czwartek, 2 września 2021

Niemcy do końca pozostali wierni Hitlerowi, dokonując najpotworniejszych zbrodni



Pomimo, że od zakończenia II wojny światowej mijają kolejne lata, coraz częściej dochodzi do mieszania pojęć poprzez przerzucanie na ofiary (Polaków) odpowiedzialności za zbrodnie, jakich dopuścili się Niemcy. Istotne staje się więc ciągłe przypominanie wspomnień ofiar niemieckich obozów koncentracyjnych.

Gdy wiosną 1945 roku II wojna światowa zbliżała się do końca, w Europie zbrodnicza działalność Niemców wobec swoich więźniów nie ustawała. Świadectwem tego zjawiska stały się osławione liczne marsze śmierci ewakuowanych więźniów z niemieckich obozów koncentracyjnych.

Jednym z nich był założony w 1937 roku w Ettersberg w pobliżu Weimaru (Turyngia w Niemcech) obóz koncentracyjny w Buchenwald. Polski więzień tego obozu -Zygmunt Zonik (nr obozowy 446) pochodzący z Ożarowa Mazowieckiego[1] zapisał, odnosząc się do zachowania Niemców w ostatnich dniach II wojny światowej:

(…) Nikt się też nie łudził, że oddziały wojskowych emerytów, tak zwany Volkssturm, okażą się zbawcą hitlerowskich Niemiec (…) organizacja ta bardziej była zajęta tropieniem zbiegłych z transportu, wygłodzonych więźniów, a nawet mordowaniem całych kolumn, walcząc na tym polu o palmę pierwszeństwa z Hitlerjugend. (…) Poczynając od 3 kwietnia 1945 roku esesmani mogli, gdyby zechcieli, zaprzestać mordowania. To samo odnosi się do volkssturmu, Hitlerjugend i części ludności cywilnej.

(…) W pierwszych dniach kwietnia cała hierarchia SS faktycznie urzędowała jeszcze tak, jakby się nic w jej położeniu nie zmieniło. Nasi buchenwaldzcy władcy również do ostatka obnosili się z butnymi minami, nie dając poznać po sobie ogarniającego ich strachu. A przecież zmieniło się właściwie wszystko i nawet ideologia, na której opierał się panujący ład i obyczaje, runęła, pokazując swoją nicość – a to dało esesmanom prawo do odrzucenia dotychczasowych kanonów postępowania, metod szykanowania i zakłamanej tezy oficjalnej, że więźniowie kacetów to pospolici przestępcy.

Administracja kacetu i Totenkopfverband miały więc możliwość skończyć z mordem i uznać, że rozkazy wymordowania sześćdziesięciu dwóch tysięcy więźniów Buchenwaldu i dwukrotnie większej liczby w podobozach i komenderówkach były totalnym absurdem. Gdyby więc zwyciężyła odrobina zdrowego rozsądku, może by buchenwaldzkie drogi śmierci nie przeszły do tragicznych kart historii drugiej wojny światowej[2].

Jak wspominała Eligia Piotrowska, więźniarka niemieckiego obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, swoją brutalnością Niemki wyprzedzały swoich rodaków:

(…) Młode, wyszkolone w Hitlerjugend dziewczyny, zdrowe i wypasione, specjalnie zdawały się mieć upodobanie w dokuczaniu starszym kobietom. Nosiły w ręku żelazne pręty i kiedy szłyśmy w kopalni tunelem, poganiały nas bijąc po nogach. Ileż razy niejedna ze starszych kobiet, powłócząc nogami w zbyt dużych drewniakach, padała poganiana przez esesmankę, a ta jeszcze krzyczała: Los! Los! Du blöde Ziege! Skąd się brało tyle okrucieństwa w tych młodych dziewczętach? (…) Któregoś dnia, gdy wracałyśmy z fabryki, zatrzymano nas przed blokiem nie puszczając do sypialni. Okazało się, że w ubikacji znaleziono wrzuconą do dołu sukienkę z czerwonym winklem i literą „P” czyli sukienkę Polki. Za karę miałyśmy całą noc stać na dworze bez kolacji. Na dodatek odliczono z szeregu co dziesiątą – miały dostać po 25 batów (…) Przy stołku, na którym ofiary miały być katowane, stały dwie esesmanki z zawiniętymi rękawami i batami w ręku. Rozpoczęła się egzekucja. Kobiety znosiły ją dzielnie, a esesmanki męcząc się, zmieniały się kolejno. Zaciskałyśmy z bólu ręce, cierpiąc razem z katowanymi. Potem pozostawiono nas na dworze aż do rana i głodne poszłyśmy do fabryki[3].

Powyższe przykłady są licznymi z zachowanych, świadczących, że Niemcy do ostatniego dnia swojej kapitulacji wykazywali bezwzględną brutalność wobec Polaków, starając się w każdym możliwym aspekcie doprowadzić do fizycznej likwidacji swoich odwiecznych wrogów.

Krzysztof Żabierek

[1]straty osobowe – Szukaj osoby
[2]Za pięć dwunasta, pod red. A.Kozłowski, Warszawa 1966, s. 56-58.
[3]Za pięć dwunasta, pod red. A. Kozłowski, Warszawa 1966, s. 236-237.

https://www.magnapolonia.org

Co za bzdury! Przecież Niemcy – razem z p. Hitlerem – byli sami ofiarami nazizmu!
Admin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbrodnicze małżeństwo Graffów

W piśmie z 19 listopada 1953 roku prokurator Alicja Graff wymieniała zarzuty wobec płk. Wacława Kostka-Biernackiego:  „Od 1931 r. do 31 sier...