sobota, 28 grudnia 2019

Mit POW w zaborze pruskim

Spór o Polską Organizację Wojskową zaboru pruskiego (POW) i jej rolę w czasie powstania trwa od okresu międzywojennego. Nie ulega jednak wątpliwości, że źródeł tego sporu należy szukać w rywalizacji endecji i obozu sanacyjnego.

Jego nasilenie obserwujemy w Wielkopolsce zwłaszcza po zamachu majowym 1926. Spory te jednak nie ustawały w latach późniejszych, o czym pisał Antoni Czubiński, autor „Powstania Wielkopolskiego 1918-1919”, a więc najważniejszej pracy do tego okresu. O możliwym powrocie sporu wokół POW pisał również w 2010 r. Stanisław Sierpowski. Jednak pierwszy zwiastun powrotu kwestii POW pojawił się już dwa lata wcześniej za sprawą produkcji Janusza Sidora „Powstanie Wielkopolskie. Zdobycie Ławicy”.
Dla ówcześnie żyjących Polaków POW to formacja słabo znana. Jako przykład mogą nam posłużyć wydarzenia w miejscowościach, które znajdowały się na granicy działań zbrojnych prowadzonych w okresie powstania, mianowicie na froncie południowo-zachodnim na odcinku „Boguszyn” w Bukówcu Górnym i okolicznych miejscowościach, gdzie o przystąpieniu do powstania zdecydowano w trakcie zebrania wiejskiego. Na zebraniu tym obecni byli dawni polscy żołnierze armii pruskiej i dorośli mieszkańcy wsi, była to więc akcja oddolna.
Na temat POW, która według części historyków miała być czołową siłą w Wielkopolsce, nie pojawiła się tam żadna wzmianka. Jest natomiast mowa o Strażach Ludowych, które tak jak wszędzie, były również formowane na tym terenie, aby następnie zostać zastąpione przez regularne oddziały Armii Wielkopolskiej. Powstańcy nie mieli też wątpliwości do kogo udać się po broń, w tym wypadku była to Naczelna Rada Ludowa w Poznaniu. Nie był to jednak przypadek odosobniony, ponieważ gen. [Józef] Dowbor Muśnicki w swoich wspomnieniach przypomina, że po wybuchu powstania wszystkie grupy tworzone przez powstańców w Wielkopolsce chciały podlegać bezpośrednio pod NRL. Najpewniej nikt wtedy o POW nawet nie słyszał.
Podobnie sytuacja przedstawia się na tym samym odcinku frontu, po drugiej stronie Leszna – w Gostyniu, który niekiedy jest błędnie przedstawiony jako centrum działań miejscowego POW. Nie znalazło to jednak potwierdzenia w opracowaniu Zbigniewa Prymasa „Towarzystwo Gimnastyczne Sokół w Gostyniu w latach 1894 – 1939”. Co więcej, przedstawione przez Zbigniewa Prymasa zdarzenia nie pozostawiają wątpliwości, że inicjatywa rozpoczęcia powstania w regionie należała do ludzi związanych z działającym tam od lat „Sokołem”.
Podobnie sytuacja przedstawiała się w pobliskich Piaskach, gdzie z łona „Sokoła” wyłoniła się 100-osobowa Kompania Piasecka. Sokoli ujawnili się również w nieodległym Poniecu, gdzie do udziału w powstaniu druhów z miejscowego gniazda zachęcał skutecznie sam dowódca odcinka frontu „Leszno” oraz działacz „Sokoła” por. Bernard Śliwiński. Rekrutacją na tym terenie miał kierować inny działacz „Sokoła” Jackowiak, o którym w trakcie spotkania z działaczami „Sokoła” wspominał Śliwiński. Warto zaznaczyć, że przygotowania gniazd do powstania wykraczały poza Gostyń, Poniec i Piaski obejmując również okoliczne miejscowości. Znaczący udział organizacji sokolej na tych terenach zaznaczył się również w Krzywiniu, Krobi i Osiecznej.
Także w samym Lesznie elementem przygotowań do powstania było reaktywowanie w grudniu 1918 r. zlikwidowanego przez Niemców „Sokoła”. W związku z czym wpływ organizacji sokolej na przebieg powstania na tym terenie był bardziej niż istotny. Natomiast nie pojawia się żadna informacja na temat bezpośredniego udziału POW na tym obszarze. Co prawda, o kontaktach Józefa Gomerskiego z Gostynia (jednego z głównych organizatorów przed wybuchem powstania na tym terenie) z POW wspomina J. Karwat, jednak nawet jeżeli te kontakty rzeczywiście miały miejsce, to nie miały one najmniejszego znaczenia dla akcji powstańczej, w związku z czym opinie o szczególnej roli POW na tym terenie należy uznać za co najmniej bardzo wątpliwe.
Powyższy przykład to tylko niewielki wycinek frontu, jednak można postawić tezę, że w innych częściach Wielkopolski sytuacja kształtowała się bardzo podobnie i dla przebiegu powstania na danym terenie o wiele większe znaczenie miały rady ludowe oraz tworzone przez nie w oparciu o „Sokoła” Straże Ludowe, a następnie samorzutnie rozwijająca się o te struktury akcja powstańcza niż jakiekolwiek inne formacje. Ogromne znaczenie miał też stopień samoorganizacji ludności kierowanej przez miejscowe elity. Daje się wyraźnie zauważyć, że budowane przez lata struktury na terenie całej Wielkopolski spełniły swoje zadanie po wybuchu insurekcji. Tymczasem POW nie działało na terenie Wielkopolski nawet roku, a na omawianych terenach wcale.
Nie przeszkodziło to jednak twórcom filmu „Mieczysław Paluch, Człowiek, powstaniec, dowódca” (2015) zaprezentować tezy przedstawiającej Palucha w roli głównego organizatora i pierwszego (sic!) dowódcę powstania wielkopolskiego, mającego rzekomo gotowe pełne plany sztabowe dotyczące działań wojskowych we wszystkich częściach Wielkopolski.
Tymczasem już w przypadku walk o Prezydium Policji, które zakończyły się negocjacjami i przejęciem budynku przez powstańców po wcześniejszym opuszczeniu go przez Niemców, odnajdujemy nie Mieczysława Palucha, a Juliana Bolesława Lange. Jest to wydarzenie, które m.in. za sprawą obrazów Leona Prauzińskiego, obrosło w legendę, w związku z czym w Poznaniu znane jest raczej z zaciętych walk niż negocjacji i kapitulacji. Jednak w tym momencie to Julian Bolesław Lange, dowódca Straży Ludowych, trzymał pieczę nad wydarzeniami wokół Bazaru i Prezydium Policji, prowadząc negocjacje, które ostatecznie skłoniły Niemców do poddania się.
W związku z tym o żadnym szturmie mowy być nie może. Jest to koronny dowód na to, że chcąc nie chcąc to Lange, a nie kto inny, kierował działaniami w tym krytycznym momencie i jeżeli dziś usilnie szukamy poprzednika Stanisława Taczaka na stanowisku pierwszego dowódcy to powinniśmy go szukać właśnie w osobie Langego. Zresztą wybitne zasługi Langego doceniło społeczeństwo wielkopolskie, które w 1929, z okazji 10-lecia niepodległości, wręczyło mu pamiątkową szablę, którą dzisiaj można oglądać w jednym z poznańskich muzeów.
Podobne zasługi przypisuje się organizatorom akcji Zamach na Ratusz (wtargnięcie grupy działaczy POW do Ratusza w Poznaniu, w którym obradowała Rada Żołnierska składająca się głównie z Niemców), która według niektórych historyków i publicystów miała zmienić „prawie wszystko”, tzn. miała mieć decydujący wpływ na wydarzenia w Wielkopolsce aż do wybuchu powstania 27 grudnia. Tymczasem oficjalna decyzja o tworzeniu Straży Obywatelskiej zapadła już wcześniej. Natomiast decyzję o tworzeniu SSiB podjęło dowództwo rzeszy, a największy wpływ na formowanie tych jednostek miały RRiŻ. W dodatku, od początku Polacy mieli przewagę w 11-osobowej Radzie Robotników, natomiast Niemcy w 11-osobowej Radzie Żołnierzy, z których składała się poznańska RRiŻ.
O wiele większe znaczenie dla sytuacji Polaków miały w tym czasie działania podjęte w ramach powyższego gremium RRiŻ, które wymogło mianowanie nadburmistrzem Poznania Jarogniewa Drwęskiego oraz zajęcie przez Witolda Celichowskiego funkcji sekretarza w Prezydium Policji, co nastąpiło już 12 listopada. Pozytywnym skutkiem całej tej akcji było jedynie to, że Polacy weszli w skład Rady Żołnierskiej i uzyskali tym samym wgląd w postępowanie armii niemieckiej w Poznaniu. Obecność Polaków w Radzie Żołnierskiej krępowała tym samym akcje skierowane przeciwko stronie polskiej. Wydaje się jednak, że w tym czasie Niemcy i tak nie mieli odpowiedniej siły i determinacji do tego, aby takie akcje prowadzić.
Natomiast trudno sobie wyobrazić, aby dało to faktyczne możliwość kierowania armią niemiecką na terenie Poznania i Wielkopolski, bo takie opinie w przestrzeni publicznej również się pojawiają. Podobnie należy traktować doniesienia o tym, że za Zamachem na Ratusz miała stać NRL, co biorąc pod uwagę wcześniejsze zachowawcze stanowisko NRL w wielu kwestiach, jest to mało prawdopodobne. Wielokrotnie na temat wyczekującej postawy w tym czasie NRL wypowiada się także Zygmunt Wieliczka.
Ciekawe jednak jest to, do jakich negatywnych następstw akcja ta doprowadziła. Już następnego dnia odbyło się zebranie dowódców wszystkich niemieckich jednostek wojskowych w Poznaniu, które zostało zwołane przez RRiŻ. Zebraniu przewodniczył w dalszym ciągu Niemiec August Twachtmann. Akcję (Zamach na Ratusz) i nieagresywne zamiary Polaków starał się tłumaczyć Niemcom Celestyn Rydlewski z ramienia NRL, którego słowa ostatecznie przekonały zebranych o braku wrogich zamiarów Polaków wobec Niemców w Poznańskiem, dzięki czemu udało się zażegnać niebezpieczeństwo użycia wojska niemieckiego. Zebranie to pokazuje, że to ludzie związani z NRL mieli największy wpływ na RRiŻ w Poznaniu oraz stosunki z Niemcami.
Bezpośrednią konsekwencją tego zamachu była decyzja dowództwa armii niemieckiej o utworzeniu specjalnej jednostki Heimatschutz-Ost, mającej zostać skierowaną do Wielkopolski. Na szczęście niebezpieczeństwo pojawienia się większej ich ilości w Poznańskiej zażegnali po raz kolejny przedstawiciele zasiadający w NRL.
Działalność POW w tym czasie, polegającą na napadaniu na posterunki i warty niemieckie oraz dążeniu do wywołania powstania, należy ocenić jednoznacznie krytycznie, jako niebezpieczną, awanturniczą i szkodliwą, zagrażającą całemu polskiemu ruchowi. Warto sobie uzmysłowić, że w tym czasie budowa Straży Obywatelskich była w stadium początkowym, a formowanie się rad ludowych, które po wybuchu powstania przejmowały władzę, zakończyła się dopiero z początkiem grudnia 1918 r. Doskonale zdawali sobie z tego sprawą przywódcy polscy, w związku z czym podjęli próbę zahamowania awanturniczej działalności POW, szacowanej wtedy na co najwyżej kilkadziesiąt osób, starając się podporządkować POW Wydziałowi Wojskowemu. Niestety staranie te okazały się nieskuteczne i przez najbliższe tygodnie ludzie skupieni wokół Palucha jeszcze niejednokrotnie sprowadzali niebezpieczeństwo użycia siły przez Niemców.
Przykładów mylnej interpretacji znaczenia działalność POW jest jednak więcej. Autorzy produkcji filmowych, o których wcześniej była mowa nie zadają sobie trudu wyjaśnienia miejscowej specyfiki terenu, zdominowanego przecież przez Narodową Demokrację i jej zwolenników, co musiało mieć wpływ na możliwości działania ludzi związanych z POW. Ponadto nie wyjaśniają jak to możliwe, że niewielkich rozmiarów organizacja, której pierwszych 10 członków miało złożyć przysięgę 15 lutego 1918 r., a pierwszych 10 kierowników złożyło przysięgę 2 sierpnia 1918 r., w ciągu kilku następnych miesięcy zyskała rozmiary masowej i dominującej w Wielkopolsce siły zbrojnej.
Warto przy tym również zwrócić uwagę na to, że POW nie posiadała w tym czasie własnego organu prasowego, ponieważ trudno za taki uznać pisemko „Druh” redagowane przez Romana Wilkowicza. Jak zatem możliwe, że organizacja stała się największą grupą konspiracyjną w Wielkopolsce? Na to pytanie nie znajdujemy odpowiedzi. W związku z powyższym należy uznać, że produkcje te przeczą ustaleniom dotychczasowej historiografii.
Na koniec warto zwrócić uwagę na wspomnienia gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego, które oddają charakter POW i jego sposoby działania. Generał przypomina pismo autorstwa Jerzego Hulewicza (brata Bohdana Hulewicza, jednego z czołowych członków POW), które za sprawą autora należy bezpośrednio wiązać z POW. Zasłużonego generała oburzało pytanie o jego stosunek do Józefa Piłsudskiego, zwłaszcza, że zostało ono wystosowane w okresie trwających działań zbrojnych (sic!). Pismo wysłano 10 stycznia 1919 r., a więc w okresie, w którym powodzenie powstania było dalece niepewne. Opinia generała rozwiewa wszelkie wątpliwości:
„Sam fakt podobnych raportów dowodzi, że w momencie rozkwitu najlepszych i najwznioślejszych uczuć dla kraju jakaś grupa młodzieniaszków, którym marzyło się objęcie dobrych posad w Polsce, węszyła niby zdradę i przeciwdziałanie ich zamierzeniom (…) Jakie prawo miał pionek interesować się tą kwestią. Czy nie jest to dowód chęci działania przeciwko mnie?”.
W dalszej części Dowbor-Muśnicki przyznaje, że Hulewicz był najprawdopodobniej w tym wypadku jedynie wykonawcą wskazówek oraz że na terenie Wielkopolski mógł działać jakiś związek. Brak bliższych informacji na ten temat u samego generała pozwala stwierdzić, że POW i jej działalność była generałowi kompletnie nieznana, a jeżeli już dała się poznać, to z jak najgorszej strony. Gdyby miała takie znaczenie, jakie dzisiaj stara się tej organizacji przypisywać, to z całą pewnością Dowbor-Muśnicki musiałby jej wysłanników traktować poważnie. Tak jednak nie było.
Damian Małecki
Jest to fragment obszernego artykułu, jaki ukazał się na portalu sokole pt. „Zanim pojawiła się Armia Wielkopolska” (tam również obszerna literatura przedmiotu)
http://mysl-polska.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Fico potępia decyzję Bidena

Decyzja prezydenta USA Joe Bidena o zezwoleniu Kijowowi na użycie amerykańskich pocisków głębokiego uderzenia na terytorium Rosji ma jasny c...