środa, 3 czerwca 2020

Ostentacyjny pokaz hipokryzji

Jeszcze nie wiadomo, kiedy odbędą się odroczone wybory prezydenckie, bo o 28 czerwca mówił tylko pan premier Morawiecki, ale przecież to nie on ogłasza termin wyborów, tylko pani marszałek Sejmu Elżbieta Witek, która najwyraźniej jeszcze nie wie, co myśli w tej sprawie.

Tymczasem na mieście krążą fałszywe pogłoski, jakoby na Nowogrodzkiej zebrało się Biuro Polityczne Prawa i Sprawiedliwości, jakoby namawiało się nie tylko w tej sprawie, ale również na temat zorganizowania w jesieni kolejnego Zjazdu Partii, podczas którego ma być wybrany Komitet Centralny i Biuro Polityczne.
Mówi się też o możliwym przejściu na polityczną emeryturę samego Naczelnika Państwa, oczywiście jeszcze nie teraz, tylko w roku 2023. Właśnie z tego powodu ja w te fałszywe pogłoski nie wierzę, bo taka emerytura oznaczałaby, że skoro Naczelnik pozostawia kraj własnemu losowi, co niesie w sobie ryzyko oddania go na pastwę Donalda Tuska, albo jeszcze gorzej – Wielce Czcigodnego posła Pupki – to by znaczyło, że już przestał kochać Polskę.
Niestety to również nie jest wykluczone zwłaszcza że codziennie musi on wypić do dna nowy kielich goryczy, jak na przykład w postaci afery maseczkowej, na której obóz zdrady i zaprzaństwa usiłuje wędzić swoje polityczne półgęski.
A w ogóle to afera maseczkowa z udziałem z jednej strony pana ministra Szumowskiego, a z drugiej – Wielce Czcigodnego Sławomira Neumanna – tego samego, co to w Tczewie wygłosił płomienne przemówienie, że dopóki tamtejszy prezydent będzie w Platformie Obywatelskiej, to on „będzie się o niego bił, kurwa, do końca życia”, jak jest poza, to ma go „w dupie”. Cytuję te spiżowe słowa w całej rozciągłości, żeby nie uronić z nich nawet literki, bo – jak powiada poeta – „nie jest światło, by pod korcem stało”.
O udziale Wielce Czcigodnego posła Neumanna w aferze maseczkowej, tylko oczywiście z drugiej strony, to znaczy – ze strony obozu zdrady zaprzaństwa, wiceminister zdrowia poinformował na konferencji prasowej podczas której Wielce Czcigodny poseł Nitras i Wielce Czcigodny poseł Kierwiński próbowali go skonfundować. Wielce Czcigodny poseł Nitras, ten sam, co to na sali plenarnej Sejmu przeszukiwał torebki Wielce Czcigodnych posłanek z obozu dobrej zmiany, takiego noża się nie spodziewał, toteż stał jak zamurowany, podobnie jak Wielce Czcigodny poseł Kierwiński.
A przecież mogli powiedzieć to, co wszyscy Wielce Czcigodni mówią w sytuacji, gdy ktoś odsłoni im tak zwane wstydliwe zakątki – że to jest „sprawa polityczna”. Nadanie bowiem sprawie politycznego charakteru, całkowicie oczyszcza podejrzanego z wszelkich podejrzeń, jakby został wykąpany w hyzopie, dzięki czemu znowu może świecić przykładem i zażywać reputacji autorytetu moralnego.
Jestem pewien, że z tej możliwości skwapliwie skorzystają zarówno celebryci, wciągnięci do filmu pana Latkowskiego o tym, jakie sztuki z panienkami wyprawiane były w sopockiej „Zatoce Sztuki” – oczywiście kiedy już wytoczą mu procesy, najlepiej przed niezawisłymi sądami znanego na całym świecie z niezawisłości gdańskiego okręgu sądowego – chociaż niezawisłe sądy okręgu poznańskiego śmiało mogą z nim konkurować, zwłaszcza po niedawnym wypuszczeniu na wolność za poręczeniem majątkowym w wysokości 500 tys. złotych pana Arkadiusza Ł. pseudonim „Hoss”, podobno wynalazcę metody „na wnuczka”. Teraz będzie musiał się on uwijać jeszcze bardziej, by te pół miliona spłacić tajemniczemu nieznajomemu, który w dodatku dysponował tymi pieniędzmi całkowicie legalnie.
Wbrew fałszywym pogłoskom, jakoby orzeczenie niezawisłego sądu nie było do końca bezinteresowne, jestem przekonany, że niezawisły sąd uczynił to z zamiłowania do praworządności, o którą w naszym bantustanie toczy się nieubłagana walka, w której niezawisłe sądy okręgu poznańskiego niezmiennie pozostają na pierwszej linii frontu.
Tak, czy owak, opisane wypadki pokazują, że sprawa epidemii zbrodniczego koronawirusa w zasadzie już przestaje interesować opinię publiczną, wskutek czego niezależne media głównego nurtu, skierowały swoje nieubłagane reflektory na karygodne przypadki tłumienia wolności słowa. Konkretnie na jeden przypadek, kiedy to kierownictwo trzeciego programu Polskiego Radia unieważniło wyniki ludowego głosowania na lidera „listy przebojów” pod pretekstem, jakoby zostały one przez ścisłe kierownictwo redakcji „zmanipulowane”.
W odwecie prawie cały personel „Trójki” zwolnił się z posad i prawdopodobnie przejdzie do nowej prywatnej rozgłośni „Nowy Świat”, na którą – jak ujawniła pani Magda Jethon – zebrano już co najmniej 1 300 tys. złotych.
Takie przywiązanie do wolności słowa przynosi oczywiście zaszczyt wszystkim jej obrońcom, a ściślej – przynosiłoby, gdyby w okresie dobrego fartu reagowali, nawet niekoniecznie w podobny sposób, na przypadki łamania wolności słowa w firmach „Facebook” i „Youtube”, obsługujących tak zwane media społecznościowe. Firmy te bowiem, w każdym nieszczęśliwym kraju w którym działają, zatrudniają bowiem całe gromady logofagów w charakterze cenzorów, którzy bez jakiegokolwiek uzasadnienia i odwołania blokują przekazy sprzeczne z tak zwaną „polityczną poprawnością” i – jak to nazywają gitowcy – „kładą lachę” na gwarancje wolności słowa zapisane w art. 54 konstytucji obejmujące swobodę wyrażania „swoich poglądów”, a nie poglądów dopuszczonych przez, dajmy na to, redakcyjny Judenrat „Gazety Wyborczej”, czy pana Zuckerberga.
Nie przypominam sobie jednak, by płomienni bojownicy o wolność słowa reagowali, nie mówię, że zaraz opuszczaniem posad, ale przynajmniej protestem przeciwko tym praktykom.
Inna rzecz, że również władze naszego bantustanu w obliczu takich praktyk podkulają ogony, mrużą oczy i zatykają sobie uszy, niczym niezapomniany marszałek Sejmu na komuny Czesław Wycech, który, patrząc w ziemię, donośnie anonsował: „nie widzę, nie słyszę” – mając oczywiście na myśli głosy sprzeciwu.
Obejmuje to również piastującego operetkową posadę „rzecznika praw obywatelskich” pana Adama Bodnara, niewątpliwie zaangażowanego politycznie po stronie obozu zdrady i zaprzaństwa. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek ośmielił się pisnąć w takich sprawach. Widocznie skądś wie, że gdyby pisnął, to zaraz ktoś by mu przypomniał, skąd wyrastają mu nogi, a może nawet diabli wzięliby piękną synekurę.
Mamy zatem do czynienia z ostentacyjnym pokazem hipokryzji, co oprócz plusów ujemnych nawet ma również swoje plusy dodatnie. Jak bowiem zauważył Franciszek ks. de La Rochefoucauld, „hipokryzja jest hołdem, jaki występek składa cnocie”. To pocieszająca wskazówka, że płomienni bojownicy wiedzą, co jest dobre, a co złe, tylko wolą nie narażać się tym, którzy naprawdę są groźni.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Brytyjczycy, nic się nie stało!!!

  Brytyjczycy, nic się nie stało!!! A to gagatek ! Przecie kosher Izaak … https://geekweek.interia.pl/nauka/news-newton-jakiego-nie-znamy-zb...