środa, 29 grudnia 2021
Ponoć był chłopo-kobietą!
sobota, 25 grudnia 2021
Stanisław Michalkiewicz o Bożym Narodzeniu
Drodzy Czytelnicy i Uczestnicy Forum
W księgach sybillińskich, które otrzymał król Tarkwiniusz Stary i które były przechowywane w świątyni Jowisza na Kapitolu, dotychczasowe dzieje świata zostały podzielone na dziesięć okresów, poczynając od zburzenia Troi.
- 1300 lat po zburzeniu Troi, w dziesiątym okresie dziejów,
- 776 lat od pierwszej Olimpiady,
- 753 lata ab urbe condita, czyli od założenia Rzymu,
Za panowania Cesarza Oktawiana Augusta, na terenie późniejszej prowincji syryjskiej Cesarstwa Rzymskiego, urodził się chłopczyk, nazwany później Jezusem.
Rocznicę tego Wydarzenia świat chrześcijański obchodzi uroczyście jako Święto Bożego Narodzenia i od tych Narodzin liczy wieki i lata.
Bolszewicy próbowali wykreślić to święto nie tylko z kalendarza, ale również – z ludzkiej pamięci – przy pomocy kultu Dziadka Mroza. I kiedy wydawało się, że nikt więcej takich zuchwałych prób nie podejmie, w roku 2021 po Narodzeniu Jezusa, żydokomuna w osobie maltańskiej durnicy Heleny Dalli, piastującej stanowisko komisarza Unii Europejskiej, podjęła ponowną próbę skasowania tego święta, na początek proponując wygumkowanie jego przyczyny – żeby nikt już nie wiedział, z jakiej to okazji świętuje.
Na skutek protestów, durnica skierowała projekt „do dalszych badań”, co pokazuje, że taka próba zostanie w przyszłości ponowiona.
Dlatego trzeba powstrzymać antykulturowy pochód żydokomuny, zanim zdąży ona przerobić nas na „nawóz historii”.
Póki jeszcze możemy oficjalnie obchodzić święta Bożego Narodzenia, życzę Państwu zdrowia, uniknięcia ograniczenia w prawach z powodu segregacji sanitarnej oraz pogody i hartu ducha, byśmy nie ulegli żydokomunie. Dziękuję Państwu za obecność na mojej stronie internetowej, za komentarze i za hojność, dzięki której mogę tę stronę podtrzymywać w istnieniu.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
Wołyńska opowieść wigilijna Janusza Horoszkiewicza
Kiedy na Ukrainie morderców ogłaszają bohaterami narodowymi, a młodzi Ukraińcy nie znają historii, nam Polakom nie pozostaje nic innego jak w imieniu ofiar, wspominać banderowskie zbrodnie.
Wigilijna, Wołyńska opowieść.
W opowieściach Sierot Wołyńskich, zgodnie powtarzało się jedno stwierdzenie. Każdy Wieczór Wigilijny był najstraszniejszym dniem w ich sierocym życiu. Budził tęsknotę do zamordowanych rodzin. Dusiła ich ona nocami, nie pozwalała zasnąć, przed oczami przetaczały się sceny z tragicznego życia.
Wacław Brzozowski z Siedliska koło Huty Stepańskiej, opowiadał mi przed śmiercią, jak straszna stawała się myśl o nadchodzącej Wigilii. Kiedy był w wojsku w 1950 r. na przysięgę tylko do niego nikt nie przyjechał. Wszyscy żołnierze otrzymywali paczki od rodzin, a jemu nie miał, kto wysłać. Przynosili mu koledzy z litości przysmaki, dzielili się z nim, a jemu rozpacz ściskała gardło. Zamordowani rodzice, dwóch braci i szwagier w nocnych marach stali i przyglądali się, jak on ucieka. Czekali na niego, a on ciągle uciekał. Nie było dnia, ani godziny, żeby nie był myślami z nimi.
Z wszystkich opowieści Wigilijnych najbardziej wzruszającą była historia Barbary Wołoszyn z domu Dębowiecka. Opowiedziała o niej córka Maria po mężu Dąbrowska z Kluczborka ur. w 1927 r.
Aby ocalić od zapomnienia streszczę ją możliwie krótko:
Przy stole wigilijnym Barbara Wołoszyn zostawiała zawsze trzy puste krzesła, dla zamordowanych, męża i dwóch synów. Po Wieczerzy, wychodziła pod jakimś pretekstem, czyniła tak, co roku. Dzieci z wnukami przyjeżdżające do matki, zajęte gościną i rozmowami, były przekonane, że chodzi do stajni, jak nakazywał zwyczaj dać zwierzętom opłatek. Jednego razu długo nie wracała. Aż zaciekawione dzieci poszły, za mamą, ciekawe – „Co mama tyle czasu tam robi”.
Ich oczom ukazała się prawda. Leżała na klepisku w stodole i zachodząc się płaczem przytulała okrwawioną kurtkę zamordowanego w Derażnym, dziewiętnasto letniego syna Pawła. Dla niej wojna nigdy się nie skończyła. Jej łzy to tylko kropla w morzu łez, które wsiąkły w tamtą ziemię.
Rodzina Aleksandra Wołoszyna mieszkała w Kolonii Jaminiec, a w czasie Ludobójstwa banderowskiego na Polakach ukrywała się w pobliskim Derażnym.
Wkraczający Niemcy do Derażnego na Plebanii, którą Sowieci po wypędzeni księdza zamienili na posterunek NKWD, odnaleźli w piwnicy trupy więźniów. Ukraińcy z policji „szucmanszaft” mieli gotową katownię, do terroryzowania Żydów i Polaków. Po prowokacyjnym rozrzuceniu ulotek pod kościołem, został aresztowany ks. Michał Dąbrowski i rozstrzelany 17 kwietnia 1942 r. razem z kierownikiem szkoły z Michałówki Walentym Dyką i byłym Wójtem Hipolitem Dawidowiczem.
Miasteczko Derażne zostało zamienione w wielkie Getto dla tysięcy Żydów. Byli oni w beznadziejnym położeniu, zagłodzeni i pozbawieni woli życia szli na śmierć 22 sierpnia 1942 r. Ich lament słyszany w całej okolicy, dociera zapewne i do Boga. Ucichł w pobliskim lesie Biczalskim.
Po Żydach przyszedł czas zagład na Polaków. W grudniu 1942 r. zamordowany został Bodo, który w zamian za pole w Perełysiance pod tamtejszy kościół, otrzymał gospodarstwo w Jamińcu. Szedł nocą od sąsiada Kamińskiego do domu i nie doszedł.
Wieści o potwornym wymordowaniu Parośli dotarły szybko, nikt nie wiedział, co będzie dalej. Zabicie 22 lutego 1943 r. Ludomira Drohomireckiego, skończyło względny spokój. Ten dzień można uznać za początek ludobójstwa wokół Derażnego. Zaraz po Drohomireckim, zamordowali młynarza Brocika z Czudwy za Horyniem, jego żonę, córkę i matkę.
W pobliskiej Dąbrówce 3 marca, doszło do okrutnej zbrodni. Zamordowano tam rodzinę Faustyna Naumowicza oraz mieszkających u nich uciekinierów: Zabłockiego, nauczycielkę NN i jej córeczkę, razem 9 osób. Banderowcy darowali życie Naumowiczowej, leżącej staruszce, radośnie obwieszczając „I tak zdechnie”. Babcia opowiedziała jak przebiegał okrutny mord, podejrzewano, że w tym celu darowano jej życie.
Pogrzeb zgromadził tłum żałobników, Oni jeszcze nie wiedzieli, że jest to ostatni normalny pogrzeb, z umytymi zwłokami, trumnami, wieńcami i ceremoniałem. Wielu z uczestników niedługo po nim zostanie zamordowanych i nie będzie miało go wcale. Ukraińcy, jedni płakali i współczuli, inni śmiali się i złorzeczyli. Wielu dla lepszego widoku wspięło się jak małpy na drzewa, żeby wszystko dobrze zobaczyć i nic nie przeoczyć z widowiska. Spektakl dopiero się zaczynał.
W dzień pogrzebu z sąsiednich kolonii przybyło do Derażnego dużo uciekinierów, zamieszkali w domach po Żydach. Spali w mieście, a na dzień wracali do swoich gospodarstw. Trwało to krótko, bo przyszedł banderowski czas i na Derażne.
Wierni, schodzących się ze wsi na poranną Mszę 21 marca 1943 r., zastali zamknięty kościół. Opustoszałe po wymordowaniu Żydów miasto wyglądał ponuro. Jednocześnie dziwny ruch wokół niektórych domów, świadczył, że wydarzyło się tu coś złego. To ocaleni Polacy i Ukraińcy biegali po domach oglądać zamordowanych tej nocy. Ksiądz Józef Krok, który cudem ocalał schowany pod mostek w rowie, zarządził szybki pogrzeb. Porąbane w większości zwłoki, zwożono na cmentarz bez trumien, owinięte w prześcieradła i kapy. W pośpiechu zakopano około 70 zamordowanych. Przyglądający się z oddali Ukraińcy nie sprawiali wrażenia zmartwionych, mieli kolejne widowisko. Przyzwoici z nich, niepopierający mordów, musieli obawiać się o swoje życie, ze strachu zostali w domach.
Sąsiedni Jaminiec napadli 23 marca w południe. Barbara Wołoszynowa z dziećmi, która nocami siedziała kątem u aptekarza Ulmantowicza, wrócić wtedy na dzień do domu. Widząc banderowców, zdołała ukryć się z dziećmi w schowku pod podłogą. Mąż Aleksander noce spędzał w stodole u porządnego sąsiada Ukraińca Nikity Majorowa. W drodze do domu został schwytany na polach i związany drutem kolczatym, następnie przywieziony na swoje podwórze. Tam leżał, zabity wcześniej sąsiad Florian Sewruk. Jedni banderowcy mordowali, a inni rabowali w kolonii dobytek. Po obrabowaniu domu, Wołoszyna zabrali Floriana na zawsze i powieźli furmanką w kierunku lasu Biczalskiego. Syna Pawła wtedy uratował drugi z braci Andrij Majorow, kiedy uciekał na oślep złapał go i zamkną w swojej piwnicy. Wszystko obserwowała ukryta na strychu córka Anna.
Kto się wtedy w Jamińcu uratował uciekł do Pendyk, tam miejscowi zorganizowali w pośpiechu samoobronę. Sąsiada, Floriana Sewruka na drugi dzień synowie Wołoszyna zakopali w swoim ogródku. Zwłok ojca nie próbowali nawet szukać.
Pendyki banderowcy wymordowali 29 marca, najwięcej osób zginęło w schronie podziemnym. Banderowcy nie mogąc wejść do środka zapalili ognisko na wejściu, udusiło się tam z braku tlenu i dymu bardzo dużo ludzi. Łącznie z Pendyk i Pieniek Pendyckich naliczono ponad 180 ofiar.
Barbara Wołoszyn została z siedmioma dziećmi w śmiertelnej pułapce, nie mając możliwości uciec do Kostopola, Huty Stepańskiej lub Cumania, ukrywała się w Derażnym. Naokoło wymordowane były już
wszystkie kolonie polskie, a Ukraińcy z Samoobronnich Kuszczowich Widdiłów, pilnowali dróg i mostów, żywym nie było szansy przejść.
Walcząca o życie dzieci matka, nie miała możliwości ukrywać się z wszystkimi jednocześnie. Szesnastoletniej córce Marii dała pod opiekę pięcioletniego syna Frania i ubłagała Ukrainkę zw. Hapka, żeby ich przechowała. Kobieta biedna, mieszkająca koło cmentarza nie odmawia, mówiła jedynie, że nie ma im co dać jeść. Wołoszynowa nie wiadomo skąd, ale przynosiła dzieciom jedzenie, sama potwornie głodowała. Ukrainka śmiertelnie bała się „rezunów”, jak tylko coś w mieście się działo, jak padały jakieś strzał, wypędza dzieci żeby kryły się na cmentarzu. Przychodziła i mówiła „Uciekajcie rezuny idą”. Przebywały tam większość bezsennych, strasznych nocy, aż do lipca 1943 r. Franek przeraźliwie bał się cmentarza i strzałów. Będąc po wojnie w wojsku na odgłos wystrzału zawsze pada i już się nie podnosi. Żaden żołnierz nie śmiał się z niego, rozumieli, co przeżył. Frontowi żołnierze otoczyli go opieką, pułkownik zabierał go do swojego domu, bawi się z jego dziećmi, tylko na noc wracał do jednostki. Kiedy ze strzelnicy nie dochodziły odgłosy wystrzałów.
W lipcu 1943 r. banderowcy wymordowali pozostałe w okolicy polskie rodziny, które nie zdołały się skryć. W sąsiednim Diuksynie prawie nikt z Polaków nie uszedł z życiem. Wtedy do Derażnego przybyli Niemcy z 202 batalionu policyjnego. Zabierali część chętnych, z przeznaczeniem do wywozu na roboty. Z braku miejsca na samochodach nie zabrali mimo błagalnych próśb, pozostałych. Nie mieli możliwości wyprowadzać kobiet i dzieci, sami byli zagrożeni atakiem.
Przez następnych kilka miesięcy Barbara z dziećmi balansowała na krawędzi życia i śmierci. Wtedy właśnie zabili jej syna Pawła. Matka nigdy dzieciom nie opowiedziała jak go zabili i kto go zakopał. Tak przeżywała jego śmierć, że każde zapytanie powodowało u niej potworny lament. Nie wiedziały nawet, że ukrywa przed nimi jego okrwawioną kurtkę.
Nagle do Derażnego przyszło ocalenie dla ocalałych Polaków. Jesienią miasto zajęli sowieccy partyzanci legendarnego dowódcy pułkownika Dymitrija Nikołajewicza Miedwiediewa. Wcześniej rozgromił on sztab banderowski w Hutwinie koło Stydynia Małego i rozpędził tamtejszych banderowców. Z wielką starannością i troską partyzanci opiekowali się dziećmi. Było to jego obsesją Miedwiediewa wynikającą z czasów dzieciństwa. Dzieci nie mogły się bać, miały być najedzone i mieć bezpieczny nocleg.
Po wkroczeniu Armii Czerwonej w styczniu 1944 r. banderowcy wyczekiwali, sami musieli się ukrywać. Nie było już tak strasznie, zaiskrzyła nadzieja na ocalenie. Wtedy Sowieci zabrali piętnastoletniego letniego syna Barbary, Mietka do Istribitielnych batalionów w celu przeszkolenia wojskowego. Na ćwiczenia chodził do Równego z kolegami Ukraińcami, jako jedyny Polak. Chodzili przez ukraińskie wsie. Wyruszali w poniedziałek, a wracali w sobotę. Tak chodził kilka razy. Aż jednej soboty nie wrócił i nikt z kolegów nie powiedział, co się z nim stało. Matka nie dopytywała się, aby banderowcy, ich ojcowie nie zabili pozostałych dzieci, tylko płakała. Całe jej życie było tylko płaczem i skargą do Boga.
Umarła w piękny, ciepły, majowy dzień 1979 r. Jej ciało w trumnie otuliła siedmiokrotnie przedziurawiona, okrwawiona kurtka syna Pawła.
Historia ta jest małym fragmentem 1120 minutowego wywiadu.
Janusz HoroszkiewiczKustosz Pamięci Narodowej
Zbawiciel narodzi się, gdzie witać Go będą pariasi, wyrzuceni za drzwi kościołów.
Zbawiciel narodzi się, gdzie witać Go będą pariasi, wyrzuceni za drzwi kościołów.
Przed Świętami Bożego Narodzenia miała zapaść decyzja w polskim Sejmie o segregacji sanitarnej. Przełożono te skandaliczne ustalenia i debaty na czas po Świętach. Na Święta w wielu kościołach są zapowiedziane zasady według których „nie było miejsca dla Ciebie”, niezaszczepiony człowieku.
Skandal segregacji ludzi, pod pozorem sanitarnej konieczności, w Święta szczególnie ujawnia swoje oblicze. Ludzie, którzy donoszą na kogoś, że nie miał maseczki, wzywający policję, zadowoleni, że są tymi lepszymi, niech nie myślą, że będą prawdziwie świętować Boże Narodzenie.
Chrystus nie miał miejsca w gospodzie ani żadnym miejscu licznie odwiedzanym przez masy ludzi. Nie było dla Niego miejsca ani w prywatnym domu, ani w karczmie, ani w hotelu, ale urodził się w stajence, pomiędzy zwierzętami, został złożony w żłobie, otulony siankiem.
Nie ci, co mają wstęp do kawiarni, czy kina, do hotelu, czy bez limitu do kościoła, przywitają Go pierwsi. Zadowoleni z siebie mogą Chrystusa nawet nie zauważyć, mogą, jak przed bliźnim, mieć zamknięte serca przed Chrystusem. Jeśli mają zamknięte drzwi serca przed bliźnim, to i Bóg się w tak ciasnym sercu nie zmieści. Jeśli uważacie, że niezaszczepieni nie powinni mieć wstępu do kościołów, bądźcie pewni, że wasza obecność w kościołach jest bezcelowa. Jeśli przyjmujecie przy wigilijnym stole tylko zaszczepionych, bądźcie pewni, że Chrystusa między wami nie będzie Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie? Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego. (Mt 25,40-46)
Oto i kapłani i biskupi i świeccy możecie sprawdzić, czy macie Boga w sercu, i okazujcie to wobec bliźniego. Bóg nie urodził się w salonie arcykapłana i dziś Episkopat jest ostatnim miejscem, w którym by Chrystus przyszedł na świat. Nie przyszedł do dobrze ustawionych, do tych z przepustką kowidową, ale objawił się najpierw prostaczkom, maluczkim, odosobnionym.
Wiemy na pewno, że Chrystus nie narodzi się wśród tych, którzy stworzyli nową warstwę pariasów, niegodnych nie tylko iść do kina ale przystąpić do sakramentów, czy być w kościele. Jeśli gdziekolwiek jest jakikolwiek limit przyjmowania wiernych do kościoła, sakramentów i na Mszę Świętą, to nie jest Kościół katolicki tylko kościół „księży patriotów”, którzy zaparli się Chrystusa dla ziemskiej władzy, dla przychylności Sanhedrynu. I taki Kościół krzyżuje Chrystusa po raz wtóry. Krzyżuje Go już w dzień Bożego Narodzenia. Jest tylko imitacją i uzurpacją Kościoła Chrystusowego.
Może niektórzy rzeczywiście będą z Mszy Świętych wykluczeni, ale do nich przyjdzie Chrystus: do ich obórek i stodółek, i będzie z nimi w ich odosobnieniu. Niech nikt nie płacze z żalu, że został odrzucony od Mszy Świętej w te Święta, bo w gronie pyszałków Chrystus nie pozostanie nawet jak będzie sprowadzony z Nieba na Ziemię. Nie pozostanie w gronie uzurpatorów i szyderców, bo gdyby byli Jego dziećmi, Jego sługami i Jego Kościołem, czyniliby Jego wolę i wolę Jego Ojca a nie żydów zakazujących wpuszczać na Msze Święte, a świętujący chanukę bez limitów.
Jeśli kapłan zapiera się Ewangelii w której Chrystus nawołuje: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. ” (Mt 11, 28) staje się sługą szatana. Jest grobem pobielanym, na którego zgniliznę żadna szczepionka nie pomoże, tylko nawrócenie i żal za grzechy, wynagrodzenie i bliźniemu krzywdy, i Bogu, którego Kościół się splugawiło i ośmieszyło w oczach wiernych, poniżyło i autorytetu Kościoła Bożego używało do autoryzacji dzieła satanistów wprowadzających nowy totalitaryzm.
Bezbożne ustawy mające wykluczyć maluczkich i nieposłusznych są jak siepacze wypuszczeni przez Heroda do rzezi niewiniątek. Maryja Panna urodziła w odosobnieniu, nie na oczach i w towarzystwie wielkich i decyzyjnych. Nie poszła urodzić Chrystusa do pałacu Heroda ani nie uznała, że on jest władcą, więc ma prawo zrobić z Jej Synem co chce, jak uznają dziś ogłupiali rodzice.
Kiedy władza Heroda sięgnęła po życie Dzieciątka, z Józefem ukryli Jezusa poza zasięgiem morderczej władzy Heroda. Dziś rodzice tego nie potrafią, oddają swe dzieci w ręce świeckich herodów, narażają na ryzyko utraty zdrowia i życia, bo świecką władzę uznali za bóstwo. Tak samo postępują biskupi, proboszczowie i księża, którzy będą liczyć wiernych przy wejściu na świąteczne Msze Święte. Boją się kar pieniężnych? Każdy sąd uniewinni kapłana któremu się chce walczyć o Kościół i swoich wiernych, bo ma Konstytucję, konkordat i inne ustawy gwarantujące wolność kultu i religii w Polsce. Przede wszystkim sam Bóg będzie walczył u boku swego kapłana, jeśli zdecyduje się bronić Chrystusa a nie słuchać Heroda. Jednak już są zapowiedzi odrzucania niektórych wiernych, nie wpuszczania na Msze Święte. „Księża patrioci” będą to czynić.
Każdy odrzucony niech ofiaruje swe serce Maryi, szczególnie w te Święta, w tak strasznie nieludzkim czasie. Matka, Bogarodzicielka zachowa wówczas jego duszę, pocieszy, przyniesie Najświętsze Dzieciątko. Niech odrzuceni nie płaczą. Szybciej Chrystus urodzi się u nich w stajence, w kurniku, w komórce na węgiel, niż przyjdzie do grona pyszałków i szyderców pewnych siebie i bezlitosnych dla drugich.
Wołajmy o wskrzeszenie sumienia polskiego Narodu w te Święta, gdy rodzi się Światłość świata. Składamy Czcigodnemu Księdzu Profesorowi podziękowania od wielu kapłanów, wierzących proboszczów, wikariuszy, których pokrzepiają w trudnościach słowa Księdza Profesora.
Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie? Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego. (Mt 25,40-46)
Oto i kapłani i biskupi i świeccy możecie sprawdzić, czy macie Boga w sercu, i okazujcie to wobec bliźniego. Bóg nie urodził się w salonie arcykapłana i dziś Episkopat jest ostatnim miejscem, w którym by Chrystus przyszedł na świat. Nie przyszedł do dobrze ustawionych, do tych z przepustką kowidową, ale objawił się najpierw prostaczkom, maluczkim, odosobnionym.
Wiemy na pewno, że Chrystus nie narodzi się wśród tych, którzy stworzyli nową warstwę pariasów, niegodnych nie tylko iść do kina ale przystąpić do sakramentów, czy być w kościele. Jeśli gdziekolwiek jest jakikolwiek limit przyjmowania wiernych do kościoła, sakramentów i na Mszę Świętą, to nie jest Kościół katolicki tylko kościół „księży patriotów”, którzy zaparli się Chrystusa dla ziemskiej władzy, dla przychylności Sanhedrynu. I taki Kościół krzyżuje Chrystusa po raz wtóry. Krzyżuje Go już w dzień Bożego Narodzenia. Jest tylko imitacją i uzurpacją Kościoła Chrystusowego.
Może niektórzy rzeczywiście będą z Mszy Świętych wykluczeni, ale do nich przyjdzie Chrystus: do ich obórek i stodółek, i będzie z nimi w ich odosobnieniu. Niech nikt nie płacze z żalu, że został odrzucony od Mszy Świętej w te Święta, bo w gronie pyszałków Chrystus nie pozostanie nawet jak będzie sprowadzony z Nieba na Ziemię. Nie pozostanie w gronie uzurpatorów i szyderców, bo gdyby byli Jego dziećmi, Jego sługami i Jego Kościołem, czyniliby Jego wolę i wolę Jego Ojca a nie żydów zakazujących wpuszczać na Msze Święte, a świętujący chanukę bez limitów.
Jeśli kapłan zapiera się Ewangelii w której Chrystus nawołuje: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. ” (Mt 11, 28) staje się sługą szatana. Jest grobem pobielanym, na którego zgniliznę żadna szczepionka nie pomoże, tylko nawrócenie i żal za grzechy, wynagrodzenie i bliźniemu krzywdy, i Bogu, którego Kościół się splugawiło i ośmieszyło w oczach wiernych, poniżyło i autorytetu Kościoła Bożego używało do autoryzacji dzieła satanistów wprowadzających nowy totalitaryzm.
Bezbożne ustawy mające wykluczyć maluczkich i nieposłusznych są jak siepacze wypuszczeni przez Heroda do rzezi niewiniątek. Maryja Panna urodziła w odosobnieniu, nie na oczach i w towarzystwie wielkich i decyzyjnych. Nie poszła urodzić Chrystusa do pałacu Heroda ani nie uznała, że on jest władcą, więc ma prawo zrobić z Jej Synem co chce, jak uznają dziś ogłupiali rodzice.
Kiedy władza Heroda sięgnęła po życie Dzieciątka, z Józefem ukryli Jezusa poza zasięgiem morderczej władzy Heroda. Dziś rodzice tego nie potrafią, oddają swe dzieci w ręce świeckich herodów, narażają na ryzyko utraty zdrowia i życia, bo świecką władzę uznali za bóstwo. Tak samo postępują biskupi, proboszczowie i księża, którzy będą liczyć wiernych przy wejściu na świąteczne Msze Święte. Boją się kar pieniężnych? Każdy sąd uniewinni kapłana któremu się chce walczyć o Kościół i swoich wiernych, bo ma Konstytucję, konkordat i inne ustawy gwarantujące wolność kultu i religii w Polsce. Przede wszystkim sam Bóg będzie walczył u boku swego kapłana, jeśli zdecyduje się bronić Chrystusa a nie słuchać Heroda. Jednak już są zapowiedzi odrzucania niektórych wiernych, nie wpuszczania na Msze Święte. „Księża patrioci” będą to czynić.
Każdy odrzucony niech ofiaruje swe serce Maryi, szczególnie w te Święta, w tak strasznie nieludzkim czasie. Matka, Bogarodzicielka zachowa wówczas jego duszę, pocieszy, przyniesie Najświętsze Dzieciątko. Niech odrzuceni nie płaczą. Szybciej Chrystus urodzi się u nich w stajence, w kurniku, w komórce na węgiel, niż przyjdzie do grona pyszałków i szyderców pewnych siebie i bezlitosnych dla drugich.
Wołajmy o wskrzeszenie sumienia polskiego Narodu w te Święta, gdy rodzi się Światłość świata. Składamy Czcigodnemu Księdzu Profesorowi podziękowania od wielu kapłanów, wierzących proboszczów, wikariuszy, których pokrzepiają w trudnościach słowa Księdza Profesora.
https://swietatradycja.wordpress.com/
Składamy Czcigodnemu Księdzu Profesorowi podziękowania od wielu kapłanów, wierzących proboszczów, wikariuszy, których pokrzepiają w trudnościach słowa Księdza Profesora.
https://swietatradycja.wordp#ress.com/
Składamy Czcigodnemu Księdzu Profesorowi podziękowania od wielu kapłanów, wierzących proboszczów, wikariuszy, których pokrzepiają w trudnościach słowa Księdza Profesora.
https://swietatradycja.wordp#ress.com/
środa, 22 grudnia 2021
Ranking spożycia alkoholu. Europejczycy piją najwięcej?
Ranking spożycia alkoholu. Europejczycy piją najwięcej?
Największe spożycie alkoholu przypada na Luksemburg. I to nie tylko w skali Europy, ale i całego świata. Kolejne miejsca w rankingu także zajmują przedstawiciele starego kontynentu.
Europa przodująca w światowej produkcji piwa, jest również jednym z głównych obszarów wytwarzających wino. Być może nie powinno więc dziwić, że lwia część tej produkcji konsumowana jest w krajach ich pochodzenia.
Pijana Europa?
Według danych Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju europejskie kraje stanowią pierwsze piętnaście pozycji na liście krajów o największym spożyciu alkoholu na świecie. Badania przeprowadzone w 2006 roku analizowały poziom spożycia czystego alkoholu (w litrach) na jedną osobę w ciągu roku. Pod uwagę brano piwo, wino oraz różne rodzaje wódek. Wyniki badania przedstawiają się następująco: pierwsze miejsce w światowym rankingu zajmuje
Luksemburg ze średnim spożyciem 15,5 litra na osobę,
zaraz potem Francja ex aequo z Irlandią – 14,2 litra;
następnie Węgry – 12 litrów oraz Czechy – 11,8 litra. A pamiętajmy, że liczby te przedstawiają czysty alkohol! Co ciekawe przeciętny obywatel Czech spożywa rocznie 150 litrów piwa, co stanowi dwukrotnie więcej niż konsumpcja tego trunku w Stanach Zjednoczonych.
Kultura picia
Z analiz przeprowadzonych przez Weinberg Group wynika, że wysokie spożycie alkoholu na terenie Europy spowodowane jest przez czynniki kulturowe. Mieszkańcy naszego kontynentu mają większą tolerancję wobec picia. Alkohol jest popularnym dodatkiem do codziennych posiłków oraz nieodłącznym elementem towarzyskich spotkań.
Czynniki legislacyjne również mają wpływ na tę sytuację. W większości krajów europejskich alkohol legalnie sprzedaje się osobom powyżej osiemnastego roku życia. W niektórych piwo dostępne jest już po ukończeniu szesnastu lat. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych wiek ten wynosi 21 lat. Mimo to dziwić może, że aż 94% piętnastolatków w Czechach deklaruje regularne spożywanie alkoholu. Podobne wyniki osiąga Dania – 96%, Wielka Brytania – 91% oraz Irlandia – 89%. Mniej istotna, chociaż również znacząca wydaje się w tej sytuacji kwestia podatku nakładanego na produkty alkoholowe. Jak się okazuje, Luksemburg jest krajem o najniższej w Europie akcyzie na piwo wynoszącej 0,2 euro na pintę (0.57 litra). Pod tym względem obszar Unii Europejskiej jest bardzo przyjazny producentom alkoholi.
Wygląda więc na to, że Europa jest krainą winem i piwem płynącą.
Źródło: <!-- w -->www.forbes.com<!-- w -->
Źródło: <!-- w -->[url=http://www.twojaeuropa.pl]www.twojaeuropa.pl<!-- w -->[/url]
Polak pije mniej niż przeciętny Europejczyk
Polska zajmuje 19. miejsce w Europie pod względem spożycia alkoholu. Liderami są mieszkańcy Luksemburga, Czech i Łotwy. Powyżej unijnej średniej piją mieszkańcy krajów zachodnich: Francji, Austrii i Niemiec.
Średnie spożycie alkoholu w Polsce na poziomie 10,1 litrów w przeliczeniu na czysty alkohol jest poniżej średniej europejskiej wynoszącej 10,7 litrów – wynika z raportu Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. Zbliżony do innych krajów regionu jest również odsetek abstynentów, to 24 proc.
Polacy nie tylko piją poniżej europejskiej średniej, ale również rzadziej nadużywają alkoholu niż Czesi, Duńczycy, Niemcy czy Brytyjczycy – wynika z kolei z raportu WHO.
W Polsce do ryzykownego spożywania alkoholu przyznało się 19,3 proc. mężczyzn i 2,4 proc. kobiet, co daje nam 14 na 20 porównywanych krajów.
Statystyki dowodzą, że skala problemów alkoholowych w Polsce w porównaniu z innymi krajami Unii nie jest tak duża, jak powszechnie się uważa. Jeśli spojrzeć na dane dotyczące nadużywania alkoholu, dużo więcej powodów do zmartwienia mają państwa skandynawskie. W Finlandii, gdzie notuje się spożycie per capita 10 l 100 proc. alkoholu, do ryzykownego picia przyznaje się 43 proc. mężczyzn i 15 proc. kobiet. W Szwecji natomiast (spożycie per capita 7,4 l) 35,3 proc. mężczyzn i 16,5 proc. kobiet wypija co najmniej 1 butelkę wina, 5 kieliszków wódki lub 6 puszek piwa minimum raz w miesiącu.
- W UE od około 30 lat spada spożycie alkoholu natomiast skala szkodliwych zjawisk związanych z alkoholem niekoniecznie podąża w tym samym kierunku. Są kraje, które notują spadek spożycia per capita i jednocześnie wzrost skali ryzykownych zachowań związanych z piciem alkoholu. Przykładem jest Wielka Brytania, która od lat walczy ze zjawiskiem nadużywania alkoholu. Podobny problem mają również niektóre kraje skandynawskie. Z drugiej strony, w krajach południowych jak Hiszpania, czy Portugalia, gdzie pije się sporo alkoholu, jego nadużywanie jest niewielkie. Jak widać więc, nie ma reguły - komentuje dane Leszek Wiwała, prezes Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy.
W Polsce w ostatnich dwóch dekadach znacząco zmieniła się struktura spożywanego alkoholu. Wzrosło spożycie piwa, spadła konsumpcja wódki i win. W kategorii mocnych alkoholi od kilku lat słabnie spożycie czystej wódki, natomiast coraz większą popularnością cieszą się whisky, koniaki i likiery smakowe o niższej zawartości alkoholu.
Źródło: <!-- w -->[url=http://www.rp.pl]www.rp.pl<!-- w -->[/url]
Kto w Europie pije najwięcej? Wcale nie Polacy!
Światowa Organizacja Zdrowia alarmuje: alkohol może być śmiertelnym zagrożeniem dla zdrowia i życia! Alkoholowe żniwo śmierci w samym tylko 2011 roku wyniosło około 2,5 miliona zgonów czyli 4 procent wszystkich śmiertelnych przypadków na świecie.
To więcej osób, niż umiera wskutek AIDS czy gruźlicy. Eksperci sprawdzili również, ile piją obywatele poszczególnych państw świata. Kto zajął niechlubne pierwsze miejsce? Zdziwicie się - to nie są Rosjanie!
Kto w Europie pije najwięcej? Wcale nie Polacy!
Ogółem konsumpcja alkoholu jest wyższa w krajach rozwiniętych, choć nie bez znaczenia pozostaje również kwestia religii - w krajach restrykcyjnie muzułmańskich pije się z reguły mniej. W swoim raporcie eksperci uwzględnili alkohol pod różnymi postaciami (wódka, piwo, wino), a następnie przeliczyli ilość czystego spirytusu przypadającą na głowę pojedynczego mieszkańca. Kto pije najwięcej, a kto mniej?
"Wygrywa" Europa. Okazuje się, że kojarzeni z piwnym szaleństwem Oktoberfest Niemcy wcale nie należą do największych opojów: na jednego Niemca przypada niecałe 13 litrów etanolu rocznie. Wyprzedzają ich nawet Luksemburczycy, Austriacy czy Słowacy.
Z kolei słynący z pijaństwa Brytyjczycy przegrywają z miłośnikami wina przed, w trakcie i po posiłku, czyli Francuzami - przykładowy Brytyjczyk wypija 13,4 litra etanolu rocznie, a Francuz już około 13,6.
Jeszcze więcej piją m.in. Irlandczycy i Portugalczycy. Na kolejnych pozycjach światowego rankingu uplasowali się, uzyskując najwyższy wynik z poza Europy, raczej niekojarzeni z posiadania mocnej głowy mieszkańcy Korei Południowej: na statystycznego Koreańczyka przypada prawie 15 litrów czystego alkoholu rocznie - niewiele mniej niż rocznie konsumują Litwini, Chorwaci czy Białorusini - nasi wschodni sąsiedzi nieznacznie przekraczają liczbę 15 litrów etanolu, co daje im miejsce za Słoweńcami, Rumunami czy Estończykami.
Szesnastu litrów spirytusu na głowę nie przekraczają również znajdujący się bądź co bądź w czołówce Ukraińcy (około 15,5 litra) czy Rosjanie (około 15,8), którzy wbrew temu, co by się mogło wydawać, nie trafili nawet do pierwszej trójki.
Pierwszą trójkę otwierają bowiem... Węgrzy z 16,3 litra czystego alkoholu na głowę rocznie. Nieznacznie więcej piją Czesi (kto by się spodziewał), a wszystkich daleko w tyle pozostawiają Mołdawianie - czyżby za sprawą coraz smakowitszych win? Statystyczny obywatel Mołdawii wypija ponad 18 litrów etanolu rocznie!
A na koniec nuta optymistyczna. Wbrew powszechnej opinii okazuje się, że Polacy wcale nie należą do tak zagorzałych amatorów napojów wyskokowych, jak by się mogło wydawać - plasujemy się pośrodku stawki (19 miejsce w Europie) ze spożyciem 13,3 litra czystego alkoholu na głowę - to nieco więcej niż Niemcy, od których rozpoczęliśmy wyliczenie, ale mniej niż Słowacy. Czy faktycznie pijemy mniej? A może po prostu pijemy z głową?
Źródło: facet.wp.pl
Lusz
Robert A. Monroe
Fragment książki “Dalekie podróże”, s. 281-294,
Wydawnictwo Limbus, Bydgoszcz 2000
Tłumaczenie: Maja Błaszczyszyn i Bogdan Krowicki
“Ktoś”, “Gdzieś” (a może jedno i drugie) potrzebuje, lubi, chce, ceni, zbiera, jada lub zażywa jako narkotyk (sic!), w milionowych bądź niezliczonych dawkach substancję o idencie Lusz. (Elektryczność, ropa naftowa, tlen, złoto, pszenica, woda, ziemia, stare monety, uran.) W miejscu zwanym “Gdzieś” Lusz występuje bardzo rzadko, a ci, którzy go posiadają uważają, iż jest niezbędny do tego, do czego się go używa.
Kierując się Prawem Podaży i Popytu (powszechne prawo w “Gdzieś”), “Ktoś” zamiast poszukiwać naturalnych zasobów Luszu, zdecydował się go produkować w sposób powiedzmy, sztuczny. Postanowił założyć jego hodowlę, uprawiać go w ogrodzie.
Naturalny Lusz odznaczał się różnym stopniem czystości. Stwierdzono, że powstał w wyniku ruchów wibracyjnych podczas cyklu węglowo-tlenowego i wtórnie podczas procesu reakcji. Badacze z “Gdzieś” przemierzali duże odległości w poszukiwaniu nowych źródeł tej cennej substancji, a ich odkrycia witano z wielkim entuzjazmem i nagradzano.
Wszystko zmieniło się z chwilą, gdy hen, daleko, gdzieś w zapadłym kącie, “Ktoś” założył eksperymentalny Ogród. Najpierw stworzył odpowiednie środowisko, w którym mógł powstawać i rozwijać się cykl węglowo-tlenowy. Ustanowiona przez niego Równowaga zapewniała rosnącym osobnikom właściwe oświetlenie i stałą dostawę odpowiedniego pożywienia.
Potem “Ktoś” próbował oszacować swój plon. Rzeczywiście. Pierwsza Hodowla dostarczyła Luszu, ale w małych ilościach i nie najlepszego pod względem gatunkowym – nie nadawał się on do zabrania w miejsce zwane “Gdzieś”. Problem był podwójny. Okazy rodziły się zbyt drobne i żyły bardzo krótko. W efekcie czego powstawało niewiele marnego jakościowo Luszu, gdyż w tak ograniczonych warunkach nie było czasu na jego wytwarzanie. Ponadto Lusz można było zbierać tylko w momencie, gdy jednostki traciły życie, ani chwili wcześniej.
Druga Hodowla, która okazała się nie lepsza, o ile nie gorsza od Pierwszej rozwijała się w innej części Ogrodu i w odmiennym od poprzedniego środowisku. Tym razem nie było to środowisko płynne, lecz gazowe. Ze związków chemicznych o większej gęstości utworzono stałe podłoże, dzięki czemu związki te były stale dostępne. “Ktoś” zasadził niezliczone ilości znacznie dorodniejszych egzemplarzy nowych odmian. Niektóre z nich były wiele tysięcy razy większe i miały bardziej złożoną budowę od prostych, jednokomórkowych okazów Pierwszej Hodowli. Wprawdzie został odwrócony cykl węglowo-tlenowy, ale cały zasiew pozostał jednorodny. Podobnie jak w przypadku Pierwszej Uprawy, osobniki rozmnażały się regularnie i samoczynnie kończyły życie. Aby uniknąć nierównomiernego rozkładu odżywczych substancji chemicznych i oświetlenia, co miało miejsce w przypadku Pierwszej, “Ktoś” postanowił, że osobniki Drugiej Hodowli nie będą się poruszać po całym ogrodzie, lecz każdy z nich pozostanie w przydzielonej sobie jego części. W tym celu wyposażył je w silne wyrostki sięgające w głąb twardego podłoża i unieruchamiające roślinę. Z korzeni wyrastały łodygi lub pnie dźwigające wyższe partie roślin, tym samym umożliwiając im otrzymywanie koniecznej proporcji światła. Górne części roślin – szerokie, cienkie i dość wiotkie – pełniły rolę przekaźników energii. Przepływające przez nie w obydwu kierunkach związki węglowo-tlenowe zapewniały roślinom odżywianie i wymianę z otoczeniem. Poza tym każdy okaz zaopatrzono w kolorowe radiatory wraz z generatorami małych cząstek. Rozmieszczono je symetrycznie w pobliżu wierzchołka.
Chcąc przyśpieszyć rozmnażanie się roślin “Ktoś” wywołał gwałtowne ruchy wibracyjne w gazowej powłoce. Z czasem przekonał, że ten sam burzliwy proces pomaga w zbieraniu Luszu.
Jeśli zaburzenia były dostatecznie gwałtowne, kładły kres życiu roślin, które umierając wydzielały Lusz. Miało to duże znaczenie, gdy istniała konieczność natychmiastowej dostawy tego surowca, gdyż nie trzeba było czekać na okres zbiorów.
Pomimo to, plon Drugiej Hodowli okazał się nader niezadowalający. Co prawda osiągnięto znaczny przyrost ilościowy, ale zbyt długie życie roślin nie wpływało korzystnie na jakość wytwarzanego przez nie Luszu. Przeoczono tu coś ważnego.
Przed założeniem Trzeciej Hodowli “Ktoś” długo prowadził badania, krążąc nad swoim Ogrodem. Rzeczywiście zadanie, którego się podjął nie było wcale łatwe. Wprawdzie osiągnął sukces, ale tylko częściowy. Wyhodowany przez niego Lusz był znacznie gorszy od dzikiej, występującej w stanie naturalnym odmiany.
Jednakże uporał się z tym problemem, czego żywym dowodem była Trzecia Uprawa. “Ktoś” odtworzył pierwotny cykl węglowo-tlenowy, a osobnikom przywrócił ruchliwość, bowiem doświadczenie wykazało, że oba te czynniki zapewniają wytwarzanie wysokiej jakości Luszu. Gdyby jeszcze udało się wyhodować większe okazy, sukces byłby zapewniony.
Mając to wszystko na względzie, “Ktoś” przeniósł na teren obecnej uprawy jednostki Pierwszej Hodowli, która nadal rozwijała się w części Ogrodu mającej płynne środowisko. Zmodyfikował je tak, aby mogły żyć i wzrastać w środowisku gazowym. Najpierw przystosował je do odżywiania się osobnikami Drugiej Hodowli, a pozbawiając je życia produkowały Lusz. A więc teraz ilość Luszu była znaczna, ale jego jakość, jego struktura wibracyjna wciąż pozostawiały wiele do życzenia.
Przez czysty przypadek “Ktoś” odkrył Główny Katalizator produkcji Luszu. Długość życia monstrualnych i wolno poruszających się Mobili była nieproporcjonalna do ilości pobieranego przez nie pożywienia. Mobile żyły tak długo, że wkrótce zdziesiątkowałyby jednostki Drugiej Hodowli. Wówczas w całym Ogrodzie zostałaby zachwiana równowaga ekologiczna i ustałaby produkcja Luszu. Zarówno Drugiej, jak i Trzeciej Hodowli groziła Zagłada.
Zaczęło brakować okazów z Drugiej Hodowli i wobec tego nie było zaspokajane zapotrzebowanie energetyczne Mobili. Często zdarzało się, że dwa Mobile chciały zjeść tę samą jednostkę Drugiej Uprawy. To rodziło konflikt i powodowało fizyczną walkę między dwoma niezgrabnymi Mobilami. Czasem walczyło ich ze sobą nawet kilka.
Początkowo “Ktoś” był zdziwiony tymi zmaganiami, lecz później obserwował je z wielkim zainteresowaniem. Podczas walki Mobile wydzielały Lusz! I to wcale nie w małych, a przeciwnie – w sporych ilościach i w dodatku znacznie mniej zanieczyszczony, tak że przedstawiał on wartość użytkową.
“Ktoś” szybko sprawdził w praktyce dopiero co zrobione odkrycie. Wyjął następne okazy Pierwszej Hodowli z części Ogrodu o płynnym środowisku, przystosował je do życia w środowisku gazowym, ale wprowadził pewną zasadniczą zmianę. Nowe Mobile były mniejsze od poprzednich i miały żywić się innymi Mobilami. Rozwiązałoby to problem nadmiernej populacji Mobili, a podczas każdego między nimi starcia powstałoby więcej dobrego Luszu, nie mówiąc już o tym, który zostawał uwalniany w momencie, gdy nowe Mobile zabijały egzemplarze innych gatunków. Wówczas “ktoś” mógłby przekazywać “Gdzieś” znaczne ilości dość czystego Luszu.
W ten oto sposób powstała reguła Głównego Katalizatora. Konflikt między osobnikami cyklu węglowo-tlenowego powoduje stałe wytwarzanie Luszu. To było takie proste!
Zadowolony z wynalezienia formuły, “Ktoś” zaczął przygotowywać Czwartą Hodowlę. Wiedział już, że zbyt duże i za długo żyjące Mobile z Trzeciej Hodowli nie mogły być użyteczne na większą skalę. A gdyby jeszcze wzrosła ich ilość, należałoby powiększyć cały Ogród, który z racji za małej przestrzeni nie mógł pomieścić jednocześnie wielkich osobników Trzeciej Hodowli. Ponadto doszedł do słusznego wniosku, że jeśli Mobile będą poruszały się szybciej, łatwiej popadną w konflikty i tym samym zwiększy się ilość wydzielanego przez nie Luszu.
Jednym aktem woli uśmiercił pozostałe dotąd przy życiu niezgrabne Mobile z Trzeciej Hodowli. Jeśli zaś chodzi o osobniki Uprawy Pierwszej, nadal żyjące w wodnym środowisku, to zmienił ich wygląd, nadając im bogactwo kształtów i rozmiarów. Były teraz wielokomórkowcami i odznaczały się dużą ruchliwością. Zaopatrzył je również w system równowagi. Powstały więc osobniki (przeważnie nie poruszające się), które pochłaniały okazy węglowego cyklu Drugiej Hodowli, służące im za źródło energii. Powstały też i inne, bardzo ruchliwe Mobile, dla których źródło energii stanowiły poruszające się modyfikacje Pierwszej Hodowli.
Zamknięty obieg działał całkiem zadowalająco. Nieruchome osobniki Drugiej Hodowli rozwijały się znakomicie w płynnym środowisku. Żywiły się nimi małe, bardzo ruchliwe Mobile żyjące w wodzie. Z kolei większe oraz/lub inne będące w ciągłym ruchu Mobile, chcąc zdobyć energię konsumowały mniejszych “zjadaczy roślin”. Kiedy jakiś Mobil zanadto urósł i zrobił się zbyt powolny, stawał się łatwym łupem dla mniejszych Mobili, które zachłannie się na niego rzucały. Chemiczne pozostałości procesu trawienia osiadły na dnie płynnego środowiska i dostarczały pokarmu “Nieruchomym” (modyfikacjom Drugiej Hodowli), zamykając w ten sposób obieg. Łańcuch pokarmowy przynosił w efekcie stały dopływ Luszu, który powstawał dzięki umierającym “Nieruchomym”, w wyniku emocji, jakie wzbudzała sama walka oraz dzięki Mobilom ginącym podczas tychże walk.
Przeniósł się do innej części Ogrodu – środowiska gazowego otaczającego stałe podłoże zbudowane z gęstej materii – “Ktoś” zastosował tę samą technikę, jeszcze bardziej ją ulepszając. Stworzył więcej odmian “Nieruchowych” (okazy pierwotnej Drugiej Hodowli), aby nowym Mobilom dostarczyć dostatecznej ilości urozmaiconego pożywienia. Tak jak w pierwszej części Ogrodu, tak i tu została zachowana równowaga między dwoma gatunkami Mobili – tymi, które odżywiały się “Nieruchomymi” z Drugiej Hodowli i tymi, które potrzebowały innych Mobili, aby utrzymać się przy życiu dzięki czerpanej z nich energii. Powstały więc tysiące rodzajów Mobili różnej wielkości – osobniki małe i duże, choć nie tak wielkie, jak Mobile z Trzeciej Hodowli. Wszystkie zostały wyposażone w pomysłowe akcesoria ułatwiające walkę. Szybkość poruszania się pozwalała na wymknięcie się wrogowi, barwy ochronne miały na celu zmylenie przeciwnika, ruchliwe narządy służące do wykrywania niebezpieczeństwa, a niezwykle twarde wyrostki do chwytania, przebijania i rozszarpywania wroga. Wszystko to ułatwiało walkę i przedłużało czas jej trwania, a w konsekwencji zwiększało wydzielanie Luszu.
W ramach dodatkowego eksperymentu “Ktoś” zaprojektował i stworzył taką odmianę Mobila, która w porównaniu z Mobilami Czwartej Hodowli była słaba i niedołężna. Jednakże Mobile eksperymentalne miały dwie zasadnicze zalety. Mogły spożywać zarówno “Nieruchomych”, jak inne Mobile i czerpać z nich energię. Poza tym “Ktoś” przekazał im cząstkę siebie – ponieważ nie było ani znane, ani dostępne inne źródło takiej Substancji – by służyła jako główny czynnik wzmagający ruchliwość. Wiedział, że zgodnie z Prawem Przyciągania, taka domieszka Substancji, część Jego, dążąca do połączenia z nieskończoną Całością, spowoduje u tego szczególnego gatunku Mobila nieustającą ruchliwość. Tym samym dążenie do zaspokojenia potrzeb energetycznych poprzez pożywienie nie będzie jedyną siłą pobudzającą Mobile do ustawicznej aktywności. A co ważniejsze, potrzeb wynikających z wewnętrznego przymusu, jaki stwarza wszczepiona drobinka “Kogoś”, nie można będzie zaspokoić w Ogrodzie. Tak więc zawsze będzie istniała potrzeba ruchu i konflikt pomiędzy tą potrzebą a koniecznością pobierania energii, i o ile przetrwa, być może przyczyni się do stałej dostawy wysokogatunkowego Luszu.
Czwarta Hodowla przekroczyła wszelkie oczekiwania “Kogoś”. Okazało się, że Ogród zaczął dostarczać dobry Lusz. “Równowaga życia” działała doskonale. Czynnik konfliktowy wpływał na wytwarzanie ogromnej ilości Luszu, a dodatkową dostawę tego surowca zapewniała śmierć wszystkich rodzajów Mobili oraz Nieruchomych. “Ktoś” wyznaczył specjalnych Nadzorców kierujących produkcją i pomagających przy zbiorach. Utworzył kanały, którymi transportowano nie oczyszczony Lusz z Ogrodu do miejsca zwanego “Gdzieś”. Odtąd dzięki Ogrodowi “Kogoś” naturalne zasoby przestały być dla “Gdzieś” jedynym źródłem Luszu.
Po sukcesie, jaki Ogród “Kogoś” odniósł w produkcji Luszu, także Inni zaczęli projektować i budować swoje Ogrody. Było to zgodne z Prawem Podaży i Popytu (Próżnia jest stanem nie zapewniającym równowagi), ponieważ Ogród “Kogoś” tylko częściowo pokrywał zapotrzebowanie “Gdzieś” na Lusz. Nadzorcy innych Ogrodów odwiedzali Ogród “Kogoś”, aby zbierać resztki Luszu, które przeoczyli lub pozostawili Jego Zarządcy.
Po zakończeniu pracy “Ktoś” powrócił do “Gdzieś” i zajął się innymi sprawami. Produkcja Luszu nadzorowana przez Zarządców utrzymywała się na stałym poziomie. Ale wszelkich zmian mógł dokonywać tylko sam “Ktoś”. Zgodnie z jego zaleceniami Nadzorcy co jakiś czas niszczyli część Czwartej Hodowli. Robili to, aby młodym, rodzącym się jednostkom zapewnić dostateczną ilość pierwiastków chemicznych, światła i innych środków odżywczych, a także po to, by zebrać dodatkowy Lusz powstały na skutek takiego żniwa.
W tym celu wywoływali zaburzenia, zarówno w gazowej powłoce, jak i stałym podłożu. Na skutek tych wstrząsów wiele okazów Czwartej Hodowli traciło życie, miażdżone przez przetaczające się masy gruntu lub zalewane przez wzburzone fale płynnego środowiska. (Ze względu na specyfikę swej budowy, osobniki Czwartej Hodowli nie mogły zachować życia po zanurzeniu w wodzie, gdyż przestawała w nich zachodzić przemiana węglowo-tlenowa).
Życie Ogrodu toczyłoby się przez całą wieczność według tego schematu, gdyby nie ciekawość i spostrzegawczość “Kogoś”. Od czasu do czasu badał on próbki Luszu dostarczanego przez jego Ogród. Nie miał ku temu właściwie żadnego innego powodu poza tym, że zachował jeszcze resztki zainteresowania swoim planem.
Dokonując analizy jednej z próbek, “Ktoś” niedbale sprawdzał emanację Luszu i już miał włożyć próbkę z powrotem do zbiornika, gdy nagle uświadomił sobie Różnicę. Była wprawdzie bardzo niewielka, ale jednak była.
Natychmiast się tym zainteresował. Jeszcze raz sprawdził próbkę. Pośród emanacji zwykłego Luszu wyczuwało się słabe promieniowanie Luszu oczyszczonego, wydestylowanego. To było wprost niemożliwe. Przecież czysty Lusz można było otrzymać dopiero po wielokrotnej obróbce jego naturalnych zasobów. Lusz pochodzący z Ogrodu “Kogoś” wymagał przed użyciem takiego samego potraktowania.
Ale fakt pozostawał faktem – próbka rafinowanego Luszu wykazała tak czyste promieniowanie, że nie należało jej mieszać z substancją w stanie surowym, nie przetworzoną. “Ktoś” powtórzył badanie. Rezultat był identyczny. A więc w jego Ogrodzie działo się coś, czego nie zauważył.
“Ktoś” szybko opuścił “Gdzieś” i powrócił do Ogrodu. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało tak samo jak przedtem. Trwałe podłoże i gazowa powłoka Ogrodu tworzyły bezkresny zielony dywan refleksów odbijających się od rosnących okazów Drugiej Hodowli. Modyfikacje Pierwszej Hodowli rozwijały się w płynnym środowisku zgodnie z Prawem Akcji i Reakcji (wchodzącego w zakres Prawa Przyczyny i Skutku.) “Ktoś” nie zauważył źródła destylowanego Luszu ani na terenie Pierwszej, ani Drugiej Hodowli.
Pierwsze wibracje rafinowanego Luszu (już przetworzonego przez roślinność Drugiej Hodowli) dotarły do “Kogoś” od jednego z okazów Hodowli Czwartej. Błysk promieniowania powstał podczas niezwykłego zachowania się tego osobnika – walczył on na śmierć i życie z innymi osobnikami Czwartej Hodowli. “Ktoś” dobrze wiedział, że taka akcja nie mogłaby spowodować uwolnienia destylowanego Luszu, zaczął więc szukać przyczyny owego zjawiska.
I w tym właśnie momencie odkrył Różnicę. Jednostka Czwartej Hodowli nie walczyła o resztki pokarmu, jakie pozostały ze słabszej jednostki tej samej Hodowli, ani o smakowity liść z drzewa Hodowli Drugiej. Nie walczyła też w obronie własnego życia z atakującą ją jednostką Czwartej Hodowli.
Walczyła natomiast, by ocalić życie trzech swoich nowo narodzonych “dzieci”, które oczekiwały na rezultat walki skulone pod dużym okazem Drugiej Hodowli. Nie ulegało wątpliwości, że to było właśnie przyczyną powstawania błysków destylowanego Luszu.
Podążając tym tropem, “ktoś” posprawdzał, co robią w Ogrodzie pozostałe osobniki Czwartej Hodowli i stwierdził powstawanie podobnych błysków w momencie, gdy inne stworzenia walczyły w obronie swoich “młodych”. Wciąż jednak coś tu się nie zgadzało. Gdyby wszystkie żyjące w tej chwili egzemplarze Czwartej Hodowli podjęły taką akcję, to suma powstałych w jej efekcie rozbłysków destylowanego Luszu nie dałaby nawet połowy tego, co znajdowało się w próbce wyjętej ze Zbiornika. A więc musiała istnieć jeszcze inna przyczyna powstawania rafinowanego Luszu.
“Ktoś” krążył nad Ogrodem, systematycznie przeszukując każdy jego zakątek. W końcu zlokalizował źródło promieniowania wysokogatunkowego Luszu. Szybko udał się w tym kierunku.
I rzeczywiście – w pewnej części Ogrodu, pod dużym liściastym okazem Drugiej Uprawy stała samotnie jedna z eksperymentalnych Modyfikacji Czwartej Hodowli, tych, które miały w sobie Jego Cząstkę. Nie była “głodna”. Nie popadła w konflikt z inną jednostką Czwartej Uprawy. Nie walczyła w obronie swoich “młodych”. No to dlaczego wydzielała tak dużo destylowanego Luszu?
“Ktoś” przysunął się jeszcze bliżej. Skoncentrował się intensywnie na tym stworzeniu – i już wiedział, w czym rzecz. Było samotne! To właśnie stanowiło powód wydzielania przez nie czystego Luszu.
Gdy “Ktoś” odsunął się, znów zauważył coś niezwykłego. Zmodyfikowana jednostka Czwartej Hodowli nagle uświadomiła sobie jego obecność. Upadła na podłoże i zaczęła wić się w dziwnych konwulsjach, wydzielając przezroczysty płyn z dwóch otworów służących do odbioru promieniowania. W tym momencie wytwarzała jeszcze więcej destylowanego Luszu.
To właśnie wtedy “Ktoś” stworzył swoją słynną Formułę DLP (Destilled Loosh Production – produkcja destylowanego Luszu – przyp. tłum.), którą stosuje się w Ogrodzie po dziś dzień.
Rezultat tej historii jest dobrze znany. “Ktoś” włączył do swej Formuły taką zasadę: “…wytwarzanie przez jednostki 4M czystego, destylowanego Luszu jest wywołane przez niezaspokojenie, ale tylko wówczas, gdy niezaspokojenie to wypływa z potrzeb o wyższym poziomie wibracyjnym niż potrzeby zmysłowe. Im większe takie niezaspokojenie, tym większa produkcja destylowanego Luszu…”
Wykorzystując Formułę w praktyce, “ktoś” wprowadził w swoim Ogrodzie drobne zmiany. Są one dobrze znane każdemu historykowi. Wszystkie osobniki podzielił na połowy (aby zrodziło się w nich poczucie samotności, kiedy będą usiłowały ponownie się połączyć, chcąc uzyskać jedność) i zwiększył przewagę okazów 4M. To są dwie najistotniejsze innowacje.
W chwili obecnej Ogród jest fascynującym przykładem wydajnej produkcji Luszu. Nadzorcy już dawno stali się Mistrzami w Sztuce stosowania Formuły DLP. Jednostki typu 4M zdominowały inne gatunki i rozprzestrzeniły się w całym Ogrodzie, z wyjątkiem głębszych części wodnego środowiska. Są one głównymi producentami destylowanego Luszu.
W oparciu o doświadczenie, Nadzorcy wypracowali całą technologię zbierania Luszu z osobników typu 4M, wykorzystując w tym celu pomocnicze narzędzia. Najbardziej powszechne z nich nazwano miłością, przyjaźnią, rodziną, chciwością, nienawiścią, bólem, winą, chorobą, zarozumiałością, ambicją, poczuciem własności, posiadaniem, poświęceniem, a na większą skalę – narodowością, prowincjonalizmem, wojnami, głodem, religią, automatyzacją, wolnością, przemysłem, handlem, i tak dalej. Nigdy dotąd nie było tak wysokiej produkcji Luszu…
Źródło: astromaria.wordpress.com
Fico potępia decyzję Bidena
Decyzja prezydenta USA Joe Bidena o zezwoleniu Kijowowi na użycie amerykańskich pocisków głębokiego uderzenia na terytorium Rosji ma jasny c...
-
Polskie drewno opałowe ogrzeje Niemców. Co zostanie dla Polaków? Ilość drewna byłaby w Polsce wystarczająca, gdyby nie było ono sprzedawan...
-
Merdanie ogonem u psa jest dla większości ludzi czytelne. Świadczy o ekscytacji i pozytywnym nastawieniu zwierzęcia. A jeśli kot macha ogo...
-
… pokrzyżował plany Żydom z Chabad Lubawicz – czyli: mene, tekel, upharsin Junta planowała zasiedlenie Ukrainy Żydami z USA. 9 marca 2014 ro...