poniedziałek, 24 lutego 2020

Tryskamy optymizmem!

Nie jest dobrze! To znaczy oczywiście jest, jakże by inaczej; lepiej nam się żyje, Polska rośnie w siłę, niczym za panowania Edwarda Gierka, ale z drugiej strony dobrze nie jest.

Jeszcze przed wojną pisał poeta proletariacki: „Kryzys w ciężkim przemyśle, płace górników głodowe. Ich twarze – nieprawomyślne. Ich myśli – antypaństwowe.” Toteż górnicy zamierzali urządzić antypaństwowy marsz na Warszawę, czego rząd „dobrej zmiany” chciał uniknąć, bo jakże – jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej, a tu górnicy organizują najazd na Warszawę?
A jak pisał inny poeta, „W Warszawie zbytek, szampańskie kolacje, płyną rubelki. Skąd? Gdzie? – Ani wiesz”. Najazd górników mógłby tę sielankę zakłócić, albo nawet i zburzyć, toteż rząd „dobrej zmiany”, biorąc zapewne pod uwagę zbliżające się wybory prezydenckie i polityczną reputację pana prezydenta Andrzeja Dudy, z którym jest związany, jak zakładnik z zakładnikiem, zrobił to samo, co w podobnych sytuacjach robił król Michał Korybut Wiśniowiecki. Żeby zapobiec napadom tatarskim, zgodził się płacić Tatarom haracz.
Tatarom bardzo się to spodobało, bo zamiast samemu grabić mieszkańców Rzeczypospolitej, co wiązało się jednak z pewnym ryzykiem, że przedsięwzięcie może się nie udać, zadanie grabienia poddanych chętnie powierzyli polskiemu królowi.
Podobnie rząd „dobrej zmiany”; zamiast ryzykować najazd górników na Warszawę, zgodził się na wypłacenie haraczu 350-400 zł miesięcznie na głowę i w ten sposób zażegnał niebezpieczeństwo. Dzięki temu pan prezydent Duda nie tylko z czystym sumieniem, ale nawet z głębokim przekonaniem będzie dzielił się z wyborcami przełomowymi odkryciami, że jak rosną płace, to muszą rosnąć i ceny.
Takie bowiem są nieubłagane prawa rozwoju i właśnie dzięki temu, że rosną ceny, mamy najlepszy dowód, że lepiej nam się żyje.
Generalnie jest więc dobrze, a będzie jeszcze dobrzej, ale tu i ówdzie zdarzają się niedociągnięcia. Oto jeszcze nie ochłonęliśmy z wrażenia po tym, jak Wielce Czcigodna Joanna Lichocka przy pomocy środkowego paluszka próbowała usunąć ze swego oka ewangeliczną belkę oraz po tym, jakie ten gest wywołał oburzenie, do tego stopnia, że Wielce Czcigodnej Joannie Lichockiej pozazdrościł Wiece Czcigodny Włodzimierz Czarzasty, który środkowym palcem poprawiał sobie okulary – a tu już następne, niepokojące incydenty.
Oto CBA najpierw wkroczyła do mieszkania prezesa NIK Mariana Banasia w Warszawie i Krakowie, a potem przeszukała również mieszkanie jego syna i samochód córki. Najwyraźniej jeśli nawet nie sam Naczelnik Państwa, to w każdym razie dysponent CBA musi podejrzewać, że pan prezes Banaś mógł zdobyć jakieś „haki”, które skomplikowałyby egzystencję obozu „dobrej zmiany”, skoro szuka ich z takim przytupem, ostentacją i determinacją.
Ponieważ prezes Banaś uparł się dotrwać do końca 6-letniej kadencji, to nie ma innej rady, jak przyłapać go na jakimś przestępstwie i zdjąć mu sakrę, to znaczy – oczywiście immunitet za pośrednictwem Sejmu. Myślę jednak, że jeśli prezes Banaś rzeczywiście ma jakieś haki, to przecież nie trzyma ich w domu, tylko w miejscu bezpiecznym, które bezpieczniakom nawet nie przyszłoby do głowy.
Wiem, co mówię, bo kiedy w latach 70-tych drukowaliśmy podziemnego „Gospodarza” na typograficznej drukarence, okrężną drogą dowiedziałem się, że SB szuka jej po jakichś ogródkach działkowych, podczas gdy ona była albo u mnie w mieszkaniu, albo w mieszkaniu mego przyjaciela Tadeusza Szozdy, albo wreszcie w mieszkaniu naszego wspólnego przyjaciela.
W przypadku prezesa Banasia prawdopodobnie jest akurat odwrotnie, więc myślę, że na jednym przeszukaniu się nie skończy. Czeka nas zatem prawdziwy serial, jarmark sensacji tym bardziej, że i prezes Banaś postanowił się odwinąć i tego samego dnia nakazał przeszukiwanie siedziby Prokuratury Krajowej. Wprawdzie naczelnik wydziału prasowego NIK zdementował fałszywe pogłoski, jakoby kontrolerzy wtargnęli tam w odwecie za wtargnięcie CBA, ani że nie doszło do żadnego przeszukania, ponieważ prezes Banaś uznał, że nie ma ku temu „konstytucyjnych przesłanek” – ale rosyjski minister spraw zagranicznych książę Gorczakow miał zasadę, by nie wierzyć informacjom nie zdementowanym, chociaż z drugiej strony miło usłyszeć, że w naszym nieszczęśliwym kraju ktoś jeszcze przestrzega konstytucji.
Podobno kontrola NIK w Prokuraturze Krajowej ciągnie się już od dawna, a skoro przez ten czas niczego nie udało się wykryć, to nieomylny to znak, że potrwa ona jeszcze przez jakiś czas, może nawet aż do zakończenia wyborów prezydenckich.
Te wszystkie incydenty pokazują, ze w obozie „dobrej zmiany” nie tylko rozpoczęła się walka o schedę po Naczelniku Państwa Jarosławie Kaczyńskim, w której biorą udział aż trzy frakcje: pana premiera Morawieckiego, pana ministra Ziobry i pana wicepremiera Gowina, a tu się okazuje, że do tego dochodzi walka buldogów i to nawet nie pod dywanem, tylko nad dywanem – bo jakże inaczej nazwać taką ostentację?
Jakby tego było mało, to pojawiły się rozmaite wzruszające wątpliwości wokół przeforsowanej niedawno nowelizacji ustawy prawo geologiczne i górnicze – ze mianowicie ta nowelizacja była przeprowadzona w interesie jednej spółki, która z kolei jest powiązana z pięcioma innymi, w których prezesem zarządu ma być jednak i ta sama osoba.
Niektóre z tych spółek mają siedzibę w Luksemburgu, w tym samym Luksemburgu, w którym siedzibę ma też Europejski Trybunał Sprawiedliwości, co to żąda od Polski rozmaitych wyjaśnień w sprawie praworządności w naszym bantustanie.
Ciekawość wzbudza również okoliczność, że te wszystkie spółki powiązane ze spółką-beneficjentką wspomnianej nowelizacji, mają niski kapitał zakładowy; w zestawieniu z teoretyczną wartością złoża Nowa Sól, tyle, co nic. Dlaczego zatem rządowi „dobrej zmiany” tak bardzo zależało na nowelizacji ustawy – tajemnica to wielka – chociaż widać było, że mu zależało.
Jak widzimy, na świecie, a nawet na naszych oczach dzieją się rzeczy, które nie przyśniłyby się filozofom, gdyby nawet filozofom coś się specjalnie śniło. Toteż bez oglądania się na filozofów radujmy się, że lepiej nam się żyje, Polska rośnie w siłę, a poza tym – tylko patrzeć, jak nadejdzie wiosna, a wraz z nią – Międzynarodowy Dzień Kobiet, kiedy to będzie można i wypić i zakąsić w błogim przekonaniu, że to akt słuszny, a nawet jedynie słuszny ideologicznie.
A przecież to nie ostatnie słowo, bo żeby uniknąć dyskryminacji i wykluczenia, trzeba będzie ustanowić święta dla wszystkich 77 płci. Czegóż chcieć więcej?
Stanisław Michalkiewicz
https://www.magnapolonia.org/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...