Kształt wojny IV generacji jest nadal mgławicowy. W dotychczasowych dyskusjach przewiduje się, że będzie to raczej starcie idei i informacji niż stechnicyzowanych środków rażenia. Prognozuje się, że będzie to wojna bez linii frontu.
MANIPULACJA ZAMIAST ARMAT (DOK.)
Według zaleceń Mao, wzorowanych na doświadczeniach Lenina, partyzanci powinni tworzyć zjednoczony front różnych ugrupowań politycznych i organizacji społecznych i tą drogą budować sieć powiązań propagandowo-wywiadowczych, dzięki którym każdy członek społeczeństwa zostanie wpisany w wysiłek wojenny. Równolegle należy prowadzić dwutorową kampanie propagandową, prowadzącą z jednej strony do erozji woli politycznej przeciwnika oraz zniechęcenia jego sojuszników do udzielania pomocy, a z drugiej - do zjednania sobie przyjaciół i sojuszników.
Przemyślenia Mao rozwinęli Ho Chi Minh i generał Vo Nguyen Giap i wykorzystali je w praktyce podczas wojny wietnamskiej. Ho Chi Minh uważał, że czynnikami decydującymi o przebiegu i wyniku wojny są międzynarodowa sytuacja polityczna oraz światowa opinia publiczna. Dlatego poszedł dalej niż Mao i zbudował sieć powiązań międzynarodowych, dzięki którym mógł wywierać wpływ na społeczeństwo amerykańskie i zmieniać jego stosunek do wojny. Manipulując umiejętnie mediami i akcjami partyzanckimi, Ho i Giap potrafili zaprezentować konflikt wietnamski jako problem niemożliwy do rozwiązania przez Stany Zjednoczone i tym samym zniechęcić Amerykanów do szukania dróg zwycięstwa. Ho i Giap nie dążyli do militarnego pokonania przeciwnika. Skruszyli jego wolę walki pośrednio poprzez oddziaływanie światowej opinii publicznej i w ten sposób zmusili USA do wycofania się.
Nikaragua: dlaczego wygrali sandiniści
W Nikaragui Front Wyzwolenia Narodowego im. Sandino (FSLN) nawet nie planował zwycięstwa militarnego. Zamierzał przejąć realną władzę, stojąc w cieniu, drogą wywierania wewnętrznego i zewnętrznego nacisku na rząd prezydenta Anastasia Somozy. W ocenie płk. Johna Waghelsteina, analityka działań wywrotowych z Instytutu Studiów Strategicznych, sandiniści obalili Somozę i przejęli władzę, ponieważ stworzyli inspirowany przez siebie ruch organizacji politycznych, który zdobył szerokie poparcie wewnątrz kraju i gorącą sympatię za granicą. Zadbali przy tym, żeby ich zagranicznych sympatyków nie można było powiązać z Kubą, Związkiem Sowieckim czy państwami bloku wschodniego. Legitymację moralną uzyskali, powołując się na teologię wyzwolenia, modną wówczas wśród części duchownych Kościoła katolickiego w Ameryce Łacińskiej. Po takich przygotowaniach wzięli szturmem opinię publiczną Stanów Zjednoczonych, manipulując umiejętnie lewicującymi dziennikarzami amerykańskich i światowych mediów, aż do podsuwania im nie tylko tematów, ale nawet gotowych tekstów. Osobną kampanię (wzorowaną w sporej mierze na działaniach Kominternu) prowadzili wykładowcy i mówcy wykreowani przez sandinistów na autorytety moralne i naukowe. Odwiedzali oni amerykańskie organizacje akademickie, społeczne i kościelne, tłumacząc "drugie dno" informacji napływających z Nikaragui i apelując o naciski na kongresmenów zasiadających w Waszyngtonie w komisjach odpowiedzialnych za kwestie bezpieczeństwa i polityki zagranicznej USA.
Utworzona przez sandinistów sieć propagandowa skutecznie wytworzyła obraz Frontu Wyzwolenia jako organizacji demokratycznej, opierającej się krwawemu reżimowi Somozy. Wielokierunkowe oddziaływanie tej sieci doprowadziło do zbudowania szerokiej koalicji wewnątrz i na zewnątrz Nikaragui, która otorbiła i sparaliżowała ekipę Somozy. Militarnie miała ona nadal przewagę nad sandinistami, ale straciła wolę walki, wolała oddać władzę i uciec z kraju. Sandiniści przejęli władzę, odsunęli niedawnych sojuszników i zdławili protestujących, którym marzyła się prawdziwa demokracja. Zachowali jednak międzynarodową sieć zwolenników, dzięki której sparaliżowali poparcie dla opozycyjnych Contras, montowane w Waszyngtonie przez administrację prezydenta Ronalda Reagana. Sandiniści tak skutecznie opanowali umysły "różowych" intelektualistów Europy Zachodniej, że kiedy druzgocąco przegrali wybory, prezenterzy dzienników telewizyjnych BBC założyli czarne krawaty przed podaniem rezultatów głosowania.
Intifada, czyli wstęp do wojny IV generacji
Wnikliwie analizowanym, chociaż jeszcze nie do końca rozpracowanym konfliktem o charakterystyce zbliżonej do wojen IV generacji jest palestyńska intifada. Dysponujące zdecydowaną przewagą militarną, stechnicyzowane izraelskie siły zbrojnie zostały w niej pokonane przez zgraję nastolatków z kamieniami. Intifada rozpoczęła się spontanicznie 9 grudnia 1987 roku i w ciągu kilku dni rozszerzyła się na całe terytorium okupowane. Po kilku tygodniach miała już kierownictwo na trzech niezależnych poziomach. Lokalnie protestem kierowały "komitety sąsiedzkie". Adaptowały one do swoich warunków ogólne wytyczne centralnego ośrodka koncepcyjnego - Zjednoczonego Narodowego Dowództwa Powstania. Oddziaływanie na zewnątrz i do wewnątrz społeczności palestyńskiej zapewniali naukowcy, dziennikarze i politycy. Wymienione tu trzy środowiska istniały przed intifadą, ale działały oddzielnie. Protest połączył ich wysiłki. Komitety sąsiedzkie zaopatrywały manifestujących na ulicach w wodę, żywność i organizowały pomoc medyczną dla rannych. Zjednoczone Dowództwo luźno koordynowało działalność komitetów, natomiast środowisko intelektualistów skoncentrowało się na oddziaływaniu na światową opinię publiczną - przede wszystkim amerykańską i izraelską. W sumie wypracowano strategię: ograniczonej przemocy (zakaz używania materiałów wybuchowych i broni palnej), maksymalnego wykorzystania środków masowego przekazu (przede wszystkim telewizji), podział terenu konfliktu na strefę niebezpieczną dla przeciwnika (tereny okupowane) oraz strefę względnego spokoju (terytorium Izraela). Odrzucenie przemocy i eksploatacja mediów sprawiły, że w ciągu kilku miesięcy Izrael, który cieszył się dotychczas powszechną sympatią, jako mały naród zagrożony przez otaczających go wrogów, zaczął być postrzegany jako brutalny okupant stosujący powszechnie terror wobec dzieci. Natomiast koncepcja dwóch stref przekonała wielu Izraelczyków, że korzystniej jest wycofać się i żyć na terenach, gdzie panuje spokój. Trudno jeszcze mówić o rezultatach intifady, ale - jak się wydaje - Palestyńczycy osiągnęli dzięki niej więcej, niż w prowadzonych wcześniej tradycyjnych działaniach zbrojnych.
Net-wojna
Kształt wojny IV generacji jest nadal mgławicowy. W dotychczasowych dyskusjach przewiduje się, że będzie to raczej starcie idei i informacji niż stechnicyzowanych środków rażenia. Prognozuje się, że będzie to wojna bez linii frontu. Zanika bowiem rozgraniczenie na to, co "wojskowe" i to, co "cywilne". Naprzeciw tradycyjnych sił zbrojnych stają nieuzbrojeni cywile, a nawet uzbrojeni przeciwnicy szukają schronienia wśród ludności cywilnej, która ponosi we współczesnych konfliktach wyższe straty niż regularni, "frontowi" żołnierze. W wymiarze wojny IV generacji trudno będzie o tradycyjny cel, który można obezwładnić i zniszczyć ogniem. Walka toczyć się będzie przede wszystkim w sferze informacji, nowym polem walki będzie ludzka świadomość, a powodzenie będzie zależne od opanowania zasobów wiedzy i informacji przeciwnika. Będzie to konflikt zwany czasami "net- wojną", polegający na zakłócaniu, niszczeniu lub wypaczaniu wiedzy posiadanej przez społeczność będącą obiektem ataku lub na manipulowaniu tą wiedzą. Dotyczy to zarówno wiedzy o sobie, jak i o świecie zewnętrznym. Informacyjny atak może koncentrować się na obywatelach danego kraju lub tylko na jego elicie rządzącej i kręgach opiniotwórczych, które po "przełknięciu" informacji podsuniętej potajemnie przez przeciwnika (lub skonsumowanej za wynagrodzeniem) wtórnie niejako manipulują współobywatelami.
Propaganda głównym orężem współczesnej wojny
Naczelnym celem wojny IV generacji jest bowiem podporządkowanie sobie innych społeczeństw środkami nie powodującymi zniszczeń fizycznych. Przejęcie nad nimi kontroli w możliwie niezauważalny sposób, potajemnie, najczęściej przy pomocy zwerbowanej w tym społeczeństwie agentury wpływu. Wykorzystuje się przy tym szeroko kanały dyplomatyczne, propagandę, oddziaływanie psychologiczne, dywersję polityczną, kulturalną i obyczajową, a także manipulowanie historią i lokalnymi mediami, infiltracje sieci komputerowych, baz danych itp. Działanie musi być wielokierunkowe i masowe, bowiem dla przejęcia kontroli nad średnim krajem (rozmiaru Polski) konieczne jest posiadanie około 1,5 miliona ludzi o podobnych poglądach, uplasowanych w aparacie władzy i administracji państwowej, gospodarce, szkolnictwie, służbach państwowych itp. Inaczej mówiąc: do opanowania kraju drogą wojny IV generacji potrzebnych jest półtora miliona wyszkolonych zwolenników albo świadomych lub półświadomych agentów.
Bez uciekania się do przymusu fizycznego i zniszczeń substancji, tak liczną grupę podobnie myślących ludzi można ukształtować jedynie drogą sterowania społecznego. Przy czym w przypadku podboju innego narodu zadaniem dla prowadzących działania wojenne IV generacji jest doprowadzenie do samozniszczenia się tej społeczności. Do takiej zmiany sposobu myślenia społeczeństwa i takiego otumanienia warstwy rządząco-opiniotwórczej, żeby bez większego oporu sama oddała kontrolę nad własnym krajem i ludnością.
Obrona przed taką agresją jest trudna i skomplikowana, zwłaszcza kiedy przeciwnik naciera skrycie i umiejętnie. Najpierw bowiem trzeba rozpoznać, że jest się obiektem ataku, potem należy uzyskać społeczne poparcie dla przeciwdziałania agresji, a to może być prawie niemożliwe, gdyż współobywatele zostali już świadomościowo rozbrojeni. Dopiero po otrzymaniu społecznego poparcia można ruszyć do kontrnatarcia, zbrojnym w informacje i wiedzę opartą na solidnym fundamencie porządku moralnego i troskliwie kultywowanych własnych, tradycyjnych wartości.
Rafał Brzeski
Dr Rafał Brzeski specjalizuje się w zagadnieniach dotyczących działalności służb specjalnych. Tłumacz książki Christophera Andrew Archiwum Mitrochina.
Źródło: newbielink:http://www.andrzejwronka.com/archiwumtxt/brzeskimanipulacja.htm [nonactive]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz