W dzisiejszym wpisie podejmę 3 tematy (2 głośne i 1 cichy), których wspólnymi mianownikami są Stany Zjednoczone oraz wakacyjny czas wystąpienia. Najpierw o nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, która funkcjonuje pod nazwą „Lex TVN”.
Następnie o wydarzeniach, które moim zdaniem miały zostać „przykryte” przez TVN-owski temat zastępczy. Chodzi tu o naszych serdecznych „przyjaciół”, mentorów życiowo-światopoglądowych, których moralność jest maksymalna, a śmierć (w przeciwieństwie do śmierci polskich kmiotów) jest zjawiskiem metafizycznym. Na koniec będzie o zaskakującej i żenującej ucieczce armii amerykańskiej z Afganistanu.
Tzw. „Lex TVN”
Całe wakacje zdominowane były tematem rzekomej likwidacji TVN24 przez wstrętnego karakana. KODziarstwo podchwyciło temat w milisekundę, bo ten kanał to dla nich najwyższe sacrum, z którego czerpią cały swój światopogląd (bardziej wierzą oni TVNowi, niż temu, co zobaczą na własne oczy).
Rząd PiS postanowił znowelizować ustawę o radiofonii i telewizji, włączając do niej zapis o tym, że właścicielem telewizji może być tylko podmiot z europejskiego obszaru gospodarczego (czyli nie z USA, ale też nie np. z Chin). Jest to ustawa bliźniacza do ustaw w kilku krajach Europy zachodniej. W Niemczech jest ona jeszcze bardziej restrykcyjna, bo tam nawet podmiot z innego, niż Niemcy kraju UE nie może posiadać telewizji.
TVN to obecnie własność amerykańskiego koncernu Discovery. Od samego początku wiadomo było, że afera z TVN24 ma drugie dno, bo po pierwsze PiS jak ognia boi się byle Kramka czy Kasprzaka, a co dopiero giganta medialnego, a po drugie- TVN24 nie nadaje „naziemnie” (jest tylko na kablówkach) i może emitować sygnał na koncesji zagranicznej (co też się finalnie stało- licencji udzieliła Holandia).
Nadmienić należy że TVN24 nigdy nie był zainteresowany obecnością w telewizji naziemnej, bo bardziej opłaca mu się zarabianie na abonamencie z kablówek – kilkaset tysięcy osób w Polsce opłaca kablówkę tylko dla tego jednego kanału. Stream internetowy TVN24 kosztuje też bardzo dużo, więc widać, że nie zależy im na zasięgu, tylko na kasie, a KODziarska ekstrema nie zrazi się opłatą. Zresztą nawet w „najczarniejszych” scenariuszach- stację TVN od Amerykanów kupiłby Ringier Axel Springer („linia” TVNu od dłuższego czasu jest zgodna z innymi mediami Springera – Onetem i Newsweekiem).
Za nowelizacją w sejmie głosowało 228 posłów, przeciw 216, a 10 wstrzymało się od głosu. Nie chce mi się specjalnie rozwodzić nad tą nowelizacją, bo finalnie nic się nie zmieniło- TVN i TVN24 nadal nadają, tak jak było wcześniej, a ponad miesiąc medialnej wrzawy nie przełożył się na żadne realne zmiany.
Przypomnę tylko, że PiS już przed 2015 rokiem obiecywał repolonizację mediów i po 6 latach rządów jedyne „owoce” tych obietnic to wykup upadającej grupy medialnej Polskapresse przez Orlen oraz właśnie ten nieszczęsny „Lex TVN”, który kompletnie nic nie zmienia (zwłaszcza w temacie dominacji kapitału niemieckiego w polskojęzycznych mediach).
Idźcie państwo w chuj z taką repolonizacją…
Na poniższym filmiku można obejrzeć „śmietankę” obrońców TVN i ich ‚oksfordzką’ argumentację, żywcem skopiowaną z protestów Marty Lempart. Jak widać- frekwencja jest niewysoka, a opozycyjna ‚ulica’ jest bardzo słaba. Na obecny moment jedynie Donald Tusk potrafi wyciągnąć na ulice więcej, niż 250 KODziarzy. Skromna frekwencja dosyć brutalnie obnaża fakt, że brakuje tam „zwykłych” ludzi, a ulicznie zaangażowani są „ci co zawsze”, czyli posłowie opozycji i powiązani z nimi dziennikarze, a także osobistości typu Blumstein i Passentsztajn o „babci Kasi” chyba nie muszę pisać, bo ona nie odmówi sobie żadnej okazji ulicznego pobluzgania na PiS.
Sam przydomek „Lex TVN” zasługuje na osobny akapit, gdyż ta metoda socjotechniczna jest jednym z najnowszych (i niestety najskuteczniejszych) osiągnięć lewactwa w sferze medialnych manipulacji. Chodzi w niej o nadanie sprawie fałszywego przydomku, kanalizującego emocje na wybranym aspekcie i następnie posługiwanie się wyłącznie tymże przydomkiem. Przydomek ten powinien sugerować, że dana sprawa to podstępna akcja dyskryminacyjna, wymierzona przeciwko jakiejś uciśnionej grupie, po której stronie stoi moralność. Oczywiście nie zaszkodzi wpleść sprawdzonych „wzmacniaczy”, czyli porównania do metod Hitlera.
Konkretnie: cała afera z TVN24 to efekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Ani w nazwie, ani nawet w treści tejże nowelizacji nie ma ani słowa o TVNie. Tymczasem media antyrządowe stworzyły jedyną słuszną nazwę „Lex TVN” i wyłącznie nią się posługują. Ciekawe jest to, że nie wiadomo, kto konkretnie wymyślił tę nazwę – ona się jakoś pojawiła sama (niczym naziści, którzy też pojawili się nagle i nie wiadomo skąd, a już na pewno nie z Niemiec). Od tej pory nikt w opozycji (a już zwłaszcza w słowie mówionym) nie miał prawa używać prawidłowej nazwy (czyli ‚nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji’).
Charakterystyczne było tzw. „vacatio legis”- przez pierwsze dni media antypisowskie pisały „tzw. Lex TVN”, chwilę później zniknęło „tzw.” i zostało już samo „Lex TVN”, a po niecałym tygodniu, gdy nazwa się już powszechnie „osłuchała” – było już lex TVN (bez cudzysłowu), naśladując oficjalną nazwę własną nowelizacji. W efekcie 99% KODziarzy nie potrafi powiedzieć, jakiej ustawy dotyczy ta nowelizacja.
Stworzenie zamiennika nazwy ma skupiać uwagę odbiorcy na wybranym, emocjonalnym fragmencie problemu. Dużą skuteczność tej metody udowadnia bliźniaczy przykład, czyli tzw. „Strefy wolne od LGBT„. Prawidłowa i oficjalna nazwa to „Samorządowa Karta Praw Rodzin„, która przyznaje ulgi i przywileje rodzinom. Grupy lewackie szybko zorientowały się, że Karta nie daje przywilejów kręgom LGBT, więc stworzyły przydomek „Strefy wolne od LGBT” i od tej pory jest to jedyna słuszna nazwa Karty.
Działalność lewackich ośrodków (skupionych głównie wokół Sorosa, Fundacji Batorego, Partii Razem/Biedronia i Gazety Wyborczej) bardzo spopularyzowały określenie „Strefy wolne od LGBT”, efektem jest to, że spora część Polaków oraz mieszkańców zachodniej Europy uważa, że takie „strefy” oficjalnie istnieją w Polsce, a nie są tylko lewackim wymysłem. Samorządy, które przyjęły „kartę rodziny” zostały ponadto ukarane odebraniem środków z Unii Europejskiej, a „argumentem” było to, że Unia nie będzie wspierać „Stref wolnych od LGBT” (i na nic zdały się tłumaczenia, że takich ‚stref’ w Polsce nie ma).
To tak, jakby londyńskie metro nazwać „Strefą wolną od samotnych pasażerów” (ponieważ metro oferuje zniżki na bilety grupowe), więc należy metro przestać dotować i napiętnować w mediach, aktywista Stach Bartewski będzie chodził z tabliczką i robił sobie z nią zdjęcia na różnych stacjach, a zdjęcia te trafią na pierwsze strony gazet w całej Europie.
Według mnie prawa strona również powinna stosować ten trik z przydomkiem, który zastępuje oficjalną nazwę. Nie jest to zbyt moralne, ale klasyk mówi: „tak się gra, jak przeciwnik pozwala”. Dlatego nowelizację medialną powinno nazywać się tylko i wyłącznie „Francuski model medialny”- byłoby to bardzo mocne emocjonalnie i kłopotliwe dla KODziarzy, którzy w życiu nie ośmieliliby się skrytykować Francji. Analogicznie, ‚Strajk Kobiet’ powinno nazywać się „Płody w Czajce”, a „Tęczowy Piątek” – „Strefą wolną od chrześcijan”.
Wrzawę wokół tzw. „Lex TVN” wykorzystano także do toporem ciosanej propagandy sondażowej. Na portalu Gazety Wyborczej pojawił się artykuł o nowym sondażu partyjnym. Zleceniodawcą była Platforma Obywatelska, a sondażownią był (znany z zawyżania słupków opozycji totalnej) ośrodek Kantar (który np. w 2015 roku dał Bronisławowi Komorowskiemu 73%, a Andrzejowi Dudzie 8%).
W „sondażu” Platforma zrównała się z PiS- obie partie uzyskały po 26%, a niewiele mniej Hołownia. Dosyć śmieszne, ale najbardziej ubawiło mnie to, że „Wybiórcza” napisała, iż do tego sondażu DOTARŁ Onet. Słowo „dotrzeć” w tym kontekście oznacza, że Onet musiał zadać sobie jakikolwiek trud, aby wejść w posiadanie tych wyników. Napiszmy jeszcze raz: Platforma Obywatelska (!) zamawia sondaż w Kantarze (!!), gdzie uzyskuje genialny wynik (!!!), o sprawie informuje Gazeta Wyborcza (!!!!) na podstawie informacji, do których DOTARŁ Onet (!!!!!). Z pewnością dziennikarze Onetu musieli włamać się do archiwum, albo zatrudnić najlepszych hakerów, aby dotrzeć do „ściśle tajnych” danych.
Może jestem jakiś dziwny, ale śmieszy mnie taka drewniana propaganda. Wszak ten sondaż został stworzony tylko i wyłącznie po to, aby jego z góry ustalone wyniki na koniec trafiły do Onetu (i bliźniaczych mediów), a oni piszą że Onet do nich „DOTARŁ” To tak, jakby ‚Der Stürmer’ dotarł do tekstu Mein Kampf, albo ‚Russia Today’ dotarła do badań twierdzących, że budowa Nord Stream będzie korzystna dla całej Europy.
Gdyby „opozycja totalna” w pogoni za władzą posiadała bardziej rozbudowany plan działania, niż „wypierdalać” i „jebać PiS„- wykorzystałaby zamieszanie z TVN24 do przyciągnięcia w swoją stronę części środowiska „nieplemiennego”: chodzi o Kukiza i przede wszystkim Konfederację.
Posłowie Konfederacji w ostatecznym głosowaniu wstrzymali się od głosu, ustawiając się w połowie drogi pomiędzy PiS i PO. Politycy Konfederacji wcześniej wielokrotnie postulowali o konieczności repolonizacji mediów, więc wstrzymanie się od głosu było tutaj wręcz ukłonem w stronę ‚opozycji totalnej’.
Warto przypomnieć, że w zeszłorocznych wyborach prezydenckich około 47% wyborców Krzysztofa Bosaka zagłosowało w drugiej turze na Rafała Trzaskowskiego i gdyby Platforma miała jakiś długofalowy plan- powalczyłaby o fragment tego elektoratu, wszak brakuje im przypływu nowych zwolenników i od lat muszą opierać się na twardym KODziarstwie 65+, które cały swój światopogląd czerpie ze „szkiełka” w TVN24. Co finalnie zrobiono aby przyciągnąć, albo chociaż nie zrazić sympatyków Konfederacji? Ano, nakazano im wypierdalać i wysunięto postulaty, aby ich jebać…
Jeszcze gorzej potraktowano Pawła Kukiza, który stał się największym kozłem ofiarnym całej afery. Pod względem ostracyzmu społecznego Kukiz obecnie ustępuje chyba tylko „matce Madzi z Sosnowca”. Wprawdzie zagłosował on (razem z PiS) za przyjęciem nowelizacji ustawy o KRRiTV, ale on od zawsze mówił, że media powinny być w polskich rękach, więc po prostu zrobił to, co obiecywał „od zawsze” (pomijam już to, że obecna ustawa to tylko pierwszy, mało znaczący krok do repolonizacji, bo naszym głównym problemem kontrwywiadowczym jest agentura rosyjsko-niemiecka, a nie amerykańska).
[Rosyjska? Gdzie ona, do kurwy nędzy? Kto ją reprezentuje, jakie są wyniki jej działań? Autor taktownie nie wspomniał o jawnie działającej agenturze żymiańskiej. – admin]
Tymczasem cały obóz anty-PiS-owski potraktował Kukiza jak zdrajcę i dwulicowca, grillując go w internecie i mediach. Przypomnijmy, że jeszcze niedawno Kukiz był w koalicji z PSLem, który to w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego miał wspólne listy z Platformą (tzw. KE – Koalicja Europejska). Tymczasem ostatnia fala hejtu niejako wepchnęła Kukiza w łapy PiSu, bo on już nie ma teraz żadnego wyboru – jego polityczna przyszłość jest związana wyłącznie z PiS. Tak właśnie wygląda strategiczne planowanie „opozycji totalnej”- najpierw chcą wszystkich „jebać” i każą „wypierdalać”, a potem dziwią się, że przegrywają wybory i nie przyciągają elektoratu z innych partii.
„Hańba!”, „co się z nim stało!”, „sprzedał się” – na Kukiza wyrzygali się wszyscy możliwi celebryci, influencerzy, tiktokerzy i cała lewacka „elyta”. W oceanie hejtu na uwagę zasługują trzy przypadki, bo to szczyty żenady.
Pierwszy przypadek to „sam zainteresowany”, czyli kanał TVN24, gdzie w programie Moniki Olejnik pojawił się Radosław Sikorski. Nazwał on tam Kukiza „szmatą”, a prowadząca nie zareagowała, po czym oboje zastanawiali się dlaczego Kukiz za nimi nie przepada i nie broni „Rejtanem” ich stacji (chwilę później w tym „siedlisku demokracji” pojawił się pan Frasyniuk, nazywając polskich wojskowych i pograniczników per „śmieci” i prowadzący Kajdanowicz również nie zareagował).
Drugi przypadek to Arkadiusz Jakubik, który wprawdzie aktorem jest niezłym, ale skrytykował Kukiza z pozycji… muzyka rockowego. Problem w tym, że jego zespół „Dr Misio” to jeden z najbardziej gównianych zespołów rockowych w Polsce – posiada on względną popularność tylko dlatego, że wokalistą jest znany aktor, w wyniku czego zespół od razu miał otwartą drogę do wytwórni płytowej, profesjonalnego studia nagraniowego, drogich teledysków czy na Woodstock Owsiaka. Ojkofobiczne i antykatolickie teksty zapewniły zespołowi promocję w mediach typu Gazeta Wyborcza. Jednakże muzycznie i przede wszystkim wokalnie- ten zespół to szajs, który nie miałby prawa się wybić, startując ‚od zera’. Kukiz pod względem wokalnym i kompozytorskim wciąga Jakubika nosem i dla dobra tego drugiego lepiej, gdyby się on nie odzywał.
Jeszcze większą żenadę odwalili dwaj niewdzięczni ulańcy (wokalista oraz pseudolider, grający na harmonijce) z obecnego składu zespołu Piersi. Obaj zhejtowali Pawła Kukiza, czyli osobę, bez której prawdopodobnie byliby teraz poza rynkiem muzycznym. Dla mnie i każdego, kto interesuje się muzyką- zespół Piersi to przede wszystkim Kukiz, ewentualnie gitarzysta Jezierski. To, co występuje obecnie pod nazwą „Piersi” to jakaś groteskowa grupa rekonstrukcyjna, nie mająca nic wspólnego z oryginalnym składem. W podejrzany sposób uzyskali oni prawo do marki „Piersi”, ale to tylko dlatego, że Kukizowi nie chciało się szwendać po sądach (podobną żenadę odwalił ostatnio obecny skład zespołu KAT, który „odciął się” od Romana Kostrzewskiego – to mniej więcej tak, jakby podrzędni muzycy zespołu ‚Bon Jovi’ przejęli prawa do marki i odcięli się od Jona Bon Jovi). Obecny skład „Piersi” mógłby przynajmniej zamknąć gęby na kłódkę, a nie wylewać pomyje na Kukiza, któremu bardzo wiele zawdzięczają (zwłaszcza ten fałszywiec od harmonijki, który przez wiele lat Kukizowi wchodził w tyłek).
Nadmieniam jeszcze raz, że nie bardzo wiem o co tym hejterom chodzi. Kukiz chce takiego prawa medialnego, jakie jest we Francji czy w Niemczech (czyli własności mediów przez społeczność lokalną) i twierdził tak od zawsze, a traktowany jest tak, jakby wykonał jakąś woltę.
Tyle o Kukizie i o TVN24, bo to miał być tylko krótki akapit, a wyszło jak zwykle.
Żymianie, Eskimosi i ‚samiwieciekto’
Po co była robiona afera z TVN24? Wiadomo było od początku, że tan kanał nie zniknie z telewizji, wszak rząd PiS boi się nawet wylegitymować agresywnych, podrzędnych, ulicznych KODziarzy, więc zadarcie z TVN (czyli de facto z Berlinem, Brukselą, Waszyngtonem i lokalną targowicą jednocześnie) byłoby wyprawą ‚z motyką na słońce’.
Skoro nigdy nie chodziło o likwidację TVN24, to musiał to być temat zastępczy. Kaczyński ma przećwiczony ten manewr, a ‚totalni’ zawsze dają się na niego nabrać. Schemat jest prosty – prezes podsuwa nośny temat, a media mu przeciwne „grzeją” go i „fokusują” przez kilka tygodni, siłą rzeczy poświęcając mniej czasu na inne tematy, więc rządowi łatwiej wtedy „przemycić” jakieś kontrowersyjne sprawy. Ktoś pewnie powie, że wystawianie opozycji „gotowca” to autodestrukcja dla PiS, ale tak byłoby, gdyby media były obiektywne, a nie skrajnie upolitycznione. Gdyby nie „Lex TVN” to media opozycyjne znalazłyby (a przy dużej posusze wręcz wykreowały) sobie jakąś inną aferę antyrządową, np. leśne urodziny Hitlera czy wieżowce, które nigdy nie powstały, pisałem o zjawisku w tekście Permanentna Rewolucja.
Zatem ryzyko dla PiS było żadne, bo tak, czy inaczej byliby pod ostrzałem opozycji i jej mediów, jak to zresztą dzieje się bez przerwy od jesieni 2015 roku. Aby znaleźć temat zastępczy – wystarczy sprawdzić, jakie kontrowersyjne wydarzenia (korzystne dla rządu) miały miejsce w ostatnich tygodniach. Pierwszą (wg mnie przypadkową i szczęśliwą) korzyścią dla PiS po aferze „lex TVN” jest opisane wyżej „odepchnięcie” Kukiza i Konfederacji od Platformy, która obrażona kazała im „wypierdalać” (gdyby Konfederacja i Kukiz weszli w koalicję z Platformą, to PiS byłby skończony już w obecnej kadencji parlamentu).
Temat „zagłuszony” aferą z TVN24 to wg mnie ostatnie wydarzenia na linii Polska-Żydzi (czyli Polska vs Izrael/USA), zapoczątkowane przez (dosyć niespodziewaną) nowelizację ustawy, blokującą roszczenia o mienie bezspadkowe (wprowadza ona 30-letnie przedawnienie).
Jestem tym miło zaskoczony, bo miałem (i nie tylko ja, np. Stanisław Michalkiewicz poświęcił temu tematowi całe lata analiz) mnóstwo obaw z tego tytułu (wszak za poprzedniego rządu byliśmy o krok od sprzedaży Lasów Państwowych na rzecz zapłacenia tego haraczu, a w międzyczasie weszła jeszcze w życie amerykańska ustawa 447). Oczywiście nie załatwia to finalnie sprawy roszczeń i 447, ale jest krokiem w dobrą stronę.
Strona żydowska na początku nie dowierzała, że została wysłana na bambus, w dodatku dość jednomyślnie: zmianę poparło 309 posłów, nikt nie był przeciwny, a 109 wstrzymało się (głównie posłowie PO). Żydzi przez ostatnie 31 lat byli przyzwyczajeni, że w razie „nieodpowiednich” decyzji rządu Polin- wezwą na dywanik kogo trzeba, aktywują media, oskarżą Polaków o holokaust- a ci grzecznie odwołają wszystkie ambicje i na koniec jeszcze przeproszą, kłaniając się w pas, dorzucając 80 milionów na remont żydowskiego cmentarza.
Najlepszym przykładem jest sprawa nowelizacji ustawy o IPN w 2018 roku, firmowana przez Patryka Jakiego (przewidująca karanie osób, oskarżających Polaków o holokaust), która (po naciskach strony żydowskiej) weszła w życie w wersji tak okrojonej, że de facto stała się swoją własną karykaturą (był to jeden z bardziej żenujących momentów rządu PiS).
Żydzi myśleli, że w przypadku ustawy z czerwca 2021 o mieniu bezspadkowym będzie tak samo (swoją drogą- mój komputerowy słownik jest antysemicki, bo podkreśla na czerwono słowo ‚bezspadkowe’). Na początku działali więc dyplomatycznie, chcieli własnymi kanałami załatwić ‚uwalenie’ ustawy (licząc np. na weto prezydenta), co w przeszłości udawało im się już wielokrotnie, jednakże teraz szło to wyjątkowo opornie. Szykowano się już zatem do zaostrzenia retoryki i rozdmuchania wielkiej (bazującej na emocjach i oskarżeniach) afery w polskojęzycznych mediach (wszak w tej grze chodzi o kwotę, równą rocznemu PKB Izraela), ale w tym momencie (lipiec 2021) Kaczyński odpalił TRW (Taktyczny Ruch Wyprzedzający), czyli aferę „Lex TVN”, która przez ponad miesiąc zdominowała wszystkie media w Polsce. Tym sposobem symboliczna „Babcia Kasia” (uczestniczka wszystkich możliwych protestów antyrządowych) w wakacje broniła TVNu, a nie nielegalnych roszczeń żydowskich (gdyby Kaczyński nie odpalił „Lex TVN” to babcia Kasia zapuściłaby pejsy).
W dzisiejszych czasach wykręcenie afery bez udziału mediów jest bardzo trudne, a wręcz niemożliwe (zwłaszcza jeżeli chodzi o bezprawny wałek finansowy), więc strona żydowska wpadła w totalną furię. Aj waj! Polacy nie dość, że nie chcą dać pieniędzy, to jeszcze ich media nie namawiają ich do samobiczowania i w ogóle nie interesują się sprawą! Żydzi poczuli się tak, jak mąż-alkoholik, który przez 30 lat bezkarnie bił żonę i ona nagle sprzedała mu kopa w mordę i w dodatku zadzwoniła na policję. Albo tak, jak rozpieszczona córeczka tatusia, która zawsze wszystko miała na skinięcie palcem, jednak gdy zażyczyła sobie nowego telefonu- tatuś powiedział, że od tej pory niech sobie sama zarobi na swoje zachcianki.
Żydzi byli mocno zdziwieni i nie spodziewali się takiego rozwoju sytuacji, było to dla nich coś zupełnie nowego, przez co musieli improwizować, a że tupetu im nie brakuje to zaczęli wykonywać nieprzemyślane, bardzo nerwowe ruchy.
Najpierw jednak zrobili to, co robią zwykle, czyli pobiegli na skargę do USA. Chcieli tam wymusić stworzenie wspólnego (izraelsko-amerykańskiego) oświadczenia wysokiego szczebla, potępiającego Polskę za ostatnie zmiany prawne. W Waszyngtonie napotkali jednak na podwójny problem. Na drzwiach pokoju z szyldem: „Biuro podawcze nacisków politycznych na Polskę” wisiała kartka: „Przepraszamy, zamknięte do odwołania- jesteśmy oddelegowani do łagodzenia skutków kryzysu, spowodowanego ucieczką amerykańskich wojsk z Afganistanu”. Na domiar złego, przed tym samym pokojem czekała już inna delegacja, związana z TVN/Discovery, więc „roszczeniowcy” byli dopiero na drugim miejscu w kolejce, która nie wiadomo kiedy zacznie być obsługiwana.
Skarga podobno została finalnie odrzucona i Amerykanie nie zgodzili się na ‚przyciśnięcie’ Polski, o czym informują dobrze zorientowane źródła (np. Eldad Beck). Oczywiście istnieją pojedyncze głosy „potępiające”, płynące z USA, ale są one nieskoordynowane i osadzone na niewysokim szczeblu. Żydzi wrócili jak niepyszni na wschodnią stronę Atlantyku i (dalej niedowierzając co się stało) postanowili wziąć sprawy we własne ręce. W żydowskich mediach dla Żydów (w Izraelu) rozpętała się antypolska kampania, podjudzana wypowiedziami polityków, m.in. znanego z wrogości wobec Polski ministra spraw zagranicznych, Jaira Lapida.
Problem w tym, że Żydzi z Izraela mają jakąś chorą obsesję wobec Polski i Polaków i wszystkie „argumenty” z nagonki (antysemityzm i łączenie Polaków z holokaustem) są nudne i używane były już wielokrotnie wcześniej (także bez powodu, ot tak, żeby sobie ‚profilaktycznie’ dowalić Polsce). Dlatego wrzawa w Izraelu nie przełożyła się kompletnie na nic, a nie udało się jej przenieść do Polski, bo tu w najlepsze trwała „obrona” TVNu.
Strona żydowska, sfrustrowana brakiem możliwości i mocno zdziwiona całą sytuacją postanowiła… wykonać sygnalizowany blef, czyli nie wysyłać swojego ambasadora do Warszawy (swoją drogą, miał być nim człowiek, urodzony w Moskwie) oraz „zalecić”, by ambasador Polski (Marek Magierowski) nie pojawiał się więcej w Izraelu. Był taki skecz Monty Pythona, nie pamiętam już szczegółów, ale chodziło w nim o absurdalne negocjacje, czyli kupujący chciał zapłacić np. 1000 funtów, a sprzedawca negocjował w dół, chcąc oddać swój towar taniej. Dokładnie to samo robi Izrael z ambasadami. Jerozolima, zamiast wziąć tego Magierowskiego i zaoferować mu gigantyczną łapówkę – kazała mu to, co Lempart biskupom. To tak, jakby urażona gildia wilków wycofała swojego ambasadora w kurniku, z powodu zmniejszenia dostaw darmowych jajek.
„Dyplomacja” polsko-izraelska od 30 lat przypomina pojedynek gołej dupy z batem. Strona żydowska w tych stosunkach obraża, oskarża o antysemityzm i holokaust, wymusza korzystne rozwiązania ustawodawcze, poucza, stoi na pozycji mentora, którego śmierć jest „metafizyczna”, a strona polska w kółko przeprasza, ukorza się, przyjmuje ciosy na twarz, produkuje ustawy ‚na zlecenie’ oraz gwarantuje niemałe pieniądze w różnych postaciach (dotacje, granty, tereny, wpływy czy utrzymanie żydowskich obiektów i kadr w Polsce).
Nie przepadam za ocenianiem ludzi po wyglądzie, ale graficzną ilustrację dyplomacji polsko-żydowskiej dosyć celnie obrazuje fizjonomia pani Anny Azari, która była ambasadorem w Polin przez 6 lat. Pani Azari wzywała „na dywanik” najwyższej rangi polskojęzycznych parlamentarzystów, a jej odpowiednik w Izraelu, pan Magierowski robił coś dokładnie odwrotnego, czyli sam był wzywany „na dywanik” przez polityków Knesetu, którzy wydawali mu liczne rozkazy (ponadto Magierowski zobrazował wzajemne stosunki poprzez dostanie w ryj i wysłuchanie antypolskich obelg od jakiegoś żydowskiego ulicznego randoma).
Tego typu „dyplomacja” jest (była?) dla nas kompletnie nieopłacalna (zarówno wizerunkowo/moralnie, jak i finansowo), więc odwołanie obu ambasadorów przez stronę izraelską to dar niebios i strzał w stopę. Niech zabierają całą swoją ambasadę, a jeżeli mają kota to na pożegnanie można pokazać im TO.
Według mnie powinniśmy całkowicie zerwać stosunki dyplomatyczne z Izraelem, bo tylko na tym tracimy [Gajowy postuluje to od wielu lat – admin]. Powód „dyplomatyczny” można znaleźć łatwo – nagminne łamanie praw człowieka i czystki etniczne Izraela w Palestynie. Może wtedy się całkiem obrażą i „na złość” zabiorą do „bazy” Gazetę Wyborczą i Muzeum Polin? Oczywiście nadal zostaną tu „ambasadorowie honorowi” i „przyjaciele Polski” w osobach np. Szewacha Weissa czy Jonnego Danielsa.
Politycy PiS w końcu zorientowali się, że wieczna uległość i przepraszanie Żydów nie prowadzi do niczego dobrego, a wręcz przeciwnie- odbierane jest przez rywali jako oznaka słabości i zachęta do kolejnych roszczeń/upokorzeń. „Utwardzenie” retoryki posłów PiS wobec Izraela jest bardzo widoczne, więc ewidentnie jest na to przyzwolenie partyjne. Mam nadzieję, że w dłuższej perspektywie nie skończy się to jak zwykle, czyli podkuleniem ogona i odkręceniem wszystkiego do pozycji wyjściowej.
[Ta teoria jest optymistyczna – admin]
W ostatnich dniach pojawiła się nowa odsłona konfliktu i jest to kolejny cios strony polskiej, na który rywale nie bardzo mają jak odpowiedzieć (poza tysięcznym oskarżeniem o antysemityzm i holokaust). Wiceszef MSZ poinformował 31-go sierpnia, że na zakończeniu jest analiza prawna wycieczek izraelskiej młodzieży do Polski (dla niezorientowanych: żydowska młodzież tłumnie ‚zwiedza’ Kraków oraz obóz Auschwitz-Birkenau, ucząc się propagandy antypolskiej i proniemieckiej, przy tym demolując hotele i obrażając wszystkich okolicznych przechodniów, a całość ‚chroniona’ jest przez agentów Mossadu, wyposażonych w wyeksponowane publicznie UZI, którzy z wyższością i pogardą traktują polskie służby mundurowe).
Analiza ma zostać ukończona jeszcze we wrześniu, a potem mają być podejmowane dalsze działania w tym zakresie (dotyczące zarówno organizacji tych ‚wycieczek’ i legalności swobody działania służb specjalnych obcego państwa na terenie Polski, jak i treści, które są na tych wycieczkach przekazywane, czyli zwalanie na Polskę winy rozpętania II Wojny Światowej i przedstawienie Niemców jako „antyfaszystów”, którzy obronili Europę przed nazistami z kosmosu i ich polskimi pomagierami). Może powinniśmy też pomyśleć o własnych wycieczkach? Nasza młodzież ma prawo (a wręcz obowiązek) wiedzieć, że Izrael dał schronienie setkom zbrodniarzy stalinowskiej żydokomuny, katom polskich patriotów, którzy po przeprowadzce do Izraela wiedli spokojne i dostatnie życie (nierzadko polskie państwo płaciło im jeszcze emerytury).
Ja jestem pełen podziwu dla ostatnich wydarzeń i proszę o więcej, np. zaprzestanie finansowania muzeum Polin z polskiego budżetu, wszak jest to placówka eksterytorialna, prowadząca wrogą działalność, więc niech będzie utrzymywana przez Izrael, a jeżeli nie będą chcieli jej utrzymać- wtedy zlikwidować. Co ryzykujemy, setny tweet ministra Lapida, oskarżający Polaków o antysemityzm? Niech w końcu nastanie normalność, bo 30-letnie stosunki Polski z Izraelem na pewno normalne nie były i w wyniku ich rozwoju doszło do absurdalnych sytuacji – najbardziej pasuje do nich spopularyzowane przez Radka Sikorskiego słowo „murzyńskość”. Trzeba przywrócić zdrowy rozsądek, a na wyznawców Talmudu najlepiej zadziała daleko idące ograniczenie relacji dyplomatycznych oraz „zasada wzajemności” (symetryzm), zamiast dotychczasowej „murzyńskości”.
Afganistan
Cały ten spis miał być pierwotnie przede wszystkim o „uchodźcach” z Afganistanu, ale jakoś tak wyszło, że rozpisałem się na tematy ‚okołoamerykańskie’, które miały być tylko preludium, więc napiszę jeszcze krótko o samym Afganistanie, a o „uchodźcach” (którzy zresztą ani nie są uchodźcami, ani nie są nawet z Afganistanu) będzie tekst osobny, który ukaże się tutaj za kilka dni.
Wprawdzie od dłuższego czasu (jeszcze za czasów Trumpa) chodziły słuchy, że armia USA będzie wychodzić z Afganistanu, ale styl i tempo w jakim to zrobiono było zadziwiające nawet dla najznakomitszych ekspertów geopolitycznych. Na początku lipca żołnierze US Army nagle opuścili ogromną bazę wojskową Bagram pod Kabulem, a także mniejsze bazy. Szeregowi marines o ewakuacji dowiedzieli się na kilka godzin przed faktem. Możliwości transportowe, ograniczone do tych kilku godzin dotyczyły wyłącznie żołnierzy, ich rzeczy osobistych i najbardziej strategicznych materiałów, a cały sprzęt militarny (tysiące ton) zwyczajnie zostawiono na pastwę losu. Rakiety i samoloty specjalnie uszkodzono, aby Talibowie ich nie wykorzystali. Na uszkodzenie „drobnicy” (tysiące karabinów, dział, amunicji czy pojazdów naziemnych) nie było już czasu i porzucono to w sprawnym stanie, oczywiście obecnie tą bronią posługują się dziś Talibowie.
Nie potrafię pojąć, dlaczego ewakuacji nie rozciągnięto w czasie? Amerykanie powinni ogłosić publicznie, że np. wychodzą z Afganistanu w październiku lub listopadzie. W takim przypadku uniknięto by chaosu przy ewakuacji. Cywile zdążyliby spokojnie wyjechać. Byłby czas na przekazanie amerykańskiego sprzętu wojskowego dla armii Afganistanu. Ponadto ewakuacja jesienią zahamowałaby ofensywę Talibów, którzy ukrywali się w górach i w powodu niskich temperatur nie byliby skłonni do zbytniego harcowania w okresie jesienno-zimowym.
Zrobiono zupełnie inaczej- Amerykanie nagle wyszli z Afganistanu „po angielsku” i chyba liczyli na to, że nikt się nie zorientuje. Efekty były łatwe do przewidzenia: błyskawiczne zdobycie kraju przez Talibów przy pomocy amerykańskiego sprzętu, rozpaczliwa ewakuacja cywilów i ambasad, krwawy chaos na lotnisku oraz wrzucenie kraju w chińską strefę wpływów (praktycznie wszystkie ambasady musiały w popłochu uciekać z Kabulu, ale akurat chińska i rosyjska zostały i mają się dobrze).
Nowa polityka amerykańska to niejako powrót do izolacjonizmu i jest to w miarę logiczne w obliczu oficjalnej już utraty miana największego światowego mocarstwa – po prostu nie stać ich, żeby utrzymywać garnizony na całym świecie, mają oni większe problemy (rozpanoszenie się marksizmu i nadchodząca wojna domowa na tle rasowym oraz ideologicznym).
Zastrzeżenia budzi jednak sposób, w jakim Amerykanie wycofują się z poszczególnych miejsc. Nawet Robert Mateja skakał w lepszym stylu, niż ewakuują się Amerykanie. Prócz Afganistanu zawinęli się oni z całej Azji Środkowej oraz z większości swych placówek w Afryce. Z litości nie wspomnę, jak Amerykanie wcześniej potraktowali syryjskich Kurdów czy Ukraińców, którzy dali się rozbroić z atomu w zamian za m.in. amerykańskie gwarancje obrony w przypadku próby zagarnięcia granic terytorialnych (Krym). USA zostawią sobie tylko najbardziej strategiczne placówki, czyli Japonię, Niemcy i oczywiście Izrael. Cała reszta idzie do likwidacji. Nie stać ich, więc to normalne, ale mogliby przynajmniej z jakąś gracją opuszczać te miejsca.
Aż mi się przypomniała historia z mojej młodości, gdy jeszcze lubowałem się w alkoholu i imprezach. Byłem ze znajomymi w Ustroniu i pewnego dnia tak się schlaliśmy, że z niewiadomych przyczyn się rozdzieliliśmy i z knajpy każdy wracał sam. Wszyscy jakoś wrócili do pensjonatu, ale kolega o przezwisku ‚Wąsacz’ pomylił domy. Zamiast do pensjonatu- chciał wejść komuś na posesję przez płot (myślał, że to nasz pensjonat, który był zamykany na noc). Niefortunnie tak się potknął, że zawisł za nogę na tym płocie głową w dół (noga weszła między szczebelki, a kostka umocowała się na poziomej belce na wysokości około 2 metrów). Ja byłem w pensjonacie i usłyszałem z sąsiedztwa jakieś krzyki i skowyt (reszta opijusów już spała). Wyszedłem zobaczyć co się dzieje i ujrzałem komiczny widok- Wąsacz wiszący za nogę na płocie, nie mogący się wydostać. Na domiar złego- krzyki Wąsacza obudziły wszystkich w promieniu kilkuset metrów, a właściciele feralnej posesji byli jacyś dziwni i uważali, że to próba włamania. Sytuacja niecodzienna i dosyć duży przypał, ale na pewno nie było to włamanie, wszak Wąsacz to alkoholik, ale jednak oaza uczciwości. Chciałem biedakowi pomóc i zdjąć go z tego płotu, ale zostałem powstrzymany przez właścicieli i gromadzących się okolicznych gapiów. Krzyczeli „zostaw, niech tak wisi, aż do przyjazdu policji”. Zostałem przy okazji okrzyknięty mianem „wspólnika”.
Przyjechała policja, spisała wszystkich i przesłuchała, właściciele oczywiście domagali się aresztu i w ogóle nie brali pod uwagę, że to nie było żadne włamanie (zresztą Wąsacz wisiał z zewnętrznej strony posesji, więc nawet nie był na jej terenie). Zaczęli też wymyślać jakieś kłamstwa, że widzieli, jak coś kradniemy (u większych idiotów nie można już było zawisnąć na płocie – ci byli najwięksi). Ja jakoś załagodziłem sytuację i ostatecznie wziąłem Wąsacza pod pachę, do spania. Przebudziłem się rano i zauważyłem, że w pokoju nie ma Wąsacza, ani jego rzeczy. Przeczuwał co się święci i zawinął się na pierwszy poranny autobus do domu (mimo, że miał opłacone jeszcze 2 noclegi) i tyle go tam widzieli.
Sprawa oczywiście się tak nie zakończyła – właściciele feralnej posesji już o 7 rano byli ze skargą u właścicielki pensjonatu, dzwonili nawet do proboszcza, naciskali też na policję. Ostrzegli pół miasteczka, że grasują tu „włamywacze z Katowic”. Do końca pobytu czułem się tam bardzo nieswojo, wszyscy się krzywo na mnie patrzyli, mimo że ja osobiście nic złego nie zrobiłem. Winowajca sytuacji był już dawno w domu.
Przypomniało mi się to, bo takim Wąsaczem są obecnie Stany Zjednoczone. Narobili w Afganistanie bałaganu i żenady, zadarli z niewłaściwymi ludźmi, a na koniec zawinęli się nagle do domu, nie informując o tym nikogo. Amerykanie po tym, jak traktują (niegdysiejszych) sojuszników bardzo szybko tracą wiarygodność i prestiż [ale nie u polactwa – admin]. 20-letnia misja Amerykańska w Afganistanie skończyła się totalną klęską pod każdym względem. Wydano setki, a może nawet tysiące miliardów dolarów, zginęły tysiące ludzi, a efekt jest żaden. W ciągu kilku dni po wyjeździe Amerykanów- Afganistan stał się taki sam, jak przed 2002 rokiem.
Talibowie po zdobyciu kraju (oporu praktycznie nie było) rozpoczęli ocieplanie swojego wizerunku przy pomocy (o zgrozo, amerykańskich) mediów społecznościowych. Robią to bardzo profesjonalnie i można powiedzieć, że „umieją w internety”, więc prawdopodobnie pomagają im mistrzowie w tym fachu – Rosjanie. Przykładowo Talibowie ogłosili, że będą z całą stanowczością zwalczali plantacje, na których produkuje się opium (Afganistan to bezapelacyjny światowy lider w tej branży). Problem w tym, że Talibowie mówią jedno, a zrobią coś dokładnie odwrotnego (czyli klasyk socjotechniczny, znany dobrze również z polskojęzycznych mediów). Produkcja opium z pewnością zwiększy się diametralnie – wszak po pierwsze jest to bardzo dochodowy biznes, a po drugie – narkotyki te eksportowane są głównie do USA i Europy, gdzie robią z mózgu galaretę tamtejszym obywatelom i powodują, że uzależnieni są obciążeniem dla tamtejszych gospodarek. To jest na rękę zarówno Talibom (zemsta), jak i Chińczykom (osłabienie rywala).
Do „aktywnej walki” o prawa kobiet w Afganistanie przyłączyła się Angelina Jolie, która założyła specjalny profil na instagramie, gdzie motywuje, coachuje, apeluje i dodaje otuchy pokrzywdzonym Afgankom. Podobnie robią wszystkie inne lewackie celebrytki i influencerki. Znamienne jest to, że Talibowie w najlepsze brylują w (amerykańskich) social-mediach, ocieplając swój wizerunek i prowadząc wojnę hybrydową, ale były prezydent Donald Trump nadal ma zablokowane konta na Twitterze i Pejsbuku. Sam Trump ostatnio podał te social-media do sądu, a Bidena wezwał do dymisji, obwiniając go o przewrót w Afganistanie. Poparcie dla Bidena w USA spadło diametralnie.
Sprawa ucieczki amerykańskiej Armii z Afganistanu była pretekstem do tego, co dzieje się obecnie na granicy polsko-białoruskiej, czyli próby implementacji do Polski brodatych „uchodźców” przez Putina i Łukaszenkę [ku&wa, co za brednie! – admin], ale o tym będzie wkrótce osobny wpis, gdyż temat jest bardzo szeroki, a niniejszy tekst i tak jest już bardzo długi.
RacimiR, 4.09.2021
PS: Niedawno minęła 8 rocznica założenia tego bloga, ale ten czas leci… Mało ostatnio tutaj pisałem, gdyż próbowałem cieszyć się wakacjami w obliczu mojej choroby. Miałem zajawkę na jeżdżenie po różnych kąpieliskach na Górnym i Dolnym Śląsku i opisywanie ich na swojej drugiej stronie – efekty są TUTAJ i TUTAJ.. Sezon kąpielowy już zakończony, więc będę teraz mógł skupić się na tym blogu. Wiem, obiecywałem już miliard razy, że będę pisał więcej, ale teraz może się to uda Czekam też na ważne badania tomografii, które dużo wyjaśnią w kwestii mojej przyszłości.
PS2: Dzięki dla Barbary i Kamila za wsparcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz