Dred Scott urodził się w Virginii jeszcze w XVIII wieku, jako niewolnik. W kraju, w którym konstytucja stanowiła, że „wszyscy” ludzie są wolni, niewolnictwo było rzeczą zwyczajną i nawet Ojcom Założycielom z Jerzym Waszyngtonem na czele, specjalnie to nie przeszkadzało.
Można to wytłumaczyć jedynie tym, że ówcześni Amerykanie, podobnie zresztą, jak dzisiejsi, tak samo, jak Anglicy, tak naprawdę nie uważają przedstawicieli innych narodów za równych sobie.
Oczywiście nie przyznają się do tego za żadne skarby, bo przeszkadza im w tym zarówno kultura, jak i pycha – ta sama, która skłania ich do pouczania i instrumentalnego traktowania innych narodów, uwodzonych przy pomocy różnych podniosłych makagigi. Bywają jednak sytuacje, gdy z archanioła wyłazi – jak mówi poeta – „stara świnia reakcyjna”. Tak właśnie było w przypadku Dreda Scotta.
Jego właścicielem był doktor Emerson, któremu Dred Scott towarzyszył w podróży ze stanu Missouri, który należał do stanów „niewolniczych” do Wisconsin, gdzie niewolnictwo było zakazane na mocy Ordynacji Północnozachodniej z 1787 roku. Toteż kiedy jego właściciel wrócił do Missouri, Scott wystąpił do niezawisłego sądu, któremu przewodniczył sędzia Roger Taney ze stanu Maryland, dowodząc, że skoro już trafił na terytorium, na którym niewolnictwo jest zakazane, to stał się wolnym człowiekiem.
Sąd Najwyższy pod przewodnictwem tegoż sędziego Taney’a, stosunkiem głosów trzech do sześciu orzekł, że Scott, będąc niewolnikiem, nie jest obywatelem Stanów Zjednoczonych, tylko własnością swojego pana, który tej własności pozbawiony być nie może z mocy postanowień Kompromisu z Missouri oraz Ordynacji Północnozachodniej.
Kompromis z Missouri został zawarty między stanami południowymi i północnymi w roku 1820. Na jego podstawie Missouri uzyskało status stanu niewolniczego, w zamian za co stany południowe zgodziły się, by na terytoriach zachodnich granica niewolnictwa przebiegała wzdłuż równoleżnika 36 stopni i 30 minut szerokości północnej. Z kolei Ordynacja Północnozachodnia poddawała obszary na północnym zachodzie Ameryki pod władzę Kongresu w związku z czym wydawało się oczywiste, że stany wyodrębnione z tego terytorium nie będą stanami niewolniczymi.
Jednak wspomniane orzeczenie właściwie unieważniało wszystkie postanowienia Kongresu. Był to pierwszy tego rodzaju wyrok Sądu Najwyższego, a właściwie drugi – po sprawie Marbury kontra Madison z roku 1803, według którego ustawa uchwalona przez Kongres jest niekonstytucyjna. W sprawie Scotta Sąd Najwyższy USA orzekł, że murzyńscy niewolnicy nie mają żadnych praw, zwłaszcza obywatelskich, tylko stanowią przedmiot własności.
Podobna sytuacja powtórzyła się w roku 1973, ale oczywiście już nie w stosunku do Murzynów, bo ich niewolnictwo zostało w USA zniesione po zakończeniu Wojny Secesyjnej, tylko w stosunku do ludzi bardzo małych, którzy jeszcze nie zdążyli się urodzić. Była to sprawa Roe kontra Wade. Sąd Najwyższy USA uznał wtedy, że każda kobieta ma prawo do aborcji, czyli poćwiartowania takiego małego człowieka, a wynika ono z prawa do prywatności i wolności, gwarantowanego przez 14 poprawkę do konstytucji.
Nie jest to jednak wcale takie oczywiste, bo 14 poprawka stwierdza m.in., że „nie może żaden stan pozbawić kogoś życia, wolności lub mienia bez prawidłowego wymiaru sprawiedliwości, ani odmówić KOMUKOLWIEK (podkr. SM) na swoim obszarze równej ochrony prawa”.
Cóż wynika z 14 poprawki? Ano, że odnosi się ona do wszystkich istot żyjących, należących do gatunku ludzkiego, niezależnie od fazy życiowej i że żadnej z nich, pod jakimkolwiek pozorem, żaden stan nie może odmówić równej ochrony prawa, m.in. prawa do zachowania życia. Tymczasem sentencja wyroku SN w tej sprawie brzmiała następująco: „Naszym wnioskiem jest, że prawo do prywatności osobistej obejmuje także prawo do podjęcia decyzji o aborcji lecz prawo to nie jest bezwarunkowe i musi być rozpatrywane z uwzględnieniem istotnego interesu stanu”.
Co to jest, ów „istotny interes stanu” – tajemnica to wielka, a poza tym – jakby powiedział Aaronek – żadnej logiki tu nie ma. Jest to raczej bełkot, a to dowodzi, że jak trzeba, to Sąd Najwyższy USA potrafi bełkotać tak samo wprawnie, jak „trójki NKWD” w Sowietach za panowania Józefa Stalina.
No dobrze – ale właściwie kiedy „trzeba” sądownie zabełkotać? Wydaje mi się, że wtedy, gdy oczekuje tego Partia. A czego oczekuje Partia? A Partia oczekuje, że niezawisły sąd będzie akomodował się do tak zwanych „masowych nastrojów”, bo od tego zależy, czy Partia będzie mogła umoczyć pyski w melasie, czy też będzie się tylko przyglądała, jak pyski w melasie moczy sobie konkurencja.
Skoro jednak niezawisły sąd akomoduje się do oczekiwań Partii i oddaje się „masowym nastrojom”, które sprawnie wywołują pierwszorzędni fachowcy od manipulowania gawiedzią, to czy można jeszcze mówić o niezawisłości? W tej sytuacji nie ma żadnego powodu, by tak się nadymać „demokracją” , bo okazuje się, że zarówno w komunie, jak i w demokracji ostatnie słowo należy do pierwszorzędnych fachowców, którzy mogą aresztować każdego.
Nawiasem mówiąc, bohaterką i beneficjentką tego wyroku była niejaka pani Norma Mc Corvey. Najwyraźniej obdarzona skłonnością, a być może – tak jak ś.p. Jacek Kuroń do wódki – prawdziwą zapamiętałością do bzykania, ale uciekająca od jego naturalnej konsekwencji. Pierwszy owoc bzykania oddała swojej matce. Drugi oddała do adopcji, a trzeci zdecydowała się poćwiartować. Tutaj jednak natrafiła na sprzeciw ze strony stanu Texas, w osobie prokuratora Wade, który ujął się za niedoszłą ofiarą. Pani Norma nie dała jednak za wygraną i zaciągnęła Texas przed niezawisły sąd, który „powinność swej służby zrozumiał” i w podskokach wyszedł naprzeciw oczekiwaniom Partii, już wtedy wodzonej za nos przez zastępczy proletariat amerykańskiej komuny.
I tak się to ciągnęło przez dziesięciolecia, ale dzięki Kościołowi katolickiemu świadomość, że legalizacja aborcji oznacza zgodę na ludobójstwo, którego rozmiarów mogliby pozazdrościć Hitler i Stalin z Mao Zedongiem na dodatek, zaczęła w społeczeństwie amerykańskim stopniowo narastać. W związku z tym również Partia wyciągnęła z tego wnioski, że jak wy tak – to my tak – i przeforsowała „swoich” kandydatów do niezawisłego sądu, żeby konkurencja się tam tak nie panoszyła.
Toteż niedawno niezawisły Sąd Najwyższy uchylił był wyrok z 1973 roku uznając, że prawo do ćwiartowania ludzi bardzo małych nie należy do konstytucyjnych praw obywatelskich. Wkrótce potem gubernatorzy niektórych stanów wprowadzili na ich terytoriach zakaz aborcji „na życzenie”, co rodzi obawę, że jak komunizm w USA okrzepnie jeszcze bardziej, to z czasem może dojść tam do kolejnej Wojny Secesyjnej, tym razem między stanami „aborcyjnymi” i „nieaborcyjnymi” – chociaż jeszcze nie wiemy, czy wzdłuż 36 równoleżnika – który leży stosunkowo niedaleko 38 – jak w Korei, bo wzdłuż 17 – jak w Wietnamie – to by było niemożliwe.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz