Źródła pańszczyźnianego balastu
Dlaczego w Polsce tak długo nie ukształtował się nowoczesny naród? Skąd biorą się nasze cywilizacyjne zapóźnienia, a także zachowania w życiu codziennym, które stanowią relikty przeszłych stosunków społecznych i nierzadko hamują rozwój i rywalizację z innymi narodami?
Na te pytania nie sposób odpowiedzieć bez analizy głębokiego podziału na Chamów i Panów, czyli folwarczno-pańszczyźnianego balastu nad Polską.
Czy to kolejna historia ludowa?
W sposób popularnonaukowy zajął się tym krakowski historyk, prof. Andrzej Chwalba wraz z dziennikarzem, Wojciechem Harpulą. W efekcie powstał swoisty leksykon najważniejszych zagadnień związanych z tytułowymi relacjami Chamów z Panami. Na kartach pracy Cham i Pan. A nam, prostym, zewsząd nędza? odnajdziemy alfabetycznie poukładane hasła pozwalające na odtworzenie stosunków społecznych panujących w Polsce popiastowskiej.
Polska historiografia, szczególnie w zakresie historii społecznej i gospodarczej, nieco zmieniła w ostatnich dekadach przedmiot swych zainteresowań. Za czasów Polski Ludowej, rzecz jasna, większą uwagę zwracała na perspektywę warstw niższych, wyzyskiwanych. Po 1989 roku nadszedł z kolei okres fascynacji szlachtą i szlachetczyzną, nawiązujący do tradycji romantycznych w tym zakresie. Niemal każdy starał się poszukiwać „szlacheckich” korzeni swej rodziny, często wręcz je wymyślając.
Około 2010 roku pojawiać zaczęły się jednak publikacje w stylu określanym zbiorczym mianem historii ludowej. Oczywiście, ich inspiracją był często dorobek amerykańskiego historyka, autora wydanej po raz pierwszy w 1980 roku monumentalnych rozmiarów Historii ludowej Stanów Zjednoczonych, Howarda Zinna (wyd. polskie Ludowa historia Stanów Zjednoczonych. Od 1492 roku do dziś, Warszawa 2016). U nas w tym duchu pisać zaczęli m.in. Adam Leszczyński, Andrzej Leder czy Jan Sowa, a ostatnio Kacper Pobłocki.
Książka Chwalby i Harpuli, jak deklarują jej autorzy, ma zachowywać równowagę pomiędzy różnymi nurtami interpretacji historii społecznej Polski.
Zaborcza modernizacja społeczna
Problem likwidacji stosunków folwarczno-pańszczyźnianych nie był podejmowany przez większość rodzimych, polskich elit politycznych. Myśliciele epoki Oświecenia zdawali się go rozumieć, ale ich sztandarowy produkt, jakim była Konstytucja 3 Maja kwestii w istocie go nie rozwiązywał; „autorzy konstytucji zadbali, żeby jej zapisy dotyczące chłopów miały charakter ogólnikowy” (s. 189).
Nie zmieniły tego lokalnie podejmowane próby wprowadzania nowych stosunków, jak choćby ciekawie opisywana przez autorów Rzeczpospolita Pawłowska założona przez kanonika wileńskiego, księdza Pawła Brzostowskiego pod koniec XVIII wieku.
Polska tkwiła w szlachetczyźnie, nie zamierzając się z niej wydostawać. Impulsy modernizacyjne przychodziły z zewnątrz. I miało to swoje konsekwencje, bardzo brutalne, dla procesu formowania się nowoczesnego narodu.
Andrzej Chwalba i Wojciech Harpula piszą o atmosferze po uwłaszczeniu polskich chłopów dokonanej w zaborze rosyjskim przez cara Aleksandra II w 1864 roku. Cały wiek XIX to zresztą ewidentny sojusz chłopów z władzą zaborczą przeciwko rodzimej szlachcie i ziemiaństwu.
„W 1864 roku wieś eksplodowała radością. Gdy powstańcy styczniowi w lasach toczyli straceńcze boje z sołdatami, a na grobach wielu z nich sadzono pierwsze kwiaty, chłopi organizowali ‘pogrzeby pańszczyzny’” (s. 23) – piszą, wyjaśniając dlaczego polski chłop znacznie cieplejszymi uczuciami darzył cara niż szlacheckich powstańców.
Podobnie, tyle że wcześniej, działo się w zaborze pruskim i austriackim. Polska szlachta nie zdała egzaminu z dojrzałości społecznej, nie chciała nawet deklarować kroków, które przywieść mogłyby powstanie jednolitego, samoświadomego narodu polskiego. A Aleksandrowi II chłopi stawiali pomniki i kapliczki.
Relikty folwarcznego zarządzania polską gospodarką funkcjonują, zdaniem autorów, i dziś. „W polskiej kulturze organizacyjnej zaskakująco często obowiązuje model folwarczny: z wodzowskim, autorytarnym szefem na czele i biernymi pracownikami, którzy nade wszystko cenią sobie pewność pracy oraz dobre, bliskie familiarności, stosunki ze współpracownikami. Z nowoczesną gospodarką opartą na wiedzy i innowacjach ma on niewiele wspólnego. Z zachowaniami kierownictwa i pracowników gospodarstwa rolnego sprzed pięciuset lat – całkiem sporo” (s. 163) – piszą.
Faktycznie, nader często w relacjach służbowych mamy do czynienia z reliktami pańszczyźnianymi. Choć budzą one drwinę i obrzydzenie, nadal w wielu strukturach i firmach kwitną w najlepsze.
Nie-ludzie
Chłop, jak wiemy z sarmackich mitów, sprowadzony był w Polsce do roli przedmiotu, a co najwyżej bydlęcia. Nie ma wątpliwości, że w I Rzeczpospolitej ukształtowała się kultura w istocie niewolnicza, bazująca na wyimaginowanym, sztucznie wykreowanym rasizmie, zakładającym pochodzenie chłopów od biblijnego Chama, przeklętego jakoby syna Noego.
Ten sarmacki rasizm stanowić miał ideologiczne uzasadnienie niewyobrażalnej przemocy. Skoro bowiem chłop nie był człowiekiem, lecz przedmiotem, można było go nie tylko karać cieleśnie na wszelkie wyobrażalne, sadystyczne sposoby, ale również zabić całkowicie bezkarnie. System społeczny i prawny jagiellońskiej Polski bazował na faktycznym wyjęciu spod prawa zdecydowanej większości mieszkańców kraju.
Wielowiekowa separacja różnych grup społecznych doprowadziła do ukształtowania się dwóch, całkowicie odmiennych mentalności – „pańszczyźnianej” i „wolnej”, co z bólem konstatował wybitny działacz i ideolog ruchu ludowego Jakub Bojko w swej pracy Dwie dusze z 1904 roku.
Podział, choć w mniej dehumanizującym wydaniu, istnieje do dziś i rodzi określone skutki, w tym polityczne. „Po kolejnych wyborach liczni publicyści powtarzają bezrefleksyjnie diagnozę wyniku: ‘Głupi, biedni, z małych ośrodków zagłosowali na X, wykształceni, bogaci, z większych ośrodków zagłosowali na Y’, a internetowa (choć nie tylko internetowa) opinia publiczna jest pełna epitetów pod adresem ‘motłochu’, ‘bydła’, ‘prymitywów’ i ‘plebsu’. Cham i Pan wciąż żyją w polskiej duszy?” (s. 111) – pytają, chyba retorycznie Chwalba i Harpula.
Dodajmy, że wieloletni, „pański” stosunek polskiej klasy politycznej do potomków chłopstwa (choć podziały dziś nie są czytelne) doprowadził faktycznie do powstania ludowego resentymentu, którym w umiejętny sposób manipuluje od lat obóz dziś rządzący i na polskim ludzie w istocie żerujący, fałszywie przedstawiając się jako ten „swój”.
Bunt zapomnianego Szeli
Przemoc Panów z rzadka tylko wywoływała brutalną odpowiedź Chamów. Chwalba i Harpula poświęcają jedno z haseł swojego leksykonu słynnemu Jakubowi Szeli, przywódcy rabacji galicyjskiej z 1846 roku. Przyznać trzeba, że postać to w polskiej historiografii nieco zapominania, której na sztandary obawiał się wziąć nawet ruch ludowy, może poza jego najradykalniejszymi społecznie skrzydłami.
Tymczasem, wbrew funkcjonującym do dziś stereotypom, Szela chciał zorganizować realnie buzujący gniew, choć nie do końca mu się to udało. Okrucieństwo jego rebelii było czymś nietrudnym do przewidzenia, psychologicznie całkowicie wytłumaczalnym. „Przemoc chłopów stanowiła lustrzane odbicie pańskiej przemocy. Łatwość zadawania bólu chłopi wchłonęli z pańszczyźnianym mlekiem” (s. 246) – czytamy.
Przemilczana przez większość współczesnych rebelia Jakuba Szeli była w rzeczywistości jednym z największych tego rodzaju wystąpień, nie tylko w Polsce. „Rabacja stanowiła najrozleglejszy ruch chłopski w Europie od czasów rewolucji francuskiej. Po raz pierwszy i ostatni w dziejach o polskich chłopach obszernie pisano w gazetach trzech zaborów, prasie europejskiej, a nawet amerykańskiej” (s. 248) – piszą Andrzej Chwalba i Wojciech Harpula.
Regionalne różnice
Historia społeczna, stosunki własnościowe, ale też religia kształtowały w Polsce różnice regionalne, niekiedy możliwe do zaobserwowania i dziś. Weźmy szkolnictwo, omawiane przez autorów. W XVII wieku do szkół na wsiach uczęszczało 12% dzieci na Warmii, 6-8% na Pomorzu i w Wielkopolsce, zaś w Małopolsce, na Mazowszu i na Wschodzie jedynie 1%. Jednocześnie rozwój szkół religijnych sprawił, że korzystnie na tle ludności polskiej w sferze wykształcenia i alfabetyzacji wyróżniali się Żydzi; w XVIII wieku aż 85% żydowskich mężczyzn miało już wykształcenie w stopniu minimum podstawowym.
Autorzy sporo opisów poświęcają też odmienności Wielkopolski i innych ziem, które znalazły się po zaborach w granicach państwa pruskiego. Dochodziło tam nie tylko do przyspieszonej modernizacji, ale również budowy więzi społecznych, rzadko spotykanych w klasistowskiej Polsce innych regionów.
Jagiellońska degradacja
Oczywiście, ukształtowanie się struktury społecznej opisywanej przez autorów to dzieło przede wszystkim Polski jagiellońskiej z jej gospodarczymi patologiami rolniczej monokultury, opiewanej niesłusznie przez niektórych jako „spichlerz Europy”. O tym, że praprzyczyną wielowiekowych późniejszych procesów była ekspansja na Wschód pisało zresztą wielu innych autorów, analizujących źródła zapóźnienia polskiego na tle reszty kontynentu.
„W epoce wczesnopiastowskiej chłopi byli poddanymi księcia lub króla. Nowożytność przyniosła im poddaństwo wobec panów: osobiste, sądowe i gruntowe” (s. 289-290) – piszą autorzy Chama i Pana…
Można z tego wyciągnąć dalej idący wniosek: model piastowski był modelem pozwalającym potencjalnie na powstanie silnego państwa europejskiego. Model jagielloński wiódł prostą drogą do rozkładu – społecznego, gospodarczego i geopolitycznego.
Integracja chłopów
Autorzy książki uczciwie przyznają, że za pierwszymi udanymi próbami stworzenia zintegrowanego narodu polskiego pod koniec wieku XIX stali przedstawiciele ruchu narodowego i ludowego. Przyszło im się wówczas mierzyć z opozycją, nie tylko ziemiańską. „Zaczęła się na wsi wojna o ‘rząd dusz’ między inteligencją ludową oraz ludowcami a kapłanami” (s. 315) – zauważają. Faktycznie, rola Kościoła – poza nielicznymi wyjątkami zaangażowanych społecznie duchownych – polegała zazwyczaj na legitymizowaniu istniejącego układu folwarczno-pańszczyźnianego. Doprowadziło to zresztą do pojawienia się nastrojów antyklerykalnych, szczególnie wśród polskich ludowców.
Naród polski de facto nie istniał. Funkcjonował jedynie „naród” sarmacko-szlachecki.
„Nazywanie powstań – listopadowego, krakowskiego i styczniowego – mianem narodowych (we współczesnym rozumieniu tego słowa) trudno uważać za uzasadnione co najmniej z dwóch powodów. Kiedy wybuchały, nie istniał jeszcze naród skupiający wszystkie warstwy ludności. Droga do tego była jeszcze daleka. Ponadto najliczniejszy składnik przyszłego narodu, chłopi, stali wtedy (poza wyjątkami) po drugiej stronie barykady lub zachowywali obojętność wobec dążeń narodowowyzwoleńczych” (s. 341).
Podziały i nieufność przetrwały znacznie dłużej; nie zasypała ich II RP; „Zorganizowane w latach drugiej wojny światowej Bataliony Chłopskie też świadczyły o braku zaufania do oficerów sanacyjnych z Armii Krajowej, często uważanych za przedstawicieli świata panów. Swojscy ludowi oficerowie byli bliżsi” (s. 348).
Książka Andrzeja Chwalby i Wojciecha Harpuli dotyka kwestii nie tylko historycznych, lecz także tych, które do dziś odgrywają kluczową rolę, pozwalają wyjaśnić niektóre nasze zachowania, w tym społeczne, organizacyjne i polityczne. Likwidacja reliktów jagiellońskiego społeczeństwa klasowego i formowanie się nowoczesnego narodu wciąż przed nami. Tym bardziej, że okres ten opiewany jest w niezliczonych panegirykach, szczególnie w ramach obowiązującej obecnie tzw. polityki historycznej.
Mateusz Piskorski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz