W poprzednich analizach w „Myśli Polskiej” pisałem o polityce energetycznej Czech i Węgier, zupełnie odmiennej niż polska, nastawionej na dbanie o krajowe interesy i współpracę z Rosją.
Pomimo wszystkich przeciwności, nacisków i presji ze strony czy to USA czy Brukseli, gdyż korzyści ekonomiczne i polityczne są znaczące.
Słowacja do niedawna była głównym krajem tranzytowym rosyjskiego gazu. Dzięki temu osiągała znaczące dochody z przesyłu przez swoje terytorium i krajowe potrzeba zaspokaja praktycznie w całości dostawami z Rosji. Jednak jedyny szlak prowadzi przez Ukrainę, a że konflikt Kijowa z Rosją narasta, dostawy gazu mogą zostać zerwane.
10 lat temu, gdy wybuchła gazowa wojna między Kijowem i Moskwą, Słowacja była ofiarą braku gazu, zmuszona była do zamykania przedsiębiorstw, żeby nie zabrakło gazu na cele bytowe. Bratysława jest zakładnikiem tego gazowego konfliktu swoich wschodnich sąsiadów.
Jednak na ponowienie scenariusza sprzed 10 lat, Słowacja jest już dzisiaj przygotowana. Z jednej strony niemiecki operator systemu gazowego w Czechach rozbudowuje połączenie z Nord Stream 2 poprzez Czechy aż po możliwość dostaw na Słowację. Z drugiej poprzez kontakty z Rosją. Rozmowy i uzgodnienia trwają od lat, Słowacja ponosi bowiem największe straty związane uruchomieniem Nord Stream 2.
Ostatnio w czerwcu premierzy Miedwiediew i Pellegrini rozmawiali o wykorzystaniu słowackich magazynów gazu w razie gazowego konfliktu. Choć kilka dni przed spotkaniem w Moskwie premier Pellegrini skrytykował wraz prezydentem Trumpem ten projekt. Więc wielkich interesów nie zrobiono.
Ale negocjacje z Rosją i Gazpromem są ciągle prowadzone, a umowy – podpisywane. Słowacja ma czego bronić, w ubiegłym roku Nord Stream zaczął przesyłać więcej niż rurociąg Braterstwo przez Słowację, która utraciła palmę pierwszeństwa przesyłu rosyjskiego gazu w Europie. A poza tym wielkość przesyłów zaczęła spadać, pierwszy raz od wielu lat.
Wielokrotnie spotykała się słowacko-rosyjska komisja ds. energetycznych, w spotkaniach uczestniczą także zainteresowane firmy, jak Gazprom, Transnieft czy Rosatom. Słowacy mają bowiem u siebie dwie elektrownie jądrowe rosyjskiej konstrukcji, wciąż kupują paliwo do nich w Rosatomie, a nawet planują budowę nowych bloków w Mochowcach czy Bohunicach. Obecny zachodni wykonawca dwukrotnie przekroczył zakładane koszty i od 2006 r. nie można dokończyć budowy.
Rosja proponuje przede wszystkim podłączenie do Tureckiego potoku przez Bułgarię, Serbię i Węgry, z którymi łączy Słowację interkonektor. Jednak to zmiana statusu z kraju tranzytowego na końcowego odbiorcę. Źródło dochodów leży na wschodzie, gdy gaz płynie przez Słowację na zachód. Dlatego zawarto porozumienie z Gazpromem o dostawach gazu przez Nord Stream w wypadku niemożliwości przesyłania przez Ukrainę. Fragment systemu słowackiego będzie wtedy wykorzystany przy dostawach z morza przez Niemcy i Czechy.
Pomimo strat setek milionów euro w przypadku zerwania dostaw przez Ukrainę, Słowacy zagwarantowali sobie dostawy i choćby częściowe wykorzystanie swojego systemu przesyłowego. Poza tym Słowacja znacznie twardziej traktuje żądania rozmieszczenia wojsk amerykańskich na swoim terytorium, odmówiła stacjonowania na swoim terytorium wojsk NATO. Przeciwko temu jest 75% Słowaków, a zgodziła się jedynie na niewielką, 40-osobową jednostkę dowództwa Sojuszu.
Polityka Słowaków, choć nie tak odważna jak Węgier czy Czech, jednak jest dużo bardziej suwerenna i i nastawiona na obronę interesów gospodarczych, niż polska polityka, kierowana z tylnego siedzenia, a okraszana rozgrzewaniem historycznych resentymentów i antyrosyjskich emocji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz