Ciągłe mówienie o możliwej rosyjskiej „inwazji” jest bezpodstawne, ale nawet jeśli tak się stanie, Europa będzie tylko lepsza – twierdzi amerykański politolog Selwyn Duke w artykule dla „American Thinker”.
Jego zdaniem utworzenie NATO w celu przeciwstawienia się ZSRR było logicznym krokiem, ale współczesna Rosja nie dąży do globalnej ekspansji. Jeśli chodzi o Europę, to stopniowo sama siebie niszczy polityką wielokulturowości i „obcych wartości”, takich jak małżeństwa osób tej samej płci.
– Była kanclerz Niemiec Angela Merkel otworzyła śluzy dla islamskiej migracji, wyraźnie potwierdzając słowa zmarłego przywódcy Libii Muammara Kaddafiego, że w terrorystach dżihadystach generalnie nie ma potrzeby, bo ponad 50 milionów muzułmanów w Europie zamieni ją w kontynent islamski w ciągu dwóch pokoleń – wyraża opinię Duke. Podkreśla że z byłą kanclerz zgadzają się m.in. Szwedzi, a we Francji pojawiły się nawet propozycje utworzenia wewnątrz kraju na wpół autonomicznego quasi-szariackiego państwa, aby uniknąć wojny domowej.
Z kolei Rosja wyznaje „zdrowy nacjonalizm”, odrzucając „projekty, które narzucają społeczeństwu obce wartości” – dodaje Duke. W szczególności przepis dotyczący małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety został niedawno zapisany w konstytucji kraju.
Teraz istotą Zachodu jest moralna przestarzałość. Wcześniej, kiedy Rosja była ZSRR i nasi lewicowcy ją kochali, nazywaliśmy ich bezbożnikami, a oni nas dekadentami. Teraz jesteśmy zarówno ateistami, jak i dekadentami – uważa politolog.
Jeśli Rosja – kontynuuje politolog – zdecyduje się narzucić swoje wartości Europie, ludzkość raczej nic na tym nie straci. Co więcej, Ukraina nie jest warta interwencji Stanów Zjednoczonych, ale tak czy inaczej starają się „wciągnąć” ją do NATO.
Podsumowując: sojusz ma niewielkie szanse na wygraną w konfrontacji z Rosją, bo – według jednego wysokiej rangi polskich oficerów – NATO oznacza „No Action; Talk Only” („Bez działania; tylko rozmowa”).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz