czwartek, 29 października 2020

Głos z Norwegii

Marcin Meller

Dzień dobry Panie Marcinie. Coś do Pana za chwilę podeślę. Będzie to wiadomość, którą dziś przesłałem do Pani Dominiki Wielowieyskiej. Wiadomości w podobnym tonie w przypływie grafomańskiego patriotyzmu przesłałem też do kilku innych osób, które szanuję i których wpływ na społeczeństwo doceniam. Proszę zdecydować czy warta będzie ta wiadomość lektury a jeśli tak to czy pogląd wart przemyślenia. Coś panu powiem odnośnie instynktu stadnego, który widzę teraz u dziennikarzy, publicystów i protestujących rzecz jasna. Na dzień lub dwa przed Brexitem trafiłem na sondę, w której na 20 ekspertów 1 twierdził, że będzie Brexit, 19 że nie będzie. To byli eksperci rynku finansowego, giełdy. Zawsze gdy panuje taka jednomyślność, to w inwestycjach wróży to krach albo euforię, ale zawsze efekt jest przeciwny do oczekiwań. Zadzwoniłem do przyjaciół w UK, popytałem jak jest, o czym się rozmawia i wszędzi słuchałem o tym, że oni wprawdzie głosują za UE, ale znajomy X, Y i Z, to już nie. Kompletnie mi to nie pasowało do opinii naszych ekspertów. Postawiłem spore pieniądze na Brexit. Nie pamiętam czy kiedykolwiek zarobiłem więcej w dzień, tydzień czy kwartał. Teraz wszyscy mówią o aborcji, o Kościele, o w kurwieniu, o obaleniu rządu. Prawie nikt nie myśli o tym jaki jest cel Kaczyńskiego. I dlatego za chwilę coś tu wkleję. Pozdrawiam.

Dzień dobry!

Zdarza mi się słuchać prowadzonych przez Panią audycji i czytać Pani teksty i najczęściej wynoszę z nich odrobinę wiedzy i zachęty do refleksji. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że od kilku tygodni dziennikarze mediów „lewackich”, czyli tych, które oglądam, słucham i czytam ustawiają się grzecznie w szeregu za premierem Kaczyńskim i momentami nawet wyrażają swoje zadowolenie z tego, iż depczą mu po piętach. Pani redaktor, jakkolwiek mój scenariusz najbliższych wydarzeń, który chciałbym Pani przedstawić wydaje się zbyt czarny i nieprawdopodobny, to jako że dotyczy organizacji tak podłej jak PiS i jej lidera, może okazać się wart przeanalizowania.

PiS potrzebował iskry, która wyprowadzi tłumy na ulice. Z dwóch powodów, o których za chwilę. Co sprowokowało w ostatnich latach większą skalę protestów niż temat aborcji? Nic. To jest jedyny temat przed którym PiS czuje respekt. Może raczej raz poczuł i zestawianie obecnej sytuacji z poprzednią jest przez to błędne. W ostatnim czasie wiele mediów liberalnych powtarza jak mantrę narrację o słabnącym Kaczyńskim. A to biją się o przywództwo po jego odejściu, a to Kaczyński namaszcza następcę, są konflikty, partia się rozpada, posłowie są nieposłuszni. W skali mikro, owszem, może to się dzieje, ale moim zdaniem warto pamiętać o tym, że poza Tuskiem nie było w tym kraju w ostatnich dekadach gracza na politycznym ringu, który wagą mógłby mierzyć się z Kaczyńskim. Ale Tuska już nie ma i nie będzie. I Kaczyński o tym wie. Jeśli potknął się o aborcję raz, to teraz to co dzieje się na ulicach potknięciem nie jest. Kaczyński to jest strateg. Nie ma w tej chwili polityka, który mu zagraża, ani w jego partii ani poza. Opozycja nie istnieje, Platforma potyka się o własne nogi a lewica, no cóż, można im dać taką ocenę jaką daje się wszystkim na granicy progu wyborczego, być może potrzebnych na scenie, ale bez znaczenia i wpływu. Z tego też powodu ubolewam nad tym, że w TOK FM tak wielu jest rozmówców lewicowych chociaż nijak to się ma do ich wpływu na polską rzeczywistość. Ale nie o tym jest ta wiadomość. Kaczyński jest strategiem i ma plan. Jego plany ewoluują, ale zawsze istnieją i są realizowane. Media liberalne analizują jego decyzje, analizują sytuację, podają wyniki sondaży, ci sami eksperci mówią te same frazesy a że kiszą się we własnym sosie na dziennikarskim czy akademickim podwórku, to ciężko im zobaczyć szerszy obraz. Analizy dotyczą tego co się stało albo tego co się stanie za dni kilka. Orzeczenie będzie wydane czy nie będzie, zostanie opublikowane czy nie zostanie. A jeśli zostanie to Sejm uchwali nowe prawo czy nie uchwali. I jakkolwiek sprawa jest ważna, to kluczowe wydaje mi się to, że środki do celu są przez dziennikarzy mylone z celami. Słuchając wielu audycji odnoszę wrażenie, że według Państwa, celem tej batalii jest prawo aborcyjne i być może zaskarbienie sobie wdzięczności i wsparcia Kościoła. Nie jest tak. To są środki do celu a nie cel. W smutnej głowie Prezesa, który niestety dla nas, strategiem jest wybitnym, lata temu powstał plan i celem w tym planie jest władza. Nie jedna czy druga ustawa, nawet nie nowa Konstytucja, ale zdobycie i utrzymanie władzy. A do tego potrzebne są Kaczyńskiemu dwa obszary – system prawny i media. Co mógł zrobić z systemem prawnym, to już zrobił. Wprawdzie nie ma nowej konstytucji, ale jest chaos prawny, Polska jest na skraju prawnej anarchii, sądy i prokuratury nie są już niebezpieczne dla PiS, wyroki to są już dla nich opinie a wszelkie unijne instytucje prawnicze to spotkania kolegów bez żadnych mocy sprawczych. Jak na pięć lat rządów to całkiem dobry efekt, bo połowa pracy jest za Prezesem. Mogłoby się wydawać, że kolejne pięć lat pozwoli na „uporządkowanie” rynku medialnego w Polsce i będzie miał to co chciał. Ale nie taki jest plan. Nikt nie ma zamiaru czekać pięciu lat.

Iskra rozpaliła ludzi. Część mediów bardzo się cieszy, że wreszcie jest powszechnie, że mocno, że głośno, że bezpartyjnie. Do tego przeklinanie ma nas wszystkich upewnić co do mocy i determinacji narodu. „Trzeba było nas nie wkurwiać” i tak dalej. Jest moc. Otóż nie ma mocy. Są w TOK FM na przykład kolejne uczestniczki protestów, ale co z tego. Po drugiej stronie jest realizacja planu. Był czas gdy za stanie w kółku z białą różą można było polecieć na glebę i dostać mandat. Teraz można olać reżim sanitarny, spacerować środkiem Marszałkowskiej i Policji nic do tego. Przepraszam, są drobne incydenty, upadła kobieta pchnięta przez policjanta, znieważono posła, ktoś inny został obezwładniony bez powodu. Niedobra Policja. Ale proszę zauważyć jaka jest skala protestu i jak wielka jest łagodność Policji w porównaniu z tym co widzieliśmy w latach poprzednich. Dlaczego tak jest? Moim zdaniem dlatego, że tak właśnie ma być, ludzie muszą maszerować. Iskra, ludzie na ulicach, tłumy. Pokrzyczą, poprzeklinają nawet, obrażą tych i owych, może się znudzą a może nie, może rzuci im się jakiś ochłap prawny a może nie. Media będą roztrząsać termin wejścia w życie orzeczenia Trybunału, będą dodawać do nazwy „tak zwanego” i rozkoszować się słowotwórstwem uprawiając dziennikarstwo, które ja nazywam dziennikarstwem wtórnym, nie mającym żadnego wpływu na bieg wydarzeń, tak jak kalka nie ma wpływu na powstający tekst. Ludzie na ulicach są Kaczyńskiemu potrzebni, jest gotów zaryzykować kilka punktów w sondażach na minus, to bez znaczenia. Za nieco mniej niż dwa tygodnie Sanepid i laboratoria dostaną wsparcie w obliczu pandemii. Po drodze „lewackie” protesty dopuszczą się zapewne kilku dewastacji budynków, gdzieś polecą szyby, może spali się jakiś radiowóz, ktoś zostanie pobity po jednej albo drugiej stronie, wątpię że ktoś zginie, na to nie czas, ktoś zabazgra drzwi do katedry, może nos Wojtyle ukruszą tu i tam. I to wszystko. Protesty nie przyniosą efektu, orzeczenie wejdzie w życie, Kościół nie zmieni retoryki, PiS będzie poprzez TVP informował o tym co robią lewackie bojówki. Rzecz jasna wzrost zachorowań to będzie wina protestujących. I gdy wreszcie Sandpid i laboratoria dostaną wsparcie i ilość testów zwiększy się razy dwa lub trzy, to okaże się, że zachorowań dziennie jest w Polsce nie 10 czy 20 tysięcy, lecz 40 lub 50 tysięcy. Nie pozostanie zatem nic innego jak wprowadzić stan nadzwyczajny. Do tego można będzie prosić Unię o pomoc. Pomocy nie będzie, bo Unia będzie świecić na czerwono i każdy będzie potykał się o trupy, więc przy okazji można będzie gratis Unię opluć. Nie widzę nadzwyczajnych korzyści z wprowadzenia stanu klęski żywiołowej. Bardziej wygodny będzie dla Prezesa Polski stan wyjątkowy, krótkotrwały bo taka jego natura, ale idealnie pasujący do sytuacji zagrożenia państwa, obywateli i bezpieczeństwa. A że będzie krótki, no cóż, nie ma potrzeby żeby trwał dłużej niż 90 dni. Tuż po jego wprowadzeniu o demonstracjach można będzie zapomnieć. Policja i siły zbrojne dostaną nowe wytyczne. Policjantki nie będą już klaskać. Będzie pałowanie do krwi, granaty hukowe, aresztowania i twarda ręka. Brzmi nieprawdopodobnie? Dlaczego? Przecież to tylko kwestia jednego kroku i jednej decyzji. I co zrobi tłum? Zablokuje skrzyżowanie? Ruszy na Żoliborz? No to oberwie w zimie z armatki wodnej i skończy marsz przez barierkami z drutem kolczastym. Poza tym wielu ludzi łudzi się tym, że przecież polski policjant nie zachowa się jak ZOMO. Nie? Dlaczego nie? Polska jest podzielona. Tak jak duża część społeczeństwa ma dość PiS, tak równie wielka rzesza ma dość lewicy, Platformy i Unii Europejskiej. Ktoś na PiS głosował. Wśród tych milionów, które poparły Dudę na przykład, tysiące służą w wojsku i Policji. Oni nie będą mieli problemu z wystrzeleniem salwy gumowych kul w pierwszy szereg lewaków. Co więcej, są w szeregach Policji tacy, którzy zrobią to z wielkim zaangażowaniem i gorliwością. I co dalej? I co z tego? To ciągle nie jest cel. Gdy już stan wyjątkowy stanie się faktem, to bez względu na to czy protesty będą jeszcze trwały czy nie będą, Sejm zajmie się przepisami dotyczącymi mediów. A media są spokojne. Media nadają i piszą w europejskim kraju, media są często częścią zagranicznych koncernów. Przedsmak tego co czeka agresora miał PiS, którzy nieprzychylny był dla TVN przez chwilę. Ameryka nie pozwoli. Tylko po co będzie Kaczyńskiemu Ameryka z Bidenem? Przecież on i tak nie będzie miał czego szukać w Białym Domu za takiej prezydentury. Z Unii Kaczyński dostał to czego chciał, rzecz jasna chętnie weźmie więcej i dopóki nie wykopią go za drzwi, to będzie rękę wyciągał i brał, ale gdy go odetną od datków, to tym bardziej użyje tego jako narzędzia w polskim piekiełku. Jakby na to nie patrzeć, powiązania mediów z kapitałem zagranicznym będą bez znaczenia. O polskich mediach już nie wspomnę. Jaką moc ma Konstytucja czy Trybunał już wiemy. Jest jeszcze Senat wprawdzie, ale jeśli ten stanąłby na drodze, to coś się wymyśli. Jeśli Senatu rozbić się nie uda, to może wystarczą rozporządzenia. Zresztą, stan wyjątkowy rządzi się swoimi prawami, to będzie pomocne. Uśmiercanie mediów, czy to przepisami, czy na wzór węgierski karami doprowadzającymi do bankructw, nastąpi szybko. To będzie blitzkrieg, który zakończy się tuż po tym gdy się zacznie. Polscy dziennikarze i publicyści są gotowaną od dłuższego czasu żabą, która już dawno straciła poczucie temperatury i dlatego bez końca deliberuje o tym co było, co jest, ale umiejętność przewidywania tak bardzo zatraciła, że na samo wspomnienie o tym reaguje nerwowo. A że zachodnie media będą pisać listy poparcia, będą apelować, Nobliści będą pisali listy otwarte, no tak, to będzie, podobnie jak miało to miejsce w sprawach węgierskich mediów. Dla opinii publicznej na Zachodzie różnica jednak jest taka, że czytając tam prasę zaczyna się odnosić wrażenie, że jakkolwiek Kaczyński jest mistrzem ceremonii, to jednak naród też nie jest bez winy i ciągle popiera kandydata na dyktatora. Stosunek Zachodu do nas bardzo się zmienił w ciągu ostatnich 2-3 lat. Jeszcze niedawno Polska była rzucona na pożarcie satrapy, teraz powoli stajemy się nacją, która po prostu jest pazerna, niewdzięczna, homofobiczna i najwyraźniej zasługującą na swój los. Nie władza, my, Polacy, Pani i ja też. Nikt po nas na serio nie zapłacze. Zatem uderzenie w media będzie bardzo mocne, brutalne i szybkie. Nie zdziwię się jeśli na przełomie 2020 i 2021 PiS niewiele będzie sobie robił z ewentualnych protestów. Będą brutalnie tłumione, ale będzie o nich wiadomo bez porównania mniej niż wiemy o protestach teraz. Dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego wygasłą niedawno roczną prenumeratę Wyborczej przedłużam nie o rok ale o miesiąc. Nie wierzę, że będę tą gazetę czytał w październiku 2021, podobnie jak nie sądzę abym mógł słuchać TOK FM czy oglądać rozmowy w Faktach po Faktach. Przynajmniej nie w takiej formule jak obecnie. Różnica pomiędzy uderzeniem w wymiar sprawiedliwości i w media będzie takie, że do paraliżu sądów i prokuratur wystarczył chaos, do zabicia mediów potrzebna będzie szybkość, siła i zawłaszczenie totalne. Odnoszę wrażenie, że moi ulubieni publicyści nie dopuszczają do siebie myśli, że ich świat może runąć w miesiąc lub dwa.

Jeśli się mylę, to napiszę do Pani wiadomość po Nowym Roku i w podobnie rozwlekłym, grafomańskim stylu napiszę o tym jak się cieszę, że czytam Pani artykuły i słucham pani audycji porannych. A bardzo chcę się mylić. Mieszkam za granicą, przez trzy lata mieszkałem w Wielkiej Brytanii, od ośmiu lat wraz z rodziną mieszkam w Norwegii. Tutaj urodziły się nasze dzieci, mówią w dwóch językach. Zapisałem niedawno mojego synka do polskiej szkoły. Przed pierwszymi zajęciami przejrzałem skład kadry pedagogicznej, nabrałem wątpliwości, profile z ramkami Konfederacji, Stop islamizacji Europy, itd. Kilka dni później otrzymałem materiały dla mojego dziecka do przygotowania na pierwsze spotkanie. Patriotyczne pieśni o wspaniałości powstania, o radości z tego, że jest nareszcie wojna o wolność, coś o rozpruwaniu brzuchów bagnetami. Mój synek już nie wybiera się do tej szkoły. Mam wybór. Wystarczy norweska edukacja. Moja żona się z tym zgadza. Jestem z wykształcenia nauczycielem. Sam zadbam o wiedzę moich dzieci i o to żeby znali historię Polski, mojego rodzinnego miasta, żeby cenili Chopina, ale pamiętali też o ogromie zła, który na Polaków spadł i który Polacy wyrządzili innym. Będę moje dzieci uczył bez gumkowania Tokarczuk czy Wałęsy. A moja żona, pielęgniarka, będzie zajmowała się chorymi Norwegami, bo tutaj jest dobrze opłacana, szanowana, doceniana i jej zawód ma przyszłość. Będę też korzystał z nielicznych benefitów jakie niesie pandemia, mianowicie będę nadal studiował zarządzanie na moim wymarzonym Uniwersytecie Jagiellońskim a gdy skończą się obostrzenia, za pół roku albo za rok, to lecąc na weekendowe zajęcia będę miał nadzieję, że nie zostanę pobity w tramwaju, gdy wezmę w obronę dziewczynę w tęczowym plecaku. Mój dziadek odsiedział swoje za Stalina, mój ojciec był w Solidarności, jestem patriotą i będę nim nawet wtedy, gdy w przyszłości PiS wyciągnie rękę po moje pieniądze za granicą i gdy rzucę paszportem żeby na to nie pozwolić. Sprawy polskie zawsze będą mi bliskie, nawet gdy tak jak niektórym politykom będą wyciskać łzy. Bo ja, Pani redaktor, nie jestem wkurwiony. Wczoraj we wszystkich najważniejszych mediach czytałem o wydarzeniach w Polsce. Czułem wstyd. A potem poczułem ogromny smutek i póki co w smutnym nastroju mija mi przedpołudnie. Ale po porannej kawie i prasówce zajmę się swoimi sprawami. Ostatecznie mieszkam w Norwegii, gdzie działa służba zdrowia, edukacja, politycy rozmawiają a nie walczą, ludzie są życzliwi a nauczyciel i pielęgniarka już dawno zarobili swój pierwszy milion. Ale Pani niech będzie ostrożna, bo nie sądzę że teraz toczy się wojna o jakąś ustawę, prawa człowieka czy prawa mniejszości. Teraz zaczęła się wojna o media, która zostanie wojną o media nazwana dopiero za kilka tygodni.

Życzę zdrowia w trudnym czasie, odwagi i uśmiechu. Pozdrawiam serdecznie.

Wojciech Łoś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...