„Najbardziej kochający wolność naród słowiański” właśnie powszechnie klaszcze mętnej i chaotycznej liście zakazów ogłoszonej przez rząd.
„Bo już dawno trzeba było zabronić…!” – to niemal jedyna krytyka, jaką gdzieniegdzie można napotkać po konferencji premiera Mateusza Morawieckiego ogłaszającego stan zagrożenia epidemicznego i pierwsze regulacje z niego wynikające.
I co zabawne, choć przez cały dzień straszono się w ostatnich dniach fejkami w typie „Podczas stanu wyjątkowego rząd zabroni wychodzenia z domów!” – można odczuć wręcz pewne rozczarowanie, że akurat ten zakaz jeszcze pominięto: „Ja się siedzę z dzieciakami w domu, a Nowakowa spod 7. to jak gupia po sklepie z lampami dziś se łaziła, dlaczego rząd na to pozwala?!” (nie wymyśliłem treści zdania, najwyżej formę). Zaprawdę, to budujące jak nasi rodacy tęsknią za zamordyzmem!
„Tak jest Generale, co racja – to racja! Wszak miał być porządek – a jest demokracja…” – śpiewano po stanie wojennym. Po stanie epidemicznym zaś możemy śpiewać wszyscy – i to naprawdę cienko!
Dla polityków demokratycznych jest to zresztą pokusa nie do odparcia: gry, w którą można tylko wygrać! Wszak ile by osób nie zmarło z powodu koronawirusa – i tak GŁOSOWAĆ BĘDĄ ŻYWI. Czyli ci, których tylko zdecydowane działania rządów (no i dziarskie nawoływania opozycji…) uratowały!
No, to przecież chyba ocaleni nie okażą się niewdzięcznymi świniami…?
Na razie jednak powszechnie chwalony rząd wcale nie powinien spać zbyt spokojnie. Liczba zachorowań bowiem, co oczywiste – WZROŚNIE pomimo zaordynowanych środków, które z ujawnianiem już zarażonych nie mają wiele wspólnego. I co wtedy? Ci sami budujący dziś pomnik premierowi – pierwsi zażądają jego głowy?
Powrót Czarnej Wołgi
Zwłaszcza, że już powracają Czarne Wołgi… Pouczająca jest lektura rozsyłanych po mediach dementi plotek, która władza (za pośrednictwem dziennikarzy) zdołała wyłapać:
„Szanowni Państwo, dementuję plotki, że akademiki Uniwersytetu Medycznego przejmuje wojsko, służby mundurowe lub pacjenci, a także dementuję, że Szpital Neuropsychiatryczny w Lublinie zostanie przekształcony na szpital zakaźny” – to fragment jednego z wielu dzisiejszych komunikatów Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego, dobrze ilustrujący jak rozszerzają się plotka i paranoja.
Kilka razy dziennie dementowane są także pogłoski o kolejnych (czy choćby jednym!) zgonach, o wyjściu wojska na ulice i odcięciu całych miast. Poziom „Ludzie mrą jak muchy, niedługo zamkną miasta i wszystkie sklepy, tylko władza to ukrywa ŻEBY UNIKNĄĆ PANIKI!!!” – został niniejszym osiągnięty.
Jest też dość oczywiste, że właśnie za sporą część paniki odpowiadają w założeniu pacyfikacyjne działania i oświadczenia władz, które dla osób już dotkniętych koronaparanoją – stanowią tylko potwierdzenie, że „coś jest na rzeczy”. Nie należy więc winą za stan nastojów obarczać (tylko) zwykłych ludzi, którzy wprawdzie naiwnie, ale (choćby podejmując decyzje o absurdalnie wielkich zakupach) – próbują się kierować dostępną sobie logiką. Czyli, np. wychodzą z trzech założeń (nawet podświadomie):
- Lepiej unikać sklepów, bo tam tłumy, to pójdę raz i będę miał z głowy na dłużej.
- Gdy zachoruję – to nie będę miał jak zrobić zakupów, więc lepiej mieć zapasy.
- Skoro wszystko zamykają, to kto wie, może zamkną i sklepy?
No i poza tym wchodzi taki przeciętny konsument do sklepu, patrzy – prawie nic już nie ma, to dodaje „Cholera, dobrze zrobiłem, to wezmę jeszcze zgrzewkę, skoro tak wykupują!”.
I się kręci. Jeszcze kilka dni „uspokajania” i Polacy rzeczywiście uwierzą w wywożone nocami stosy trupów… Oczywiście, kiedy przejdzie pierwszy entuzjazm stanu epidemicznego (a swoją drogą, dzisiejsza młodzież nie wierzyła, że babcie spontaniczne dawały żołnierzom kwiatki po 13. grudnia ’81 – a proszę, współczesnych euforia wobec rządowych ratowników jest bodaj, czy nie większa!).
Choroba społeczno-gospodarcza
W ramach nagłego wzrostu optymizmu (zwłaszcza po stronie podobno liberalnej) słyszałem też już komentarze „Kapitalne, ale obroty w sklepach, gospodarka się rozwinie!”. Zapewne niektórzy zazdroszczą też zbytu producentom makaronu itp.
W rzeczywistości jednak wciąż nie znamy odpowiedzi na pytanie: ile to wszystko będzie kosztować polskie rodziny – ani jak niby ma się zakończyć? Tysiące ludzi pracujących w handlu, gastronomii, kulturze, transporcie zostało właśnie jednym podpisem pozbawione znacznej części albo i całości zarobków – a przecież koszty stałe ogarniętych stanem epidemicznym firm nie ulegną zmianie. Nawet zaś, jeśli odroczone czy nawet umorzone zostaną np. należności z tytułu ZUS-u od przedsiębiorców objętych ograniczeniami działalności – to przecież będzie to oznaczało kolejny ubytek budżetowy i to w realiach konieczności wypłaty zasiłków za opiekę nad dziećmi pozbawionymi zamkniętych żłobków, przedszkoli i podstawówek.
W dodatku, jak wspomniano liczba chorych będzie rosnąć, taka jest bowiem logika pandemii, podczas gdy rząd wyprztykał się już z większości metod nadzwyczajnych. Niechby i sięgnął po ostatnie, przedłużył zamknięcie granic w nieskończoność, całkowicie odciął kraj, ogłosił te nieszczęsne „czerwone strefy” i w końcu wprowadził pełny stan wyjątkowy – TO CO DALEJ? Kiedy i jak powiedzieć spanikowanym ludziom, że „już po wszystkim”, gdy poziom zaufania do oficjalnych komunikatów znowu zacznie spadać?
Polacy – nosiciele sztandaru koronawirii!
Niestety, emocjonalne, infantylne reakcje, sprowadzające się w popadanie od stanów euforycznych po histerię – są naszym polskim wkładem w kryzys koronawirusowy w innych krajach.
Oto UK pozostaje bodaj jedynym państwem Zachodu zachowującym jaki taki ład emocjonalno-umysłowy związany z pandemią, tzn. szkoły i uczelnie są otwarte, a rząd apeluje o spokój i normalną pracę – co generalnie znajduje posłuch. Oczywiście z małym, acz uroczym wyjątkiem… Run na sklepy bowiem jednak nastąpił – tyle, że na te z… polskim asortymentem (i kurdyjskimi właścicielami…). Szczególnie kuriozalnie wygląda to w pełnych towarów hipermarketach – z mocno przebranymi jedynie polskimi stoiskami (jak wiadomo bowiem: najlepszą na świecie polską wędliną – są niemieckie parówki!).
Kiedy zaś w internecie faktycznie pojawiła się społeczna petycja o rozważenie zamknięcia szkół – uwielbiające swą klikalność polskie portale na Wyspach już ogłosiły co najmniej dwumiesięczną przerwę w zajęciach. Proszę sobie teraz wyobrazić genetycznie flegmatyczne społeczeństwo brytyjskie – i miejscowych Polaków naładowanych tą czerpaną z kraju adrenaliną Dżumy XXI wieku…
Swoją drogą to ciekawe – wszak już od czasów Stańczyka wiadomo, że Polacy są przede wszystkim narodem lekarzy. Emigrując zawsze do siwizny doprowadzamy zamorskich medyków nierozumiejących czemu wydawali fortuny na studia medyczne, skoro wchodzący do nich krzykliwy cudzoziemiec nie tylko sam doskonale wie, co mu jest, ale także co należy na jego przypadłość zaordynować, w jakich dawkach i czym osłonić.
I nagle – szok! Tabula rasa! Tak znakomicie przygotowany medycznie naród zrobił sobie wolne. Nie wie i nie chce widzieć co to za choroba, ta koronawiria, jakie są jej objawy i czym grozi. Rozumie tylko, że jak ją złapie – od razu umrze. A najlepszym lekarstwem będzie nie tyle siedzenie samemu w domu, co zabronienie wychodzenia sąsiadowi…! I koniecznie bieganie po mieście żołnierzy w takich kosmicznych kostiumach…
Polacy na emigracji, zawsze mądrzejsi od miejscowych lekarzy i wiecznie na nich narzekający – tym razem są więc o krok od oskarżenia ich o ludobójstwo:
Jak można całość zaleceń ograniczać właściwie właśnie do siedzenia w domu i autoobserwacji?!
Dlaczego nie przyjmują od razu do szpitala, skoro przyleciało się z Polski, w której (jak wiadomo) śmierć kosi tysiącami i skoro się nawet kaszle?!
Jak to z grypą się nie leży w szpitalu i tylko unika powikłań?! Co z tego, że już babcia ostrzegała, żeby grypy nie przeziębić, bo zapalenie płuc grozi?! To wcale nie żadna grypa, to koronawiria, straszna, śmiertelna choroba, przed którą ratuje tylko uwięzienie sąsiada i szpital dla wszystkich! Przynajmniej tych zasłużonych…
Cóż, w sumie, jakby się tak dłużej zastanowić nad tym ostatnim postulatem…
Koronawius – lekcja globalna i lokalna
Jesteśmy zatem dziś w za dużym szoku, by obserwować jak to się robi gdzie indziej i jakie lekcje można by wyciągnąć z globalnej skali obecnego kryzysu. Jedni bowiem są zbyt dumni, że to oto rząd RP daje przykład światu jak walczyć z zarazą, a reszta jest nadal rozczarowana, że nie jest aż tak hardkorowo jak we Włoszech…
Spójrzmy jednak znowu na przykład UK. Jak powszechnie wiadomo, relacje rządów szkockiego i brytyjskiego są gorzej niż… chłodne, zaś premierzy Nicola Sturgeon i Boris Johnson działają sobie wyraźnie na nerwy. A mimo to reakcja Edynburga na koronawirusa – nie odbiega od tonu oświadczeń Westminsteru. Najważniejszy jest spokój, niewywoływanie paniki, utrzymanie ciągłości gospodarki, edukacji, codziennego funkcjonowania kraju. Nie pojawiła się pokusa, żeby np., skoro B. Johnson nie zamknął szkół – rzucić się na niego za „narażanie dzieci”. Przeciwnie, premier N. Sturgeon również podkreśliła, że lepiej, gdy młodzież jest w szkołach, z wdrożonymi procedurami sanitarno-higienicznymi niż gdyby miała zostać puszczona samopas. Takich przykładów ODPOWIEDZIALNEGO podejścia do problemu, POMIMO WALKI politycznej – jest więcej.
Tylko co radykalniejsi szkoccy narodowcy pół żartem zgłosili, że skoro na północ od Tweed jest 10 razy mniej zachorowań niż na południu – to może by tak oddzielić się od Anglii? Oczywiście, kwarantanną! Cóż, nawet w atmosferze zgody – warto bowiem nie tracić z oczu priorytetów!
Zastanówmy się więc i my jakie pryncypia można by podnieść nie pomimo, ale dzięki psychozie czasu zarazy. Oto po pierwsze, ważna jest oczywiście postawa etyczna, w tym religijna. Przy okazji rzekomej walki z domniemanym zagrożeniem – mamy do czynienia z bardzo zaawansowanym atakiem na religię, w tym zwłaszcza katolicyzm. Nieodpowiedzialna deklaracja rządu o zakazie zgromadzeń „w tym religijnych” większych niż 50 osób – uderza w wyznaniowość chrześcijańską i może zostać łatwo wykorzystana do prowokacji anty-religijnych. A przecież postawą chrześcijańską jest właśnie ZUPEŁNE zawierzenie Bogu ZWŁASZCZA w czasie choroby, słabości i zwątpienia. Wiary należy więc bronić, bowiem bardziej niż wirus naszemu narodowi zagraża nihilizm i/lub antywartości demoliberalne i ateistyczne.
Po drugie – jesteśmy świadkami klęski tak paradygmatu liberalnego, jak i związanego z nim projektu globalizacyjnego. Obu cios zadają objawiane właśnie wiara i nadzieja pokładane w strukturach państwa narodowych, do ich pełnej izolacji włącznie.
Podkreślmy to – jeszcze tydzień czy dwa temu ktokolwiek zgłaszający postulat zamknięcia granic byłby w najlepszy razie uznany za wariata, a w najgorszym za zdrajcę, agenta i wroga narodu. Dziś jednym głosem o opuszczenie szlabanów wołają niemal wszyscy! Państwo nie tylko ma być własne – ale i omnipotentne, sterujące gospodarką, władne nad jednostkami, jak i podmiotami gospodarczymi. Okazuje się, że w momencie zarazy – nie ma liberałów!
Oczywiście, nadzieje te są błędnie pokładane, nie można zakładać, że system demoliberalny skutecznie wprowadzi antyliberalne rozwiązania albo że nieskuteczne państwo skutecznie pokona pandemię i będzie rządzić, a nie tylko zarządzać, niemniej ziarno pod wiarę w system totalnego, egoistycznie narodowego, solidarystycznego zamordyzmu, obszytego separatyzmem i ksenofobią – zostało rzucone. Warto o nie zadbać.
I po trzecie wreszcie – w całym obecnym kryzysie nie istnieje żadna Europa, żadna Unia Europejska, a Stany Zjednoczone uciekają przed wirusem niczym słoń przed myszą. To znak dla odbudowy naszej odrębności, ale też łatwy do przeoczenia i zaprzepaszczenia moment, by reorientować geopolitycznie nie tylko Polskę, ale i cały nasz kontynent.
Europa, świat, Eurazja zwłaszcza – potrzebują solidarności. Solidarności – ale opartej na dobrze zachowanych odrębnościach i samodzielnościach, czyli zaprzeczeniu obecnego systemu unioeuropejskiego, atlantyckiego i globalistycznego.
Czysto praktycznie, na dziś: jeśli wiodące doświadczenia w walce z chorobą mają Chińczycy, to najwyższy czas, aby przykrócić antychińską propagandę, w której Ameryka i jej sojusznicy celują. Jeżeli wiemy, że krajem najbezpieczniejszym na kontynencie euroazjatyckim, jeśli chodzi o zagrożenie koronawirusowe, jest Rosja, to jest to pora, by korzystać z rozwiązań rosyjskich i doświadczeń chińskich, a nie bawić się w żołnierzy i straszyć się nawzajem.
Raz odbudowawszy granice – powinniśmy je zachować, nawet, gdy strach minie. Za to otworzyć drzwi na nowe kierunki – by lęk tak łatwo nas znów nie zaskoczył.
Konrad Rękas
https://myslkonserwatywna.pl
https://myslkonserwatywna.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz