Dwie owce leżały 30 metrów od siebie. Obok wywleczone przez drapieżniki wnętrzności. Trzecia uratowała się tylko dlatego, że w śmiertelnym przerażeniu przedostała się do zagrody dla drobiu. Wszystko to wydarzyło się zaledwie kilkadziesiąt metrów od domu i tuż obok budy Wolfiego, owczarka podhalańskiego.
Dora uspokoiła przerażoną owcę, a sama ruszyła szukać miejsca, którędy przedostały się wilki. Było to drugiego września o 6.30. Po chwili znalazła wykonany przez wilki podkop.
Pastwiska ogrodzone są prawie dwumetrowym zewnętrznym płotem oraz dwoma kolejnymi, dzielącymi pastwisko główne na kwatery. Dodatkowo, dołem, na wysokości dwudziestu centymetrów od ziemi znajduje się pastuch elektryczny. Pies, którego Dora dostała od fundacji WWF Polska miał gwarantować skuteczną ochronę przed wilkami. Mieszkał wyłącznie na zewnątrz i miał dostęp do pastwisk.
Dora Mross urodziła się w Przybyłowie, wówczas Duenhoeffen w 1936 roku. Przez wioskę płynął strumyk, który wpadał do Zalewu Wiślanego. Wyznaczał granice pomiędzy Prusami Zachodnimi i Wschodnimi. Rodzice Dory byli rolnikami. W 1945 roku jak wszyscy inni mieszkańcy Duenhoefen zostali przymusowo przesiedleni za granicę na Odrze. Jednak Dora wróciła tu po wielu latach. Najpierw, w 1974 roku, by odwiedzić rodzinny dom a potem już na stałe. Z mężem, także przesiedleńcem z Sehnsburga, dzisiaj Mrągowa i z owcami rasy skudd, niegdyś bardzo rozpowszechnionej w Prusach.
Jak to się stało? Po ludzku. Państwo Machnikowscy mieszkający w rodzinnym domu Dory od powojnia rozumieli jej tęsknotę za starą ojczyzną. Po latach zaproponowali by wykupiła gospodarstwo, które miało zostać zlicytowane z powodu długów.
Dora z mężem przemieszkali tu kilkanaście lat. Wyremontowali dom i budynki gospodarcze, szczepili stare jabłonie by nadal rodziły jabłka. Zaprzyjaźnili się z mieszkańcami Przybyłowa. Kurt mówił dobrze po polsku a Dora też zjednała sobie sympatię sąsiadów.
Wysokimi płotami pogrodzili pastwiska i wypuścili na nie owce przywiezione z Niemiec.
To ciekawa historia. Na jednym ze spotkań wschodniopruskich przesiedleńców poznali starszego pana, który skupował owce rasy skudd, rozproszone po całych Niemczech by odtworzyć rasę odpornych owiec hodowanych dawnej w Prusach.
Gdy zapadła już decyzja o wyprowadzce Dory i Kurta do Przybyłowa okazało się, że stado skudów szuka nowego domu. Starszy pan idzie na emeryturę, a uczelnia nie chce zajmować się zwierzętami. Tak i one trafiły do starej ojczyzny.
Kurt, mąż Dory zmarł w 2010 roku. Dora została sama. Ludzie ją lubią i szanują. Została honorowym obywatelem Tolkmicka. Dora choć ma już 85 lat porusza się samodzielnie, a umysł i pamięć ma wyjątkowo sprawne.
Dora zgłosiła szkodę do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Już kilka razy zdarzyło się, że wilki napadły na jej owce. Ostatnio w kwietniu tego roku. Jednak o ile wcześniej komisja określająca straty za każdym razem przyznawała jej odszkodowanie, w tym roku było inaczej. Choć pastwiska zabezpieczone są tak jak wcześniej, tym razem komisja orzekła, że owce znajdowały się „bez bezpośredniego nadzoru”. Atak, jak orzekła komisja nastąpił pomiędzy godziną 2 a 6 rano. Wschód słońca tego dnia miał miejsce o godzinie 6.08. Gdyby atak nastąpił o godzinie 6.08 odszkodowanie zostało by przyznane bo wtedy nastąpiłby w ciągu dnia. Przy czym owce znajdowały się na tzw. „nocnym pastwisku”. Specjalnie zabezpieczonym i znajdującym się w odległości zaledwie kilkunastu metrów od domu. Tym razem zginęły dwie owce.
W kwietniu wilki zagryzły lub poraniły 19 sztuk.
Kilka dni później pojawiła się komisja. Oszacowała straty. Wysłała rachunek do zapłacenia: ponad 450 zł. Weterynarzowi Dora zapłaciła 150 zł. Jedna owca warta jest kilkaset złotych więc strata 19 sztuk to kilka tysięcy złotych.
Z pisma RDOŚ Dora dowiedziała się, że nie otrzyma odszkodowania. Chyba, że wywalczy je sobie w sądzie. Wtedy jednak do dotychczas poniesionej straty musi dorzucić kilka tysięcy złotych, by opłacić prawnika.
Szkód dokonały z całą pewnością wilki będące w Polsce pod całkowitą ochroną państwa. Rolnik niestety nie jest przez państwo chroniony. I to on właśnie musi płacić za „utrzymanie” wilka. Tym bardziej, że do wilka nie tylko nie wolno strzelać. Nie wolno go też odstraszać.
4 września wilki znowu zaatakowały. Tym, razem zagryzły cztery owce. Dora załamała się. Anna Surowiec, sąsiadka, której konie tej samej nocy uciekły z pastwiska nie ma wątpliwości, że wilki próbowały zaatakować także jej zwierzęta. Koń jednak jest szybki i skoczny. Zwierzęta uciekły z zagrody i dopiero nazajutrz udało się je odszukać. Na szczęście wszystkie przeżyły.
Anna umieściła informacje o tym co się stało w Internecie. W odpowiedzi otrzymała wiele sygnałów o podobnych zdarzeniach w okolicy. Wygląda na to, że nikt już nie panuje nad problemem wilków w województwie warmińsko-mazurskim. Poszkodowanych są dziesiątki i tylko z rzadka udaje się im otrzymać odszkodowanie. Nie ma również reakcji Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Olsztynie, choćby w postaci współfinansowania budowy skutecznych ogrodzeń, zakładania fladr itp.
W Urzędzie Gminy w Tolkmicku poradzono Dorze by napisała do ministerstwa wniosek o wyrażenie zgody na odstraszanie wilków. Ile owiec zostanie zagryzionych zanim Dora otrzyma odpowiedź? Komisja z RDOŚ przyjedzie do Przybyłowa lada dzień, lecz Dora ma wątpliwości, czy otrzyma odszkodowanie.
Dlaczego nie przyznaje się odszkodowań rolnikom ponoszącym szkody na skutek ataków zwierząt będących pod całkowitą ochroną państwa? Czy ktoś panuje nad tym, ile wilków może „utrzymać” dany ekosystem? Czy to nie jest oczywiste, że wilk jako inteligentne zwierzę wybierze zawsze łatwiejszy łup „hodowlany” a nie zwierzę żyjące na wolności? Co chcą osiągnąć urzędnicy RDOŚ odmawiający odszkodowań? Dlaczego nie wolno odstraszać wilków na terenie własnej posesji i pastwiska?
Obawiam się, że do Przybyłowa szybciej niż odpowiedź ze strony Ministerstwa Ochrony Środowiska czy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska znowu przyjdzie wilk.
Izabella Brodacka Falzmann
https://naszeblogi.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz