„W onym czasie wyszedł dekret od Cesarza Augusta, aby spisano wszystek świat. Ten popis pierwszy stał się od starosty Syryjskiego Cyryna…” – zapisał Jakub Wujek w tłumaczeniu Ewangelii według św. Łukasza o spisie w Palestynie.
Teraz ta Ewangelia została zmodernizowana, toteż piękne, bajeczne sformułowanie: „wszystek świat” przyjęło brzmienie: „aby przeprowadzić spis ludności w całym państwie”, które z pewnością jest ściślejsze, ale odarte z tajemniczości, zbliżając się do współczesnego żargonu biurokratycznego.
Nawiasem mówiąc, również pruderia skłania niektórych ludzi do zmieniania tekstu dawnych pieśni, na przykład w starej, bodaj czy nie najstarszej pieśni religijnej polskiej: „Krzyżu święty”. Tacy wrażliwcy, zamiast trzymać się pierwotnego tekstu: „Odmień teraz onę srogość, którąś miało z przyrodzenia”, śpiewają: „Odmień teraz onę srogość, którąś miało z urodzenia” – tak, jakby drzewo – bo autor zwraca się ku drzewu – się „rodziło”. Tymczasem „z przyrodzenia” znaczy tyle, co z natury, więc ta podyktowana pruderią zmiana jest czystym nonsensem. A cóż dopiero się wyprawia przy okazji tak zwanych „ekumenicznych” tłumaczeń Biblii! Jak tak dalej pójdzie, to zaczniemy się obawiać, czy nie zostaniemy potępieni wskutek jakiegoś błędu drukarskiego.
Wróćmy jednak do spisu, o który wspomina święty Łukasz. Niektórzy miłośnicy historycznej ścisłości do których dołączył dawny przewielebny ojciec dominikanin Łukasz Bartoś – ale dopiero, gdy wystąpił z zakonu OO Dominikanów, gdzie miał wikt i opierunek – więc ci miłośnicy twierdzą, że nie było żadnego spisu, ani Jezusa, słowem – że nie było niczego – jak to w swoim czasie postulował pan Kononowicz.
Przyjmijmy jednak, że spis był, choćby dlatego, że po nim były kolejne spisy i kolejne – aż wreszcie dotarliśmy do roku bieżącego, to znaczy 2021 po Chrystusie, w którym kolejny spis przeprowadzi już nie „starosta Syryjski Cyryn”, tylko Główny Urząd Statystyczny.
GUS od roku 1929 przeprowadzał już wiele spisów; w jednym takim uczestniczyłem w charakterze „rachmistrza spisowego”, podobnie jak kol. Marek Przybylik, który przy tej okazji natrząsał się z informacji, czy ustęp w spisywanym mieszaniu jest spłukiwany, czy nie – bo i takie rzeczy też trzeba było wtedy spisywać na użytek komunistycznej władzy, która ustępami dlaczegoś interesowała się szczególnie.
Teraz nikt się ze spisowych pytań nie natrząsa, przeciwnie – ludzie traktują je z powagą i to co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że spis jest obowiązkowy, a po drugie dlatego, że część obywateli podejrzewa, iż zdobyte w ten sposób informacje zostaną wykorzystane, jeśli nie przez rząd do nałożenia podatku katastralnego, to przez żydowskie organizacje przemysłu holokaustu przy realizowaniu tak zwanych „roszczeń”.
Oliwy do ognia dolał w dniach ostatnich amerykański sekretarz stanu Antoni Blinken, w liście do Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego zapewniając o swoim gorącym poparciu dla tej sprawy, a w dodatku całkiem niedawno poruszył ten temat w rozmowie z polskim ministrem spraw zagranicznych panem Rau, który dlaczegoś się tą rozmową przed opinią publiczną nie pochwalił.
W tej sytuacji przydałaby się jakaś interpelacja w Sejmie, czy pan minister przypadkiem nie złożył w imieniu Polski jakichści obietnic – jak to się przytrafiło w roku 2006 panu premierowi Marcinkiewiczowi. Kancelaria pana premiera oczywiście wypierała się, jakoby pan Marcinkiewicz składał jakieś obietnice, ale – jak pisał święty Paweł – „zbawienie przychodzi od Żydów” i wkrótce na jednej ze stron internetowych żydowskiej organizacji przemysłu holokaustu najgorsze podejrzenia zostały potwierdzone.
Jak tam będzie, tak tam będzie, zawsze jakoś będzie, bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było – ale te wątpliwości pokazują postępującą erozję zaufania obywateli do Umiłowanych Przywódców naszego bantustanu i to nie tylko z obozu „dobrej zmiany”, ale również – z obozu zdrady i zaprzaństwa, który przed Żydami też skacze z gałęzi na gałąź.
Ale bo też i zestaw pytań w kwestionariuszu spisowym też nastręcza wątpliwości. Chodzi o to, że GUS niezwykle wnikliwie interesuje się stanem prawnym mieszkań i w ogóle – nieruchomości. I tak, po kolei: tytuł prawny gospodarstwa domowego do zajmowanego mieszkania, rodzaj pomieszczeń mieszkalnych, stan zamieszkania mieszkania, własność mieszkania, liczba osób w mieszkaniu, powierzchnia użytkowa mieszkania, wyposażenie mieszkania w urządzenia techniczno-sanitarne, rodzaj stosowanego paliwa do ogrzewania mieszkania, tytuł prawny zamieszkiwania mieszkania przez gospodarstwo domowe, rodzaj budynku w którym znajduje się mieszkanie, stan zamieszkania budynku, wyposażenie budynku w urządzenia techniczne, powierzchnia użytkowa mieszkań w budynku, liczba izb w budynku, własność budynku, liczba mieszkań w budynku i wreszcie – rok wybudowania budynku.
Z kolei inni obywatele są zaniepokojeni wnikliwymi pytaniami o status zatrudnienia, fakt przebywania kiedykolwiek za granicą, o kraj i miejsce zamieszkania osób, które kiedykolwiek wyjeżdżały za granicę, o przynależność narodową lub etniczną, wyznanie, czy język, w którym mieszkańcy posługują się „w kontaktach domowych”.
Wszystko to niby proste, chociaż w podejrzliwcach to właśnie wzbudza dodatkowe podejrzenia tym bardziej, że niektórzy pamiętają, co mówił Beniamin Disraeli: że są kłamstwa, ohydne kłamstwa i statystyka. I oto pewien obywatel daje wyraz następującej wątpliwości: mieszka z rodzicami i jeśli każdy poda, że mieszkają z nim dwie osoby, to wtedy będzie ich sześcioro?
Gwoli uspokojenia podejrzliwców GUS zapewnia, że wszystkie informacje będą objęte ochroną i powołuje się przy tym na faszystowskie przepisy RODO, które pozornie służą ochronie danych osobowych, ale tak naprawdę używane są do blokowania swobody wypowiedzi, czego doświadczyłem na własnej skórze.
Warto zwrócić uwagę, że to całe RODO zostało wprowadzone akurat w epoce totalnej inwigilacji – o czym mogliśmy przekonać się choćby na przykładzie pana Obajtka, którego rozmowy były podsłuchiwane w czasie, gdy nie tylko nie był prezesem PKN Orlen, ale nawet wójtem Pcimia!
W jaki sposób żydowska gazeta dla Polaków weszła w posiadanie tych nagrań mimo RODO? Wprawdzie operatorzy telefonii komórkowej muszą rejestrować wszystkie rozmowy, utrwalać je na elektronicznych nośnikach informacji, a następnie przechowywać w kancelarii tajnej pod nadzorem ubeka, to jest pardon – oczywiście pracownika posiadającego certyfikat dostępu do informacji niejawnych – oraz udostępniać je na żądnie tajnych służb, ale czy „Gazeta Wyborcza” jest tajną służbą? A jeśli tak, to czy polską, czy może izraelską? Ładny interes!
Tak czy owak, skoro „Gazeta Wyborcza”, mimo RODO, jakby nigdy nic drukuje zapisy z podsłuchanych rozmów, to jakże mamy traktować zapewnienia, że informacje uzyskane przy okazji spisu zostaną utrzymane w tajemnicy? Jeśli bowiem nawet, to nie przed każdym.
Oto fragment rozmowy, jaką przy okazji spisu powszechnego w roku 2011 przeprowadziła pani Teresa Semik z ”Dziennika Zachodniego” z panią Grażyną Witkowską, zastępczynią dyrektora Wojewódzkiego Urzędu Statystycznego w Katowicach.
Pani Semik pyta, czy to prawda, że dane ze spisu 2011 będą przechowywane w Izraelu? – na co pani dyrektor odpowiada: „Do dwóch lat pozostaną w Polsce, dopóki nie ogłosimy wszystkich wyników. Potem w formie zagregowanej przekażemy je Unii Europejskiej, a ona zdecydowała, że dane pozyskane we wszystkich krajach członkowskich będą przechowywane na serwerach w Izraelu”. – podał „Dziennik Zachodni” z 25 maja 2012 roku.
Ale skoro nasi generałowie, którzy coś tam na temat bezpieczeństwa naszego demokratycznego państwa prawnego muszą przecież wiedzieć, przechowują swoje oszczędności, jakie uzbierali sobie z pensyjek, na kontach w bankach szwajcarskich, to dlaczego dane uzyskane ze spisu nie mogą być przechowywane w Izraelu? Przecież zarówno rząd „dobrej zmiany”, podobnie, jak obóz zdrady i zaprzaństwa, przed Izraelem nie ma żadnych tajemnic. W przeciwnym razie pan redaktor Michnik sprawiłby, że popamiętaliby ruski miesiąc.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz