Zagadka nieśmiertelności
Po przeczytaniu tekstu red. Ronalda Laseckiego: „Jerzy Urban nie „umarł” ogarnęły mnie wątpliwości, czy faktycznie były rzecznik prasowy PRL-owskich rządów i redaktor naczelny tygodnika „NIE” pozostawił po sobie ponadczasowe dziedzictwo, pozwalające na przeświadczenie o jego „nieśmiertelności”.
Czy można uznać, że po 1989 roku Jerzy Urban w jakimś szerszym zakresie oddziaływał na środowiska polityczne rządzące naszym krajem? Czy pozostawił po sobie jakiekolwiek trwalsze idee, mogące mieć wpływ na obecną i przyszłą rzeczywistość? Nie sądzę.
Mam wrażenie, że red. Ronald Lasecki mocno przecenia spuściznę Jerzego Urbana, a jego samego wręcz demonizuje. Świadczy o tym fragment jego artykułu: „Bo właśnie Urban jest istotnym autorem naszej demoliberalnej współczesności; jako typowy liberalny zgniłek „żydowskiego pochodzenia”. Zawsze wróg państwa, patriotyzmu, moralności, władzy, religii, nacjonalizmu, porządku, propagator permisywizmu, indywidualizmu i hedonizmu” .
Pomijając dość specyficzny język jakim autor się posługuje – nie sądzę aby to Jerzy Urban był architektem III Rzeczypospolitej, państwa czerpiącego obecnie inspiracje z zupełnie innych niż demoliberalne źródeł i fundamentów ideowych? Bo czyż w dobie postępującego autorytaryzmu, wojującego „antykomunizmu”, oficjalnej rusofobii i klerykalizacji życia publicznego (nie mającej zresztą nic wspólnego z szacunkiem dla katolicyzmu) – można mówić o istotnej roli Jerzego Urbana? Czy to Jerzy Urban utrwalał szkodliwą, a wręcz śmiertelnie niebezpieczną dla polskiego bytu narodowego tradycję insurekcyjno-powstańczą? Czy to Jerzy Urban organizował marsze „wyklętych”, miesięcznice katastrofy smoleńskiej, czy też akademie z okazji Powstania Warszawskiego?
Wręcz przeciwnie – redaktor „NIE” bardzo często w prześmiewczy sposób demaskował absurdy polskiego życia publicznego i piętnował politykę postsolidarnościowych elit. To, że przy okazji promował hasła i wartości, które nie przystają do wizji świata narodowców jest sprawą zupełnie odrębną.
Pochodzenie i światopogląd Jerzego Urbana są powszechnie znane, a zatem przypominanie jego tożsamości i korzeni jest swego rodzaju „wyważaniem już otwartych drzwi”. Można zapytać się i co z tego wynika? Czy można uznać, że narracja tygodnika „NIE” jest narracją wiodącą w obecnej rzeczywistości? Czy kształtuje ona polskie społeczeństwo, bądź chociażby jego elity?
Wręcz przeciwnie – tygodnik „NIE”, który odgrywał pewną rolę po transformacji ustrojowej w 1989 roku (jako symbol oporu przeciwko zawłaszczaniu państwa przez środowiska wywodzące się z „Solidarności”), stopniowo tracił na znaczeniu – w przeciwieństwie zresztą do różnych prawicowych periodyków afiszujących się swoim tandetnym, a wręcz jarmarczno-odpustowym „patriotyzmem”. Analizując zagrożenia i negatywne zjawiska życia publicznego należy zatem zachować odpowiednie proporcje.
Na koniec warto zauważyć zadziwiającą zbieżność negatywnych komentarzy i ocen dotyczących Jerzego Urbana wśród na co dzień zwalczających się polityków koalicji i postsolidarnościowej opozycji Na przykład dla Kazimierza Smolińskiego z PiS – Jerzy Urban był „sowieckim kacykiem, który nigdy nie odpowiedział za swoje czyny”, a dla Bartłomieja Sienkiewicza z PO „figurą kłamstwa i cynizmu władzy”. Zbieżność tych ocen z całą pewnością daje wiele do myślenia.
Michał Radzikowski
https://myslpolska.info
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz