Co prawda w pierwszej wersji ten slogan głosił że nie “Polen”, tylko Deutschland siegt an allen Fronten (Niemcy wygrywają na wszystkich frontach)– co się wykłada, że Niemcy zwyciężają na wszystkich frontach. Warszawski “Mały Sabotaż” skorygował ten napis w ten sposób, że słowo “siegt” zostało podmienione na “liegt”, co oznaczało, że Niemcy leżą na wszystkich frontach.
W 1940 roku wprawdzie nic na to nie wskazywało, ale napis okazał się proroczy, bo już 5 lat później wszystko się sprawdziło. Obecnie Niemcy, którzy są narodem bardzo zdyscyplinowanym i na przykład teraz, kiedy jest rozkaz, by nosić Żydów na rękach, to nie dadzą się nikomu w gorliwości wyprzedzić, ale gdyby pewnego dnia padł inny rozkaz, to myślę, że wtedy też nikt by ich w gorliwości nie wyprzedził.
Na razie oczywiście żaden taki rozkaz nie pada, przeciwnie – wygląda na to, że rozkaz noszenia na rękach został rozszerzony na Murzynów i nawet pogłębiony, bo zwyczajne noszenie na rękach nie wystarcza, tylko trzeba przez Murzynami klęknąć. Okazało się, że takim zdyscyplinowanym narodem są nie tylko Niemcy, ale również Angielczykowie, co niedawno pokazali, klękając na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Ciekaw jestem dokąd ta eskalacja doprowadzi; bardzo możliwe, że do padania przez Murzynami na twarz i leżeniu plackiem dotąd, dopóki jakiś Murzyn nie pozwoli powstać. Polska drużyna nie chciała przed Murzynami uklęknąć, co ściągnęło na nią oskarżenia o “rasizm” i jeszcze jakieś inne myślozbrodnie, co teraz będzie rozpoznawał Wszechświatowy Związek Futbolistów i jeśli zarzuty się potwierdzą, to nałoży na nasz nieszczęśliwy kraj srogie kary.
Okazuje się, że związki futbolistów, podobnie jak związki innych pracowników przemysłu rozrywkowego, niepostrzeżenie stały się organami władzy i to nie tylko dla swoich członków, ale również dla osób postronnych i próbują realizować misję doprowadzania ich do moralnego pionu w ramach obywatelskiego wychowania.
Podobnie było i za pierwszej komuny, kiedy to przedstawicielami władzy były ekspedientki w sklepach i kelnerzy. Natrząsał się z tego nawet Jerzy Urban, opisując incydent z panią Tuwimową i jakąś inną dystyngowaną starszą panią, które kelner w restauracji obsztorcował za zbyt głośną rozmowę. Urban usprawiedliwiał starsze panie, że ukształtowały się jeszcze w koszmarnych czasach sanacji, kiedy kelnerzy byli raczej serwirantami, a nie przedstawicielami władzy. Ten awans nastąpił dopiero w PRL, co pokazuje, że w przodującym ustroju ludzie rosną wraz z krajem.
Ponieważ nasz kraj brnie od sukcesu do sukcesu, to tylko patrzeć, jak od przedstawicieli władzy znowu się zaroi i przedstawiciel władzy będzie przypadał na jednego mieszkańca, jak to było z szeryfami w westernowym miasteczku (“w tym mieście gdzieś na prerii krańcach…”) z piosenki Wociech Młynarskiego. W tej sytuacji bez klękania długo wytrzymać się nie da i to nawet w sytuacji, gdy taki przedstawiciel nie będzie Murzynem.
Ale nie tylko futbolowa reprezentacja naszego nieszczęśliwego kraju została postawiona w stan oskarżenia. Komisja Europejska zażądał od Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, by z powodu odmowy rozpędzenia Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego nałożył na Polskę kary finansowe w wysokości jednego miliona euro dziennie.
Tout proporations gardees, przypomina mi to postanowienie niezawisłego Sądu Rejonowego w Poznaniu, który – na żądanie pełnomocnika Hermenegildy Kociubińskiej, drogiego pana mecenasa Jarosława Głuchowskiego, przysolił mi tysiąc złotych za każdy dzień zwłoki w jej przeproszeniu. Ugiąłem się pod tym szantażem, a tymczasem inny niezawisły poznański sąd nakazał uwzględnić mój sprzeciw od wyroku zaocznego, wskutek czego sprawa wraca do punktu wyjścia. Kto mi w razie wygranej odda 190 tysięcy złotych, które ściągnął ze mnie komornik i czy Hermenegilda tamte przeprosiny jakoś odszczeka?
Nie dlatego się nad tym zastanawiam, by mi na tych przeprosinach zależało, tylko gwoli wzbogacenia rewolucyjnej teorii. Czy nasz nieszczęśliwy kraj też ugnie się przed tym niemieckim szantażem? Na razie nasi Umiłowani Przywódcy wygłaszają buńczuczne deklaracje, ale jeśli klamka zapadnie, to czy nie zrobią, co tam będzie trzeba? Pewnie zrobią, tym bardziej, że człowieki honoru z nieprzejednanej opozycji, co to dla pieniędzy gotowe są na wszystko, już lamentują na konto “polexitu”.
Poza tym – z powodu upierania się przy poglądzie, że konstytucja naszego bantustanu ma pierwszeństwo przed prawem unijnym, grozi Polsce nawet wstrzymanie pieniędzy na tzw. fundusz odbudowy, a w takiej sytuacji z całego “Polskiego Ładu”, który stręczy Polakom Naczelnik Państwa i jego pierwszy minister, nie zostanie nawet mokra plama. Z tego powodu żadnego “polexitu” nie będzie, bo od 2004 roku nasz nieszczęśliwy kraj, a zwłaszcza – Umiłowani Przywódcy – uzależnili i państwo i siebie od unijnych pieniędzy tak, jak narkoman uzależnia się od narkotyku. Tedy na tym odcinku frontu Polska nie tyle “siegt” co “liegt” tym bardziej, że surowe kary grożą też za naruszanie dobrostanu sodomitów i gomorytów.
Na odcinku frontu walki z Naszym Najważniejszym Sojusznikiem na razie panuje pozorny spokój, ale to tylko cisza przed burzą. Wprawdzie pan prezydent pewnie zawetuje “lex TVN” i w ten sposób będzie próbował udobruchać Sojusznika, który nie może przecież dopuścić, by ktoś sprzeciwiał się Żydom – ale nie możemy zapominać, że nowelizacja kodeksu postępowania administracyjnego została już uchwalona i podpisana, chociaż minister spraw zagranicznych bezcennego Izraela Yair Lapid z tego powodu oskarżył nasz nieszczęśliwy kraj o kolaborację przy holokauście. Może szkoda, że to nieprawda, ale nie o to chodzi, tylko o to, że tylko patrzeć, jak ta sprawa powróci, niezależnie od roszczeń odnoszących się do “własności bezdziedzicznej”, o której mówi amerykańska ustawa nr 447. Kto wie, czy i na tym odcinku frontu nie szykuje się katastrofa?
Trochę lepiej wygląda sytuacja na odcinku Pierwszego Frontu Białoruskiego. Wprawdzie rozjuszony prezydent Łukaszenka nadal sprowadza do siebie egzotycznych filutów, a potem wypycha ich nad polską granicę – ale nasza niezwyciężona armia mężnie stawia im czoła i nawet odważyła się zatrzymać pana Bartosza Kramka z ferajną. Ale już następnego dnia niezawisły sąd w podskokach kazał ich wypuścić, więc pewnie wszystko zakończy się wesołym oberkiem. Tym bardziej, że PiS-owi ta awantura jest na rękę, bo za bohaterską obronę polskich granic rosną mu notowania w sondażach, więc tylko patrzeć, jak pan Kramek w porywie serca gorejącego znowu wyruszy z panienkami nad granicę, by tam ciągnąć druty. Na wszelki wypadek, dla podtrzymania napięcia, pan premier Morawiecki wystąpił do pana prezydenta o wprowadzenie stanu wyjątkowego na tym odcinku frontu, najpierw na 30 dni, ale – jak prezydent Łukaszenka zatwardzi się w swojej mściwości, to nawet do dni 90, czyli aż do Bożego Narodzenia, a wtedy kto wie – może przewielebny ksiądz Lemański odprawi tam muzułmańską pasterkę?
Tymczasem złowrogi Antoni Macierewicz wreszcie przedstawił 300-stronicowy raport, z którego niezbicie wynika, że w Smoleńsku doszło do zamachu uknutego przez ruską bezpiekę. Wyobrażam sobie, jak nasi bezpieczniacy odetchnęli z ulgą, ale nie o to chodzi, bo skoro tak, to czy Naczelnik Państwa nie powinien rzucić rękawicy złemu Putinowi? On chyba sam nie jest pewien, czy powinien otwierać nowy odcinek frontu tym bardziej, że przecież ogłosił już zwycięstwo – co prawda tylko w “dążeniu do prawdy” – ale zawsze. Tym bardziej nie jest pewien, czy nie zostanie za to boleśnie skarcony przez Naszego Najważniejszego Sojusznika, który właśnie ze złym Putinem się namawia. Skoro obydwaj robią sobie na rękę, to otwieranie przez Polskę nowego odcinka frontu jest im potrzebne, jak psu piąta noga. Skoro my to wiemy, to i Naczelnik tym bardziej to wie, zwłaszcza że już przed trzema laty musiał się zorientować, że złowrogi Antoni Macierewicz wciąga go w trudną sytuację. Stąd to zwycięstwo – jak na razie jedyne. Ale dopóki wojna trwa, nie tracimy wiary w zwycięstwo ostateczne.
Stanisław Michalkiewicz
https://www.magnapolonia.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz