbawieniu go tegoż wpływu. Innymi słowy w efekcie tego oszustwa postrzeganie większości ludzi jest dokładnie odwrotne od rzeczywistej sytuacji.

Złudzenie to osiąga się na dwa sposoby:

  • wyborcy tak naprawdę w jakimś stopniu wybierają wśród kandydatów, ale są to kandydaci im przedstawieni, a więc wybrani zawczasu przez kogo innego, co czyni ich wybór pozbawionym znaczenia,
  • parlamenty mają dużo mniejszą władzę niż by to wynikało z formalnych zapisów a już pojedynczy poseł nie ma praktycznie żadnego wpływu na bieg wydarzeń, co jeszcze bardziej czyni wybory nieistotnymi.

To, że większość kandydatów jest „właściwa” osiąga się dzięki mechanizmom selekcji, które powodują, że wyborcy prezentowaniu są już przesiani kandydaci. W szczegółach wygląda to różnie w różnych krajach, w Polsce opiera się na trzech ważnych elementach: skomplikowanym systemie wyborczym (ordynacji) faworyzującym duże partie polityczne, kontrolowanych mediach oraz finansach.

A więc to partia wybiera kogo wystawi na listy, z kolei zaś to, która partia będzie najbardziej eksponowana wyborcy zależy w dużym stopniu od kontrolowanych mediów i posiadanych przez partię pieniędzy. Te zaś w warunkach polskich pochodzą w dużym stopniu z… dotacji państwowej, co oczywiście dodatkowo faworyzuje ugrupowania największe i „podpięte” pod system.

Mechanizm partyjnej selekcji powoduje, że wielu kandydatów a nawet posłów może – zwłaszcza początkowo – nie być świadomymi swojego marionetkowego charakteru. Mogą wierzyć, że to jest „na poważnie” (osobiście znam taki przypadek). W rzeczywistości jednak dobierani są przez kierownictwo partii pod kątem posłuszeństwa, rzadziej połączonego z medialnością (partia nie potrzebuje zbyt wielu „gwiazd”). Z tego też powodu preferowani są zdecydowanie zawodowi działacze, a więc ludzie, dla których bycie posłem zapewnia utrzymanie na dobrym poziomie na koszt państwa i przy niewielkim wysiłku. To stąd bierze się to, że posłowie danego ugrupowania mówią jednym głosem (często w efekcie otrzymanych tzw. „przekazów dnia” – wiedzą, że jeśli nie będą posłuszni to w następnych wyborach partia ich nie wystawi, a bez tego… koniec kariery!).

Warto podkreślić, że ordynacja jednomandatowa (niegdyś głośne JOW-y), a więc taka, w której wygrywa konkretny kandydat w każdym okręgu wyborczym zwykłą większością głosów również nie zapewnia realnego wpływu wyborców na władzę, bo – co możemy zaobserwować i w Wielkiej Brytanii i w USA – jakoś dziwnym trafem powoduje powstawanie systemu dwupartyjnego z zaskakująco silną dyscypliną partyjną. Tam również mamy do czynienia z prawdziwie „utwardzonym” establishmentem (czy establisz-mętem), którego sztandarowymi przykładami są piastujący nieprzerwanie swe mandaty przez dekady aż do śmierci lub kompletnej degradacji biologicznej amerykańscy „reprezentanci” i senatorowie.

Przy tym zarówno w wymienionych krajach jak i w Polsce mimo regularnej zmiany partii rządzących oraz osób premierów i prezydentów ogólny kierunek polityki pozostaje taki sam. Przy dłuższej obserwacji tego staje się jasne, że rzekome różnice programowe i emocjonalna niechęć do konkurencynej partii nie są w pełni autentyczne. Jednak rzecz stała się zupełnie oczywista podczas rzekomej pandemii kiedy to rządy różnych krajów robiły dokładnie to samo – i popierały to wszystkie główne partie.

Trzeba podkreślić, że kierownictwa dużych partii należą do formalnych i nieformalnych struktur (zarówno takich bardziej zorganizowanych jak np. masoneria jak i nieformalnych, towarzyskich) w których zaskakująco zgodnie funkcjonują. Rodzi się podejrzenie, że w odróżnieniu nawet od wielu swoich posłów oni rzeczywiście wiedzą, że ta gra jest fałszywa, oszukańcza a zarazem są bliżej grupy faktycznie sprawującej władzę, której są tak czy inaczej częścią. Grupy te, dodajmy, mają współcześnie duży komponent obcy – lub mówiąc wprost, polegają na wykonywaniu rozkazów osób narodowości i obywatelstwa innego niż Polskie.

Są pewne zdarzenia, które pozwalają umocnić te poszlaki. Osobiście pragnę zwrócić uwagę na dwa:

  • przesławne „urodziny u Mazurka” czyli przyjęcie urodzinowe dziennikarza RMF, podczas którego znaczące postaci PO i PiS bawiły się razem wśród uśmiechów i w jak najlepszej komitywie,
  • sytuacja z czasów rzekomej pandemii kiedy to wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł stwierdził publicznie, że wyleczył się z Covidu-19 amantadyną. Ja z tego wyciągnąłem logiczny wniosek, że zmowa w tej sprawie – fałszywej pandemii, podejrzanych zastrzyków itp. – sięgała poziomu ministrów ale już nie viceministrów. Z pewnością był w tej zmowie Niedzielski, zawodowy aparatczyk zdrowotny, osoba całkowicie dyspozycyjna wobec ośrodków sterujących tym projektem – ale jak się okazuje już v-ce minister w innym resorcie nie.

Silną poszlaką za istnieniem obcych wpływów jest nie tylko to, co rzekomo rządzący robią, nie tylko przecieki (jak choćby słynna sprawa inwestycji chińskiej w budowę Kanału Śląskiego utrącona po tym jak ówczesny ambasador USA zrugał ówczesnego ministra spraw zagranicznych Waszczykowskiego co ujawnił Grzegorz Braun), ale także takie „zagadkowe” postaci jak Jonny Daniels.

Inną taką poszlaką jest to, że co wybitniejsi przedstawiciele otrzymują w nagrodę różne synekury w różnych międzynarodowych instytucjach. Sztandarowym przykładem jest tu oczywiście Donald Tusk, ale nie był on ani pierwszy ani ostatni. Przy okazji bywa, że ujawni się iż rola danego człowieka była większa niż mogło się to wydawać bo jego formalnych stanowiskach. Przykładem kogoś takiego jest Jan Krzysztof Bielecki – polecam zapoznanie się choćby z jego oficjalnym życiorysem.

Kolejna poszlaka to różne kursy i programy dla „młodych demokratów”, których absolwentami okazują się być politycy pochodzący z różnych, pozornie przeciwnych sobie, partii. Takie programy to na przykład Young Global Leaders WEF czy International Visitor Leadership (IVLP), z którego korzystali zarówno Doland Tusk jak i Beata Szydło.

Zatem, kierownictwa jawnych partii politycznych w jakiś sposób połączone niejawnie z globalną mafią – raczej w roli lokalnych wykonawców jej decyzji – dokonują wstępnej selekcji kandydatów, z których potem „do woli” obywatel może sobie „wybierać”. Są oni już bowiem tak dobrani, że te „wybory” obywatela nie mają żadnego znaczenia.

W podtrzymywaniu działania złudzenia demokracji ogromną rolę odgrywają media elektroniczne, przede wszystkim telewizja i radio. Dzięki temu, że znajdują się one bez wyjątku w rękach rządzącej kliki to (choć stwarzają usilnie wrażenie „niezależnego dziennikarstwa” i straszliwej walki poglądów) w rzeczywistości służą bardzo ważnemu celowi: tresowaniu obywateli w tym, żeby dostrzegali tylko wielkie, „główne” partie – a więc petryfikowali system.

Podobną rolę odgrywała kiedyś prasa, lecz po pierwsze prasa dociera do bardziej inteligentnych obywateli, a więc tych, których głos i tak ilościowo się nie liczy, a po drugie jej rola z czasem spada. Prasa ponadto miała zawsze tą wadę, że trudniej jest słowem pisanym oddziaływać na emocje a to emocje, a nie chłodna analiza napędzają „wyborców” takich tworów jak Platforma Obywatelska, Prawo i Sprawiedliwość, Unia Wolności i tak dalej. (Tylko wyborców PSL napędza osobisty interes polegający na tym, że w powiecie szwagier ma posadę u starosty z PSL.)

W Polsce wystąpił tu w pewnym momencie pewien wyłom, a mianowicie rola Radia Maryja, które w dużym stopniu niezależne finansowo – dzięki utrzymywaniu się nie z „ogłoszeń” ale z dobrowolnych datków słuchaczy – zachowywało też pewną niezależność jeśli idzie o prezentowane tam poglądy (w czasach rządów PO to w Radiu Maryja była większa różnorodność poglądów niż w „publicznej” TVP).

Jednak nigdy nie było tak naprawdę antysystemowe, bo od owego systemu zależało by móc nadawać (koncesje itp.) a ponadto jest częścią Kościoła, ten zaś jest jest ściśle „zblatowany” z „grupą trzymającą władzę” zarówno na poziomie krajowym (ścisła unia „tronu z ołtarzem”, w tle różne korumpujące księży dotacje) jak i międzynarodowym (różne wyczyny papieża Franciszka i jego usilny udział w tworzeniu nowej globalnej religii „godności i braterstwa” pokazują to obecnie w pełnej krasie).

Radio Maryja więc nie obnaży fałszywości systemu, bo jest jego częścią także dlatego, że jest częścią coraz bardziej pogrążającego się w degrengoladzie Kościoła. Czas rzekomej pandemii świetnie pokazał tu kompletną integrację biskupów i księży z systemem, o czym już pisałem. Myślę, że także od tamtej pory siła Radia Maryja spada.

Pewnym wyłomem był tu Internet, jednak od mniej-więcej dekady mamy do czynienia z coraz większym jego „uszczelnianiem”. Ważnym krokiem w tym kierunku była koncentracja uprzednio rozproszonych punktów komunikacji: w miejsce setek tysięcy forów znanych z początku wieku – kilka platform – „sieci społecznościowych”. W czasie rzekomej pandemii szeroko już była stosowana w nich cenzura, a konflikt z Rosją pokazał, że w razie czego całe kanały informacyjne mogą zostać odcięte (wiele Rosyjskich serwisów nie jest dostępne z krajów EU).

Będzie się to pogłębiać, bo jak wiemy we wszystkich planach i dokumentach globalistycznej kliki rządzącej większą częścią świata jest „walka z dezinformacją” czyli cenzura, walka z prawdą. Obecnie silnie rozwijana sztuczna inteligencja będzie świetnym, idealnym wręcz cenzorem. Z każdym rokiem więc będzie trudniej, prawda będzie dostępna poza „elitami” nielicznym dostatecznie zdeterminowanym i zarazem mającym wiedzę techniczną umożliwiającą w jakimś stopniu obejście cenzury.

Ale poza mediami jest jeszcze jedno miejsce, w którym trwa intensywnie pranie mózgów przyszłych „wyborców” – to szkoła.

Państwowa szkoła, to miejsce gdzie nie tylko przekazuje się fałszywą wizję historii, do tego podlaną paradygmatem postępu (pochód ludzkości od ciemnej monarchii ku światłej demokracji, co nowe lepsze bo nowe, to co było zawsze gorsze itp.) ale przede wszystkim obrzydza się ludziom samodzielne myślenie i wyciąganie wniosków. Zamiast tego mają powtarzać ustalone schematy, wręcz frazy z podręczników, co znacząco umacnia powszechność testów jako formy oceniania. W ten sposób tresuje się ludzi w bezrefleksyjnym powtarzaniu sloganów i odtwarzaniu schematów (bardzo to umacniają wszechobecne testy jako system „obiektywnej” oceny) o ile tylko rzecz nie dotyczy ich bezpośrednio. Nawyk ten większości ofiar państwowej szkoły pozostaje na całe życie wraz właśnie z fundamentalną niechęcią do zgłębiania i myślenia oraz trucizną jaką jest przekonanie o „postępie”.

Nie bez kozery wiele postępowych nowości przepycha się właśnie wpierw przez szkoły – na przykład teraz w szkołach w Polsce wszystkie dzieci są indoktrynowane w segregacji śmieci i dbałości o środowisko. Starszym przedstawia się całkowicie sfabrykowane opowieści o „globalnym ociepleniu” i „śladzie węglowym” w ten sposób przygotowując grunt pod przyszła akceptację różnych zamordystycznych pomysłów pod hasłem „walki ze zmianą klimatu”. Na tej samej zasadzie od małego promuje się postawę antynatalistyczną u dziewcząt i zwalcza postawy męskie u chłopców (szkodliwość szkoły to kolejny temat na osobny większy tekst).

Wracając do demokracji to w szkołach funkcjonuje przyzwyczajanie do tego systemu nie tylko poprzez wprost kłamliwe lekcje „wiedzy o społeczeństwie” gdzie podkreśla się znaczenie wyborów ale także przez takie wygłupy jak „samorząd szkolny” (ciekawa sprawa: fikcyjność tego ciała powinna dawać dzieciom do myślenia czy równie fikcyjna nie jest „dorosła” demokracja na dużą skalę, tak się jednak nie dzieje).

Podsumowując mamy zatem następujące elementy:

  • wstępna „obróbka” w szkole, wstępne przygotowanie masy bezkrytycznie akceptującej system i przyjmującej go na serio,
  • intensywna propaganda przez główne media oraz cenzura Internetu, przez co zapobiegamy wystawieniu mas na inne komunikaty,
  • partyjna selekcja kandydatów dokonywaną przez odpowiednio przygotowanych i kontrolowanych (wiele wskazuje, że od pewnego poziomu także poprzez szantaż) liderów.

Czy przez to sito nikt nie może się przemknąć? Czy nikomu z tych, co przez nie przeszli nie może przyjść do głowy, że jednak warto by było coś zrobić naprawdę?

Oczywiście, jest to możliwe. Ale pojedynczy poseł czy vice-minister niewiele może, wyżej zaś są już wyłącznie całkowicie posłuszne marionetki. Takiego posła można zresztą skorumpować czy też zaszantażować (jeśli jest czym). Można również odciąć go od mediów i nie wystawić na listę w kolejnych wyborach kończąc w ten sposób jego karierę.

Czy zatem nie może jakiś sprytny polityk skrzyknąć ludzi przez Internet i zorganizować swojej własnej, niezależnej partii politycznej? Oczywiście, że może – mamy przecież wzorową wolność, prawa człowieka i tak dalej! Jednak partia taka nie będzie mieć funduszy i nie będzie pokazywana w głównych mediach całkowicie przecież kontrolowanych przez rządzącą zza kulis klikę. A bez tego ma bardzo mizerne szanse, że osiągnęłaby szersze poparcie.

Jeżeli jakimś dziwnym trafem partia taka urosłaby bardziej, wówczas będzie ona w tychże mediach wyśmiewana, jej zwolennicy będą na różne sposoby znieważani (faszyści, prostacy itp.). Przede wszystkim zaś skieruje się wówczas do niej aktywnych, ideowych działaczy – w rzeczywistości agentów – którzy ugrupowanie przejmą i będą nim sterować w taki sposób, by nigdy nie przekroczyło ono kilku-kilkunastu miejsc w parlamencie. Posłowie owi kierowani „odpowiedzialnością za kraj” głosują wtedy tak jak trzeba kiedy jest to rządzącym (prawdziwie rządzącym) do czegoś potrzebne (normalnie nie jest, np. w Sejmie głosy sławetnej „jedenastki Konfederacji” są całkowicie bez znaczenia).

Taka sytuacja jest z punktu widzenia rzeczywiście rządzących optymalna: energia osób, które już nie nabierają się fałszywą dychotomię PO/PiS (Labour vs. Conservatives, Demokracji vs. Republikanie) jest bowiem wciąż skierowana na wspieranie systemu. Napędzani fałszywą nadzieją, że kiedyś wygrają wybory i przejmą władzę marnotrawią energię dokładnie tak, jak charty goniące za mechanicznym zającem. Dzięki temu można zneutralizować, skanalizować energię wielu jednostek, które jakimś cudem nie poddały się dostatecznie dobrze obróbce szkolnej i medialnej ani nie popadły w apatię.

Właściwie jeśli ludzie „samorzutnie” nie organizują takiego ruchu to władza powinna im go rękami agentów wpływu stworzyć właśnie po to, by energię prawie-że-obudzonych kanalizować do systemu. Optymalnie jest namówić kogoś kto jest autentyczny – przynajmniej z początku – na zorganizowanie jakiegoś ruchu a następnie go wspierać delikatnie kontrolując jego działania z tylnego siedzenia. Do tego świetnie nadaje się uplasowana we władzach partii kontrolowana „szara eminencja”, której medialny lider w pełni ufa. Obawiam się, że dokładnie to stało się z „Konfederacją Korony Polskiej” Grzegorza Brauna.

Zazwyczaj te środki w zupełności wystarczają. Czasem jednak jakiś polityk – być może przejęty jakąś ideowością, być może dowiadując się za dużo – zaczyna stanowić realne zagrożenie dla rzeczywiście rządzących. Wówczas uruchamiana jest ostatnia linia obrony: zabójstwo. Falzmann, Lepper, Petelicki w jakiś sposób podpadli władzy, więc zostali zabici. Poseł Rafał Wójcikowski też chyba uwierzył, że Kukiz ’15 to naprawdę i za dużo mówił, więc zamordowano go pozorując wypadek samochodowy. Być może są jeszcze inne takie ofiary, które są mniej znane lub zapomnieliśmy już o nich.

System jest zatem szczelny. Nie da się wygrać w grę zgodnie z regułami, które są ustawione przez rzeczywistych władców gry w taki sposób, że poddani są zawsze na przegranej pozycji.

System ten niektórzy nazywają demonokracją. W jego budowie jest rzeczywiście pewna intelektualna elegancja, widoczna w poziomie fałszu i perfidii, w bezwzględnej skuteczności. Pozbawić ludzi wpływu na świat tak, że nie są tego w większości świadomi kanalizując przy tym energię niezadowolonych to faktycznie wygląda na dzieło umysłu inteligentniejszego niż ludzki, a więc upadłego anioła. Możliwe więc, że ci, którzy tak na ten system mówią są bliżsi prawdy niż im się zdaje.

Jak już wspomniałem nie da się zmienić tego systemu „od środka”. Można go tylko obalić działając niezgodnie z regułami gry, czyli ustalając swoje własne reguły. Na to jednak konieczna jest świadomość sytuacji – i zorganizowana siła. A siły nie da się stworzyć póki większość wierzy w tą iluzję. Poza więc zjawiskami zewnętrznymi, które mogą ją zburzyć – lub nawet zburzyć sam system – jedyna sensowna działalność to cierpliwe uświadamianie ludzi o tym jak bardzo są oszukani.

No i oczywiście nie chodzenie na głosowania. Dlatego serdecznie polecam 15 października pozostać w domu alb pójść na wycieczkę, zająć się majsterkowaniem, sportem lub lekturą. Każda z tych aktywności ma większy sens i „przełożenie” na rzeczywistość niż głosowanie.

Zorard
https://zorard.wordpress.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Brytyjczycy, nic się nie stało!!!

  Brytyjczycy, nic się nie stało!!! A to gagatek ! Przecie kosher Izaak … https://geekweek.interia.pl/nauka/news-newton-jakiego-nie-znamy-zb...