Przypowieść o trzech żydełkach i czwartym znienacka w trzech aktach, część III
Akt trzeci naszej przypowieści.
Mendel Waszyngtoński słowa danemu Lejbusiowi Kijowskiemu dotrzymał i …
* * *
Do wsi, na jej obrzeża sprowadził się drugi żyd, Mosze Kremlowski.
Toczy on z Lejbusiem Kijowskim ciągle zawzięte walki, przeklinają się nawzajem, skaczą sobie do oczu, raz stoczyli z sobą w samym środku wsi bój tak straszny, że aż ich wodą musiano oblewać, żeby się puścili. Wyniknęła z tego powodu wielka sprawa, którą później Układami Mińskimi nazwano, a do której z jednej i drugiej strony po kilkunastu świadków stawało.
Sprawa z powodu wzajemności obelg skończyła się na niczem, ale ciekawość we wsi obudziła wielką, wszyscy z upragnieniem oczekiwali na rezultat — i ma się rozumieć oczekiwali bądź to u Lejbusia Kijowskiego, bądź u Moszka Kremlowskiego, według tego, ku któremu z nich się czyje sympatye skłaniały.
— Ten łajdak, ten gałgan, — mówił Lejbuś do swoich stronników, — on będzie w kryminale siedział, żeby jego (rozumie się kryminał) czarny rok spotkał! Wy myślicie, że on jest żyd, prawdziwy, sprawiedliwy żyd, jak żydy bywają? Nie wierzcie temu, on jest cygan! on cały szelma jest!
Mosze Kremlowski zaś mówił do swoich:
— W co ten Kijowski tak dufa?! Może w to że jest Mendla Waszyngtońskiego zięć, i że Mendel bogaty jest. Aj waj! co wy takiego gadania słuchacie, Mendel wcale nie jest bogaty, co miał to już dawno stracił przez różne głupie spekulacye.
On jest wielki ryzykant, a teraz nie ma nawet tyle, żeby Lejbusiowi dać na zapłacenie raty z karczmy „Kijów”. Tego szelmę Kijowskiego, tego rozbójnika, co mi przestęp drogi zrobił, co mnie podrapał i pokąsał wsadzę do kryminału — a ja wezmę karczmę „Kijów” na siebie. Obaczycie moi kochani ludzie, co to będzie! Dopiero zobaczycie że żyd żydowi nie równy, że jest pomiędzy nimi duża dyferencya! Aj waj! i jaka dyferencya! U mnie będzie zawsze wódka pierwszy gatunek! fajn wódka, taka wódka jak ja rozumiem! U mnie każdy chłop będzie miał kredyt, ja nie będę darł takiego procentu jak Lejbuś, ja będę dla każdego usłużny… tylko niech tamten stąd wylezie… ale spodziewam się że na to długo nie poczekamy, bo taki gałgan, jak on jest gałgan, zaplącze się w jaką kryminalną sprawę i pójdzie w aresztanckie roty, co się jemu już dawno należy….
Kłócili się z sobą Lejbuś Kijowski i Mosze Kremlowski, kłóciły się i wymyślały sobie ich żony, a nawet małe bachury obu żydków rzucały jedne na drugich patykami i błotem, żeby stwierdzić antypatye swych ojców.
Raz w roku w miasteczku Davos obaj wrogowie zjeżdżali się — w mieszkaniu Mendla robili obrachunek, dzielili się zyskami — i znowuż, powróciwszy do wsi, toczyli na nowo boje.
Wojna każda w ogóle jest ciekawa — to też i żydowska wojna na przysiółku Donbas była niezmiernie zajmującem widowiskiem, tem się zaś od zwykłych wojen różniła, że nie strony walczące, ale neutralna strona ponosiła koszta i ciężary wojenne.
Lejbuś, przekonawszy się że od czasu przyjęcia wspólnika, obroty finansowe powiększyły się w trójnasób, podziwiał mądrość swego teścia i nieraz mówił do niego:
— Aj rebe Mendel, rebe mój Waszyngtoński, wy macie złotą głowę, ona jest warta cały majątek! Z waszej porady ja robię dobre interesa, i Moszek Kremlowski robi dobre interesa; i we wsi całkiem inny ruch się zrobił. Teraz dużo się poprawiło. Wielka szkoda że interes z lasem już skończony.
— Ty, Lejbuś, — odpowiedział Mendel, — nigdy nie żałuj tego co już przepadło, bo od przepadniętej rzeczy nie ma procentu, a od żałowania boli głowa. Ty tylko myśl o tem co będzie i staraj się, żebyś nie miał przyczyny do żałowania… naprzód wszystko tak kieruj — żeby było git.
— I to prawda jest. Każde słowo co wy powiecie, to jest prawdziwa prawda… ja was za to bardzo szanuję rebe Mendel, obyście tak mieli długie życie!
* * *
Wszystko w cichej, spokojnej wsi idzie po dawnemu; ludzie orzą, sieją, a jak przyjdzie czas zbierają co Bóg dał. Odmiany żadnej nie ma — tylko między żydami stała się kwestya.
Lejba Kijowski pogodził się ze swoim zawziętym wrogiem-wspólnikiem Moszkiem i już się nie kłócą.
Stało się to z powodu, którego sam nawet Mendel Waszyngtoński, chociaż taki mechanik do interesów, nie przewidział.
Podczas gdy Lejbuś ze swoim wspólnikiem wojnę najzawziętszą toczyli, osiedlił się okolicy trzeci żydek, wcale nie wspólnik i nie wtajemniczony w interesa.
Myślał on sobie tak: niech się tamci dwaj kłócą, niech sobie wyrywają pejsy, włóczą po sądach, ja będę całkiem spokojny, i zamiast wdawać się w bitwy, będę prowadził z chłopami interesa.
Gdy Kijowski dostrzegł niebezpieczeństwo, natychmiast, wspólnie ze swoim rzekomym wrogiem, uderzył na nieproszonego gościa.
Zrobił się wielki gwałt, awantura, bitwa — ale ów trzeci ustąpić ani myślał, powiedział im wprost:
— Moi kochani, ja także potrzebuję żyć i wypędzić się nie dam.
Wtenczas Lejbuś zaskarżył go do rabina, ale Srul Pekiński, takie ów przybysz miał imię, jako sprawiedliwy hassyd, odrzekł, że Lejbusia Kijowskiego rabin nic nie znaczy, że jemu podobniej wodę wozić, aniżeli tytuł rabina nosić.
— Więc w co ty wierzysz, gałganie! — zawołali wspólnicy, Lejbuś Kijowski i Mosze Kremlowski.
— Ja wierzę w mego „rebe“, do którego jeżdżę przynajmniej jeden raz w roku na święta.
— A gdzież on jest, ten twój wielki rebe?
— Nad pruską granicą.
Ponieważ z okolic karczmy „Kijów” i przysiółka Donbas do pruskiej granicy bardzo daleko, a Srul Pekiński ciągle wódkę sprzedawał, przeto wspólnicy udali się do Mendla Waszyngtońskiego po radę, w jaki sposób odwrócić nieszczęście.
Mendel myślał dość długo i rzekł:
— Lepiej razem z wilkiem jeść cudze mięso, niż dać swoje własne do jedzenia wilkowi… nie ma co, moi kochani, przyjmijcie tego gałgana do współki…
KONIEC.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz