czwartek, 9 września 2021

W oparach obłudy



Od ilu czynników zależy demokracja? To bardzo trudne pytanie, podobne do tego, od ilu czynników zależy istnienie życia na Ziemi. Wydawałoby się, że istnienie życia na Ziemi to oczywista oczywistość – ale tak naprawdę jest ono możliwe dzięki delikatnej równowadze potężnych sił.

Na przykład życie na Ziemi byłby niemożliwe bez Księżyca. Dzięki jego oddziaływaniu grawitacyjnemu, żelazne jądro Ziemi obraca się z inną prędkością, niż płaszcz, co wywołuje efekt prądnicy, który z kolei sprawia, że wokół Ziemi istnieje niewidzialna osłona magnetyczna. Bez niej życie nie byłoby możliwe, a gdyby nawet jakimś cudem powstało, to zostałoby zniszczone wskutek „wiatru słonecznego”, emitowanego przez Słońce, będące gigantyczną bombą wodorową.

Osłona magnetyczna wokół Ziemi hamuje to promieniowanie, dzięki czemu do powierzchni dociera tylko nieznaczna jego część. Ale i „wiatr słoneczny” z punktu widzenia podtrzymywania życia na Ziemi też ma swoje plusy dodatnie, bo docierając aż do granic Układu Słonecznego, działa hamująco na jeszcze twardsze promieniowanie, płynące do nas z głębin Kosmosu.

Warto o tym wszystkim pamiętać, zwłaszcza teraz, gdy zaostrza się walka klasowa już nie o zwycięstwo socjalizmu w jednym kraju, tylko o całą „planetę”, zagrożoną w swoim dobrostanie wskutek perfidnie zmieniającego się klimatu, który akurat teraz postanowił się ocieplić, aby pannie Grecie Thunberg odebrać dzieciństwo, a rzeszom „młodych, wykształconych, z wielkich miast” odebrać w ogóle przyszłość.

Bo klimat ma to do siebie, że raz się ociepla, a raz oziębia. Na przykład w epoce kredy, to znaczy – w poprzednim roku galaktycznym (rok galaktyczny, czyli pełny obrót Układu Słonecznego dookoła centrum galaktyki Drogi Mlecznej trwa ok. 250 mln lat), musiało być bardzo ciepło, bo poziom mórz wyższy był od obecnego o 200 metrów i nawet na biegunach nie było czap lodowych, ponieważ temperatura, wody nie spadała tam poniżej 4,5 stopnia Celsjusza. Mimo tego, globalnego wszak, ocieplenia, życie na Ziemi bujnie rozkwitało, zwłaszcza w postaci dinozaurów, których późniejszej zagłady nie mógł przeboleć Antoni Słonimski. Chodziło o to, że móżdżek dinozaura był idealną zakąską do wódki, o czym powiedział mu „pewien bardzo stary pijak”.

Potem z jakiegoś powodu się oziębiło; znaczna część wody została uwięziona w lodowcach (lodowiec na Antarktydzie ma 5 km grubości) i wiecznych śniegach, dzięki czemu poziom mórz się obniżył mniej więcej do obecnego – a życie nadal kwitnie jak gdyby nigdy nic z tym, że dominujące miejsce po gadach-dinozaurach zajęły ssaki.

Teraz z kolei przed „planetą” pojawiło się ponownie widmo globalnego ocieplenia, chociaż chyba nie przed całą, bo na przykład Europie grozi oziębienie. Ma ono nadejść za sprawą Prądu Zatokowego, czyli Golfsztromu, który z jakichś tajemniczych powodów ma zmienić kierunek. Gdyby tak było, to w Europie byłoby znacznie zimniej, niż obecnie, mniej więcej tak, jak na kanadyjskim półwyspie Labrador. Nawet w lipcu temperatura nie przekracza tam 5 stopni Celsjusza, chyba na jego południowych krańcach, gdzie w porywach sięga nawet 17 stopni. Tymczasem takie Wyspy Brytyjskie leżą mniej więcej na tej samej szerokości geograficznej, co Labrador, ale jest tam zdecydowanie cieplej i nawet rosną palmy. Ale bo też półwysep Labrador omywa zimny Prąd Labradorski, podczas gdy Wyspy Brytyjskie – ciepły Prąd Zatokowy, który właśnie szykuje się do zmiany kierunku.

Ciekawe, czy pan red. Michnik, który na czele Judenratu „Gazety Wyborczej” jest w awangardzie walki o „planetę”, podobnie jak antenaci Judenratu byli w awangardzie walki o zwycięstwo socjalizmu, byłby w stanie własną piersią, nawet przy pomocy panny Grety, powstrzymać Golfsztrom przed zmianą kierunku?

Nawiasem mówiąc pewne światło na przyczyny zaangażowania Judenratu w walkę z globalnym ociepleniem rzuca okoliczność, że w Polsce dominującą pozycję w dziedzinie elektrowni wiatrowych i baterii słonecznych ma izraelska firma Mashav Energia. No to dlaczego Judenrat nie może zapewnić temu biznesowi osłony medialnej?

Ale mniejsza już o te klimakteryczne uwarunkowania, bo przecież chodzi o demokrację! Właśnie amerykański Departament Stanu, podobnie jak stare kiejkuty, podobnie jak funkcjonariusze Propaganda Abteilung zatrudnieni w TVN, podobnie jak związani finansowo z tą stacją pracownicy przemysłu rozrywkowego zgodnie orzekli, a nawet biją na alarm, że bez TVN w Polsce nie będzie demokracji.

Chodzi oczywiście o „lex TVN” na podstawie której Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji mogłaby nie przedłużyć tej stacji koncesji na nadawanie pod pretekstem, że jej właściciel, czyli żydowska firma Discovery Communications, ma siedzibę poza Europejskim Obszarem Gospodarczym. Obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, skupiony wokół Naczelnika Państwa, tłumaczy swoim wyznawcom, że chodzi o „repolonizację” mediów. Ale to chyba nieprawda, bo jeśli np. pan Dawid Zaslaw wpadłby na pomysł sprzedania TVN niemieckiemu koncernowi medialnemu Axel Springer, to przecież o żadnej repolonizacji nie mogłoby być mowy. Co innego, gdyby TVN kupił pan Obajtek – ale Naczelnik Państwa, w poszukiwaniu posłów, którzy poparliby „Lex TVN”, właśnie obiecał był panu Kukizowi, że spółki Skarbu Państwa nie będą stacji telewizyjnych kupowały.

Jak widzimy, nie możemy wierzyć zapewnieniom Naczelnika Państwa, że chodzi o „repolonizację”. Czy jednak, zwłaszcza po wydarzeniach w Afganistanie, można wierzyć amerykańskiemu Departamentowi Stanu? Kto mu wierzy, ten sam sobie szkodzi tym bardziej, że amerykańska administracja nie tylko musi odwdzięczyć się tamtejszemu lobby żydowskiemu za wystruganie jej z banana, ale również – za wyciszenie zarzutów o sfałszowanie wyborów i to na ogromną skalę.

Podobnie nie można wierzyć starym kiejkutom i to co najmniej z trzech powodów. Po pierwsze, z zasady w ogóle nie powinno się wierzyć bezpieczniakom. Po drugie – że podejrzewam, iż stacja TVN została utworzona m.in. przez stare kiejkuty przy udziale pieniędzy ukradzionych z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, więc nic dziwnego, że teraz jej bronią, jak niepodległości. Po trzecie wreszcie – że stare kiejkuty muszą odwdzięczyć się Amerykanom za to, że w czerwcu 2015 roku, za poręczeniem ważnych ubeków z Izraela, wpisali ich na listę „naszych sukinsynów”, podobnie jak afgańskiego prezydenta Ashrafa Ghaniego, który akurat uciekł z Kabulu za granicę, wywożąc w czterech samochodach 169 milionów dolarów.

Toteż mobilizują wszystkie swoje najgłębsze rezerwy w postaci „polskich babć”, co to samego – Stalina oczywiście nie, o tym nie ma mowy – ale samego Różańskiego to już mogły znać, w postaci Obrońców Demokracji, w postaci Obywateli SB a nawet – aktywistek Strajku Kobiet, które w obronie TVN wyciągają swoją tajną broń, czyli macice.

O tamtejszych funkcjonariuszach Propaganda Abteilung szkoda w ogóle mówić, bo – jak zauważyli starożytni Rzymianie – „nemo iudex in causa sua”, podobnie jak w przypadku związanych z tą stacją pracowników przemysłu rozrywkowego, którzy za swoje chałtury są wynagradzani nie tylko finansowo, ale i prestiżowo, w postaci nadymania na „gwiazdy”.

No dobrze, ale jak z tą całą demokracją jest naprawdę? Czy rzeczywiście likwidacja TVN położyłaby jej kres? Nie ma takiej możliwości, przede wszystkim dlatego, że demokracja, to nic innego, jak rządy politycznych gangów, które obiecują obywatelom możliwość grabienia współrodaków w tak zwanym „majestacie prawa”, a z kolei oni odwdzięczają się im za to w walucie głosów wyborczych. Istnienie, czy nieistnienie TVN nie ma z tym nic wspólnego, bo demokracja istnieje przecież w krajach, gdzie TVN nie ma.

Okazuje się, że w demokracji korupcja polityczna nie stanowi jakiegoś patologicznego marginesu, tylko fundamentalną zasadę rządzenia. Ciekawe, że jakoś nie wpadli na to ci, którzy pragnęliby zostać naszymi przywódcami moralnymi. Inna sprawa, że od nich też nie możemy za wiele wymagać, zwłaszcza po II Soborze Watykańskim, kiedy to zapanowała moda na „dialogi”, w ramach których chodzi o to, by w zgodzie spokojnie wypić sobie i zakąsić. Jak tak dalej pójdzie, to tylko patrzeć, jak „dialog” zostanie nawiązany również z Szatanem, bo przecież nie może być tak, by w dobie powszechnej amikoszonerii, tylko on doznawał „wykluczenia” i „stygmatyzacji” jeszcze gorszej, niż sodomici i gomoryci.

Jeszcze ciekawsze wydaje się to, że przy okazji tej walki o demokrację, nikt nie pomyślał, by wykorzystać tę okazję do zlikwidowania systemu koncesyjnego. Gdyby nie było koncesji, to Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, nie mogłaby jej nie przedłużyć, choćby z tego powodu, że samej Rady mogłoby w ogóle nie być i nie miałoby znaczenia, czy właściciel ma siedzibę w Europejskim Obszarze Gospodarczym, czy w kraju OECD, czy w ogóle gdziekolwiek.

A przecież w moim projekcie konstytucji z 1992 roku art. 11 wprost zakazywał wprowadzania systemu koncesyjnego na nadawanie audycji radiowych i telewizyjnych. Można to było włączyć do konstytucji z 1997 roku, ale wśród „bandy czworga”, która ją przeforsowała, jakoś nie było chętnych.

Nietrudno się domyślić przyczyn tej powściągliwości. Dzisiaj ty przyznajesz koncesje, ale jutro będę je przyznawał ja – a któż dobrowolnie i bez przymusu pozbyłby się takiej złotej żyły? Dlatego w tej sprawie panuje milczące porozumienie ponad podziałami i nawet Wielce Czcigodny poseł Pupka, co to dla demokracji gotów byłby uciąć sobie… no, mniejsza z tym – chociaż snuje różne „koncepcje”, niczym Kukuniek, na ten pomysł jakoś nie wpadł, podobnie jak pobożny poseł Gowin, co to teraz pali wszystko, co jeszcze niedawno kochał i kocha wszystko, co jeszcze niedawno palił.

W tej sytuacji panu prezydentowi Dudzie nie wypada nic innego, jak zawetować feralną ustawę, bo sekretarz stanu USA puścił farbę, że wśród sankcji, jakie – jak to sojusznik – zamierza nałożyć na Polskę, będzie również zakaz wstępu do Białego Domu dla pana prezydenta Dudy, pana premiera Morawieckiego i Naczelnika Państwa.

Najwyraźniej obecna administracja Stanów Zjednoczonych uważa, że rozmowa prezydenta Józia Bidena z prezydentem sojuszniczego państwa w Białym Domu jest rodzajem nagrody za dobre sprawowanie. Ciekawe, że podobnie uważa Judenrat „Gazety Wyborczej” – że publikacja o jakiejś osobie na jej łamach, też jest rodzajem nagrody za dobre sprawowanie. Najwyraźniej żydowskie obyczaje coraz bardziej się rozpowszechniają – ale jakże ma być inaczej, kiedy Żydzi uważają, że sam Stwórca Wszechświata akurat w nich sobie upodobał?

Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Brytyjczycy, nic się nie stało!!!

  Brytyjczycy, nic się nie stało!!! A to gagatek ! Przecie kosher Izaak … https://geekweek.interia.pl/nauka/news-newton-jakiego-nie-znamy-zb...