Rząd dobrej zmiany zrobił wszystkim obywatelom niespodziankę, ogłaszając w ostatniej chwili zamknięcie cmentarzy przez następne trzy dni. Jest w tym pewna logika, bo śmiertelność na cmentarzach jest stuprocentowa, więc mogą one uchodzić za najbardziej niebezpieczne miejsca na świecie.
„Rewolucja macic”, to co innego; tam jest bezpiecznie, bo kobiety i podlotki (łatwiej trafić w totolotka, niźli w toto u podlotka – mówi przysłowie), które na punkcie swoich „macic” wydają się być szczególnie wyczulone i maszerują – jeśli nie liczyć hasła „WYPIERDALAĆ” a nawet „JEBAĆ” – w celu zagwarantowania, że w każdej sytuacji będą mogły sobie te „macice” wyskrobywać.
Podlotki ekscytują w tym kierunku stare, wyeksploatowane klempy, które Boy-Żeleński określał jako „stwór podeszły wiekiem, co kobietą być już przestał, a nigdy nie był człowiekiem”. Warto tedy przypomnieć spostrzeżenie prezydenta Ronalda Reagana, który zwrócił uwagę, że za ćwiartowaniem małych dzieci gardłują wyłącznie ci, którym to już nie grozi.
Dlatego właśnie postuluję „aborcję opóźnioną”, to znaczy – możliwość poćwiartowania osób metrykalnie dorosłych – oczywiście w tak zwanym majestacie prawa”, bo z praworządnością nie ma żartów – o czym właśnie przypomniała Unia Europejska, przykazując surowo, by nasz nieszczęśliwy kraj wycofał się z pomysłu dyscyplinarnej odpowiedzialności sędziów. Najwyraźniej tamtejsi biurokraci też uważają, że sędziowie, podobnie jak wariaci i parlamentarzyści – powinni cieszyć się pełną nieodpowiedzialnością. Najwyraźniej między tymi trzema kategoriami istnieje jakiś zagadkowy wspólny mianownik.
Ale mniejsza z tym, bo chociaż rząd zabronił „seniorom” wychodzenia z domów – ale chyba wyjątek należy uczynić, że jeśli taki jeden z drugim „senior” bierze udział w rewolucji macic, to nie tylko może sobie wychodzić, gdzie mu się tylko podoba, ale nawet blokować ruch uliczny w miastach. Takie zasady wynikają z osobliwego zapisu w tubylczej konstytucji, że „Rzeczpospolita jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.
Okazało się, że takiego, wewnętrznie sprzecznego połączenia utrzymać się nie da, więc rewolucja macic udowodniła, że Rzeczpospolita nie jest żadnym państwem prawnym, a tylko – demokratycznym, jeśli nie pajdokratycznym. Jeśli bowiem zgromadzenie hołoty przekroczy masę krytyczną, to państwo prawne natychmiast z podkulonym ogonem chowa się w mysie dziury – co właśnie możemy obserwować w czasie rzeczywistym.
Przykład idzie od samej góry, to znaczy – od pana prezydenta, który pokazał, że chciałby i pieniądze zarobić i wianuszka nie stracić. Nic mu to nie pomogło, bo organizatorki rewolucji macic od razu oświadczyły, że jego kapitulanckiej oferty nie przyjmą.
Właśnie, zgodnie z leninowskimi przykazaniami, Strajk Kobiet wyłonił z siebie Sowiet Koordynacyjny, który nie tylko wysuwa polityczny postulat obalenia rządu, ale w dodatku chce zachować monopol na ciągnięcie zysków z funduszy wyłożonych na takie przedsięwzięcia przez starego żydowskiego grandziarza finansowego, więc oświadczył, że „nie życzy sobie”, by ktokolwiek inny na tym strajku zarabiał.
Najwyraźniej taka rewolucja macic, to musi być dobry interes – z czego „kobiety” płci obojga najwyraźniej nie zdają sobie sprawy – i dlatego „bez swojej wiedzy i zgody” dają się używać w charakterze mięsa armatniego przez promotorów komunistycznej rewolucji. Tak było we Francji, która potem spłynęła krwią, tak było w 1917 roku w Rosji, która też spłynęła krwią – bo rewolucja, kiedy już nasyci się swoimi rzeczywistymi i urojonymi wrogami, zaczyna pożerać własne dzieci.
Tymczasem, jak wspomniałem, państwo abdykuje, a ponieważ natura nie znosi politycznej próżni, to w opuszczoną przez państwo przestrzeń wkrada się anarchia. O abdykacji państwa najlepiej świadczy to, że wicepremier Jarosław Kaczyński, nadzorujący wszystkie trzy resorty siłowe, kiedy już zdecydował się zabrać głos dopiero po tym, gdy Robert Bąkiewicz ogłosił utworzenie Straży Narodowej, która będzie broniła kościołów, to zaapelował do cywilów z PiS i klubów „Gazety Polskiej”, żeby przejęli inicjatywę.
Ale nie to jest jedyna abdykacja. Oto w kulminacyjnym momencie rewolucji macic, zabrali głos przedstawiciele przewielebnego duchowieństwa, występując z apelem, by „nie nadużywać religii dla celów politycznych”. Ale między frazesami o „Ewangelii” i różnych takich, w apelu czytamy, by „zaprzestać wspierania sił szowinistycznych i ksenofobicznych”. Mamy zatem deklarację polityczną w postaci czystej. „Tak wylazła z archanioła stara świnia…” – powiada poeta.
Ale bo też wśród sygnatariuszy jest co najmniej jeden sodomita, który miewał przygody w „gejowskich” klubach w Pradze, co najmniej jeden tajny współpracownik SB, przewielebny ks. prof. Wierzbicki, który – podobnie jak inny sygnatariusz, przewielebny ks Adam Boniecki – poręczył za „Margota”, no i dominikanin – ojczyk Adam Szustak, który wcześniej zdążył oświadczyć, że „też nienawidzi tego Kościoła”.
„Nienawidzi” – ale jak gdyby nigdy nic, korzysta z mieszkania należącego do tego Kościoła i żre kościelny chleb.
Chciałbym się chwilę zatrzymać nad tą deklaracją ojczyka Szustaka. Przy różnych okazjach przewielebne duchowieństwo przekonuje nas, że „Kościół”, to my wszyscy. Skoro tak, to ojczyk Szustak oświadczył się z nienawiścią do nas wszystkich, którzy go utrzymują. Myślę, że skoro tak, to gdyby to zależało ode mnie, to natychmiast wydaliłbym z Polski zakon dominikanów. Powody są dwa; po pierwsze – tolerował i toleruje w swoich szeregach tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa, a teraz toleruje takich filutów, jak przewielebny ojczyk Szustak, czy przewielebny ojczyk Paweł Gużyński.
Rosjanie o takich mówią: „s żyru biesiastsia”, co w wolnym tłumaczeniu wykłada się, że wariują z dobrobytu. Podobnie inny sygnatariusz lizusowskiego listu, przewielebny ksiądz Wojciech Lemański, którego od stryczka z zagadkowych przyczyn odciął JE biskup Kamiński, a JE biskup Ryś zabrał go do diecezji łódzkiej, żeby tam koncentrował się na dialogu katolicko-żydowskim. A jak ten dialog dziś wygląda, najlepiej świadczy o tym hasło podjęte przez żydowską gazetę dla Polaków pod redakcją Adama Michnika: „Wypierdalać!” Taką to ofertę ma żydokomuna dla Kościoła, – również tego lizusowskiego, czyli „otwartego”.
Mamy tak wiele analogii z wiekiem XVIII, kiedy państwo też abdykowało z przestrzeni publicznej, w którą wtargnęły państwa rozbiorowe. Również znaczna część ówczesnego duchowieństwa abdykowała z przewodnictwa moralnego w nadziei, że i po rozbiorach będą mogli po staremu wypić i zakąsić. A skoro występują te same przyczyny, to mogą pojawić się takie same skutki.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz