piątek, 3 lipca 2020

Inter pedes

„Nie jest dobrze, Marcinie”. Tak właśnie powiedziała krowa do Marcina w sztuce Sławomira Mrożka „Indyk”. I miała rację, bo skoro nawet wtedy, to znaczy – w koszmarnych latach 60-tych – nikt nie mógł powiedzieć, że jest dobrze, chociaż partia nieustannie powtarzała, że jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej, to cóż dopiero dzisiaj?

Dzisiaj też nie jest dobrze, a nawet jeszcze gorzej, bo nie dość, że gnębi nas zbrodniczy koronawirus, dzięki któremu rządy z dnia na dzień zlikwidowały konstytucyjne swobody, ze swobodą działalności gospodarczej na czele, ale w dodatku okazało się, że w centrum życia politycznego, a nawet szerzej – życia publicznego – znalazły się rzeczy i sprawy rozgrywającego się między nogami.
Co prawda tak bywało i przedtem, za prezydentury Lecha Wałęsy, który najpierw wspierał prawą, a potem – lewą nogę i w rezultacie został między nogami – ale to były przypadki jednostkowe, podczas gdy teraz zagadnienia moczopłciowe nabrały charakteru masowego, między innymi dzięki straszliwej wiedzy, jaka się na ten temat pojawiła.
Przekracza ona możliwości umysłu ludzkiego i dlatego chyba nie będę w stanie zaspokoić ciekawości Czytelnika, który żąda ode mnie szczegółowych informacji na temat wszystkich 77 płci, które w gatunku ludzkim wykryli specjaliści.
Niepodobna jednak nie zauważyć, że skoro tak, to liczba kombinacji, jakie mogą zachodzić między tymi wszystkimi płciami, przekracza liczbę kombinacji, jakie są możliwe w przypadku totolotka. Jest ich tam około 14 milionów, a przecież w totolotku mamy tylko 49 cyfr, podczas gdy płci jest prawie dwa razy tyle.
A przecież od dawna było wiadomo, że „łatwiej trafić w totolotka, niźli w toto u podlotka”, więc nic dziwnego, że w sprawach płciowych może być jeszcze gorzej, jako że liczba kombinacji rośnie tu w postępie geometrycznym, który – jak wiadomo – polega na podnoszeniu kolejnej wartości do kwadratu. Na przykład, wychodząc od dwóch płci, na początek mamy cztery kombinacje, chwilę później – 16, następnie – 256 – ale za moment liczba kombinacji wyniesie już ponad 65 tysięcy, a przecież to dopiero początek, dopiero czwarta operacja!
Potwierdza to obawy, że ta wiedza o możliwych kombinacjach między 77 płciami może przekraczać i to zdecydowanie, możliwości umysłu ludzkiego i taki markiz de Sade ze swoimi „Niedolami cnoty” nie wychodzi poza poziom freblówki, chociaż zdawało mu się, że opisał wszystko, co tylko może się zdarzyć. Ale to było w epoce rewolucji francuskiej, kiedy zwycięski pochód nieubłaganego postępu dopiero się zaczynał, podczas gdy dzisiaj… No właśnie!
Dzisiaj lepiej rozumiemy, jakie przepastne wyżyny otwierają się przed nami, więc nic dziwnego, że wobec takiego ogromu rozum ludzki nie tyle może kapituluje, ale popada w odrętwienie. A wiadomo, że gdy rozum śpi, budzą się upiory, a zwłaszcza – znany jeszcze z okresu pierwszej komuny „upiór dzienny”, co to grasował w pralniach.
Wkraczają one z butami w samo centrum życia politycznego, zwłaszcza w naszym nieszczęśliwym kraju, w którym Umiłowani Przywódcy uprawianie prawdziwej polityki mają od starszych i mądrzejszych surowo zakazane, a ponieważ natura nie znosi próżni, to w miejsce polityki zjawiają się upiory.
Przybrały one postać sodomitów, gomorytów, tranwestytów i niezdecydowanych, którzy jeszcze nie wiedzą, która spośród 77 płci najlepiej by im dogodziła. Wyznawców sodomizmu, gomoryzmu i pozostałych dewiacji, wytresowana publiczność posłusznie nazywa „LGBT”, podczas gdy to nie żadne „LGBT” tylko stara, poczciwa sodomia, gomoria i tak dalej.
Wydawałoby się, że to drobiazg, o który nie warto kruszyć kopii, ale to nieprawda. Chodzi o to, że według strategii, zgodnie z którą prowadzona jest obecnie rewolucja komunistyczna, ważnym krokiem na drodze tresury jest uchwycenie przez promotorów rewolucji panowania nad językiem mówionym.
Zaczęło się od dziwolągu w postaci „niepełnosprawności”, która – nie napotykając na opór – wyparła z języka mówionego stare, poczciwe „kalectwo”. Teraz środowiska porażone nieubłaganym postępem, wciskają nam takie oto potworności językowe, jak słowo: „nieheteronormatywni”, które ma oznaczać wszystkich możliwych zboczeńców seksualnych.
Nawiasem mówiąc, świadczy ono o pewnej nieporadności treserów, bo z tego określenia wynika, że istnieje jednak jakaś „norma”, do której zboczeńcy nie pasują. I nikt nie domaga się, by tych ludzi przebadał jakiś weterynarz, więc nic dziwnego, że promotorzy rewolucji, nie napotykając oporu, posuwają się w tresurze coraz dalej i dalej. Tak oto niepostrzeżenie od etapu umizgów, wchodzimy w etap surowości.
Świadczy o tym nie tylko fakt, że to, co jest i to, co się wyprawia inter pedes, nie tylko znalazło się w centrum debaty politycznej, ale na surowość, z jaką spotykają się wszelkie odstępstwa od opinii zatwierdzonych do wierzenia.
Spotkało to pana prezydenta Dudę, w którego uderzyła fala krytyki a nawet pogróżek nie tylko ze strony rywala w wyścigu do prezydentury, ale i ze strony zagranicznych sodomitów, albo ich sympatyków i protekstorów.
Pan prezydent Duda, czując na plecach smrodliwy wyziew pana Rafała Trzaskowskiego, wystraszył się nie na żarty i zaprosił „samego głównego Srula”, czyli przywódcę tubylczych sodomitów w osobie pana Roberta Biedronia do Pałacu Prezydenckiego. Żeby było śmieszniej, to stało się to akurat w momencie, gdy zaprzyjaźnione z panem prezydentem Dudą niezależne media wysunęły argument, że jak wybory prezydenckie wygra pan Trzaskowski, to będzie w Pałacu Prezydenckim, jedną po drugiej, przyjmował delegacje sodomitów i wszystkich innych. Wszystko to oczywiście być może, ale co to za różnica, skoro pan prezydent Duda robi to już dziś?
Ale to jeszcze nic w porównaniu z zagadkowym dementi, jakie w związku z tym wygłosiła nasza pani Żorżeta Mosbacherowa. Powiedziała ona, że nieprawdą jest, jakoby Departament Stany Naszego Najważniejszego Sojusznika przestrzegł pana prezydenta Dudę, że jak nie uklęknie przed sodomitami, jak to robi ostatnio amerykańska policja, to za karę USA nie urządzą w Polsce „Fortu Trump”, z którym nasi Umiłowani Przywódcy wiążą wielkie nadzieje.
Chodzi o to, że podstawą naszej doktryny obronnej jest przekonanie, że polskich interesów będą w razie czego bronili Amerykanie do ostatniej kropli krwi. W tej sytuacji groźba odstąpienia od instalowania tu „Fortu Trump” musiała w środowisku naszych strategów wzbudzić panikę tym bardziej, że się okazało, iż najbliższy doradca amerykańskiego prezydenta jest ostentacyjnym sodomitą.
Ale według pani Żorżety, to są fałszywe pogłoski, natomiast prawdą jest – jak mawiał Władysław Gomułka – że w Ameryce sodomici dochodzą do wysokich godności, niczym w Imperium Osmańskim – eunuchowie. Jaki z tego morał? Ano taki, że jak chcemy przyjaźnić się z Naszym Najważniejszym Sojusznikiem, to nie ma rady – musimy wariować tak samo, jak on.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...