Przygotowania Żydów do powrotu do władzy.
Część I.
Puławianie
Po dojściu Gomułki do władzy zakończył się w Polsce ponury okres stalinizmu. Były to lata bandyckiego terroru połączone z ludobójstwem.
Szacuje się, że w latach 1944-1956 (okres rządów żydowskich) zostało w sumie zabitych i zaginionych do 160 tysięcy patriotów, a pewne źródła podają nawet liczbę 320 tysięcy ofiar zbrodni żydowskich. Miejsca represji żydowskich lat 1944-56 na portalu http://slady.ipn.gov.pl/sz/mapy/2,Miejsca-represji-komunistycznych-lat-1944-56.html/). „Tajemnice bolesławieckiego UB” na stronie http://fakty.interia.pl/prasa/odkrywca/news-tajemnice-boleslawieckiego-ub,nId,833490,nPack,2.
W 1956 r. przyszła październikowa odwilż. Okres ten został nazwany „przełomem październikowym”. Przełomowe znaczenie tej daty w historii PRL było uznawane powszechnie. Po 1989 r. „październikowa odwilż” poszła w zapomnienie.
Po 1956, podczas procesu destalinizacji za rządów Władysława Gomułki, niektórzy żydowskiego pochodzenia funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, m.in. Roman Romkowski (właśc. Menasze Grynszpan), Józef Różański (właśc. Józef Goldberg) czy Anatol Fejgin, zostali osądzeni pod zarzutami „nadużywania siły” i torturowania polskich patriotów (m.in. Witolda Pileckiego). Kilku z nich trafiło do więzień.
Zdecydowana większość pozostała bezkarna, zwłaszcza poza granicami Polski, m.in. Stefan Michnik, Helena Wolińska, Salomon Morel. Funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa, Józef Światło (właśc. Izaak Fleischfarb), po ucieczce na Zachód w 1953, za pośrednictwem Radia Wolna Europa, ujawnił metody stosowane przez UB, co doprowadziło do jego rozwiązania w 1954 r. (http://poznan.jewish.org.pl/index.php/historia-ZwPol/Okres-PRL-u.html). Na Zachodzie zbrodniarz stał się bohaterem.
Każdego roku 1 marca jest obchodzony Dzień Wyklętych, ale jak do tej pory nikt ze zbrodniarzy nie został ukarany. Nie potępiono zbrodniarzy. Zbrodnie rozmyto, bowiem uznano, że komunizm w Polsce był w latach 1944-1989.
Żydzi piastowali wysokie funkcje nie tylko w Wojsku Polskim, ale przede wszystkim w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego (UB). Według raportu, jaki w 1945 r. pułkownik Nikołaj Sieliwanowski (sowiecki doradca przy MBP) pisał do Ławrientija Berii wiadomo, że Żydzi stanowili 18,7 proc. ogółu pracowników Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (UB). Ale aż 50 proc. wśród zajmujących kierownicze stanowiska. Odsetek Żydów w MBP regularnie wzrastał przekraczając w późniejszym okresie 37 proc. ogółu. Biorąc pod uwagę, że w okresie powojennym Żydzi w Polsce stanowili mniej niż 1 proc. w społeczeństwie, ich udział w nowej władzy komunistycznej i w systemie represji był bardzo wysoki (http://poznan.jewish.org.pl/index.php/historia-ZwPol/Okres-PRL-u.html).
Poważna koncentracja osób narodowości żydowskiej wystąpiła w Departamencie Służby Sprawiedliwości Wojska Polskiego, Najwyższym Sądzie Wojskowym, Naczelnej Prokuraturze Wojskowej oraz w sądach i prokuraturach terenowych. Nazwiska zmieniały również osoby cywilne, i to niektórzy po kilka razy.
Żydzi byli też w rządzie. Jakub Berman (1901-1984), zbrodniarz komunistyczny żydowskiego pochodzenia, należał do najściślejszego kierownictwa PZPR, wicepremier Rady Ministrów. W latach 1949–1954 był członkiem Komisji Biura Politycznego KC PZPR ds. Bezpieczeństwa Publicznego, nadzorującej aparat represji stalinowskich w Polsce, współodpowiedzialny za zbrodniczą działalność Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Koordynował przygotowywania licznych procesów politycznych, prześladowania kilkusettysięcznej rzeszy członków AK, BCh i NSZ. Miał kierowniczy udział w morderstwach politycznych. W drugiej połowie lat 40. XX wieku tak umocnił swoją pozycję w Rzeczypospolitej Polskiej, że stanowił wraz z Bolesławem Bierutem i Hilarym Mincem trójkę stanowiącą najściślejsze kierownictwo PZPR. Bez zajmowania eksponowanych stanowisk, kierował ideologią partii komunistycznej oraz aparatem terroru.
Stefan Kisielewski o Żydach: (..) A swoją drogą ja jestem prorokiem, tyle że nikt mnie nie słucha. Dwadzieścia dwa lata temu powiedziałem Ważykowi, że to, co robią Żydzi, zemści się kiedyś na nich srodze. Wprowadzili do Polski komunizm w okresie stalinowskim, kiedy mało kto chciał się tego podjąć z „gojów”.
Dalej: (...) od paru miesięcy odbywa się ostateczna rozgrywka między dwiema grupami ubeków: grupą żydów, która z łaski Rosji szarogęsiła się tutaj w latach Stalina, oraz grupą „partyzancką”. Po wojnie grupa przybyłych z Rosji Żydów-komunistów (Żydzi zawsze kochali komunizm) otrzymała pełnię władzy w UB, sądownictwie, wojsku, dlatego że komunistów nie-Żydów prawie tu nie było, a jeśli byli, to Rosja się ich bała. Ci Żydzi robili terror, jak im Stalin kazał (zresztą prawdziwi partyzanci też, tyle że byli raczej podwładnymi niż rozkazodawcami), dopiero w roku 1956 wycofali się z tego, a żeby się ratować, zwalili winę na tamtych (Zambrowski robiący Październik), oskarżając ich w dodatku o antysemityzm. Tymczasem dorosło młode pokolenie komunistycznych byczków i partyzanci rzucili ich na tamtych, szermując przy tym doskonale pasującym argumentem „syjonizmu”. Marzec to była prowokacja, aby Żydów dorżnąć - dwie grupy się walą, a między nimi plącze się nic nie rozumiejący Wiesio, który dał się nabrać, a teraz, gdy się nieco zorientował, jest trochę już późno, bo go robią na szaro, a żona Żydówka też mu nie pomaga (Fronda).
Maria Dąbrowska w „Dziennikach” pod datą 22.05.1956 r. zapisała: „Ostatnimi tygodniami byłam w Nieborowie w towarzystwie samych Żydów oprócz Anny i Bogusia. Częste ich rozmowy o wzrastaniu antysemityzmu. Czemu dziś sami są częściowo winni – bo jak można było dać sobą obsadzić wszystkie „kluczowe pozycje” życia Polski: prokuratury, wydawnictwa, ministerstwa, władze partii, redakcje, film, radio itp.” (Maria Dąbrowska, „Dzienniki”, T. 5, Czytelnik, Warszawa 1988).
Witold Jedlicki w artykule „Chamy i Żydy” pisał: „W kształtowaniu opinii publicznej Puławianom udaje się dokonać jeszcze jednej niebywale zręcznej wolty. Udaje im się mianowicie wykorzystać sprawę żydowską do likwidacji tak bardzo niewygodnego dla nich problemu odpowiedzialności osobistej za wyczyny z okresu stalinowskiego. Kto tę sprawę podnosi, zostaje natychmiast okrzyczany jako antysemita. Do akcji zmobilizowano prasę. Zaapelowano do różnych ludzi cieszących się autorytetem, którzy zaczęli publikować artykuły na temat antysemityzmu.
Dalej: „Okazja sama się nadarza. Jest nią ów nieszczęsny referat Chruszczowa. Impreza zostaje wyreżyserowana w ten sposób, że nawet kilkuletnie dzieci wpuszcza się na zebrania, na których dowiadują się one szczegółów tortur, wymuszania zeznań, ludobójstwa itp. Na zebraniach tych pojawia się kilku, stale tych samych, stosunkowo mniej skompromitowanych członków grupy: Jerzy Morawski, Władysław Matwin, Leon Kasman, Stefan Staszewski. Jak chłopcy na posyłki krążą oni od fabryki do fabryki i od instytucji do instytucji i wszędzie pokazują, jak ich serce boli. Nie ważne jest zresztą co mówią i jak się zachowują; ważne jest, że w tłum idzie wieść: „Istnieje w kierownictwie partyjnym grupa «Młodych Sekretarzy». To są uczciwi komuniści, którzy szczerze dążą do demokratyzacji. Trzeba im pomóc”. Opinię publiczną trudno było zmusić, żeby identyfikowała się z Bermanem, Mincem i Zambrowskim. Rzecz aranżowano więc tak, żeby się zaczęła identyfikować z Morawskim i Matwinem”.
Grupa ma wciąż w swoim ręku cenzurę, prasę i posłusznych pisarzy. Cenzura i redakcje dostają jak najbardziej liberalne wytyczne i w prasie zaczynają się pojawiać jeden po drugim odważne, reformatorskie, konsekwentnie demokratyczne artykuły, polemiki i felietony Jerzego Putramenta, Adama Schaffa, Stefana Arskiego, Zbigniewa Mitznera, Edmunda Osmańczyka, Henryka Korotyńskiego i wielu innych. Opinia publiczna zaczyna widzieć, że może liczyć na intelektualistów partyjnych. Nawet jeżeli w przeszłości błądzili, to dziś, gdy zrozumieli swoje błędy, odważnie i bez wahań piszą prawdę.
Wstrząs jest jednak silny, tym bardziej, że zarówno na zebraniach publicznych, jak i na łamach prasy sytuację szybko wykorzystują jednostki, które przez grupę nie są kontrolowane i które potrafią przemawiać i pisać zręczniej niż ci, którzy robią to na rozkaz. Rozbudzona opinia domaga się przede wszystkim dwóch rzeczy: reform i ukarania winnych. Z pierwszym nie ma kłopotu: Puławianie są teraz najdemokratyczniejsi i najliberalniejsi w świecie. Ale co robić z drugim problemem? Podjęta zostaje decyzja bolesna. Najbardziej znienawidzony i skompromitowany Jakub Berman zostaje poświęcony na ołtarzu sprawy. Dodaje mu się do towarzystwa trzech oficerów Bezpieczeństwa, niezręcznie w ten sposób sugerując, że gdyby ci trzej oficerowie nie nabroili, wszystko byłoby O.K. Opinia jest wyraźnie niezaspokojona. Wobec tego jeszcze paru figurantów (Dworakowski, Świątkowski) idzie w odstawkę. To wszystko jednak mało” (http://niniwa22.cba.pl/jedlicki_chamy_i_zydy.htm).
Roman Zambrowski był faktycznym przywódcą frakcji „Puławian”, opowiadającej się za ograniczonymi reformami i liberalizacją systemu. Dziwne było jego zachowanie, gdyż wcześniej, w latach 1949–1952, nadzorował politykę forsownej kolektywizacji wsi. Po 1956 r. przeszedł na rewizjonizm. 6 lipca 1963 r. XIII plenum KC PZPR oficjalnie przyjęło jego rezygnację z funkcji sekretarza KC i członka Biura Politycznego „z powodu złego stanu zdrowia”. Złożył rezygnację, gdyż wiedział, że będzie usunięty. Protesty 1968 r. odbywały się pod hasłami powrotu Zambrowskiego do władzy.
Młodą grupą wywodzącą się z rodziców, będących puławianami (młodym wcieleniem), bądź rodzinnie powiązaną z tym środowiskiem byli „komandosi” związani z buntem 1968 r.
Rewizjoniści
W 1957 r. ukazały się dwa artykuły rewizjonistyczne: pierwszym był artykuł Leszka Kołakowskiego zamieszczony w „Życiu Warszawy” w lutym 1957 r., nazwany „manifestem rewizjonistycznym”, drugim tekstem rewizjonistycznym był elaborat Juliana Hochfelda, opublikowany na łamach „Nowych Dróg” w kwietniu 1957 r. Hochfeld zamieścił w nim tak obrazoburcze dla partyjnego aparatu tezy jak pochwałę wolnej gry sił politycznych (stojących co prawda „na gruncie socjalizmu”), a także proponował zbudowanie systemu „hamowania i równowagi” w oparciu o parlament. Był to ostatni tekst na łamach centralnej prasy partyjnej, zawierający propozycje korekty funkcjonowania systemu komunistycznego w Polsce z pozycji rewizjonistycznych.
Od tego momentu numery „Trybuny Ludu” oraz „Nowych Dróg” pojawiające się przy okazji X Plenum KC PZPR oraz III Zjazdu PZPR będą zadrukowywane sążnistymi tekstami potępiającymi rewizjonizm, bez próby merytorycznej polemiki. Był to również moment, w którym mianem rewizjonistów otwarcie zaczęto określać wszystkich członków PZPR pragnących „socjalizmu z ludzką twarzą” (http://polska1918-89.pl/pdf/problem-rewizjonizmu-marksizmu-na-lamach-centralnej-prasy-partyjnej-w-,4606.pdf).
Jerzy Holzer o rewizjonistach pisał: „Decydujące o przyszłości działania władz dotyczyły przede wszystkim samej partii. Pod hasłem walki na dwa fronty – z dogmatyzmem i rewizjonizmem, w praktyce skierowanej jednak głównie przeciw rewizjonistom, przywrócono reguły tzw. Centralizmu demokratycznego i odgórnie sterowanie realizowane za pomocą zawodowego aparatu partyjnego. Zaostrzono cenzurę oraz podporządkowano prasę i wydawnictwa dyrektywom centralnego kierownictwa partyjnego.
Symbolicznego znaczenia nabrała likwidacja jesienią 1957 r. rewizjonistycznego tygodnika „Po prostu”, który odegrał istotną role w przygotowaniu październikowego przełomu”.
Dalej: „Także środowiska rewizjonistów stały się obiektem ataku. Ich próby zwiększenia aktywności uśmierzano środkami policyjnymi oraz narastającą kampanią propagandową. Bezpośrednie represje dotknęły młodych rewizjonistów, których przywódcy, Karol Modzelewski i Jacek Kuroń, skazani zostali w 1965 r. na kilka lat więzienia. Bardziej wstrzemięźliwie traktowano znanych przedstawicieli nauki i kultury, choć w 1966 r. niektórych z nich usunięto z partii, jak np. filozofa Leszka Kołakowskiego (Jerzy Holzer, ”Solidarność 1980-1981. Geneza i historia”, Wydawnictwo Krąg, Warszawa 1984).
Jacek Kuroń i Karol Modzelewski związani z prominentnym członkami KC PZPR, z pozycji rewizjonistów, podjęli krytykę kierownictwa partyjnego, zarzucając mu odejście od zasad marksizmu i leninizmu.
K. Modzelewskiego i J. Kuronia oskarżano o „sporządzanie i rozpowszechnianie opracowań zawierających szkodliwe dla interesów państwa polskiego, fałszywe wiadomości dotyczące stosunków politycznych i społeczno-gospodarczych w Polsce”. Modzelewski został wówczas skazany na 3,5 roku więzienia, Kuroń na 3 lata.
W dziesięciolecie Października grupa studentów Uniwersytetu Warszawskiego postanowiła na Wydziale Historycznym zorganizować spotkanie, na którym przedyskutowano by jego trwały i nietrwały dorobek, zwłaszcza na gruncie wolności twórczych. Wśród organizatorów zebrania znajdował się Adam Michnik, który po aresztowaniu Kuronia i Modzelewskiego z wolna wyrastał na nieformalnego lidera grupy młodych ludzi, przez czynniki partyjne przezwanej z czasem mianem „komandosów”. Nazwa ta wzięła się stąd, że ci inteligentni, młodzi ludzie, pojawiali się regularnie na zebraniach partyjnych i ZMS-owskich i tak jak prawdziwi komandosi działający na zapleczu nieprzyjaciela dezorganizują jego szyki, tak oni swoim nonkonformistycznymi wystąpieniami (a byli na ogół dobrymi mówcami) zakłócali z góry ustalony porządek obrad.
Alexander Dubček (1921-1992) był czechosłowackim działaczem politycznym, w latach 1963-68 był I sekretarzem KC KP Słowacji i członkiem Prezydium KC KPCz; 1968-69 I sekretarzem KC KPCz; gł. realizator reform w partii i państwie, zwanych praską wiosną 1968. Swój program określał głośnym w swoim czasie sloganem „socjalizm z ludzką twarzą”. Wydarzenia na Węgrzech w 1956 r. oraz w Czechosłowacji w 1968 r., krwawo stłumione, miały na celu wprowadzenie liberalizacji systemu. Bo droga do komunizmu wiedzie z liberalizmu.
Hasło rewizjonistów „Socjalizm z ludzką twarzą” pojawiło się podczas sierpniowych strajków w Stoczni Gdańskiej w 1980 r. Naiwni stoczniowcy wierzyli, że państwo „ludowe” można zreformować, aby polepszyć los szarego człowieka.
Zbigniew Herbert o socjalizmie z ludzką twarzą: „Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca. Oszust intelektualny. Ideologia tych panów, to jest to, żeby w Polsce zapanował „socjalizm z ludzką twarzą” .
To jest widmo dla mnie zupełnie nie do zniesienia. Jak jest potwór, to powinien mieć twarz potwora. Ja nie wytrzymuję takich hybryd, ja uciekam przez okno z krzykiem”. „…między innymi to szczere wyznanie Zbigniewa Herberta sprawiło, że TVP zażądała w 2000 roku ocenzurowania filmu o poecie. W uzasadnieniu podano, że to ze względu na „zbędne dygresje” i „wątpliwości natury etycznej” (http://wpolityce.pl/polityka/162935-25-lat-temu-zmarl-zbigniew-herbert-poeta-ktory-kochal-polske-i-pietnowal-jej-wrogow-michnik-jest-manipulatorem-to-jest-czlowiek-zlej-woli-klamca).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz