Skrzyżujemy szpady z Putinem?
Zgodnie z nową, świecką tradycją, nasz nieszczęśliwy kraj między 24 grudnia, a 6 stycznia pogrąża się w świątecznej nirwanie. Ta nirwana to taka namiastka szczęścia, bo zaraz potem nastąpi bolesny powrót do rzeczywistości i nasz nieszczęśliwy kraj znowu, jak zwykle, zacznie być nieszczęśliwy.
Ale nirwana – nirwaną, a tymczasem pod jej nieruchomą powierzchnią buzują ukryte nurty. Jeden nawet specjalnie się nie ukrywa, a to za sprawą pana ministra Szynkowskiego (vel Sęka).
Przestrzegł on ostatnio, żeby do projektu ustawy, którego założenia przywiózł z Unii Europejskiej, nie wprowadzać zbyt wielu modyfikacji, bo wtedy Komisja Europejska nie odblokuje forsy i całe „negocjacje” na nic.
No dobrze – ale co to znaczy „zbyt wielu”? Czy modyfikacje, na których nieubłaganym gruncie stanął wydymany przez pana premiera Morawieckiego pan prezydent Duda, mogą okazać się zbyt daleko idące?
Co tu ukrywać, pod powierzchnią nirwany wre tęga praca jurysprudensów, którzy do 11 stycznia, kiedy to Pani Kierowniczka Sejmu przeniosła debatę nad ustawą o Sądzie Najwyższym, muszą przygotować jakąś przesiąkniętą fałszem i krętactwami formułę, która pozwoli wyjść z twarzą zarówno panu premierowi Morawieckiego, jak i panu prezydentowi Dudzie, a kto wie – może nawet panu ministrowi Ziobrze? Takie zadania najlepiej powierzać właśnie jurysprudensom, których poeta nazywał „ironistami” i „mędrkami wykrętów chytrych” („A oni, ironiści mędrkowie wykrętów chytrych, wyciągną z teczki paragraf i rozprostują na wytrych”).
Tak bywało i kiedyś o czym świadczy wydarzenie z udziałem księdza profesora Stefana Pawlickiego. Uczestniczył on w posiedzeniu Senatu Uniwersytetu Jagiellońskiego, który z jakiegoś powodu miał trudności z podjęciem decyzji. Tymczasem ksiądz Pawlicki, który był słynnym na cały Kraków smakoszem, był zaproszony na kolację do domu słynącego z dobrej kuchni, więc kiedy obrady się przeciągały, wiercił się coraz niespokojniej, wreszcie wstał, wyekskuzował się, a na odchodne rzucił: „a bez względu na to, jaką prześwietny Senat podejmie decyzję, to uzasadnienie znajdą już panowie koledzy z Wydziału Prawnego”.
Jedna tylko rysuje się tu niewiadoma; jak mianowicie zareaguje wtedy Komisja Europejska, gdyby uznała, że Polska zlekceważyła formułę bezwarunkowej kapitulacji, podyktowaną panu ministrowi Szynkowskiemu (vel Sęk)? Obawiam się, że w tej sytuacji nic nam nie pomoże nawet przywrócenie do orzekania pana sędziego – oczywiście niezawisłego, jakże by inaczej? – Igora Tulei.
A przecież na tym świat się nie kończy, bo Judenrat „Gazety Wyborczej” podsuwa Komisji Europejskiej następny powód do blokowania forsy pod pretekstem niedostatków praworządności. Chodzi mianowicie o panią Julię Przyłębską – czy powinna zwolnić fotel prezesa Trybunału Konstytucyjnego dla faworyta cieszącego się poparciem Judenratu? Jeśli nie, to obawiam się, że pana ministra Szynkowskiego (vel Sęka) czeka kolejna runda trudnych „negocjacji”, zakończonych podyktowaniem Polsce kolejnej formuły bezwarunkowej kapitulacji. I tak dalej – aż do ostatecznego zwycięstwa – co upodobni wojnę hybrydową, jaką Niemcy od początku 2016 roku za pośrednictwem instytucji Unii Europejskiej prowadzą przeciwko Polsce, do przechodzącej w stadium przewlekłe wojny na Ukrainie.
Właśnie prezydent Biden otworzył prezydentowi Zełeńskiemu kredyt na zakup w USA broni i amunicji w wysokości 45 mld dolarów, więc wojna potrwa jeszcze co najmniej rok, chyba, żeby dezercja przerzedziła szeregi niezwyciężonej armii ukraińskiej. Właśnie jej wódz naczelny zaproponował drastyczne zaostrzenie kar za dezercję, więc coś może być na rzeczy.
Ale – jak to mówią – w naszym fachu nie ma strachu, więc już coraz częściej się przebąkuje o możliwości interweniowania na Ukrainie „Połączonych Sił Ekspedycyjnych”, utworzonych suwerenną decyzją kilku państw europejskich z poparciem Stanów Zjednoczonych. Chodzi o to, że interwencja takich „sił” na Ukrainie nie byłaby interwencją NATO, która nieuchronnie wciągałaby w bezpośrednie działania wojenne przeciwko Rosji również Amerykę. Tymczasem po to się ma sojuszników, zwłaszcza takich, co to już nie mogą doczekać się skrzyżowania szpad z Putinem, żeby ich wykorzystać w charakterze askarisów – jak to miało miejsce podczas operacji pokojowej i misji stabilizacyjnej w Iraku i Afganistanie.
A tu jeszcze szykuje się nowa okazja, nowy front walki o wolność i demokrację – bo oto Serbia postawiła armię w stan najwyższej gotowości w związku z poczynaniami Kosowerów, będących od samego początku najukochańszymi duszeńkami Ameryki, która w swoim czasie podjęła nawet pokojowe bombardowania Serbii, byle tylko im dogodzić. Jak tedy widzimy, sytuacja ma charakter rozwojowy, więc mimo trwającej jeszcze nirwany, mamy się nad czym zastanawiać, zwłaszcza gdy nadejdzie bolesny powrót do rzeczywistości.
Tymczasem rozpoczął się sezon kolędowy, w związku z którym w mediach ateistycznych zaroiło się od publikacji, jakie to księża stawiają parafianom wymagania, już nawet nie w kwestii forsy, tylko w kwestii temperatury w mieszkaniach. Można by pomyśleć, że Kościół w Polsce utrzymują ateiści i czciciele Phallusa Uskrzydlonego, który podobno został ustanowiony przez Sanhedryn w charakterze obiektu kultu dla obywateli z – jak to nazywał marszałek Piłsudski – „rozdziwaczoną płcią”. Tylko patrzeć, jak czciciele tego bóstwa zaczną odbywać swoje nabożeństwa, w trakcie których nie może pewnie zabraknąć tak zwanych „momentów” – no bo jakże inaczej?
Myślę, że Judenrat „Gazety Wyborczej” musi z nowym kultem wiązać nadzieje, bo czyż w przeciwnym razie tak by się angażował w ekscytowanie przedstawicieli mniej wartościowego narodu tubylczego do apostazji i alternatywnych liturgii wigilijnych – oczywiście zanim się ich nie zagoni do którejś z gmin żydowskich, bo jak już się skutecznie zniechęci księży do kolędy, to kto będzie pilnował interesu?
Właśnie Czytelnik nadesłał mi zdjęcie z Trafalgar Square w Londynie, gdzie żadnej choinki już nie ma, a na centralnym miejscu króluje menora w kolorach tęczy, z pozapalanymi lampkami Chaunki. To jest ta latarnia morska, wyznaczająca kierunek marszu ku świetlanej przyszłości.
W ramach pracy u podstaw trwa tedy kampania mająca na celu zakaz spowiadania dzieci pod pretekstem, że nie rozróżniają one jeszcze, co dobre, a co złe. Tak w każdym razie sugeruje pan Rafał Betlejewski,, który nawet i dzisiaj zdaje się mieć z tym trudności, a wtóruje mu renegat z zakonu Jezuitów, pan prof. Obirek, który jest znakomitym przykładem ewangelicznego osobnika opętanego przez siedem złych duchów – jednego gorszego od drugiego. W przeciwnym razie wystarczyłoby mu wystąpienie z zakonu i Kościoła, a tymczasem on nie tylko wystąpił, ale jeszcze ulega nieodpartemu impulsowi obsrywania go.
Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz