Dziwne przypadki łowców kamienic
Do dzisiaj nie wyjaśniono spraw związanych ze złodziejstwem nazywanym „reprywatyzacją” w mieście stołecznym Warszawie, gdzie adwokaci ze Stanów Zjednoczonych i kilku rodzimych kancelarii „odzyskiwali” nieruchomości na podstawie odnalezionego testamentu 120-letniego właściciela, który w 1943 roku zginął w Treblince, czy Oświęcimiu – Brzezince, ale testament ocalał.
Cóż cuda podobno się zdarzają. Oczywiście nikt za to nigdy nie odpowiedział i nie odpowie.
Podobnie, jak za spalenie żywcem Jolanty Brzeskiej, która walczyła o prawa lokatorów gnojonych przez czyścicieli kamienic „w świetle obowiązującego prawa” mieszkańców. A którą zamordowano w tak okrutny sposób dla przykładu, żeby nikt czyścicielom z Warszawy, USA i Izraela nie śmiał zakłócać interesów.
Archiwa płoną, dokumenty znikają…
Jednak mało kto wie, że podobne cuda działy się (a złośliwi twierdzą, że dalej się dzieją) w Krakowie, Wrocławiu i Łodzi. O ile złośliwi (lub dobrze poinformowani) twierdzą, że pewien Jacek sam biegał niczym Indianin wokół ogniska, kiedy „przypadkiem” spaliło się Archiwum w Krakowie. Co więcej dziwią się, że nie kazał straży pożarnej użyć do gaszenia benzyny.
Dlatego Kraków wygląda, jak wygląda, a powietrze (i smog) po prostu stoją w mieście, gdyż wszystko, łącznie z odpowiadającymi za cyrkulację powietrza ciągami komunikacyjnymi zostało zabudowane przez zaprzyjaźnioną z rządzącym od prawie 30 lat starym komunistą Jackiem branża biznesową.
O nim może jednak kiedy indziej, ponieważ facet zasługuje nie na artykuł, tylko na cały cykl artykułów, a jeszcze lepiej książkę i kilkaset tomów akt sądowych. O Sutryku i wrocławskim ratuszu (gdzie był i komis samochodowy i sekskamerki i zdobywano masowo wykształcenie w Collegium Humanum) też można byłoby napisać parę książek. Natomiast co do Łodzi – wspominałem ostatnio o osobie byłego wicemarszałka województwa łódzkiego Zbigniewa Ł. Kto chce może sobie poczytać tutaj na stronie prawy.pl:
Zatrzymany i od 10 lat nieosądzony…
Jest to osoba w Łodzi powszechnie znana i „kochana”. Dzisiaj odniosę się tylko do jednej z licznych jego spraw: zatrzymania za próbę wyłudzenia pięciu kamienic. Były wicemarszałek i jego szajka działali na terenie miasta.
Otóż kiedy pod koniec stycznia 2014 roku rzecznik łódzkiej policji podinspektor Joanna Kącka z dumą ogłaszała, że „Policja zatrzymała 51-letniego Zbigniewa Ł., podejrzanego między innymi o kierowanie grupą przestępczą (…) Zdaniem śledczych, mężczyzna odpowiada za próbę wyłudzenia ośmiu kamienic i oszustwa. Grozi mu do 15 lat więzienia. (…) Mężczyzna został zatrzymany w swoim mieszkaniu na łódzkim Polesiu. Podczas przeszukania policja zabezpieczyła szereg dokumentów, które będą teraz szczegółowo analizowana. Zbigniew Ł. miał zdaniem śledczych kierować grupą, która wyłudzała prawa własności do kamienic na terenie Łodzi. W ten sposób, gang miał pozyskać co najmniej 13 nieruchomości”.
Tyle z komunikatu. Tymczasem do dzisiaj sprawa nie ruszyła w sądzie.
Prokurator ogłasza…
Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury ogłosił, że „zatrzymany miał dowodzić grupą przestępczą, która działała od kwietnia 2011 roku na terenie Łodzi, Zgierza i Łasku. W jej skład miało wchodzić co najmniej 16 osób w wieku od 29 do 85 lat. (…) Oprócz Zbigniewa Ł., zarzuty w ubiegłym roku usłyszało dziewięciu mężczyzn i sześć kobiet, które również były członkami grupy”. „Zbigniewowi Ł. grozi do 15 lat więzienia. Mężczyzna został decyzją sądu aresztowany na trzy miesiące. Zarzuty dotyczą kierowania grupą przestępczą, wyłudzenia bądź próby wyłudzenia własności pięciu kamienic oraz usiłowania oszustwa na szkodę Gminy Łódź” – mówił prokurator Krzysztof Kopania.
I dalej: Śledczy informują też, że „zatrzymani są podejrzani o udział w zorganizowanej grupie przestępczej i wyłudzenia”. 55-letni wspólnik Zbigniewa Ł. usłyszał łącznie „zarzuty dokonania 29 przestępstw, w tym oszustw w odniesieniu do 13 łódzkich nieruchomości”. Jak podali prowadzący sprawę prokuratorzy „Wartość wyłudzonych nieruchomości to 6 mln złotych. (…) Usiłowania wyłudzenia kolejnych budynków sięga około 4 milionów złotych”. W grupie miał działać 78-letni adwokat, który występował w spadkowych postępowaniach sądowych.
Kradli bo mogli…?
Skąd w ogóle taka skala wyłudzeń nieruchomości w Polsce? Otóż w polskim prawie nie ma instytucji przedawnienia dziedziczenia. Nie ma także jasnego prawa w odniesieniu do nieruchomości przejętych przez skarb państwa. Często z naruszeniem prawa – jak to miało miejsce w przypadku dekretu Bieruta.
Stąd też swoiste polowanie na przedwojenne kamienice, szczególnie takie, gdzie od wielu lat nie żyją ich właściciele. I wtedy wystarczy sfałszować testament i wystąpić do sądu. Można się przy tym podać za wnuka kogoś, kto przed wojną wszedł w posiadanie nieruchomości. A teraz jego „potomek” występuje do sądu z wnioskiem o nabycie praw do spadku. Ciekawe, że przez tyle lat od 1989 roku nikt tego nie uregulował. Kiedy kilka lat temu próbowano coś z tym zrobić, to… zablokowały to ambasady Stanów Zjednoczonych i Izraela!
W Łodzi to były wicemarszałek województwa i prominentny polityk Samoobrony miał być mózgiem całej operacji. A organy ścigania ruszyły się dopiero wtedy, gdy jego pazerność zagroziła podobnym interesom innych graczy na łódzkim rynku wyłudzeń, przepraszam „odzyskiwania” nieruchomości. Aktualnie sprawa utknęła w martwym punkcie. Dzisiaj nie wiadomo, kiedy, jak i czy w ogóle ta sprawa się skończy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz