Dorzucę jeszcze fragment z książki Erazma Majewskiego "Kapitał", być może komuś pomoże w lepszym zrozumieniu bogactwa.
CTTTRLKOQ -->viewtopic.php?f=10&t=30312.
(...)
Kapitał bowiem duchowy tem różni się od materyalnego, że jest pierwszym i niezbędnym warunkiem bogactwa materyalnego, a nawet wogóle bytu społecznego. Biorąc rzecz przyrodniczo, odgrywa on literalnie rolę życia, samego. Gdyby bowiem bogactwa duchowego nagle nie stało, albo gdyby przestało być czynną i twórczą siłą społeczną, czyli kapitałem, wówczas zdarzyłoby się ze społeczeństwem to samo, co się zdarza z organizmem, gdy zawieszają się w nim czynności życiowe odtwórcze i twórcze. Stałoby się trupem. Stagnacya w odtwarzaniu się bogactwa duchowego pociągnęłaby rychło zupełną stagnacyę w odtwarzaniu się materyalnego. Przemiana materyi w społeczeństwie zostałaby zawieszona i rozwój społeczny ustąpiłby miejsca zjawisku szybkiej dezorganizacyi, którego kresem byłoby doszczętne rozłożenie się bogactwa materyalnego w prostą przyrodę, z drugiej zaś strony zanik dusz w narodzie do rozmiarów i znaczenia zwierzęcych.
Pierwszorzedność bogactwa duchowego (potęgi społecznej) w tem się zaznacza, że gdy utracone nagle bogactwo materyalne (materya społeczna) może być względnie łatwo odtworzone w narodzie, w którym nie wygasły mądrość, wiedza, uczucia i wola, - odwrotny stosunek obu bogactw byłby niemożliwy.
I w tej nieodwracalności stosunku obu bogactw do siebie odsłania się najjaskrawiej z jednej strony słuszność, z drugiej wszakże niedokładność dawnego twierdzenia, że źródłem bogactwa jest "praca ludzka". Najogólniej ten wyraz biorąc, jest to prawdziwe z uwagi, że każdej, choćby najprostszej pracy ludzkiej towarzyszy choćby drobna szczypta "potęgi społecznej", następnie, że bierzemy wówczas sumarycznie wszelkie prace ludzkie, bez ich szczegółowego oceniania. Ale gdy weźmiemy pod uwagę, że praca pracy nie równa, że pewnym pracom towarzyszy i przewodniczy niezmiernie wielka ilość kapitału duchowego, (wiedzy i mądrości), gdy innym zaledwie tak minimalna jego ilość, jakiej potrzebują zwierzęta, to zrozumiemy jak dalece wyniki społeczne różnych prac "ludzkich" mogą i muszą być odmienne.
Źródłem bogactwa materyalnego jest tedy nie "praca ludzka", ale twórcza część duszy ludzkiej, czyli kapitał duchowy, połączony z pracą fizyczną ludzką w jedno działanie na przyrodę.
30. O cenie i wartości ludzi.
Wiemy już, że kapitał materyalny tyle znaczy praktycznie, jakby go nie było, dopóki nie przyłączy się doń duchowy. Pozostanie on póty martwym skarbem, podległym bezpłodnej destrukcyi, póki nie przyłączy się doń odpowiednio wielki i mocny specyalny kapitał duchowy. Wyłania się tedy fakt, że obie kategorye kapitału, jako prywatne własności, rozmieszczone są miedzy osobników w narodzie bez wzajemnej zależności.
Istnieją tu wszelkie możliwe stosunki, które najprościej będzie zebrać w cztery grupy:
1) pewna ilość osobników w narodzie posiada bardzo wielkie kapitały materyalne, choć reprezentuje niezmiernie drobne kapitały duchowe,
2) pewna ilość osobników reprezentuje bardzo wielkie kapitały duchowe, ale nie posiada znowu wcale materyalnego lub bardzo mały,
3) pewna ilość osobników reprezentuje drobne kapitały duchowe i żadnego materyalnego, wreszcie
4) istnieje pewna ilość osobników lub całostek społecznych, obdarzona jednym i drugim mniej lub więcej harmonijnie.
W tej chwili dotkniemy tylko prostych następstw podobnego rozkładu, a więc przymusowej stagnacyi kapitałów materyalnych w pierwszej grupie, zaś w drugiej i trzeciej - kapitałów duchowych. Tu bowiem materya społeczna - tam moc społeczna nie mogą przejść w stan czynny jedno bez drugiego. Z obu stron mamy tylko skarby, nadmiary, bezsilne, lubo tu i tam inne.
Cóż się więc dzieje? Pod wpływem głodu społecznego (w pierwszej grupie) i fizyologicznego (w drugiej i trzeciej) zjawia się pogoń właścicieli materyalnego za kapitałem duchowym - właścicieli zaś duchowego za materyalnym. Oba kapitały, niby dwie płci różnoimienne pożądają się i szukają się wzajem, aby się zlać w pełną dźwignię twórczą.
Idea jest pierwiastkiem twórczym, ale pogrążonym jakgdyby w próżni. Potrzeba jej materyi. I to samo zachodzi z bezwładną materyą. Dopiero, gdy nastąpi połączenie, odrazu zaczyna się działanie twórcze, zjawia się coś zupełnie podobnego do życia. W bezwładną materyę wstępuje życie i ta całość nowa asymiluje oraz wydziela i rośnie tak samo, jak wszelkie indywiduum żywe. Cóż dziwnego, że tam, gdzie wielka ilość materyi społecznej ma stale do rozporządzenia wielką ilość mocnych kapitałów duchowych, twórczość społeczna wre daleko silniej, niż tam, gdzie bądź jednego, bądź drugiego, bądź obu niewiele.
Zachodzi teraz pytanie czy te dwie różne ale wzajem sobie niezbędne potęgi (właściciele dwu kapitałów), wchodzą ze sobą w stosunek wymienny zgodnie z prawdziwą wartością obu, lub też nie? I drugie pytanie: jakież są szansę, aby spółki takie stawały się normalnemi, to jest gospodarczo najwydajniejszemi?
Na wszystkie te pytania odpowiedź wypada ujemna, mianowicie niekorzystna dla kapitałów, wartości i własności duchowych. Tak niekorzystny stan rzeczy ma dwie przyczyny główne.
Naprzód pomówimy o jednej.
Oto nie posiadamy łatwego środka do określenia wartości kapitału duchowego, tkwiącego w osobniku.
Tylko gdy osobnik posiada własny kapitał materyalny - może on nie poddawać się egzaminowi - i wedle własnej woli stać się siłą twórczą, odpowiedzialną jedynie przed sobą za wyniki swej działalności. Osobnik pozbawiony własnych pieniędzy musi znaleść ufnego władcę pieniędzy, który go oceni mniej lub więcej trafnie, ale musi on pierwej sam znać swą wartość (czyli moc twórcza), aby się nie dał niedoszacować, tymczasem rzadko znamy choćby własną wartość rzeczywistą i bądź przeceniamy się, bądź niedoceniamy sami.
Z tych powodów, jak również ze złej woli bądź jednej bądź drugiej strony, istnieje pewna ilość spółek niesprawiedliwych, jeszcze zaś większa ilość takich, o których nie umiemy wydać sądu: czy są one sprawiedliwe, a jeżeli nie, to do jakiego stopnia, brak nam bowiem zasady do porównywania ze sobą wartości kapitału duchowego z wartością materyalnego.
Zjawia się tedy potrzeba zastanowienia się jak mamy szacować kapitał duchowy, czyli moc twórczą?
Zadanie trudne, bo skomplikowane. Komplikuje się ono naprzód skutkiem stwierdzonej już niezgodności cen dzieł ludzkich z ich wartością rzeczywistą, następnie skutkiem naszej nieznajomości wartości tych dzieł.
Nie znając środka do sprawdzenia istotnej wartości dzieł - nie posiadamy tem samem środka do poznania wartości ich twórców. Ale też, o ile zdołamy ocenić wartość twórców czyli wartość wszelkich osobników pracujących - wówczas zdobędziemy sposób do ocenienia rzeczywistej wartości dzieł. Zadanie zatem godne trudu.
Zdawałoby się, że sytuacya nasza w tem poszukiwaniu należy do beznadziejnych, że brak nam punktów oparcia, ale, na szczęście, tak źle nie jest. Pierwszą podstawą, na której możemy się wesprzeć, jest pewność, że kapitału duchowego musi być więcej, aniżeli materyalnego, pewność, oparta na fizycznej zasadzie dźwigni. Gdyby było inaczej, wówczas nie zjawiłaby się ekonomiczna wytwórczość i nie byłoby ekonomicznego postępu; wartość dzieł ludzkich równałaby się zawsze ich cenie, która byłaby wciąż jednakowa, albowiem przy równowadze ramion dźwigni, produkcya (gdyby była możliwa) odbywałaby się właściwie bez dźwigni, byłaby dziełem prostej pracy ludzkiej. Pomijam już okoliczność, że w tych warunkach wcale nie mogłoby być tej ogromnej ilości i rozmaitości dzieł, jaka nas otacza, i którą ciągłe zużywamy, ale gdyby nawet przypuścić, że obywalibyśmy się bez nich, jak to niegdyś było, to wówczas ceny wszystkich wytworów trzymałyby się na najniższym poziomie zapłaty za prostą pracę ludzką, bo naprzód nie byłoby czem drożej płacić, następnie nie byłoby warto więcej płacić. To jest pewnik, zgodny zresztą z wynikami, do których doszliśmy na innych drogach.
A teraz drugą znowu podstawą, na której z nie mniejszą pewnością możemy się wesprzeć, będzie myśl, że gdyby wartość kapitału duchowego była opłacana w pełni i według wartości materyalnego, wówczas cena dzieł byłaby równa ich wartości, tylko tak bardzo wysoka, ze nie opłaciłoby się nikomu ich nabywanie.
Sam więc fakt, że ceny dzieł są zwykle niższe od wartości wskazuje, że wartość czynnego kapitału duchowego musi być wyższa od jego ceny. Odkąd wiemy, że materya kapitałowa reprezentuje pracę czysto fizyczną ludzką, opłacaną najniżej, odtąd nie może to podlegać wątpliwości.
Gdy więc z jednej strony widzimy, że przy małej ilości kapitału duchowego - nie byłoby ekonomicznego produkowania, a z drugiej strony wiemy, że produkowanie ekonomiczne jest cechą ludzkiej wytwórczości która wzmaga się z postępem, czego dowodzą ustawicznie obniżające się ceny bardzo wielu dóbr ludzkich, - to już mamy stwierdzenie, że kapitału duchowego musi być znacznie więcej, niżeli materyalnego, i to tem więcej, im naród jest produkcyjniejszy. Ale nie dosyć tego. Cena kapitału materyalnego dostarcza nam stałej skali do mierzenia wartości duchowego czyli do wyrażania jego wartości. Skoro raz posiadamy tą skałę, to już względnie łatwo dojść do przybliżonego choćby wyobrażenia o wielkości kapitału duchowego drogą oceny tych oszczędności na prostej pracy fizycznej, jaką nam niesie duchowy. Wiadomo, że wysoki rozwój techniki oszczędza iście nieprawdopodobne ilości prostej pracy ludzkiej, a choć nie we wszystkich działach wytwórczości oszczędność bywa równie wielką, to jednak dziś technika przeciętnie oszczędza bez porównania więcej pracy ludzkiej, niżeli jej pochłania. Ta pewność narazie nam wystarcza do postawienia twierdzenia, że wartość kapitału duchowego musi być bez porównania większą od jego ceny, a co za tem idzie, ogólna suma duchowego musi być znacznie wyższa od materyalnego. Rzecz prosta, że to nie przesądza jeszcze wcale o stosunku wzajemnym osobistych kapitałów duchowych względem takichże materyalnych, bo te stosunki mogą być i bywają rozmaite, - ale to wskazuje, że w ogólnym bilansie narodu kapitał duchowy nie reprezentuje ceny, równej jego wartości, a więc, że pewna i to bardzo znaczna ilość duchowego pracuje bezpłatnie. Dowodzi tego zresztą powszechnie znany fakt gospodarczy, że ceny ogromnej większości towarów utrzymują się w pobliżu granicy wartości pracy ich wykonawców, jak się to dawniej mówiło, a w pobliżu ceny ich pracy, jak my to dziś wyrażamy.
Mogłoby się zdawać, że takie zjawisko świadczy przeciw naszym wywodom, a więc że walczymy o wyrazy, gdyż "wartość" i "cena pracy (cenność)" schodzą się, niemal ze sobą, ale takiego mniemania nie możnaby brać na seryo. Odeprzeć je łatwo wskazaniem na fakt, że tak ogromna produkcya bogactwa, jaką widzimy, byłaby wprost niemożliwą, gdyby pracy prostej nie przychodził z pomocą - wyższy rozum, czyli gdyby kapitałowi materyalnemu nie przychodził z pomocą kapitał duchowy przynajmniej równej wartości, najczęściej zaś znacznie wyższy. A czemu rozum, ów kapitał, jest tak bardzo niedoceniany - to, zwłaszcza w ekonomii, nie może stanowić zagadki. Odkąd wiadomo, że wszelka cena jest wynikiem spółzawodnictwa, to całe zjawisko nizkich cen towarów, trzeba złożyć na karb silnego spółzawodnictwa, które panuje we wszystkich rodzajach wytwórczości. Ono to właśnie sprawia, że wszystkie ceny dążą do możliwie najniższego poziomu, ale cóż ceny nizkie mają wspólnego z wartością, gdy wiemy, że przyciśnięty potrzebą, odda choćby złoty zegarek (jeśli go ma) za bochenek chleba, jeśli tego chleba koniecznie potrzebuje.
Ludzie i własności ich duchowe, jak już wiemy - są także towarami, podobnie jak każde inne i podlegają wszystkim prawom rynku, jeżeli więc takiego towaru, któremu na imię "kapitał duchowy" jest więcej, niżeli go potrzeba na rynku, i jeżeli taki "kapitał-towar" ma tę nie dającą się usunąć wadę organiczną, że musi jeść i mieszkać pod dachem, aby nie zginąć, to w braku kupca musi się oddać, choćby za bezcen. Tak też bywa. Gdy już wszystek zapas materyi społecznej, gotowej do działania został połączony z kapitałem duchowym, pozostaje bardzo znaczny nadmiar ostatniego, zmuszony do bezczynności jedynie dla braku ważkiego ramienia, do któregoby mógł się przyłączyć. Z takiego stosunku płynie nieuchronny spadek ceny bogactw duchowych gotowych do działania twórczego. Moc twórcza, jak każdy towar, ocenia się tem niżej, im jej więcej na rynku i stąd materyalny kapitał, daleko rzadszy, jest bardziej poszukiwany.
Stąd płynie wybitna dążność osobników bogatych duchowo, ale pozbawionych bogactwa materyalnego (materyi kapitałowej) albo do wynajmowania sobie owej materyi od tych, którzy jej posiadają nadmiar, albo też - do wynajmowania siebie na usługi posiadaczów materyi, czyli tak zwanych kapitalistów.
I oto staje się zrozumiałem czemu materyalne bogactwo, pozostające we władaniu prywatnem dusz małych (słabotwórczych) niesie im zyski bez pracy. Zyski te niesie im ich użyteczność społeczna, pozwalająca innym osobnikom osiągać zyski większe, niżeliby sama ich praca im dawała, a w konsekwencyi przyczyniająca bogactw materyalnych. Dusze mocne, skazane dla braku materyi kapitałowej na bierność, wolą się dzielić z dostarczycielem ważkiej części dźwigni, wartościami nowo-wytworzonemi, niżeli trwać w bezczynności przymusowej. I to samo dzieje się często z drugą stroną - obie więc na wejściu w spółkę zyskują. To jedno tylko trzeba zaznaczyć, że najczęściej zyskuje daleko więcej właściciel materyi kapitałowej, niżeli właściciel kapitału duchowego ponieważ pierwszy ma nad drugim przewagę handlową jako właściciel towaru bardziej poszukiwanego i rzadszego.
Teraz możemy już poruszyć w całej rozciągłości pytanie (postawione w r. 24), skąd pochodzi niejednakowa, ale najczęściej olbrzymia różnica pomiędzy wartością dzieł ludzkich, indywidualnych lub zbiorowych, a ich ceną?
Czemu w praktyce handlowej nikt nie liczy się z rzeczywista wartością towarów i nietylko to, czemu sami ekonomiści, zwłaszcza z obozu mechanistycznego również nie interesują się rzeczywistą wartością towarów?
Dwie są tego przyczyny i rozpatrzymy je po kolei.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz