poniedziałek, 21 września 2020

Małpiarnia

Lato powoli dobiega końca, a nasz nieszczęśliwy kraj jakby pogrążał się w jakiejś rozsypce. Nawiasem mówiąc, jeden z Czytelników żąda, bym nie pisał o „nieszczęśliwym kraju”, chociaż bynajmniej nie uważa, by był on szczęśliwy.

W tej sytuacji nie bardzo wiem, jak pisać, bo jeśli nie szczęśliwy, to chyba nieszczęśliwy. Nietrudno zresztą się o tym przekonać, oglądając telewizje nierządne i telewizję rządową.

W telewizjach nierządnych, a zwłaszcza – w TVN od pewnego czasu trwa kuracja przeczyszczająca – podobno gwoli przystosowania tej stacji do planowanej „dekoncentracji” mediów, wcześniej nazywanej „repolonizacją”. Nie wiem, czy aż takie środki ostrożności są potrzebne, bo przecież pani Żorżeta już ostrzegła naszych Umiłowanych Przywódców, by się źle nie bawili.

Ale mniejsza z tym; niech się przeczyszczają, ile wlezie. Ważniejsze, że zarówno z jednych, jak i drugich mediów wyłania się obraz naszego kraju, jako, nieszczęśliwego. Telewizja rządowa utwierdza swoich widzów w przekonaniu, że kraj jest nieszczęśliwy z powodu obozu zdrady i zaprzaństwa, który sypie piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów. Tymczasem obóz zdrady i zaprzaństwa rozpędzonemu parowozowi dziejów powinien wsadzać w szprychy kij, ale do tego nie jest najwyraźniej zdolny, więc tylko sypie piasek.

Z kolei z telewizji nierządnej wyłania się obraz naszego kraju jako głęboko nieszczęśliwego z powodu obozu dobrej zmiany, który metodą małych kroków przeprowadza tu pełzającą faszyzację życia państwowego. Warto przypomnieć, że za pierwszej komuny właśnie o to była oskarżana przedwojenna sanacja (dekret o odpowiedzialności za klęskę wrześniową i faszyzację życia państwowego), w której obóz dobrej zmiany najwyraźniej sobie upodobał. Tak, czy owak – sierżant Nowak – jak mawiano za moich czasów w kołach wojskowych.

Ale nie to jest w tym wszystkim najgorsze, bo te mankamenty można by jakoś przezwyciężyć, usuwając z politycznej sceny zarówno obóz zdrady i zaprzaństwa, jak i obóz dobrej zmiany. Oczywiście na razie się na to nie zanosi, bo obydwa obozy w sprawach istotnych zachowują się tak samo, to znaczy – próbują blokować każdą polityczną alternatywę, zarówno z jednej, jak i z drugiej strony – chociaż z jednej strony pojawiła się Konfederacja, podczas gdy stare kiejkuty dotychczas pomagały obozowi zdrady i zaprzaństwa, organizując polityczne przedsięwzięcia jednorazowego użytku w rodzaju Ruchu Palikota, Nowoczesnej, no a teraz – ruchu pana Trzaskowskiego, który powstał w odpowiedzi na ruch Szymona Hołowni.

Zresztą usunięcie obozu dobrej zmiany nie leży w interesie Naszego Najważniejszego Sojusznika, dla którego obóz dobrej zmiany jest gotowy na wszystko, a z kolei obóz zdrady i zaprzaństwa gotów jest na wszystko dla Naszej Złotej Pani. Wprawdzie po wyborach prezydenckich, które – nawiasem mówiąc – obóz zdrady i zaprzaństwa uznał za „nielegalne”, i tu i tu rozpoczęły się dintojry.

W obozie zdrady i zaprzaństwa narasta sprzeciw wobec Wielce Czcigodnego posła Pupki, podczas gdy w obozie dobrej zmiany trwają przygotowania do rekonstrukcji rządu, dzięki której na osobną siłę polityczną ma wyrosnąć zaplecze pana premiera Morawieckiego. Jaki interes ma Naczelnik Państwa w lansowaniu pana premiera Morawieckiego na jasnego idola – tajemnica to wielka, której nie są w stanie do końca rozjaśnić powiązania pana Mateusza z sektorem banksterskim.

Tymczasem, jakby tego było mało, nasz nieszczęśliwy kraj trzeszczy pod naporem zboczeńców, feministek i wariatów, czyli proletariatu zastępczego żydokomuny, której celem jest likwidacja historycznych narodów europejskich, z którymi – jak zauważył patron Unii Europejskiej Spinelli – są tylko same zgryzoty.

Objawia się to nie tylko w próbach przesuwania granicy między dozwolonym i niedozwolonym, ale również w postaci wsparcia, jakie środowiska zboczeńców otrzymują od niezawisłych sądów, które też wykonują zadania zlecone jak nie przez jednych, to przez drugich. Rewolucja komunistyczna dzisiaj nie jest bowiem skierowana przeciwko instytucjom, jak to było w przypadku bolszewików, tylko odbywa się z wykorzystaniem instytucji, opanowanych przez żydokomunę w ramach „długiego marszu”.

Zboczeńcy, podobnie jak feministki, twierdzą, że walczą o równe prawa, podczas gdy tak naprawdę usiłują uzyskać przywileje w postaci zablokowania wszelkiej krytyki tych środowisk, poprzez przeforsowanie penalizacji „homofobii”, czyli wszelkich form sprzeciwu wobec sodomitów, czy feministek.

Zagrożenie jest zatem poważne, ale jak zawsze, obok aspektów niepokojących, pojawiają się też elementy komiczne, przede wszystkim w postaci imitatorstwa. Nasi zboczeńcy i feministki małpują zboczeńców i feministki z Zachodu do tego stopnia, że posługują się tamtejszą, dziwaczną terminologią, która ma sprawiać wrażenie naukowości. Jak się okazuje, na użytek komunistycznej rewolucji powstała straszliwa wiedza („powstała wnet straszliwa wiedza, że Byt się zgęszcza i rozrzedza”) z heglowską terminologią, lansowaną przez duchowe potomstwo Trofima Łysenki, przekształcające uniwersytety w parki jurajskie.

W tym szaleństwie jest metoda, bo według Gramsciego, głównym polem bitwy rewolucyjnej ma być sfera kultury, a pierwszym krokiem ku zwycięstwu ma być zdobycie panowania nad językiem mówionym. I to się chyba już dokonało, bo nawet Episkopat w ostatnim liście, kładącym fundamenty pod teologię sodomii i gomorii, posługuje się importowanymi określeniami w rodzaju „LGBT plus”.

Nie jest tedy dobrze, bo mamy do czynienia z powtórką sytuacji w Rosji w drugiej połowie 1917 roku, kiedy to bolszewicy zwyciężyli nie dlatego, by byli potężni, tylko dlatego, że ci, którzy mogli ich zniszczyć, ogłosili „neutralność”. Na to właśnie liczy żydokomuna i teraz, a realizacji tego planu sprzyja wcześniejsze opanowanie sektora edukacyjnego.

Warto zwrócić uwagę, że o ile w manifestacjach w obronie „demokracji” przewagę mieli ludzie w latach, sprawiający wrażenie emerytowanych ubowców, podobnie, jak to było z manifestacjami w obronie „praworządności”, to w przypadku manifestacji zboczeńców i feministek, podobnie jak w przypadku demonstracji ekologicznych, przewagę mają ludzi młodzi, często sprawiający wrażenie licealistów i to z klas początkowych.

Ta socjotechnika przynosi pożądane z punktu widzenia żydokomuny rezultaty, dostarczając jednocześnie gówniażerii poczucia uczestniczenia w czymś szalenie ważnym, co przykuwa uwagę mediów, i stwarza okazję do imponowania rówieśnikom, a jednocześnie nie pociąga za sobą specjalnego ryzyka. Dlatego właśnie rewolucja komunistyczna przewala się przez Amerykę Północną i Europę, które siłą inercji systemy prawne opierają na etyce chrześcijańskiej, na czym żydokomuna tradycyjnie pasożytuje.

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...