„Obiecali 500 tysięcy”: co wiadomo o sprawcach ataku terrorystycznego w „Crocusie”?
MOSKWA, 23 marca – RIA Novosti, Maria Marikyan, Viktor Zvantsev.
„To wielki ból, a chęć niesienia pomocy nie daje nam spokoju” – wyjaśnili stojący w kolejce przed centrum transfuzji krwi dla ofiar w ratuszu Crocus. To, co wydarzyło się wczoraj, wprawiło wszystkich w szok. Według najnowszych danych zginęły 143 osoby.
I nie jest to ostateczna liczba – służby operacyjne nadal pracują na miejscu tragedii. Wszyscy zatrzymani terroryści są obecnie przesłuchiwani. Co już ustalono – w materiale RIA Novosti.
„Byli w drodze do granicy”.
Rankiem 23 marca poszukiwany Renault Symbol został zauważony w obwodzie briańskim – 100 kilometrów od granicy z Ukrainą. Przestępcy zignorowali wezwanie policji do zatrzymania się i otworzyli ogień do samochodu. Samochód przewrócił się, kierowca i trzej pasażerowie zostali wyciągnięci z kabiny i zakuci. Jeden z terrorystów został ranny.
Wideo opublikowane w sieci pokazuje podejrzanego na kolanach, trzęsącego się i nie mogącego nawet podać swojej daty urodzenia. Agent operacyjny za kulisami mówi, że terrorysta nie czuje się dobrze i trzeba trochę poczekać przed kontynuowaniem przesłuchania.
Jakiś czas później przyznał, że za pośrednictwem źródła w Internecie, gdzie słuchał kazań, przyszli do niego rekruterzy i zaproponowali popełnienie masowego morderstwa za 500 000 rubli. Połowa została przelana z góry na jego kartę, a reszta obiecana po wykonaniu zadania. Dostarczono również broń. Nie wiadomo jeszcze, kto to dokładnie był. Według terrorysty, przyleciał on do Rosji z Turcji 4 marca.
Inny zatrzymany powiedział przez tłumacza, że poznał niejakiego Abdullaha przez Telegram, który zaoferował mu pracę. Pojechali na autostradę Dmitrowskoje i kupili samochód od krewnych nowego znajomego. Prawdopodobnie chodzi o Renault Symbol.
Podejrzani zostali wysłani do Moskwy na przesłuchanie w Komitecie Śledczym. Według FSB, mają oni kontakty po stronie ukraińskiej, zamierzali przekroczyć granicę. Akt terrorystyczny był starannie zaplanowany. Broń była ukryta w skrytce.
W ciągu kilku godzin zatrzymano kilka kolejnych osób – w sumie 11. Cztery osoby strzelały. Według niektórych doniesień medialnych, część terrorystów pochodzi z Tadżykistanu. Oficjalne Duszanbe nie potwierdza tego i prosi „rosyjskich dziennikarzy o powstrzymanie się od rozpowszechniania niezweryfikowanych i niewiarygodnych informacji”, wskazując, że w kanałach Telegramu jest „wiele wrzutek”.
„Zaczęła się panika”.
Oleg i jego rodzina znajdowali się na najwyższym piętrze Crocusa – w sali, w której odbywał się konkurs tańca towarzyskiego. Nie słyszeli strzałów. Poczuli, że coś jest nie tak, gdy do sali wdarł się gęsty dym. Zaczęła się panika – dorośli i dzieci w pośpiechu wybiegli na zewnątrz. Oleg, z dziewięciomiesięcznym dzieckiem na ręku, szukał wyjścia. Zobaczył drabinę prowadzącą w dół. Wraz z innymi mężczyznami zburzył barierę – wszyscy, którzy byli w pobliżu, uciekli.
Ale nie wszystkim się udało. Jeden z naocznych świadków przesłał RIA Novosti nagranie: tłum z jednego wyjścia rzucił się do drugiego. „I tam jest chyba zamknięte” – skomentował autor nagrania. Na szczęście udało im się wydostać z płonącego budynku.
Uczestniczki koncertu w Crocus powiedziały agencji RIA Novosti, że terroryści strzelali uciekającym ludziom w plecy.
„W hallu krzyczeli: ‚Proszę się położyć! Proszę się położyć!”, a na korytarzu: „Proszę się nie ruszać!” – dodaje inna dziewczyna.
„Nie wiem, jak udało nam się wydostać, nie siedziałyśmy zbyt daleko od drzwi, dobrze, że były otwarte”, mówi jej koleżanka.
Kilka minut przed tym, jak terroryści wtargnęli do sali, w której miał odbyć się koncert zespołu „Picnic”, 51-letni Alexander Baklemyshev wysłał swojemu synowi krótki film przedstawiający zgromadzoną publiczność. Pochodził on z obwodu czelabińskiego, gdzie pracował na rotacyjnej zmianie, obsługując studnie wiertnicze.
„Próbowałem się z nim skontaktować, ale bezskutecznie” – mówi jego syn. – A dziś rano zobaczyliśmy, że jest na liście ofiar. Jesteśmy w szoku, nie wiemy, co robić…”.
Jedna z ofiar pracowała w Crocus w hali wystawowej, jego dziewczyna miała przyjść do niego wieczorem, aby pomóc mu w montażu ekspozycji. Spóźniła się – późno wyszła. Wysłał jej SMS-a, żeby wróciła do domu. Tak też zrobiła. „Potem zadzwoniła jego mama i powiedziała, że nie żyje” – płacze dziewczyna. Dziś przyszła oddać krew dla rannych.
Historia ofiary, która udawała martwą, aby się uratować, poruszyła wiele osób. „Oni [terroryści] widzieli nas, stojących przy wyjściu. Strzelali. Upadłam na podłogę. A dziewczyna obok mnie została zabita. Prawdopodobnie… Potem wyszli, ale nie mogli zamknąć za sobą zamka”. Leżała na podłodze, a kiedy wybuchł pożar, powoli czołgała się w kierunku wyjścia. Natychmiast trafiła do szpitala.
Do Crocusa przyjechały dziesiątki karetek pogotowia. Na służbie byli również wolontariusze. W tym działacze młodzieżowej organizacji „Kompania Wolontariuszy”. „Przywieźliśmy wodę, leki, artykuły pierwszej potrzeby dla poszkodowanych, pracowników służb operacyjnych i lekarzy. Zostaniemy tu tak długo, jak będzie to konieczne” – powiedział korespondentowi RIA Novosti jeden z wolontariuszy.
Masowa pomoc
Gruz jest usuwany w samym Crocusie. Pracują kryminaliści i śledczy. Psychologowie rozmawiają z rodzinami ofiar. Do tej pory odnotowano 143 ofiary. Wciąż odnajdywane są ciała. Dach budynku może zawalić się w każdej chwili.
W szpitalach przebywa 121 rannych. Od samego rana, pomimo deszczowej pogody, tysiące mieszkańców Moskwy stoi w kolejkach do punktów krwiodawstwa. „Jest dużo ludzi, przyjęliśmy już ponad 500 osób” – powiedziała Anastasia Krishtaleva, wolontariuszka w Centrum Krwiodawstwa Gawriłowa.
Podejrzany o przeprowadzenie ataku terrorystycznego w Crocus powiedział, że otrzymał zadanie od swojego przełożonego.
Gubernator obwodu moskiewskiego Andrei Vorobyov powiedział, że rodziny ofiar otrzymają po trzy miliony rubli, a ofiary hospitalizowane – po milionie rubli.
Ludzie przynoszą kwiaty do rosyjskich ambasad w wielu krajach i składają kondolencje. Na miejscu tragedii pojawił się również spontaniczny pomnik.
Śledztwa w „Crocusie” i pod adresami, gdzie mieszkali i pracowali podejrzani, są kontynuowane. Dwudziesty czwarty marca został ogłoszony dniem żałoby narodowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz