Oglądamy zakończenie fikcji równości władzy sądowej wobec władzy wykonawczej, dodatkowo wspomaganej w tym przypadku przez władzę ustawodawczą.
W przypadku totalnej radykalizacji konfliktu da o sobie znać różnica realna pomiędzy potencjałami jego stron, która tkwi w tym, że władza wykonawcza wydaje polecenia podległym sobie służbom porządkowym i wypłaca im wynagrodzenia, podczas gdy sędziowie mają po swojej stronie tylko kartki papieru.
Uchwała składu połączonych Izb Cywilnej, Karnej oraz Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego z dnia 23 stycznia 2020 r., dotycząca skutków prawnych nienależytej obsady w rozumieniu przepisów Kodeksu postępowania karnego albo sprzecznego składu sądu z przepisami prawa w rozumieniu Kodeksu postępowania cywilnego, to jedna z najbardziej doniosłych prawnie, ale i politycznie, uchwał w działalności tego Sądu po 1989 roku. I jednocześnie zapowiedź najostrzejszego kryzysu konstytucyjnego w historii III Rzeczypospolitej Polskiej.
I
Sąd Najwyższy podjął uchwałę mającą moc zasady prawnej z której wynika, że nie może orzekać osoba powołana na urząd sędziego na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa w obecnym kształcie. Dodatkowo uchwała ma zastosowanie do orzeczeń wydanych z udziałem sędziów Izby Dyscyplinarnej utworzonej w Sądzie Najwyższym. Zauważmy przy tym, że uchwała zakłada również, iż przyjęta “wykładnia art. 439 § 1 pkt 2 k.p.k. oraz art. 379 pkt 4 k.p.c. nie ma zastosowania do orzeczeń wydanych przez sądy przed dniem jej podjęcia oraz do orzeczeń, które zostaną wydane w toczących się w tym dniu postępowaniach na podstawie Kodeksu postępowania karnego przed danym składem sądu”.
Rozwiązanie takie może budzić wątpliwości z punktu logicznej analizy casusu, lecz jest pewnego rodzaju wyrazem troski i odpowiedzialności za stabilność orzecznictwa sądów powszechnych. Uchwała Sądu Najwyższego uzupełnia wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z 19 listopada 2019 roku, który stwierdził właściwość polskiego Sądu Najwyższego dla oceny możliwości orzekania przez sędziów powołanych na wniosek obecnej Krajowej Rady Sądownictwa, której skład i sposób wyłonienia budzą rozliczne kontrowersje.
Niestety, wydaje się, że zamiast rozwiązać problem ustrojowy, rzeczona uchwała jedynie go spotęguje. Już w dniu podjęcia przedmiotowej uchwały Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro z właściwym sobie umiarem stwierdził, że uchwałę podjęto “z rażącym naruszeniem prawa i tak zwana uchwała nie powoduje żadnych skutków prawnych”, dowodząc przy tym, że uchwała narusza postanowienia Konstytucji RP. Podobne stanowisko zajęła Krajowa Rada Sądownictwa: “Sędzia, co do którego nie wydano orzeczenia o złożeniu go z urzędu lub zawieszeniu, nie może powstrzymać się od orzekania i wykonywania obowiązków służbowych”.
II
Powyższe oznacza to nie tyle spór kompetencyjny pomiędzy dwoma centralnymi organami państwa, co ostry konflikt konstytucyjny i to prowadzony w sposób, który nasuwa na myśl rzymską paremię “inter arma silent leges”.
W efekcie możemy się spodziewać, że oficjalna linia prawno-polityczna resortu będzie polegać na ignorowaniu uchwały Sądu Najwyższego, co oznaczać musi chaos prawny w polskich sądach, niepewność co do prawomocności poszczególnych orzeczeń, postępującą degradację autorytetu wymiaru sprawiedliwości, także podziały wśród sędziów jakich III RP jeszcze nie widziała.
“Wczoraj zostały podane badania pracowni Kantar, a więc całkowicie niezależnej od rządu. Wynika z nich, że blisko 70 procent Polaków uważa, że powinna w Polsce funkcjonować niezależna Izba Dyscyplinarna, organ niezależny od środowiska korporacyjnego” – zaznaczył szef resortu sprawiedliwości. Zapowiedział, że Polska konsekwentnie będzie przedstawiała w Europie swoje stanowisko w sprawie reformy sądownictwa.
Ziobro skomentował także wypowiedź prof. Adama Strzembosza, byłego I prezesa SN, podczas środowej konferencji Komitetu Obrony Sprawiedliwości. Pytany o status Izby Dyscyplinarnej SN, prof. Strzembosz powiedział, że według niego Izba ta nie ma kwalifikacji legalnego sądu w Polsce.
“Izba Dyscyplinarna nie jest ani częścią SN, ani nie jest legalnie funkcjonującym sądem Dalsze funkcjonowanie Izby Dyscyplinarnej jest działaniem przestępczym” – mówił prof. Adam Strzembosz
Minister Zbigniew Ziobro zarzucił prof. Strzemboszowi mówienie nieprawdy oraz oszukanie polskiego społeczeństwa w latach 90.
– On był odpowiedzialny za reformę sądownictwa, obiecywał solennie, publicznie, że sędziowie sami się oczyszczą. Jaki był efekt? Jedna osoba usunięta z zawodu. Powinien z pokorą przyznać, że poniósł ciężką porażkę, a zamiast tego idzie w zaparte i oskarża wszem i wobec, i mówi rzeczy niemądre – mówił Zbigniew Ziobro.
III
W zaistniałej sytuacji konfliktu pomiędzy Radą Ministrów i większością sejmową z jednej strony, a Sądem Najwyższym i “środowiskiem sędziowskim” (wspieranymi przez inne “środowiska prawnicze”) z drugiej, który ciągnie się już od kilku lat z tendencją do radykalizacji stanowisk obydwu stron, trudno spodziewać się rozwiązania ugodowego lub też rozstrzygnięcia za pomocą środków prawnych (procedur).
Po orzeczeniu TSUE nie ma już organu sądowego czy instancji mogącej rozstrzygnąć ten spór, chyba że mówić będziemy o nacisku zewnętrznym dyplomacji amerykańskiej bądź organów UE, oscylującym w kierunku rzeczywistych sankcji wobec Rzeczypospolitej Polskiej, co jednak do tej pory nie miało miejsca.
Poczynić chcemy w tym miejscu pewną uwagę, która determinuje nasze dalsze rozważania – oceny prawnej sporu dokonał Sąd Najwyższy i akurat my nie zamierzamy z tym polemizować. Dla nas spór na płaszczyźnie prawnej został rozstrzygnięty.
My chcemy dokonać pogłębionej analizy konfliktu. Płaszczyzna prawna jest wtórna w stosunku do zjawisk politycznych i społecznych. W sferze ocen politycznych i socjologicznych przyczyną tego zdarzenia jest proces dezintegracji wspólnoty politycznej i wzrastającej polaryzacji, przynajmniej zaktywizowanych politycznie członków społeczeństwa, bo zauważmy, że mimo zaangażowania, po obydwu stronach, licznych mediów i dziennikarzy, Polacy podchodzą do tego sporu z dość dużą rezerwą.
Mało kto – wyjąwszy prawników i komentatorów – rozumie jeszcze szczegółowe i skomplikowane argumenty prawne. W sferze sporu politycznego jedna radykalna, ale zdecydowana mniejszość broni „wolnych sądów”, widząc w tej kampanii walkę z rządem PiS, druga popiera rząd przeciwko „nadzwyczajnej kaście” sędziowskiej. Jedni i drudzy operują schematami już nie “my-oni”, lecz “przyjaciel-wróg”.
Zdecydowana większość Polaków natomiast, jak się nam wydaje, uważa że spór ich nie dotyczy bezpośrednio i nie ma wpływu na ich codzienne życie. Spór ma charakter głębokiego konfliktu konstytucyjno-politycznego, lecz nie konfliktu społecznego. W jakikolwiek sposób zostanie rozwiązany nie zakończy się ani poważniejszymi zamieszkami, ani – tym bardziej – wojną domową.
To również jest przyczynek do tego, by zadać pytanie, jak to się stało, że społeczeństwo w demokratycznym państwie prawnym nieszczególnie przejęło się głębokimi ingerencjami władzy wykonawczej w funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości…
IV
Klasyczna dla zachodniego modelu współczesnego państwa teoria konstytucyjna, zakładająca trójpodział władz, oparta jest na pewnej fikcji. Otóż, fikcja ta zakłada równorzędność mocy władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, które teoretycznie wzajemnie się hamują i ograniczają. System ten działa jednak jedynie wtedy, gdy między głównymi siłami politycznymi panuje consensus co do potrzeby zachowania istniejącego systemu, a spory będą rozstrzygane na gruncie obowiązujących norm. System ten funkcjonuje wtedy, gdy znaczące stronnictwa polityczne uznają, że państwo opiera się na społecznej i przyjacielskiej naturze ludzkiej (szkoła Arystotelesa, filozofii klasycznej i scholastycznej) lub też, iż państwo pochodzi z kontraktu, z umowy społecznej, której określone w konstytucji zasady winny być przestrzegane (nowożytna liberalna filozofia polityczna).
Dodatkowo nie traćmy z oczu faktu, że życie państwowe opiera się na systemach normatywnych: prawie, obyczaju – w Polsce niezwykle słabym, i w jakimś stopniu na normach religijnych. Mamy wtenczas system polityczny oparty na uzgodnieniach, gdzie obecnie rządzący godzą się respektować liberalne prawa i broniące ich instytucje chroniące mniejszość, gdyż obawiają się, że po kolejnych wyborach mogą utracić władzę i sami stać się opozycją.
Sytuacja wygląda inaczej, gdy obóz rządzący neguje liberalne założenie, że wszystkie doktryny i wizje państwa są równe, relatywne, co w efekcie oznacza, iż rządzącym przyświeca pewnego rodzaju mesjanizm polityczny i głębokie poczucie posiadanej racji, połączone z bardzo niską kulturą dialogu politycznego, co w ogóle cechuje postsolidarnościowe elity polityczne.
Poczucie to – prawdziwe lub urojone (kwestia oceny wynikłej z poglądów ewaluującego rzeczywistość polityczną) – powoduje, że poglądy przeciwnika nie są traktowane jako równorzędne alternatywy, lecz jako postulaty szkodliwe, antypaństwowe, inspirowane z zagranicy lub z systemu prawno-polityczno-społecznego PRL. Nie ma więc oponentów, są wrogowie, z których postulatami się nie dyskutuje, tylko się je zwalcza.
W sytuacji radykalnej polaryzacji politycznej nastawienie to prowadzi do przypomnienia starego niemieckiego rozumienia istoty państwa, skonceptualizowanego m.in. przez Maxa Webera, że państwo to „zinstytucjonalizowana przemoc”.
Prawo i Sprawiedliwość to partia polityczna, której charyzmatyczny prezes, wspierające go masy członkowskie i wyborcy, przekonani są, że głoszą prawdę polityczną i mają misję jej urzeczywistnienia. Stąd skrajna polaryzacja i polityzacja społeczeństwa na popierających rząd i opozycję, postrzegającą credo polityczne tej partii jako nie do przyjęcia.
W ciągu ostatnich lat, od katastrofy smoleńskiej (2010), doszło do dezintegracji systemu politycznego opartego na uzgodnieniach, czyli na liberalnym consensusie politycznym, który i tak w III Rzeczypospolitej pozostawiał wiele do życzenia. Jego miejsce zajął system charakteryzujący się radykalną polaryzacją połączoną z czymś, co niekiedy określa się “zarządzaniem przez kryzys”.
Pomimo wielorakich zastrzeżeń opozycyjnych polityków i mediów, rządząca partia uchwyciła pełnię władzy ustawodawczej i wykonawczej w sposób zgodny z prawem. Dysponuje mandatem zaufania wyborców i tym tłumaczy swoje działania. Opierało się jej jednak sądownictwo ze względu na swoją specyfikę, konstytucyjną niezawisłość i nieodwoływalność sędziów, niezależność ekonomiczną, nawet fakt ich wykształcenia i horyzontów myślowych, który czyni tę grupę wyjątkowo odporną na demagogię polityczną.
Stawką obecnego konfliktu prawno-politycznego jest przejęcie przez partię rządzącą kontroli nad władzą sądową, czyli uzależnienie sądownictwa od sił delegowanych do rządzenia przez suwerenny Naród w demokratycznych wyborach. Po stronie “środowiska sędziowskiego” stoją argumenty prawne o charakterze liberalnym; po stronie rządzącej placet dany przez nominalnego suwerena.
Jest to spór pomiędzy dwoma formułami demokracji: liberalną, która opiera się na procedurach prawnych, i nieliberalną formą demokracji, która opiera się o program realizacji abstrakcyjnie i intuicyjnie pojętej “woli ludu”, gdzie jedna strona powołuje się na liberalne zasady trójpodziału władzy i demokratycznego państwa prawa, a druga na prawo stanowione przez stronnictwo cieszące się mandatem Narodu. I naszym zdaniem to jest ten moment gdzie aprioryczna konstrukcja demokratycznego państwa prawa nie wytrzymuje konfrontacji z empirią.
V
Intensywność konfliktu i brak możliwości jego rozwiązania na drodze procedur prawnych, w sytuacji, gdy strony konfliktu są głuche na argumenty przeciwnika i lansują konkurencyjną wykładnię (?) prawa, prowadzi do zdefiniowania państwa nie jako wynikłego z przyjaźni lub kontraktu, lecz jako „zinstytucjonalizowanej przemocy”.
Gdy obydwie strony nie uznają swoich argumentów, Ustawa zasadnicza nie daje sposobu na rozwiązanie kryzysu, realny jest pogłębiony chaos prawny i niepewność co do prawomocności wyroków sądów. Konfliktu nie rozstrzygnie autorytet “techników prawa” w sytuacji w której druga strona z założenia posądza ich o nieuczciwość intelektualną, wskazując na złą wolę i przy okazji niekiedy imputując mgliste związki z “starym systemem”, co ma “zdehumanizować” przeciwnika, przy jednoczesnej wierze w realizację “misji dziejowej” sanacji wymiaru sprawiedliwości.
Oglądamy zakończenie fikcji równości władzy sądowej wobec władzy wykonawczej, dodatkowo wspomaganej w tym przypadku przez władzę ustawodawczą. Pomińmy już w tym miejscu zdruzgotany autorytet wymiaru sprawiedliwości i sędziów jako takich w oczach przeciętnego obywatela, co zawsze jest czynnikiem demoralizującym społeczeństwo.
Społeczeństwo wykazuje się w interesującej nas kwestii względną apatią. Przy splocie tych czynników pojawi się pokusa rozstrzygnięcia siłowego. Spodziewamy się postępującej dekompozycji wspólnoty politycznej zorganizowanej w państwo. Ten wewnętrzny konflikt pomiędzy centralnymi organami państwa jest czynnikiem wysoce szkodliwym dla spoistości państwa i jego struktury, bo z jednej strony Ministerstwo Sprawiedliwości nie jest w stanie szybko usunąć z zawodu niewygodnych sędziów, nawet przy niewątpliwej sprawności Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych, ale z drugiej w wielu przypadkach uchwała Sądu Najwyższego zapewne pozostanie “martwa”.
Jednakże wiemy, że finalnie w przypadku totalnej radykalizacji konfliktu da o sobie znać różnica realna pomiędzy potencjałami stron konfliktu, która tkwi w tym, że władza wykonawcza wydaje polecenia podległym sobie służbom porządkowym i wypłaca im wynagrodzenia, podczas gdy sędziowie mają po swojej stronie tylko kartki papieru. Niestety, na końcu pozostanie “naga przemoc”.
dr Paweł Bała, adwokat, AHE w Łodzi
prof. dr hab. Adam Wielomski, UKSW w Warszawie
prof. dr hab. Adam Wielomski, UKSW w Warszawie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz