Zakładając optymistycznie (a tego optymizmu trzeba naprawdę dużo), że obudzimy się z tego koszmaru, który rozgrywa się na naszych oczach należy postawić sobie szereg pytań podstawowych.
Niewątpliwie najważniejszym pytaniem jest – jaką drogą cywilizacyjną powinna podążać Polska?
Koszmar, o którym wspomniałem na wstępie to nie jakiś tajemniczy wirus, który kosi całą ludzkość równo z trawą. Ten koszmar to medialny terror władz, które dążą do ostatecznego zniewolenia ludzkości.
Nie ma innego wytłumaczenia na działania rządow, które prowadzą swoje społeczeństwa do bezrobocia, biedy i całkowitego upodlenia. Ci, którzy wierzą, że wirus, jeden z wielu, jest dostatecznym usprawiedliwieniem tego co się wyprawia może już skończyć czytać i pokłonić się swojemu nowemu bożkowi covidowi i objąć, na przepisową odległość oczywiście, innych członków sekty covidiotów. Z nimi żadnej nowej, lepszej Polski nie zbudujemy.
Biorąc pod uwagę, że stres, w którym żyją dzięki głębokiej wierze w medialny, terrorystyczny przekaz osłabia znacznie układ odpornościowy to jest duża szansa, że świrus dopadnie właśnie ich w pierwszej kolejności. A jak już sobie pójdą na „łono Abrahama” to zrobią miejsce dla ludzi myślących, normalnych, takich, którzy chcą uczyć się, pracować, kochać i bawić się. Czyli wrócą do tego co kiedyś było normalnością a co teraz jest nam brutalnie odbierane.
Łatwo nie będzie bo, ku memu przerażeniu, odsetek covidiotów jest całkiem pokaźny.
Ci, którzy wymyślili i realizują tę korono-hucpe dobrze się przygotowali. Utajniają wszelkie ustalenia ciał „sanitarno-naukowych”, zakazują sekcji zwłok, urządzają medialne szopki z kolumnami wojskowymi transportujacymi rzekomo ofiary strasznego świrusa a każdego, który zgłasza wątpliwości, chrzci mianem „negacjonisty”.
Nikt normalny nie neguje istnienia wirusa bardziej upierdliwego niż inne, który w połączeniu z innymi schorzeniami, notabene obecnie nie leczonymi, prowadzi do śmierci. Tym bardziej, że umierają w ogromnej większości przypadków ludzie starzy i schorowani.
Lekarze, którzy ośmielają się, na podstawie swojej najlepszej wiedzy oponować i proponują sensowne rozwiązania terapeutyczne we wczesnym stadium infekcji są sekowani a nawet usuwani z zawodu. W mediach brylują sprzedajne qrvy z akademickimi tytułami, które aktywnie wspierają terror medialny jawnie i bezczelnie łamiąc przysięgę lekarską.
Czy obudzimy się z tego koszmaru? Mam taką nadzieję bo wierzę. Wierzę, że dobry Bóg nakłada na nas tylko takie ciężary, które możemy udźwignąć.
Kościół, który w takich czasach powinien nas prowadzić i wspierać schował się, uciekł od nas zblatowany jak nigdy przedtem z „tronem”. Nie jest to dla mnie wielkim zaskoczeniem, wierzę w Ewangelię a nie w tłustego plebana, często prowadzącego bardziej grzeszne życie niż ja. Ale niesmak i gorycz pozostają. Zresztą kościół z reguły służył nie Polsce a … kościołowi właśnie, a jak był słaby to podpierał się „tronem” i jemu służył. Tak jak dziś.
Jaką więc drogą cywilizacyjną powinna podążać Polska?
To trudne pytanie, łatwiej powiedzieć jaką nie powinna. Z pewnością nie tą co teraz.
Rozpasany liberalizm, który wdarł się podstępem do Polski 30 lat temu rozwalił społeczeństwo, zatomizował i uczynił z nas masę egoistycznych jednostek oczadzonych zachodnią propagandą typu „amerykański sen”.
Oczywiście sen się nie ziścił, zresztą tak jak tam. W zamian za ten sen, chimerę z najgorszego koszmaru, oddaliśmy nasz majątek, bogactwa, wojsko a przede wszystkim tożsamość. Ci, którzy najwięcej teraz gardłują o „patriotyzmie” to zwykłe, zaprzedane gnidy. Zdrajcy, którzy za garść srebrników przysięgają, że „kochają Polskę” a szukają oparcia w obcych stolicach i sprowadzają obce wojska i jeszcze oczekują za to hołdów. W normalnym społeczeństwie już dawno by zawiśli na pierwszej latarni.
Wielokrotnie pisałem, że przejęcie władzy przez Polaków nie jest możliwe w sposób „legalny”. Żadna polska partia nie powstanie bo zostanie zduszona w zarodku a ich liderów albo przekupią albo odwiedzi ich seryjny.
Musi stać się coś naprawdę strasznego, żeby Polacy się przebudzili i nie dotyczy to tylko nas, bo w podobnej sytuacji jest połowa mieszkańców planety Ziemia. Musi zabraknąć przysłowiowej kaszanki na grilla i piwa. Musi zabraknąć prądu i benzyny a półki supermarketów muszą zacząć świecić pustkami.
To jednak tylko wstęp. Konsekwencją zamykania wszystkiego będzie chroniczna bieda i bezrobocie, co z pewnością doprowadzi do ogromnych rozruchów. Władze są tego świadome i już poczyniły odpowiednie zapasy amunicji, środków represji i pacyfikacji. Poza tym obowiązuje cały czas ustawa 1066, która gwarantuje „bratnią pomoc” gdyby nasza policja nie dała rady. Lot międzynarodowych, doborowych oddziałów żandarmerii Eurogendfor z włoskiej Vicenzy, gdzie stacjonują, do Warszawy, to jakieś 1,5 godz od ogłoszenia alarmu.
Co więc robić?
Przede wszystkim musimy budować małe (na początek) wspólnoty, które będą się wspierać. Kto pamięta czasy niedoborów a zwłaszcza czas stanu wojennego wie o czym mówię.
Nieprzypadkowo pacyfikację społeczeństwa rozpoczęto od rozwalania dużych kolektywów pracowniczych. Takie duże skupiska były zagrożeniem dla władzy jaka by ona nie była.
Następnie zaczęto zadłużać społeczeństwo; ktoś obarczony kredytami, zwłaszcza na mieszkanie jest już ubezwłasnowolniony.
Równolegle zaczęto niszczenie rodziny. Nawet za późnego Gierka pracujący ojciec był w stanie utrzymać rodzinę. Teraz to w przeważającej liczbie rodzin jest niemożliwe a dzieci, jeśli w ogóle są, wychowuje internet bo autorytet szkoły i nauczyciela został skutecznie zniszczony.
Jednym słowem musimy zacząć odbudowywać to co zostało zniszczone. Tylko wtedy mogą pojawić się prawdziwi liderzy, początkowo na małą skalę – wioski, dzielnicy czy gminy. Ale muszą oni pochodzić z poparcia normalnych ludzi a nie partyjnego kacyka realizującego interesy obcych, jak to jest teraz. Bez budowy takich wspólnot zginiemy bo jednostka, zwłaszcza sterroryzowana świrusem jest niczym.
Dojdzie do ogromnego przesilenia i z pewnością poleje się krew. Taka jest logika dziejów. A my musimy być do tego przygotowani, żeby ktoś obcy nie podniósł znowu władzy leżącej na ulicy. Sama eksterminacja rządzących nami „elit” nic nie da, ktoś musi ich zastąpić.
Musimy znowu nauczyć się normalnej komunikacji bo Sieć, która wydaje się nam dziś wszystkim, za chwilę może zostać wyłączona.
Boże miej nas w swojej opiece. Wierzę, że jeśli sami będziemy chcieli sobie pomóc to i Ty nam pomożesz.
Amen.
Jarosław Ruszkiewicz
http://niepodległy.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz