Okazuje się, że proroctwa mnie wspierały, kiedy mówiłem, że teraz coraz więcej osób na wyścigi będzie sobie przypominało, jak to przed laty były molestowane, bo okazuje się, że z cudzego nierządu można czerpać spore zyski.
Mówiąc o „cudzym nierządzie” mam oczywiście na myśli sprawców owych czynów, czy to w osobach księży-pedofilów, czy też pedofilów-cywilów, albo wreszcie „knurów”, którzy molestują osobniki metrykalnie dorosłe.
Przypominam, że technologia tego przemysłu w skrócie wygląda następująco: najpierw robi się tak zwaną „padgatowkę” medialną, to znaczy – zblatowane gazety, czy stacje telewizyjne, rozwodzą się nad „traumami” ofiar, które na samo wspomnienie moczą się w nocy i nie mogą ułożyć sobie życia ani zaczepić się w jakiejś pracy. Wsparte to jest oczywiście opiniami psychologów, dla których ten przemysł też jest żyłą złota, no i manifestacjami rozmaitych „dziewuch”, które przy tym ogniu też pieką sobie swoje półgęski ideowe i polityczne.
Następnie, kiedy już medialna „padgatowka” wywołała pożądany rezonans, przychodzi kolej na niezawisły sąd, do którego składa się pozew o wysokie odszkodowanie – ale nie od sprawcy molestowania – chyba że jest bajecznie bogaty – tylko od osób trzecich z kasą.
Wprawdzie w normalnych warunkach uzyskanie takiego odszkodowania od osób trzecich nie byłoby łatwe, ale przecież my nie żyjemy w warunkach normalnych, tylko w mocy organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym. W tej sytuacji obciążenie osoby trzeciej obowiązkiem zadośćuczynienia jest proste, jak budowa cepa; wystarczy tylko naciągnąć art. 430 kodeksu cywilnego. Dopuszcza on wprawdzie taką możliwość i w warunkach normalnych, ale wymaga, by spełnione były trzy warunki i to w dodatku – jednocześnie: żeby czynność, która spowodowała szkodę, była sprawcy przez tę osobę trzecią zlecona, żeby przy wykonywaniu tej czynności sprawca pozostawał pod kierownictwem tej osoby trzeciej i wreszcie – by podczas wykonywania tej czynności sprawca stosował się do jej instrukcji.
W precedensowej sprawie przeciwko zakonowi chrystusowców ani jeden warunek nie został przed niezawisłym sądem udowodniony, jednak nie przeszkodziło to w zatwierdzeniu skandalicznego wyroku zarówno przez sąd apelacyjny, jak i Sąd Najwyższy, w którym jednak, na wszelki wypadek, trzeba było wymienić pierwotnie wyznaczony skład na skład bardziej dla przemysłu molestowania życzliwy. No a potem już wszystko idzie jak z płatka; komornik rozpoczyna egzekucję, a wszyscy inicjatorzy dzielą się zyskami.
Toteż kiedy panowie bracia Sekielscy wyszukali kolejne ofiary molestowania dla potrzeb produkowanego przez nich serialu, pierwszy krok technologiczny został wykonany. Sprawa odbiła się tak zwanym szerokim echem, które objawiło się w postaci powszechnego potępienia tych niecnych praktyk.
We wzbudzeniu tego potępienia odegrał pewną rolę również pan red. Tomasz Terlikowski, będący – jeśli można tak powiedzieć – katolikiem zawodowym – a którego panowie bracia Sekielscy zaangażowali do swojego serialu w charakterze „konsultanta”. Skąd u pana red. Terlikowskiego taka głęboka znajomość księżej pedofilii – tajemnica to wielka i nie nam ją odkrywać.
Nie to jest zresztą istotne, ale to, że obydwie ofiary molestowania z ostatniego odcinka serialu, właśnie wystąpiły do niezawisłego sądu przeciwko diecezji kaliskiej o odszkodowanie w wysokości pół miliona złotych dla każdego. Razem jest to okrągły milion, a więc tyle samo, ile w sprawie przeciwko chrystusowcom uzyskała Hermenegilda Kociubińska (imię i nazwisko oczywiście fałszywe, bo niezawisły sąd zabronił mi używania nazwiska prawdziwego).
Przy tych wszystkich podobieństwach, które powoli nabierają znamion nowej, świeckiej tradycji, są i różnice. O ile Hermenegilda Kociubińska postanowiła się konspirować, to bohaterowie ostatniego odcinka serialu panów braci Sekielskich swoich prawdziwych imion i nazwisk na razie nie ukrywają. Jestem tedy pewien, że niezawisły sąd, zwłaszcza orzekający w słynącym w całym świecie z niezawisłości okręgu sądowym, „powinność swej służby zrozumie”, niczym petersburski policmajster z opowiadania „cioci” Telimeny.
Jak widzimy, kiedy tylko ruszyło odmrażanie gospodarki, przemysł molestowania nabiera dynamiki, czemu naprzeciw wychodzi Episkopat Polski, jako uczestnik tego przemysłu – oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody”. Powołał on mianowicie fundację pod wezwaniem św. Józefa, z której każda ofiara księżej pedofilii, będzie mogła zaczerpnąć zyski z cudzego nierządu.
Jestem pewnie, że w takiej sytuacji coraz więcej osób będzie sobie różne rzeczy po latach przypominało. Fundacja dysponuje środkami przekazywanymi przez poszczególne diecezje, a diecezjom środki te przekazują poszczególne parafie. Parafie zaś dysponują środkami przekazywanymi im przez zwykłych parafian, którzy nikogo nie molestowali.
Nie da się ukryć, że przy takim rozwiązaniu najlepiej wychodzą ofiary molestowania oraz jego sprawcy. Ofiary – bo będą mogły liczyć na złoty plaster, który będą mogli przykładać sobie na rany – a wiadomo, że nic tak nie łagodzi cierpień, jak złoty plaster. Sprawcy molestowania – bo nie tylko mieli z tego sporo przyjemności, ale w dodatku nie będą musieli zapłacić za to ani grosza.
Okazuje się, że Episkopat Polski też kieruje się zasadą odpowiedzialności zbiorowej, chociaż oczywiście nazywa ją inaczej – mianowicie że chodzi „o solidarne wsparcie pokrzywdzonych”. To oczywiście nieprawda, bo najbardziej pokrzywdzeni są tu zwykli parafianie – no ale z nimi nikt nie musi poczuwać się do solidarności.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
http://michalkiewicz.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz