Dla Niemców II wojna światowa przynieść miała utworzenie na wschodzie przestrzeni życiowej (Lebensraum). Aby zrealizować te koncepcje, dopuścili się oni ludobójstwa względem Polaków. Jednym z symboli tej nienawistnej ideologii była próba wysiedlenia polskiej ludności z terenów Zamojszczyzny.
Nasi przodkowie znali martyrologię, jakiej nasz naród doświadczył w czasie II wojny światowej. Zdając sobie doskonale sprawę czym jest wojna (w przeciwieństwie do rozwydrzonej lewicowej młodzieży, która uważa że atakując kościoły katolickie jest na wojnie), zbierano po jej zakończeniu liczne wspomnienia, aby były one przykładem dla młodego pokolenia.
Jednym z tragicznych epizodów związanych z przesiedleniem ludności polskiej z Zamojszczyzny był obóz przejściowy w Zamościu. Niemcy założyli go w listopadzie 1942 roku. Obóz składał się z 16 baraków odgrodzonych od siebie drutami kolczastymi, co czyniło go największym obozem przesiedleńczym, jaki Niemcy utworzyli dla Polaków wysiedlanych z terenów Zamojszczyzny.
Dziś dla Państwa opis „życia”, jakie dla Polaków stworzyli Niemcy i ich sojusznicy:
(…) Brutalne uderzenie w szyby wyrwało nas ze snu (…) Weszło dwóch pijanych Niemców. Nie było kiedy płakać. Dali dziesięć minut. (…) Półtora tysiąca osób stało na śniegu. Czekaliśmy na swoje przeznaczenie. Dookoła kordon SS-mański. (…) Popłakiwały zmarznięte i głodne dzieci. Dorośli czekali spokojnie. Swoją tragedię chcieli przeżyć z godnością. Niektórzy ukradkiem ocierali łzy. Nie trzeba płakać. Uspokoili się. Przetrzymamy najgorsze. Niech szkopy nie widzą naszych łez. Niech się nie cieszą. Nie zegniemy karku. Zmarznięci na kość zaczynamy się ładować do furmanki (…) Konwój zamiast jechać wprost szosą do Zamościa, skręcił w polną drogę (…) Szosą od Zamościa ciągnął do Skierbieszowa drugi konwój. Jechali niemieccy osadnicy z Besarabii, Węgier, Rumunii, Jugosławii. Jechali zająć jeszcze ciepłe izby. (…) Następny lagier oznaczony numerem cztery.
Segregacja rodzin. Coś najpodlejszego. Scena rzezi niewiniątek z czasów Nerona, tylko w niemieckim wydaniu. Odbieranie dzieci, a raczej wyrywanie ich z rąk, z objęć matek. Segregację prowadził komendant Grunert, „Kanarkowy”. Tlenione ladacznice pomagały. Szarpały dzieci przylepione do piersi matek, uczepione do ich nóg. Wyrywały. Grunert kopał, popychał, bił (…) Do szesnastki wpakowali dzieci i starców. Każdemu niedołężnemu starcowi przydzielono pod opiekę sześcioro dzieci.
Przed naszym przybyciem szesnastka była wielką stajnią dla koni. Nie było tu podłogi, nie było sal, nie było korytarza, nie było prycz. Oto – po prostu – olbrzymia drewniana stodoła z klepiskiem i dużo błota. Zamiast okien okratowane stajenne otwory. Gniazda starej słomy służyły za legowiska, jedyne drzwi, które otwierały się do wnętrza olbrzymiego baraku, były zepsute (…)
W centralnym miejscu obozu stał ustęp. Jeden dla wszystkich. Nie było podziału na męski i żeński. Nie było przegród. W cementowej posadzce kilkanaście otworów kloacznych. Pod spodem olbrzymi basen (…) Trzeciego dnia pobytu utopił się w basenie kloacznym Józio Kozłowski. Pośliznął się i wpadł do otworu. Kilka dni później zginął w basenie następny chłopiec. Próbował przejść do dziesiątki. Biegł do matki. Przy dziurze przyłapał go „Ne” –Schütz. Jak zdechłego kota zaniósł do ustępu i cisnął do basenu.[1]
Takie wspomnienia powinny trafiać nie tylko do odbiorców opinii publicznej na Zachodzie, lecz jak ukazują ostatnie wydarzenia, do przedstawicieli młodego pokolenia Polaków, którzy bezczeszczą miejsca pamięci przodków, ginących za Polskę z rąk wrogów naszej Ojczyzny.
Krzysztof Żabierek
https://www.magnapolonia.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz