Chociaż pani Marta Lempart nie tylko uwija się, jak w ukropie, a nawet – do spółki z panem Włodzimierzem Czarzastym – doświadcza męczeństwa, to „rewolucja macic” jakby powoli wygasała.
Czy fundusze, które na ten cel przeznaczył stary żydowski finansowy grandziarz zaczynają się wyczerpywać, czy też Nasza Złota Pani, skonfundowana wetem polskim i węgierskim, nakazała Donaldu Tusku i BND, z za ich pośrednictwem – starym kiejkutom, żeby z tymi „macicami” trochę przyhamować – tak czy owak, rewolucyjny furror jakby opadał.
Nawiasem mówiąc, pan premier Morawiecki jeszcze w lipcu pochwalił się tym, przeciwko czemu teraz słusznie zaprotestował, co pokazuje, jak małą mądrością rządzony jest nasz nieszczęśliwy kraj. Gdyby minister Ziobro, który rywalizuje z panem premierem o schedę po Naczelniku Państwa, nie przyparł go do ściany patriotyczną zastawką, że „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”, to może nadal myślelibyśmy, że Polska, jak zwykle, odniosła sukces – bo nawet żydowska nierządna telewizja TVN pana premiera Morawieckiego podówczas chwaliła.
To jeszcze jeden przykład, że w sprawach istotnych dla państwa obydwa obozy często zachowują się podobnie, chociaż teraz Wielce Czcigodny poseł Pupka na wieść o zuchwałym wecie nieomal rozdarł swoje szaty razem z maseczką.
Ale – jak zauważył węgierski premier Orban – wszystko może zakończyć się wesołym oberkiem, bo ani Włochy, ani Hiszpania, ani Francja, ani wreszcie Niemcy nie mogą zbyt długo czekać na pieniądze, więc Nasza Złota Pani nałoży niemieckim owczarkom z Unii Europejskiej kagańce i w ten sposób sprawa praworządności na jakiś czas może zejść z listy priorytetów.
Oczywiście nie na długo, bo przecież właśnie przy pomocy praworządności Niemcy próbują wysadzić w powietrze proamerykański rząd „dobrej zmiany”, by zastąpić go rządem folksdojczów, który w roku 2025 utorowałby Donaldu Tusku, w którym Nasza Złota Pani niezwykle sobie upodobała, drogę do prezydentury naszego bantustanu. Wtedy stare kiejkuty dostaną rozkaz, żeby ponownie poderwać do boju „macice”, co pani Marta będzie starała się wykonać zgodnie z dyrektywami pierwszorzędnych fachowców.
Nawiasem mówiąc, przy okazji weta, pojawiły się głosy, że „nie do takiej Unii wstępowaliśmy”. To oczywiście nieprawda, bo referendum w sprawie Anschlussu odbyło się u nas w roku 2003, a Anschluss nastąpił w roku 2004, a więc w 11 lat po wejściu w życie traktatu z Maastricht, który zasadniczo zmieniał formułę europejskiej współpracy, z konfederacji – a więc związku państw – na federację, czyli państwo związkowe. Zatem do takiej właśnie Unii wstępowaliśmy, więc ci, którzy w roku 2003 stręczyli Polakom Anschluss, a 1 kwietnia 2008 roku głosowali za ustawą upoważniającą prezydenta do ratyfikowania traktatu lizbońskiego, niech dzisiaj nie udają głupków, których „oszukano”.
Ten traktat lizboński ustanawia bowiem tzw. zasadę lojalnej współpracy, która głosi, że państwa członkowskie – i to niezależnie od kompetencji przekazanych organom UE – muszą powstrzymać się przed każdym działaniem, które mogłoby zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej. Każdym działaniem – co otwiera brukselskiej biurokracji nieograniczone możliwości twórczego rozwijania tej zasady – a dzisiaj – niezależnie od nieustającej dbałości o dobrostan sodomitów – padło na praworządność, jako że Nasza Złota Pani już w lutym 2017 roku na ten kierunek się zdecydowała.
Wprawdzie tedy weto było merytorycznie słuszne, bo związanie subwencji z praworządnością otwierało Niemcom szerokie możliwości dyscyplinowania niepokornych bantustanów, bo nie wiadomo, kto i na podstawie jakich kryteriów, miałby tę praworządność oceniać, ale jakiś zgniły kompromis pewnie zostanie ustanowiony, bo przecież Niemcy nie pozbędą się takiego batoga, który właśnie udowadnia swoją skuteczność.
Korzystając tedy z chwilowej pieriedyszki myślę, że „rewolucja macic” zyskałaby w przyszłości dodatkowe impulsy, gdyby trochę urozmaiciła swój polityczny program. Dotychczas bowiem był on skrótowo wyrażany w dwóch hasłach: „wypierdalać” i „jebać”. Już samo takie sformułowanie nastręcza wielkie trudności, bo kobietom nie jest tak łatwo kogokolwiek „wypierdolić”, a tym bardziej – „wyjebać” – zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że „jebanie” jest brutalną i agresywną formą zwyczajnego „pierdolenia” .
Wprawdzie niejaki „Margot” twierdzi, że członkini Rady Konsultacyjnej Strajku Kobiet, pani Klementyna Suchanow „molestując” go stosowała „przemoc”, co może oznaczać właśnie „jebanie”, ale – niezależnie od tego, iż fenomen ten godzien jest rozbiorów – śmiało można to potraktować jako wyjątek potwierdzający regułę.
Bardzo możliwe, że taki hasłowy program polityczny zasuflowały „kobietom” stare kiejkuty, które też muszą się nudzić, więc chętnie korzystają z okazji dostarczenia sobie jakiejś rozrywki, ale nie można też wykluczyć, że miał on na celu przyciągnięcie do „rewolucji macic” młodych, pełnych wigoru mężczyzn, co zresztą chyba się udało.
Skoro jednak tak, to warto tę ofertę programową rozszerzyć, na przykład o hasło: „chuj wam w przełyk”, które nie tylko też jest dosadne, ale oznacza seks dla kobiet bezpieczny, przynajmniej z punktu widzenia konsekwencji aborcyjnych. Bo przy „rewolucji macic” od fizjologii uciec niepodobna, tak jak i przy edukacji seksualnej – co przewidział jeszcze przed wojną Rudomina – Dusiacki, zamordowany później przez bolszewików, przygotowując elementarz dla dzieci, gdzie można był przeczytać: „to dwa ule, a to dwie dupy”, albo „upławy u Urszuli”, co pokazuje, że łączenie nauki czytania i pisania ze zgłębianiem fizjologii jest jak najbardziej możliwe.
Tymczasem na odcinku walki o praworządność nastąpiła niebywałe ożywienie w związku z potraktowaniem przez policję uczestniczek „rewolucji macic” zgodnie z konstytucyjną zasadą równouprawnienia. Zaprotestował nawet PEN CLUB, żądając zaprzestania używania siły przeciwko uczestnikom „pokojowych demonstracji”. Zarząd Klubu tworzą państwo: Adam Pomorski, Iwona Smolka i Henryk Woźniakowski, brat Wielce Czcigodnej Róży Thun und Handechoch, czy jakoś tak.
Z kolei pani sędzia Karolina Sosińska, przewodnicząca Stowarzyszeniu Sędziów Sądów Rodzinnych „Pro Familia”, napiętnowała zatrzymanie 17-latka bez poinformowania o tym jego rodziców, a odwiedziny policjantów u 14-latka, który na Facebooku miał nawoływać do uczestnictwa w „rewolucji macic”, nazwała „terrorem”. Pani sędzia Sosińska jest niezwykle postępowa i na pewno chciała jak najlepiej, to znaczy – chciała dostarczyć niemieckim owczarkom w Brukseli jak najwięcej dramatycznych informacji o łamaniu praw człowieków w naszym bantustanie.
Nie wiem, ile ma lat, ale wydaje mi się, że nie ma pojęcia, jak wygląda terror. Zachowuje się bowiem jak ów pastuszek z bajki Ezopa, co to nudząc się podczas pasionki, alarmował całą wieś, że nadchodzą wilki. Rzeczywiście miał trochę rozrywki widząc całą wieś zaalarmowaną, ale kiedy wilk naprawdę się pojawił, nikt mu już nie uwierzył i tak skończyły się żarty. Ciekawe, co pani sędzia Sosińska powie, jak na polecenie Naszej Złotej Pani porządek w naszym bantustanie zacznie zaprowadzać „Antifa”, na początku urządzając łapanki gwoli zapełnienia „faszystami” otwartych ponownie, a dziś jeszcze chwilowo nieczynnych, obozów koncentracyjnych.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz