piątek, 6 września 2024

Bardzo krótkie ławki i pizza wyborcza



W tekście pod tytułem: „ Wystrugani z banana” próbowałam opisać miałkość polskiej klasy politycznej. Skutkiem tego stanu rzeczy jest krótkość ław politycznych wszelkich partii.

Aby nie być stronniczą zacznę od PiS. Na kandydata na burmistrza Konstancina w ostatnich wyborach samorządowych PiS zaproponowało Marka Skowrońskiego, który jako były burmistrz Konstancina odegrał niechlubną rolę w aferze Łąk Oborskich.

Wprawdzie Skowroński licząc zapewne na krótką pamięć obywateli kraju i wybiórczą pamięć obywateli Konstancina podobno twierdzi, że to on uratował łąki od przejęcia przez grupę inwestorów popieranych przez ówczesne Ministerstwo Skarbu Państwa jednak fakty są niepodważalne. Skowroński wybory przegrał co potwierdza, że ta kandydatura była nietrafiona.

PiS premierem uczynił swego czasu ( w 2005 roku) Kazimierza Marcinkiewicza bardziej zajętego relacjonowaniem swoich kolejnych sukcesów i klęsk miłosnych niż losami kraju. Jego imponująca kariera – od belfra do premiera – została zamieniona na brylowanie w różnych Pudelkach i innych równie opiniotwórczych mediach. Z męża stanu stał się postacią humorystyczną.

W szeregach PiS byli również Radek Sikorski, Michał Kamiński, i wielu innych, którzy zmieniając ugrupowania stali się zaciekłymi wrogami tej partii. Czy wśród wielu światłych ludzi. Których w Polsce nie brakuje nie mogli znaleźć się lepsi kandydaci do sprawowania odpowiedzialnych funkcji w rządzie? A przede wszystkim bardziej lojalni i konsekwentni w swoich poglądach i wyborach.

Słuchając pana Kamińskiego ziejącego ogniem jak smok wawelski przeciwko PiS trudno uwierzyć, że był on kiedyś zaufanym członkiem tej partii. Aż się prosi aby trawestując poetę powiedzieć: „o polityku! ty puchu marny! ty wietrzna istoto”.

Według niesprawdzonych pogłosek PiS nie ma właściwie kandydata który mógłby wygrać zbliżające się wybory prezydenckie. Jednym z proponowanych kandydatów tej partii jest podobno nie znany szerokiej publiczności Zbigniew Bogucki, były wojewoda zachodniopomorski. Do Sejmu z listy PiS Bogucki dostał się po raz pierwszy w ostatnich wyborach po dwóch porażkach poniesionych w ubiegłych latach. W ubiegłym roku przegrał również w pierwszej turze wybory na prezydenta Szczecina uzyskując około 27%.

Nic nie ujmując panu Boguckiemu (możliwe, że byłby doskonałym prezydentem kraju) trzeba mieć świadomość, że w wyborach prezydenckich największą rolę odgrywa PR, nawet kiepski. Wygrywają ludzie znani, wielokrotnie pokazywani w mediach. Jak ktoś złośliwie powiedział – główka kapusty na kiju od miotły wielokrotnie pokazywana w telewizji miałaby duże szanse na wygraną prezydenckich wyborów.

Podobno PiS wystawiając nieznanych kandydatów chce uniknąć rywalizacji we własnych szeregach. Nazywajmy rzeczy po imieniu- chce uniknąć przepychania się kandydatów na bardzo krótkiej partyjnej ławce. Przepychaliby się zapewne Mateusz Morawiecki, Beata Szydło, oraz bardziej rozpoznawalny od Boguckiego Tobiasz Bocheński.

Mateusz Morawiecki był premierem i sygnatariuszem bardzo niepopularnych w społeczeństwie decyzji. Mam na myśli politykę covidową, aprobatę kamieni milowych, wprowadzenie zielonego ładu, czy zadekretowanie ukrainofilii. Nie pamiętam aby Morawiecki zdementował skandaliczne sformułowanie rzecznika MSZ Łukasza Jasiny- „ wszyscy jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”.

Nie czuję się sługą żadnego narodu (jak zapewne większość społeczeństwa polskiego) i nie życzę sobie aby ktoś w moim imieniu składał takie deklaracje. Beata Szydło nie uczestniczyła w tych wszystkich nietrafnych posunięciach, nie opatrzyła się, nie zużyła jako członek rządu. Jest jednak zapewne zbyt mało przebojowa. W niczym nie przypomina znanych w polityce kobiet. Dla mnie to wielka zaleta ale nie wiem czy podobnie odbiera to opinia publiczna.

Jaki jest Tusk i jego ferajna chyba już każdy widzi. A jeżeli jeszcze nie widzi to wkrótce zobaczy. Przepychanki tych wszystkich hunwejbinów na politycznej ławie są jedyną nadzieją, że ich ławka się wreszcie załamie.

Aby skomentować ewentualną rywalizację Tuska z Trzaskowskim powiem za Stalinem. Obaj gorsi a właściwie najgorsi. Przypomnę – Stalin zapytany czy gorsze jest prawicowe czy lewicowe odchylenie w partii odpowiedział krótko i rzeczowo: „oba gorsze”.

W odniesieniu do obu panów T nawet cytowanie Stalina nie wydaje mi się niestosowne. Na siłę do tej ławki chcą się przysiadać Kołodziejczak , którego rolnicy podczas dożynek po prostu wygwizdali, Kosiniak Kamysz który uważa, że każda koalicja musi zawierać PSL, a więc on jest zakładnikiem i zwornikiem koalicji i Hołownia usiłujący zdobyć popularność zamieniając Sejm w prywatny kabaret. Wszyscy jak jeden mąż najgorsi.

Poza tym mam nadzieję, że obywatele naszego kraju wreszcie zauważą, że to wszystko co naobiecywał im Tusk w kampanii wyborczej to tylko pizza wyborcza. Dotychczas używaliśmy terminu kiełbasa wyborcza na określenie obietnic przedwyborczych, których obiecujący nie mają zamiaru spełniać.

Ten związek frazeologiczny powstał za czasów realnego socjalizmu gdy przed wyborami rzucano do sklepów kiełbasę zwyczajną aby dobrze nastawić wyborców do głosowania na jedyną przecież listę PZPR. Obecnie bardziej trafne byłoby używanie terminu „pizza wyborcza” odkąd dopuszczono, że właściciele wrocławskiej Pizzerii Mania Smaku dostarczyli około 300 pizz do lokalu wyborczego we wrocławskiej dzielnicy Jagodno.

Lokal wyborczy w Jagodnie był najdłużej otwartym punktem wyborczym – ostatni wyborca opuścił lokal o 2:45 nad ranem. Nie wiem czy ktoś raczył zauważyć, że to wydarzenie, o którym entuzjastycznie rozpisywała się cała prasa i trąbił T (tak proponuję go nazywać) było podstawą do unieważnienia wyborów. Lokal wyborczy powinien być zamknięty dokładnie o określonej w ordynacji godzinie i w lokalu nie wolno przeprowadzać żadnych akcji propagandowych i reklamowych.

To nie jedyne i nie najważniejsze bezprawne działanie rządzącej koalicji. I nawet pizza wyborcza nie pomoże gdy ława polityczna jest taka krótka.

Izabela Brodacka Falzmann
https://ekspedyt.org

Obojętność zabija

 

Obojętność zabija


Ku mojemu zaskoczeniu, rażący przypadek przemocy i okrucieństwa przeszedł praktycznie niezauważony: we wsi Hajki w województwie dolnośląskim mężczyzna przez 5 lat przetrzymywał kobietę w chlewie, wykorzystując ją jako niewolnicę seksualną.

Wszystko to działo się dosłownie na oczach rodziców maniaka, którzy jednak nie widzieli w zachowaniu syna nic podejrzanego.

W wyniku kolejnego gwałtu maniak przywiózł kobietę do szpitala ze zwichniętym barkiem, ale lekarze, widząc stan ofiary, byli przerażeni i wezwali policję.

Biedna kobieta spotkała maniaka w Internecie i nie miała pojęcia, co ją czeka. Była tak przerażona, że bała się powiedzieć lekarzom o swoich kłopotach. „Nie mogłam powiedzieć lekarzom prawdy, bałam się, bo groził, że będzie jeszcze gorzej, jeśli się poskarżę” – powiedziała 30-latka lokalnemu portalowi „Myglogow.pl”. Śledztwo trwa.

Ten przypadek jest uderzający w swojej nieludzkości. John Fowles, autor powieści „Kolekcjoner”, kreując wizerunek Fredericka Clegga, pokazał nam prawdziwie zwierzęcy początek, prawdziwe zło. Myślę jednak, że Fowles byłby przerażony, gdyby dowiedział się, że 60 lat po napisaniu dzieła nic się nie zmieniło.

Pojawia się tu też inny problem: obojętność społeczeństwa. Nawet własna rodzina maniaka i gwałciciela nie widziała w nim jego bestialskiej natury. A co dopiero mówić o sąsiadach, przyjaciołach i znajomych? Nie zauważamy milionów nieszczęść wokół nas, woląc żyć w naszym przytulnym świecie.

Dziś nawet nie dziwi, że jakość życia tak bardzo spadła, a władze nie dbają należycie o swoich obywateli: brakuje nam empatii. A niektórym brakuje inteligencji i sumienia, jeśli wiesz, co mam na myśli…..

Jeśli zabijemy obojętność i otworzymy oczy na otaczającą nas rzeczywistość, możemy zmienić społeczeństwo! Do tego powinniśmy dążyć!

Marek_Szym
https://notatkimarka.neon24.net

 

Tusk wprowadza nową formę cenzury Internetu

 


Premier Donald Tusk poinformował, że jego rząd przyjął we wtorek projekt ustawy umożliwiającej szefowi ABW, a nie jak dotąd sądowi, decydowanie o tym, które treści w internecie mają charakter terrorystyczny. Na mocy decyzji szefa ABW będą one usuwane bez wyroku sądu.

We wtorek rząd zajął się przygotowanym przez MSWiA projektem ustawy o działaniach antyterrorystycznych, ustawy o ABW i AW.

Projekt dostosowuje polskie prawo do przepisów Unii Europejskiej, które dotyczą przeciwdziałania rozpowszechnianiu w Internecie treści o charakterze terrorystycznym. W tym celu wprowadzony zostanie mechanizm wydawania i weryfikowania nakazów usunięcia lub uniemożliwienia dostępu do takich treści. Za egzekwowanie nowych przepisów odpowiedzialny będzie szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

– Dotychczas treści w internecie, które stwarzają zagrożenie terrorystyczne, pomagają organizować zamach terrorystyczny, wzywają do niego, czy dotyczą różnego rodzaju ataku na inne osoby można było usuwać dopiero po wyroku sądu. Natomiast przyjęty dziś przez rząd projekt pozwala usuwać tego rodzaju treści bez wyroku sądu – powiedział premier Donald Tusk podczas konferencji po posiedzeniu rządu.

Wyjaśnił, że zgodnie z projektem, „szef ABW będzie oceniał, które treści mają charakter terrorystyczny i na mocy jego decyzji będą one usuwane”.

– Jeśli ich autorzy i właściciele uznają, że reakcja była przesadzona, bądź w ich ocenie nie miały one charakteru terrorystycznego, będą mogli zwrócić się w tej sprawie do sądu – dodał.

Szef rządu zwrócił uwagę, że podobne regulacje zostały już przyjęte we wszystkich krajach europejskich poza Portugalią i Słowenią.

W projekcie nowelizacji proponuje się ustanowienie szefa ABW jako organu odpowiedzialnego za wykonanie rozporządzenia w zakresie m.in. wydawania nakazów usunięcia zobowiązujących dostawców usług hostingowych do usunięcia treści o charakterze terrorystycznym lub uniemożliwienia dostępu do treści terrorystycznych we wszystkich państwach członkowskich.

Ponadto ABW ma weryfikować nakazy usunięcia treści wydane przez właściwe organy innych państw UE oraz stwierdzać ewentualne naruszenia w tym zakresie; przedłużać okres zachowania treści o charakterze terrorystycznym, które zostały usunięte lub do których dostęp został uniemożliwiony, na skutek wydanego nakazu usunięcia; wydawać decyzje w sprawie dostawców usług hostingowych narażonych na treści o charakterze terrorystycznym oraz nadzorować wdrażanie przez nich środków szczególnych. Wreszcie – nakładać kary administracyjne.

Realizacja zadań będzie następowała w drodze decyzji w toku jednoinstancyjnych postępowań. Jednocześnie dostawcom usług hostingowych, jak i dostawcom treści, w stosunku do których ABW wydało nakaz usunięcia, będzie przysługiwało prawo do zaskarżania tych decyzji przed właściwym sądem administracyjnym. Prawo wniesienia skargi do sądu administracyjnego będzie przysługiwało dostawcy usług hostingowych również na decyzję o jego wskazaniu jako dostawcy usług hostingowych narażonego na treści o charakterze terrorystycznym.

NASZ KOMENTARZ:
Zgodnie z przewidywaniami, reżim Tuska błyskawicznie nadrabia 8 lat, wprowadzając cenzurę nieporównywalną nawet ze słynnym ACTA, forsowanym przez niego w 2012 roku.

https://www.magnapolonia.org

Przywódcy, Sojusznicy i Jabłoneczka



Nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania, że proces oczyszczania terenów Polski pod Generalne Gubernatorstwo nabiera przyspieszenia.

Kiedy ślamazarne i groteskowe postępowania przez sejmowymi komisjami śledczymi nie przynosiły żadnych rezultatów, kiedy “bull-terarier” Donalda Tuska, czyli pan mecenas Roman Giertych – ma się rozumieć, Wielce Czcigodny” – w towarzystwie czasowo odciętych od stryczka, podobnie zresztą, jak i on – “sygnalistów”, co to powiedzą i podpiszą wszystko, co każą im powiedzieć i podpisać bodnarowcy, dostarczał jakichś pojedynczych oskarżeń, centrala BND najwyraźniej zniecierpliwiona, nakazała Donaldu Tusku przyspieszyć “rozliczenia” hurtowo.

Toteż Państwowa Komisja Wyborcza w ramach koordynacji dostała zadanie podcięcia PiS-owi finansowych korzeni egzystencji. Początkowo naiwnie myślałem, że PKW rzeczywiście natrafiła na jakieś malwersacje, ale szczęśliwie wyprowadził mnie z błędu pan sędzia Wojciech Hermeliński.

Dał on do zrozumienia, że tak naprawdę nie chodzi o żadne malwersacje, chociaż oczywiście nikt nie jest bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara – tylko PiS najpierw posiał wiatr, a teraz zbiera burzę. Chodziło o to, że w swoim czasie PiS, najwyraźniej przekonane o trwałości amerykańskiej protekcji, nawiasem mówiąc, drogo przez Polskę opłacanej, w 2018 roku przeforsowało wybór 7 członków PKW przez Sejm.

No i wybrani w 2023 roku nowi członkowie PKW przesądzili o odrzuceniu sprawozdania finansowego PiS. Gdyby po staremu zasiadali tam tylko niezawiśli sędziowie, to wszystko zakończyłoby się wesołym oberkiem, chociaż pan prof. Ryszard Balicki z obecnej PKW twierdzi, że działania PiS w kampanii w 2023 roku nie mogłyby pozostać bez reakcji bez względu na skład PKW, ale – powiedzmy sobie szczerze – co ma mówić? Pan sędzia Hermeliński to co innego; nie jest już przewodniczącym PKW, więc może pozwolić sobie na luksus szczerości.

A wszystko to dlatego, że PiS postawiło wszystko na Amerykanów. Tymczasem łaska pańska na pstrym koniu jeździ i – jak już dzisiaj wiemy – w marcu ub. roku amerykański prezydent Józio Biden, w nagrodę za dobre sprawowanie – a kto wie, czy również nie za rekompensatę za wysadzenie bałtyckich gazociągów – pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu, Niemcy przeprowadziły podmiankę na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu, tak samo, jak USA, które taką podmiankę przeprowadziły w roku 2015.

Gdyby zarzuty, kierowane pod adresem PiS przez Volksdeutsche Partei Donalda Tuska, że partia Jarosława Kaczyńskiego tak naprawdę jest ruską agenturą, były przynajmniej częściowo prawdziwe, to przeprowadzenie przez Niemcy takiej podmianki mogłoby być znacznie trudniejsze, a poza tym Polska nie musiałaby przez całe lata udostępniać Ukrainie za darmo zasobów całego państwa, wskutek czego nie tylko jest objęta procedurą nadmiernego deficytu przez UE, ale w dodatku deficyt przewidziany na rok 2025 w projekcie ustawy budżetowej jest rekordowy, na poziomie 290 mld złotych.

Niestety te oskarżenia nie są prawdziwe. Niestety, bo – jak widzimy- bezkrytyczne stawianie tylko na jednego Sojusznika, wprowadza jeśli nie całe państwo, to w każdym razie ekipę, która takie głupstwo robi, w sytuację bezalternatywną, to znaczy taką, w której inicjatywa należy do wspomnianego Sojusznika, który w dodatku nie wiadomo, co zrobi. A tacy właśnie są Amerykanie – o czym mogliśmy przekonać się nie tylko w Wietnamie, ale również – w Iraku, Afganistanie i innych państwach sojuszniczych – no a teraz – również w Polsce.

Ale nie bez kozery Franciszek książę de La Rochefoucauld twierdził, że tylko dlatego Pan Bóg nie zesłałał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego.

Mimo, że katastrofalne skutki podporządkowania się jednemu Sojusznikowi wychodzą właśnie na jaw, Volksdeutsche Partei jakby nie przyjmowała tego wszystkiego do wiadomości i z duszą i ciałem oddaje się Niemcom, w podskokach realizując ich polecenia, zmierzające do niwelacji terenu III Rzeczypospolitej pod zainstalowanie na jej miejsce Generalnego Gubernatorstwa.

Ponieważ nadal nie wiadomo, komu amerykańska ulica powierzy stanowisko prezydenta w listopadowych wyborach, Niemcy przestają już zachowywać jakiekolwiek pozory, co przychodzi im tym łatwiej, że fakty dokonane forsują polscy tubylcy z Volksdeutsche Partei Donalda Tuska, który z kolei w brudnej robocie posługuje się panem Bodnarem i jego bodnarowcami – a jednych i drugich Niemcy w razie potrzeby będą mogli spuścić z wodą, więc dlaczego miałyby się hamować?

Wcale bym się nie zdziwił, gdyby nawet urządziły im na koniec coś w rodzaju procesu norymberskiego, żeby pokazać, że w IV Rzeszy praworządność jest über alles.

Wszystko jednak może rozstrzygnąć się w całkiem innych kategoriach, zwłaszcza gdyby w Ameryce jednak coś poszło nie tak, to znaczy – nie po myśli Berlina. Czyż nie na taką właśnie ewentualność Judenrat “Gazety Wyborczej” ogłasza z przytupem odkrycie pani Anny Applebaum, naszej Jabłoneczki, małżonki Księcia Małżonka?.

Odkrycie polega na tym, że “skrajna prawica” w Polsce jest “dziełem Rosji i Zachodu”. Najwyraźniej naszej Jabłoneczce nie może pomieścić się w główce, że nasz mniej wartościowy naród tubylczy, mógłby wydać z siebie “skrajną prawicę” bez ruskiej, czy niemieckiej pomocy, tylko własnymi siłami.

Domyślam się w tym stanowisku nie tylko żydowskiej pogardy dla głupich gojów, ale również – anglosaskiego i niemieckiego poczucia wyższości wobec mniej wartościowych narodów środkowo-europejskich, które owszem – można, a nawet należy wydymać, bądź nawet eksterminować – ale Boże broń nie dopuszczać do konfidencji.

Ale nie tylko o to chodzi, chociaż co nam szkodzi zauważyć również i to? Ta opinia to rodzaj “razwiedki bojem”, rozpoznania walką, na ile oskarżenia “skrajnej prawicy” w Polsce – cokolwiek by to miało oznaczać – o ruską inspirację, a może nawet – agenturę – mogą być przydatne dla nowej administracji amerykańskiej, jaka wyłoni się nie tylko po listopadowych wyborach, ale i po spotkaniach prezydenta-elekta z ważnymi generałami z Pentagonu, wysokimi rangą bezpieczniakami z CIA i FBI, z Goldmanami-Sachsami z Wall Street i wpływowymi Żydami z mediów oraz przemysłu rozrywkowego, którzy prezydentowi-elektowi będą przywracali poczucie rzeczywistości informacjami, że my tu, panie prezydencie, prowadzimy takie to a takie tajne operacje o takim to a takim stopniu zaawansowania, więc żeby świat się nie zawalił, to trzeba będzie zrobić to, potem jeszcze tamto, a później – nawet owamto.

Stanisław Michalkiewicz
https://prawy.pl

Serbia w moim sercu, czyli rozmowa z Vladanem

Kiedy okazało się, że nasza wyprawa redakcyjna z kol. Przemkiem Piastą do Serbii dojdzie do skutku, natychmiast pomyślałem, że warto byłoby spotkać się, czy choćby porozmawiać z przyjacielem i współpracownikiem „Myśli Polskiej”, dzielącym swój czas pomiędzy Polskę a Serbię, Vladanem Stamenkovicem.

W latach bandyckiej napaści NATO na Jugosławię pod koniec lat 90-tych XX wieku, wraz z niewielkim gronem odważnych Polaków, dzielnie przeciwstawiał się ohydnej propagandzie antyserbskiej, która opanowała wtedy m.in. Polskę.

To było dawno, ale całkiem niedawno, podczas ostatniej Gali „Myśli” spotkałem się z Vladanem osobiście, gdyż był jednym z uhonorowanych pamiątkowym medalem naszego pisma. To była taka sytuacja, kiedy znasz kogoś z jego publikacji, ale spotykasz po raz pierwszy, a jednak po pierwszych zdaniach czujesz, jakbyś znał człowieka od dawna. Czujesz wspólnotę – nomen-omen – myśli.

Zatem już na początku lipca poinformowałem Vladana o naszych planach wyjazdowych. I cóż się okazało? Że akurat w czasie naszego krótkiego pobytu w Belgradzie, on też tam będzie. Lubię takie przypadki – to jakby niewidzialna ręka losu czuwała, abyśmy mogli się spotkać.

Krótko – w dzień przyjazdu do Belgradu postanowiliśmy podjechać pod słynny gmach parlamentu (Skupsztiny) i pochodzić po centrum stolicy Serbii. Zaproponowałem Vladanowi spotkanie następnego dnia rano w twierdzy Kalemegdan. Sycimy się więc atmosferą Belgradu gdy nagle dostaję wiadomość, że Vladan może spotkać się z nami jeszcze tego samego dnia. Zajmujemy dobrze upatrzone pozycje w jednym z niezliczonych lokali gastronomicznych, kiedy Vladan informuje, że zaraz do nas dołączy. Spotykamy się o 21.20. Późno? Wcale nie – Belgrad o tej godzinie jest w rozkwicie wczesnonocnego życia.

Zaczynamy rozmowę, pomimo radości ze spotkania, o bardzo poważnych sprawach związanych z najnowszą historią Serbii i problemami, które przed krajem stoją.

Vladan zwraca uwagę na przysłowie „Polak Węgier dwa bratanki” i przypomina historię przerzutu Polaków na Zachód przez Jugosławię w latach 1939-41, wskazując, że Jugosławia pomagała nieodpłatnie, podczas gdy Węgrzy przeciwnie, a jednak droga ta nie jest znana ani przypominana w Polsce.

Wyprzedzając fakty, po zakończeniu spotkania, odprowadzając Vladana na przystanek, odwiedzamy kamienicę przy ul. Uzun Mirkova 5, gdzie mieściła się siedziba Ligi Jugosłowiańsko-Polskiej, a obecnie znajduje się dwujęzyczna tablica pamiątkowa. Liga Jugosłowiańsko-Polska powstała 15 września 1931 r. w oparciu o wcześniej istniejący od 1925 r. Klub Polsko-Jugosłowiański. Prezesami Ligi byli m.in. prawnik Dragoljub Arandjelovic i prof. inż. Milan Nesić z Uniwersytetu w Belgradzie. Siedziba Ligi była miejscem spotkań, wykładów wybitnych uczonych. Liga dzieliła się na komisje i sekcje, organizowała występy artystów jugosłowiańskich w Polsce i polskich w Jugosławii, wizyty naukowców oraz promowała działalność wydawniczą. Po klęsce wrześniowej do Jugosławii napływali cywile i wojskowi polscy z Węgier i Rumunii, którzy próbowali potem przedostać się do Francji, Grecji, Syrii, czy Palestyny.

W sprawnym funkcjonowaniu szlaku jugosłowiańskiego ważną rolę odgrywali obywatele tego kraju jak również liczne organizacje społeczne, w tym właśnie Liga Jugosłowiańsko-Polska i Jugosłowiański Czerwony Krzyż. Władze Jugosławii nie stawiały przeszkód polskiej akcji ewakuacyjnej, zgodziły się nawet na utworzenie obozów tranzytowych i tymczasowego konsulatu – wszystko to pomimo neutralności w wojnie polsko-niemieckiej i pomimo nacisków ze strony III Rzeszy.

Wg sekretarza Ligi Vojislava Popovicia w Jugosławii znalazło się oficjalnie 750 cywilów oraz 1000 oficerów i żołnierzy Polaków. Tuż przed zbombardowaniem Belgradu przez Niemców w kwietniu 1941 r. w Jugosławii wciąż przebywało ponad 370 Polaków.

Serbowie przez setki lat walczyli z turecką okupacją i dominacją o odzyskanie swojego państwa, co udało im się częściowo w XIX wieku. Ponieśli ogromne straty w I wojnie światowej, walcząc po stronie Ententy. Międzywojenne Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców, od 1929 nazwane Jugosławią, targane nacjonalizmami i sprzecznościami, stanęło ostatecznie do walki przeciwko III Rzeszy, nie mając w tej walce żadnych szans.

Chorwacja powstała jako marionetkowe państwo podległe Niemcom, kierowane przez Ustaszy Ante Pavelicia, którzy popełnili szereg zbrodni przeciwko dotychczasowym współmieszkańcom Jugosławii. Ludobójstwo Serbów przekroczyło liczebnie skalę ludobójstwa dokonanego na Polakach przez szowinistów ukraińskich. Ustasze okazali się także zaangażowanymi pomocnikami III Rzeszy w zbrodni eliminacji Żydów. Władze emigracyjne w Londynie z królem na czele i z przewagą Serbów, wiernie stały po stronie Aliantów. Ci jednak porzucają sojusznika na rzecz konkurentów do władzy w Jugosławii – komunistycznych partyzantów Josipa Broz Tito.

W latach 90-te XX wieku Jugosławia wchodzi z rosnącymi napięciami narodowościowymi, które już w 1991 doprowadzają do secesji Słowenii i Chorwacji oraz do trwających wiele lat wojen. Zachód (z uznaniem niepodległości dawnych republik spieszą się zjednoczone Niemcy i Watykan), w tym Stany Zjednoczone, dotąd korzystający w ogromnym stopniu z poświęcenia i ofiary krwi Serbów arbitralnie uznaje ich za winnych wszelkiego zła. Wspiera wszelkie ruchy odśrodkowe, zaś walkę Serbów o ziemie zamieszkane przez nich w innych niż Serbia republikach stygmatyzuje hasłami o agresji, zbrodni, czystkach etnicznych itd.

Wypędzenie i mordy na Serbach w Krajinie nie budzą współczucia w stosunku do ofiar, przedstawiane są czasem jako słuszna odpłata. Antyserbski amok ogarnia Zachód, powstają filmy, gdzie tymi złymi są rzecz jasna wyłącznie Serbowie. Amok ogarnia również Polskę, w czym przoduje “Gazeta Wyborcza” piórem Dawida Warszawskiego.

W przejętym przez narodowych radykałów miesięczniku „Szczerbiec” pojawiają się głosy solidarności z nacjonalistami chorwackimi i apologia chorwackich czystek etnicznych na Serbach w Krajinie. Wątki antyserbskie pojawiąją się także w filmach, m.in. Władysława Pasikowskiego.

„Serb” staje się wszędzie na Zachodzie synonimem zbrodniarza, złego, którego zła nie trzeba udowadniać, bo to się rozumie samo przez się. USA i NATO w 1999 r., rozszerzając treść pojęcia „sojuszu obronnego” bombardują Belgrad i inne miasta Serbii w imię ochrony Albańczyków zamieszkujących Kosowo.

Serbów pozbawia się części kraju aby w 2008 r. uznać „niepodległość” Kosowa. Serbia i Serbowie zostają pokonani, a w kategoriach emocjonalnych/uczuciowych wręcz zmiażdżeni przez potęgę Zachodu, któremu Serbia tylekroć służyła i w imię którego interesów przelała wiele własnej krwi.

Nic dziwnego, że niektórzy pękli i wybrali oportunizm. Ale nie wszyscy. Idąc ulicą Kneza Mihaila w kierunku twierdzy Kalemegdan widzimy olbrzymi baner na jednym z budynków. Napis głosi – „The only genocide in the Balkans was against the Serbs” (Jedyne ludobójstwo na Bałkanach miało miejsce na Serbach).

Mówię Vladanowi o tym banerze. Nasz przyjaciel nie powtarza wymienionej przez mnie wyżej krótkiej historii nieszczęścia i zdrady Serbów przez Zachód, ale mówią o tym jego oczy, mówi mimika twarzy. Chciałby, aby nasze polsko-serbskie kontakty uległy zintensyfikowaniu, aby Polacy pogłębiali swoją wiedzę na temat „sprawy serbskiej” i aby była to wiedza uczciwa, a nie propagandowy bełkot na zamówienie.

Mówi, że przed Serbią stoją w tej chwili cztery wielkie problemy, których rozwiązanie będzie ekstremalnie trudne. To, zaczynając od stosunkowo najmniej beznadziejnego: – kwestia przyszłości Republiki Serbskiej w ramach Bośni; – kwestia Kosowa; – kwestia Czarnogóry i; – kwestia Krajiny

Wszystkie te sprawy wyglądają obecnie na nierozwiązywalne. Vladan nie ma złudzeń, ale wskazuje, że zmiana może nastąpić jedynie w sytuacji zasadniczej zmiany międzynarodowego układu sił. Co ma na myśli? Oczywiście przejście od świata faktycznie jednobiegunowego z hegemonem w postaci USA do świata wielobiegunowego, z rosnącą rolą Rosji i jej zaangażowaniem w sprawy bałkańskie. Przykładem takiej zmiany jest Syria i wejście tam Rosji, zasadniczo zmieniające sytuację.

Tę sympatię do Rosji widać, choć nie ma ona charakteru nachalnego, nie jest patetyczna. Jest pomnik na Kalemegdanie z inskrypcją „Wieczna sława serbskim i rosyjskim bohaterom”, a obok stragany z koszulkami z nadrukami wyrażającymi sympatię do Rosji, czy do samego prezydenta Putina, są magnesy „na lodówkę” z Putinem, skarpetki z Putinem itp. To samo spotkamy później w Gućy podczas festiwalu. Ale nie jest to sympatia sterowana przez władze, które Vladan ocenia jako chwiejne i strachliwe.

Omawiając poszczególne „wielkie problemy” Vladan nie stroni od ostrej krytyki władz serbskich z ostatniego trzydziestolecia z górą. Uważa Slobodana Milosevicia za bardzo złego polityka, który sprzedał Serbów w Krajinie. Że stał się bohaterem przypadkowo, będąc prześladowanym przez Zachód, podczas gdy tak naprawdę zasłużył na surową karę od narodowej Serbii.

Także w kwestii Kosowa Milosević dopiero pod wpływem opinii społecznej musiał coś zrobić i wykreował się w ten sposób na obrońcę kosowskich Serbów, ale w istocie, zdaniem Vladana, także tu nie miał pomysłu na rozwiązanie problemu. Pozostał komunistą, nigdy nie był nacjonalistą, co najwyżej okoliczności go na takiego wykreowały.

Problem z Kosowem był zresztą znacznie głębszy. Nikt nie chciał, ale bardziej nie potrafił rozwiązać problemu. Nie pomagało tu także tradycyjne myślenie dominujące w prawosławiu, które nie wymagało konwersji na ortodoksję i nie wymagało także usunięcia muzułmanów. Vladan wielokrotnie podkreśla, że władza komunistyczna była przeciwko Serbii, od 1974 zmieniona konstytucja wprowadziła okręgi autonomiczne Vojvodina, Kosowo, co ograniczyło władztwo Serbii na tymi prowincjami.

Milosević próbował coś zmienić pod wpływem opinii publicznej. Ale nie zrobił tego co chociażby Żiwkow w Bułgarii (przypomnijmy, że Todor Żiwkow przez prowadził w latach 80-tych XX wieku akcję usunięcia z Bułgarii większości mniejszości tureckiej). Vladan nie stawia tutaj kropki nad „i”, ale możemy domyślać się, o co chodzi. Dzisiaj pomysłu na rozwiązanie problemu kosowskiego nie ma. Sytuację może zmienić tylko zmiana układu sił światowych.

Wracamy jeszcze do wojen z lat 90-tych. Zastanawiam się, czy gdyby Zachód miał inne, neutralne nastawienie do poszczególnych narodów Jugosławii, mogłoby dojść do swego rodzaju jugosłowiańskiego Wersalu, z licytowaniem się na argumenty a nie na strzały. Vladan nie zgadza się, uważając, że takie stanowisko Zachodu było niemożliwe i w związku z tym „gdybanie” nie ma tutaj podstaw. Konferencje pokojowe w latach 90-tych przecież miały miejsce, ale polegały na popieraniu jednej strony przeciw stronie serbskiej lub kilku stron przeciwko Serbom.

Mogło być inaczej, gdyby Milosević był naprawdę nacjonalistą serbskim a nie komunistą i gdyby wysłał wojsko na Zagrzeb w początkowej fazie wojny. ZSRR jeszcze wówczas istniał, a NATO nie było na początku przygotowane na takie zagranie. Ameryka z kolei nie była jeszcze w wówczas takim żandarmem jakim jest dzisiaj.

Wspominamy prof. Marka Waldenberga, który w świecie akademickim, niemal samotnie przeciwstawiał się obowiązującej narracji antyserbskiej. Vladan przypomina zdarzenie z Adamem Michnikiem. 10-lecie „GW”, rok 1999, NATO bombarduje Serbię. Znajoma Vladana pracowała wtedy w „GW”, a Vladan napisał bardzo krytyczny artykuł (do „Trybuny”) o błędnej polityce Zachodu, atakujący bombardowania. Nagle Vladan otrzymuje zaproszenie na wyścigi. Siedzi przy stoliku, kiedy niespodziewanie pojawia się Michnik, który przez chwilę patrzy na Vladana, po czym odwraca się i wychodzi. Wydaje się, że chciał zobaczyć jak wygląda ktoś, kto odważył się zakwestionować obowiązującą linię „GW”.

A jak wygląda w optyce naszego gościa i gospodarza zarazem, współczesna Serbia? Vladan głosuje na partię, która się nie dostała do parlamentu w ostatnich wyborach. Jest podział sceny na dwie opcje, które są równie złe, bardzo podobny do sytuacji w Polsce. Jednakże z punktu widzenia mniejszego zła, ci, którzy rządzą od 2018 r. przynajmniej próbują coś zrobić. Ale w sprawie Kosowa i Metohji (Vladan podkreśla konieczność niepomijania drugiego członu nazwy, gdyż oznacza on posiadłości monasterów sięgające czasów średniowiecza) są to działania pozorowane. Druga opcja jest całkowicie proeuropejska i oportunistyczna. Pytam o wojsko – po obaleniu Milosevicia usunięto całą kadrę, która prowadziła wojny, de facto z NATO, w latach 90-tych.

Partie narodowe są na marginesie, są ograniczane, nie mają pieniędzy, wybory są fałszowane. Kwestia Orbana i Węgier, która dla Serbów jest czymś więcej niż np. dla nas, gdyż dochodzi tu potencjalny spór terytorialny. Pomimo sporów historycznych stosunki z władzą Orbana są bardzo dobre. Orban agituje, aby Serbia zalazła się w UE. Ale nie po to, aby wzmacniać Unię, ale aby znaleźć w Serbii sojusznika dla Węgier. Orban ma również bardzo dobre stosunki z Republiką Serbską, z prezydentem Miloradem Dodikiem.

Co zatem, zdaniem Vladana, dalej z Bośnią? Bośnia jest nienaturalnym tworem. Powinna ulec podziałowi. Część muzułmańska pozostanie, ale nie wytrwa długo. Tak jest w sytuacji sztucznych narodów, zwłaszcza wymyślonych w czasach komunistycznych. Nie mają sensu istnienia. Z kolei już służby austriackie pracowały nad zebraniem w jedno i stworzeniem z plemion narodu albańskiego jeszcze w czasach Austro-Węgier. Siłą rzeczy przychodzi mi tu na myśl polityka CK monarchii wobec kwestii ukraińskiej i jej wsparcie dla stworzenia i tego narodu. Macedonia jest również sztucznym tworem, który zostanie skonsumowany wg Vladana przez Albańczyków.

Z kolei sprawa Czarnogóry jest szczególnie bolesna. Wieszcz Piotr Njegos i jego poemat „Górski wieniec”, z odwołaniami tożsamościowymi do Kosowego Pola, mówi o Czarnogórcach jako o Serbach.

Vladan wspomina I powstanie serbskie z 1804 r., które nie było pierwsze, ale jest tak numerowane, bo było udane. Wyzwolono Belgrad i Rosja miała kogo popierać na Bałkanach. Kolejne powstanie rozszerzyło zakres autonomii. Ważne jest bowiem, aby był czynnik zewnętrzny, który popiera sprawę i ma swój istotny interes w sukcesie nie swojej sprawy.

I jeszcze wracamy do podobieństw sytuacji Polski i rojalistycznej Jugosławii w czasie II w.św. i przerzucenia poparcia Aliantów zachodnich na komunistów.

Vladan wspomina rozmowy z Marianem Błażejczykiem, którego wspomnienia nagrał na trzy kasety C-90, które następnie przepisał i wręczył autorowi. Niedawno wyszła książka („Polski czetnik”) oparta na tej pracy z dodatkiem o rzekomo komunistycznej Serbii. Vladan nie zgadza się z treścią dodatku. Pod koniec 1941 partyzantka komunistyczna została wyrzucona z Serbii. Partyzantka monarchistyczna nie pozwalała wejść komunistom z Bośni do Serbii. Dlatego tylko do Serbii weszła Armia Czerwona. Monarchiści witali wtedy Rosjan jak braci, ale komuniści załatwili sprawę po swojemu.

Po dwóch godzinach zbliżamy się do końca rozmowy. Czas na refleksje natury bardziej ogólnej. Vladan obawia się, że wobec możliwej utraty Ukrainy USA zdecydują o wciągnięciu Polski do konfliktu. W serbskiej prasie ukazała się analiza mówiąca, że nie uda się wywołać prawdziwej wojny Rosji z Europą, jeżeli nie uda się do niej przekonać Niemców. To zaś jest możliwe w ciągu pięciu lat. Chorwaci i Albańczycy mogą być nią zainteresowani. Węgrzy nie.

Wspólnie ubolewamy nad polityką klimatyczną, depopulacyjną, upadkiem USA, skoro można w ogóle wystawić kogoś takiego jak Kamala Harris w wyborach prezydenckich. Wskazuję na plusy w postaci braku Serbii w UE i w NATO, ale Vladan zmniejsza mój entuzjazm, wskazując, że jego kraj ma okupowaną część terytorium i nierozwiązywalne problemy z Republiką Serbską i Czarnogórą.

Na koniec bieżący problem otwarcia Igrzysk olimpijskich w Paryżu. Dla Valdana to nie oblicze Francji, to oblicze całego Zachodu. Śmiejemy się dopóki można, dopóty nie zaczną uchwalać ustaw, że nie wolno o tym rozmawiać i nie wolno się śmiać. Tymczasem plucie na własną tradycję jest dowodem na to, że ludzie Zachodu nie potrafią myśleć.

Vladan kończy nasze spotkanie konkluzją – naród serbski ma doświadczenie 400 lat w polityce małych kroczków. W niewoli otomańskiej nie załamano rąk, metoda małych kroczków była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Kto by w 1480 czy 1520 powiedział, że Serbia będzie wolna. Zatem nie należy tracić nadziei, lecz oczekiwać zmiany w stosunkach światowych. To zdanie Vladan powtarza po raz kolejny jak idee fixe.

Jeszcze dowiadujemy się, że kiedy wznosimy toast z Serbem, patrzmy mu prosto w oczy – jest to oznaka szacunku.

Odprowadzamy Vladana przed północą na przystanek. Nasz serbski przyjaciel wsiada do komunikacji miejskiej i wraca do domu. Chyba ta rozmowa musiała tak wyglądać. Tyle lat czekaliśmy nieświadomie na okazję i nie było siły, która powstrzymałaby nas od poruszenia tych wszystkich trudnych, czasem dołujących duszę Serba tematów. Ale warto było i było wspaniale.

Może też dlatego, że w moim sercu Serbia ma swoje ważne miejsce – to nie tylko realistyczna kalkulacja racji postawiła mnie dawno temu po stronie Serbów i Serbii, także czynnik bardziej irracjonalny, uczuciowy oraz zwykły sentyment z dzieciństwa przeniesiony później z Jugosławii na Serbię właśnie.

I Polska i Serbia mają, choć zasadniczo odmienne, swoje nierozwiązywalne na pozór problemy. Ale póki jesteśmy my, póki są tacy jak Vladan Stamenković, nadzieja nie zgaśnie. Tak, wiem, to element idealistyczny w morzu naszego realizmu, ale bez niego surowy i bezduszny realizm staje się po prostu nie do zniesienia.

Adam Śmiech
https://myslpolska.info/

Ku otrzeźwieniu.



Wspominałem już wielokrotnie, że praktycznie nie korzystam z polskich, a właściwie z polskojęzycznych źródeł informacji. Ich wartość poznawcza i intelektualna jest na poziomie prawie zerowym.

Owszem są wyjątki. Prawdziwą perełką jest małżeństwo Wielomskich [1], [2], ale sądząc po ilości wyświetleń jest to niestety perła rzucona przed wieprze. Zresztą prof. Wielomski sam bardzo celnie opisał stan intelektualny polskiego społeczeństwa i jego dziecinnie naiwne postrzeganie polityki i stosunków międzynarodowych.

Ale jest jeszcze gorzej! Nie posiadamy żadnej wiedzy na temat funkcjonowania społeczeństwa, na temat sposobów rządzenia i sterowania nim, na temat systemów społecznych, politycznych i gospodarczych.

Nie posiadamy żadnej wiedzy o całej masie innych tematów niezbędnych do zbudowania sprawnie działającego państwa. Dlatego nasz kraj wygląda tak, jak wygląda… I jakoś nikomu to nie przeszkadza! Wręcz przeciwnie! Ta totalna ignorancja jest na rękę zarówno rządzącym jak i sprawującym w naszym kraju faktyczną władzę.

Dlatego z zazdrością spoglądam na Rosję. Poziom i różnorodność tamtejszych portali internetowych są oszałamiające! Nijak to się ma do naszej prymitywnej propagandy, mówiącej o tamtejszej dyktaturze i zamordyzmie! Pisze i dyskutuje się otwarcie prawie o wszystkim.

Owszem są tematy tabu. Nie wolno głosić nienawiści narodowościowej, rasowej i wyznaniowej – Rosja jest państwem wielonarodowościowym, wielorasowym i wielowyznaniowym, więc jest to całkowicie zrozumiałe. Nie wolno promować dewiacji seksualnych, ale też nie wolno głosić nienawiści wobec ludzi o odmiennej orientacji seksualnej – w Rosji jest sprawą prywatną co kto komu w którą dziurę wsadza i nikt się z tym nie afiszuje.

Oczywiście nie wszystko jest idealne! Pewne tematy są omijane. Przeciętny Rosjanin nic nie wie np. o pakcie Ribentrop-Mołotow (który w Rosji określany jest paktem Hitler-Stalin) i o tym, że ZSRR był de facto sojusznikiem Hitlera. Nie jest to temat zakazany, można znaleźć rzetelne opracowania, ale są one rzadkością.

Poza wspomnianymi wyżej zakazami nie ma w Rosji tematów zakazanych, za które można „beknąć”, ale trzeba szczerze przyznać, że są tematy niemile widziane. Otwarcie dyskutuje się o Rewolucji Październikowej, o okresie stalinizmu, o ZSRR i innych okresach z historii Rosji, powoli zaczyna się mówić i rozliczać okres „wielkiej smuty” lat 90-tych.

Elementem tej dyskusji jest artykuł, który ukazał się na stronie Wzgliada. Wzgliad to portal rosyjskiej elity intelektualnej i moja najwyżej ceniona rosyjskojęzyczna strona internetowa. Nie jest nastawiony na bieżące informacje, ale na komentarze i analizy. Zawsze na najwyższym poziomie! Szalenie ciekawe są też komentarze czytelników. Zdecydowałem się na przetłumaczenie artykułu, gdyż dotyczy on także naszego kraju, a dokładniej naszego uwielbienia i wiernopoddańczego stosunku do Zachodu.

— Początek tłumaczenia —

Zachód zawsze wykorzystuje tych, którzy się do niego przywiązują.

Tak było i zawsze będzie. Zakochany w Zachodzie idzie na wojnę. Nigdy nie mieliśmy i nie będziemy mieć równych, pokojowych, dobrosąsiedzkich, wzajemnie korzystnych stosunków z tą cywilizacją. I już teraz powinniśmy się poważnie zastanowić, jak przekazać tę wiedzę następnym pokoleniom.

W powieści Tambera indonezyjskiego pisarza Sontaniego znajduje się niezwykły epizod. Młody Indonezyjczyk, Tambera, sympatyzujący z holenderskimi kolonizatorami, przybywa do europejskiego fortu. Marzy o wojskowym mundurze, czeka na miłość i uznanie, ale Holendrzy wysyłają go do stajni, by naostrzył oficerską szablę.

Podczas gdy Tambera służy Holendrom, nieszczęście zmienia jego ojca, niegdyś najważniejszego człowieka w wiosce, w zmęczonego, zgarbionego starca. Matka Tambera choruje i umiera. Na indonezyjskiego chłopca w forcie czekają kopniaki, klapsy, pranie brudnej bielizny i inna czarna robota. I, jak można się domyślić, pewnego dnia zarówno szabla, którą naostrzył, jak i on sam zostaną wykorzystane w wojnie – jednej z tych, które Holendrzy wkrótce rozpoczną na Wyspach Korzennych.

Ogólnie rzecz biorąc, metafora Sontaniego jest niezwykle udana. W końcu dokładnie to samo Zachód robi z krajami i narodami, które się w nim zakochały.

…Irokezi przybyli kiedyś do angielskich osadników w Ameryce Północnej z wyrazami miłości i przyjaźni. Anglicy starali się zapewnić ich, że miłość będzie wzajemna. Czterech indiańskich wodzów zostało wysłanych do Londynu, gdzie Irokezi zostali przyjęci z honorami przez angielską królową. Anna Stuart uznała „zachodnioindyjskich królów” za bardzo miłych i podarowała im prezenty: każdy otrzymał indywidualną brzytwę, nożyczki, grzebień, koszulę, kapelusz, sztabkę ołowiu i portret królowej, a dodatkowo piękny miedziany czajnik.

Och, prawie zapomniałem: konfederacja plemion Irokezów stała się główną siłą w wojnach z Francuzami o dominację w Ameryce Północnej. Kiedy Francuzi zostali pokonani, Anglosasi wygnali wykrwawione plemię swoich wielbicieli z podbitych ziem.

Podobna rzecz miała miejsce w przypadku Czerkiesów, na których moda podczas wojny kaukaskiej była w Anglii niezwykła. Tłumy podążały za czerkieskimi posłami w Londynie; gazety chwaliły „ich imponującą postawę, ich romantyczne stroje, ich ciemne, uroczyste i przeszywające oczy, ich orli wyraz twarzy i naturalną godność”. Rosja przedstawiała Czerkiesów jako „dzikusów i bandytów”, podczas gdy w rzeczywistości byli to „odważni i bohaterscy ludzie”.

Jak to wszystko się skończyło? Po klęsce w wojnie kaukaskiej Czerkiesi zostali przesiedleni do Turcji na mocy porozumienia z Portą Osmańską. Masowe przesiedlenia (muhajir) stały się tragedią narodu czerkieskiego. Co ciekawe, Brytyjczycy w tym czasie nie martwili się zbytnio o swoich podopiecznych. Wręcz przeciwnie, brytyjscy dyplomaci cieszyli się, że teraz górale mogą zostać ponownie wykorzystani przeciwko Rosji – tym razem z terytorium Turcji. Czerkiesi byli dla nich po prostu kolejnymi „miłymi Irokezami”. Wygląda na to, że brytyjscy emisariusze właśnie tak ich nazywali.

Sto lat przed wydarzeniami na Kaukazie Brytyjczycy byli uwielbiani w Bengalu. Głównym anglofilem był Mir Jafar, krewny bengalskiego nababa i jeden z dowódców. W decydującej bitwie Mir Jafar zdradził nababa, uciekł do Brytyjczyków i oddał Bengal Kompanii Wschodnioindyjskiej.

W tym czasie Bengal liczył około 25 milionów mieszkańców i był najbogatszym stanem w Indiach. Wkrótce Brytyjczycy splądrowali skarbiec, zmonopolizowali handel zagraniczny i główne gałęzie przemysłu krajowego oraz podnieśli podatki. Wyniszczenie rzemieślników, chłopów i właścicieli ziemskich doprowadziło do pierwszego straszliwego głodu w Bengalu, który zabił około jednej trzeciej jego mieszkańców. A tak, prawie zapomniałem: bengalscy wojownicy prowadzeni przez Brytyjczyków poszli na wojnę z niepodległymi wówczas Maratami….

Te wątki można przywoływać w nieskończoność – zmienia się sceneria i aktorzy, ale gra na scenie jest wciąż taka sama. Być może sam Zachód chciałby zaktualizować swój repertuar, ale problem polega na tym, że po prostu nie wie, jak wejść w równe relacje z innymi narodami.

Rasizm kulturowy tworzy przepaść nie do pokonania. Nie możesz powitać osoby z zewnątrz w swoim towarzystwie, a tym bardziej posadzić jej przy wspólnym stole. Ale każdy tubylec, czy to Indonezyjczyk, Afrykanin czy Ukrainiec, może być wykorzystany na podwórku i na polu bitwy. A im bardziej ktoś zakochuje się w Zachodzie, tym bardziej jest „roztańczany” [tańczy jak mu każą]. Przykłady mamy przed oczami.

Nawiasem mówiąc, w naszej historii było też coś tamberowskiego. Kiedy Jelcyn wygłosił przemówienie „God Bless America” w Kongresie w 1992 roku, był otoczony przez zachwyconych amerykańskich parlamentarzystów. Klepali rosyjskiego prezydenta po ramieniu i obficie mu dziękowali. Jelcynowi wydawało się, że w Ameryce jest akceptowany jak równy z równym. Mylił się. Kongresmeni powitali kolejnego „miłego Irokeza”.

Popełniliśmy wtedy błędy, za które wciąż płacimy wysoką cenę. W rzeczywistości zachowaliśmy się jak indonezyjski chłopiec z powieści Sontaniego: zrezygnowaliśmy z własnego pochodzenia i przekazaliśmy Zachodowi klucze do naszej przyszłości. Oznaczało to między innymi krwawe wojny w przestrzeni poradzieckiej.

Tak było i zawsze będzie. Zakochany w Zachódzie idzie na wojnę. Równych, pokojowych, dobrosąsiedzkich, obopólnie korzystnych stosunków z tą cywilizacją nie mieliśmy i mieć nie będziemy. Tambera może się zintegrować tylko w stajni. I już teraz powinniśmy się poważnie zastanowić, jak przekazać tę wiedzę następnym pokoleniom.

Niestety, obecny stan edukacji i kultury nie daje nam gwarancji, że pewnego dnia znów nie będziemy mieli imponującego przywódcy z promiennym uśmiechem, gotowego zamienić niepodległy byt opłacony krwią ludu na poklepywanie po ramieniu w zachodnich stolicach, portret i czajniczek.

Wiele rzeczy musi się tu zmienić – dla naszego kraju to kwestia przetrwania. Dlaczego, na przykład, nie włączyć powieści wielkiego Indonezyjczyka, który, nawiasem mówiąc, jest pochowany w Moskwie na cmentarzu Mityńskim, do programu szkolnego szóstej klasy? Niech będzie omawiana razem z „Robinsonem Crusoe”.

— Koniec tłumaczenia —

Czyż ten tekst nie dotyczy także naszego kraju?! Przecież my także akurat wpychani jesteśmy w wojnę, która absolutnie nie jest w naszym interesie! Nasi żołnierze już giną w tej wojnie! Za co oni giną?! Za ojczyznę?! Na pewno nie!

A jak zachowuje się nasze społeczeństwo? Łyka bezmyślnie ogłupiającą prowojenną propagandę! Nie zadaje żadnych pytań! Kiedy te pytania będą stawiane? Gdy rosyjskie rakiety z głowicami termojądrowymi zaczną spadać na nasze miasta?

Wspomniana już przeze mnie wyżej niewiedza na temat metod sterowania społeczeństwem nie pozwala nam dojrzeć i zrozumieć faktu, że nasza wprost zwierzęca już nienawiść do Rosji, jest przez Zachód od paru stuleci umiejętnie podsycana! To zaślepienie nienawiścią nie pozwala nam dostrzec i zrozumieć faktu, że Rosja nie jest dla nas zagrożeniem! Że prawdziwym zagrożeniem naszej egzystencji jako kraj i naród są Niemcy!

Wielomscy już od wielu lat to mówią i przed tym ostrzegają, ale kto ich słucha! Nie wiemy, że w rosyjskiej myśli geopolitycznej istnienie Polski postrzegane jest jako element pozytywny i pożądany, oczywiście pod warunkiem, że nie przekształcimy naszego kraju w bazę wypadową do ataku na Rosję. A to niestety dzieje się obecnie i nie dziwmy się, gdy prędzej czy później, Rosja, postawiona przed alternatywą amerykańskich rakiet nuklearnych na naszym terenie (czego domagają się nasze sprzedajne kanalie!), będzie zmuszona zareagować tak, jak na Ukrainie!

Do tego wszystkiego dochodzi niewiedza i zafałszowany obraz naszej historii. Kościół do dziś skutecznie blokuje badania naszej historii przed chrztem. Dogłębna analiza przyczyn upadku naszej państwowości z uwzględnieniem ówczesnej struktury społecznej, także jest niemile widziana. Nawet w okresie „komuny” nie było odważnych do podjęcia tych tematów!

A ile osób wie, że Rosja wcale nie chciała rozbioru Polski? Że została do tego zmuszona. Kto wie o tym, że tylko powstanie wielkopolskie i powstania śląskie były jedynymi „naszymi” powstaniami? Że do wszystkich innych zostaliśmy popchnięci przez wrogie nam zachodnie siły! Kto jeszcze nie widział, niech sobie obejrzy wykład Grzegorza Brauna (tego od gaśnicy) na temat tego, kto i dlaczego wywołał powstanie listopadowe [1], [2], [3] i jak to się ma do tego, czego uczy się nas w szkołach.

Naszą tragedią jest całkowicie błędne przekonanie, że jesteśmy częścią Zachodu, że jesteśmy dla niego partnerem! W rzeczywistości jesteśmy zachodnią kolonią! Za pieniądze zarobione w zagranicznych firmach kupujemy zagraniczne towary w zagranicznych sklepach. Ogłupiani jesteśmy zachodnią propagandą, gdyż żadne główne media do nas nie należą. Nie mamy własnego przemysłu, własnego szkolnictwa, własnej nauki, własnej armii, własnego wywiadu, własnych służb specjalnych, „nasz” rząd jest praktycznie sterowany z zewnątrz…

I nikomu to nie przeszkadza! Indianie sprzedali Manhattan za parę metrów perkalu i szklane paciorki, my sprzedaliśmy nasz kraj za poklepywanie po plecach i miłe słówka. A teraz, jak Irokezi, wpychani jesteśmy w wojnę. Cudzą wojnę. Ciekawe, jakim to osadnikom zostanie potem przekazana nasza ziemia…

Parę dni temu został w Paryżu aresztowany Paweł Durow – Rosjanin, twórca portalu Telegram. Lista oskarżeń jest długa i przerażająca: wspomaganie terroryzmu, handlu bronią, narkotykami, pornografią dziecięcą i cała masa podobnych rzeczy.

Czy Durow faktycznie był w to zamieszany? Nie. Po prostu Telegram – w przeciwieństwie do wszystkich innych komunikatorów – nie daje dostępu służbom specjalnym krajów zachodnich do przesyłanych danych.

Jest tajemnicą poliszynela, że aresztowano go na polecenie USA i Izraela. W 2014 roku Durow opuścił Rosję, bo nie chciał ujawnić danych przesyłanych przez rosyjskich „opozycjonistów” (a de facto zachodnich agentów) i ukraińskich nazistów. Tylko to interesowało rosyjskie władze, ale tego było Durowowi za dużo i wybrał zachodnią „wolność”. Teraz boleśnie przekonał się jak ta „wolność” wygląda.

W Rosji przepowiednie Żyrinowskiego mają status porównywalny do proroctw biblijnych, tyle, że – w przeciwieństwie do biblijnych – wiele jego przepowiedni już się sprawdziło. Żyrinowski jeszcze w 2018 roku namawiał Durowa do powrotu do Rosji i ostrzegał, że „obca ziemia” go nie przyjmie. Sprawdziło się!

P.S.

Dla znających rosyjski polecam artykuł tego samego autora o tytule „Почему англосаксы создали культуру лжи” – Dlaczego Anglosasi stworzyli kulturę kłamstwa. Ci, którzy nie znają języka, niech skorzystają z automatycznego tłumacza.

https://pecuniaolet.wordpress.com/

Chcą strzelać do polskich samolotów

Rosyjskie media odpowiadają na słowa Radosława Sikorskiego o zestrzeliwaniu rosyjskich samolotów. Padły słowa o strzelaniu do polskich maszyn.


>https://twitter.com/i/status/1830968464309395544

„Polska i inne kraje graniczące z Ukrainą mają obowiązek zestrzeliwać nadlatujące rosyjskie pociski, zanim wejdą one w ich przestrzeń powietrzną” – stwierdził minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski w rozmowie z „Financial Times”.

Wypowiedź szefa polskiej dyplomacji nie przeszła w Rosji bez echa. W rosyjskiej telewizji propagandowej rozmawiano o tym, że Rosjanie powinni z kolei strzelać do polskich samolotów, które zbliżają się do obwodu królewieckiego.

Anton Heraszczenko, doradca ukraińskiego ministerstwa spraw wewnętrznych, udostępnił w mediach społecznościowych fragment programu, w którym uczestniczył m.in. Władimir Sołowjow nazywany naczelny propagandystą Władimira Putina.

„Uważam, że sensowne jest uderzenie raz w głąb Wielkiej Brytanii, w miejsca, w których szkolą się wojska ukraińskie i gdzie przechowywana jest broń, która ma zostać dostarczona na Ukrainę, a także w fabryki wojskowe” – mówił Sołowjow w programie.

„Jest jeszcze jeden, Radosław Sikorski. Powiedział dzisiaj, że konieczne jest zestrzelenie rosyjskich rakiet daleko poza Polską” – powiedział Sołowjowowi inny uczestnik rozmowy.

„Czym on ich zestrzeli? Swoimi rogami lub kopytami? NATO powiedziało mu: »Głupcze, siedź cicho!«” – roześmiał się rosyjski propagandysta.

„Logika jest taka: jeśli leci w stronę Polski, może polecieć do Polski. Kierując się tą logiką, powinniśmy zestrzelić wszystkie samoloty wojskowe lecące w kierunku Obwodu Kaliningradzkiego. Swoją drogą, to niezły pomysł. Wyobraź sobie, jaki będzie zdumiony, gdy to usłyszy” – odpowiedział Sołowjowowi jego rozmówca.

Autorstwo: SG
Na podstawie: X.com
Źródło: NCzas.info
https://wolnemedia.net

Atak prokuratury Bodnara na Marsz Niepodległości

Atak prokuratury Bodnara na Marsz Niepodległości


„Będą kolejne ruchy, wrócą prowokacje 11.11”, „znaleźliście sobie pretekst do inwigilacji”, „praktyki rodem z państw totalitarnych”, „kampanię prezydencką uważam za rozpoczętą” – oto niektóre komentarze po działaniach prokuratury Bodnara ws. Marszu Niepodległości.

Video: https://yewtu.be/watch?v=emnKUwZXkNY

W środę rano służby rozpoczęły przeszukania zarówno siedziby Stowarzyszenia „Marsz Niepodległości”, jak i mieszkań osób ściśle związanych z organizacją corocznego patriotycznego wydarzenia.

Oficjalna wersja prokuratury Bodnara jest taka, że chodzi o śledztwo dot. „szeregu przestępstw, do których miało dojść podczas marszu w 2018 r.”. Wcześniej zostało umorzone, ale prokuratura Bodnara do niego wraca. Cała draka jest przede wszystkim o to, że jedna z osób należących do straży Marszu Niepodległości miała wyrażać groźby karalne w stosunku do innej osoby. Służby chcą ustalić tę osobę.

„Właśnie wyszedłem z Komendy Głównej Policji w Warszawie, gdzie byłem przesłuchiwany w sprawie Marszu Niepodległości w 2018 r. Prokuratura na 2 miesiące przed Marszem Niepodległości żąda dostępu do nośników danych Stowarzyszenia MS. To działania o znamionach inwigilacji” – napisał w serwisie „X” prezes zarządu tej organizacji Bartosz Malewski.

O przeprowadzonym u niego przeszukaniu poinformował też były szef straży Marszu Niepodległości Mateusz Bożydar Marzoch, obecnie asystent Bosaka. „Dziś o 6:00 rano Policja na polecenie prokuratury zapukała do mojego mieszkania z nakazem przeszukania. Sprawa dotyczy Marszu Niepodległości 2018. Będę informował o rozwoju sprawy” – napisał w serwisie „X”. Rano funkcjonariusze weszli też do domu Roberta Bąkiewicza, byłego przewodniczącego Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Służby siłą wdarły się także do siedziby stowarzyszenia.

Stowarzyszenie „Marsz Niepodległości” opublikowało oświadczenie ws. środowej akcji prokuratury Bodnara. Przytaczamy je w całości:

„Około godziny 12.00 w dniu 4 września 2024 r. Policja wkroczyła do siedziby Stowarzyszenia »Marsz Niepodległości« w celu zajęcia dokumentów i nośników elektronicznych stanowiących własność Stowarzyszenia. Podstawą do prowadzenia tych czynności jest kuriozalna sprawa karna z 2018 roku, dotycząca rzekomych gróźb artykułowanych 11 listopada 2018 roku przez anonimowego uczestnika Marszu.

Pod takim absurdalnym pretekstem Policja weszła do siedziby stowarzyszenia i zajęła liczne dokumenty i nośniki, które nie tylko z tą sprawą nie mogły mieć nic wspólnego, co nawet nie należały do SMN. Całkowicie nielegalnie zajęto również dokumenty nieobjęte postanowieniem prokuratora.

Postanowienie o przeszukaniu wydał prokurator Maciej Młynarczyk, znany ze ścigania ocalałych z rzezi wołyńskiej, internautów czy organizatorów legalnych manifestacji za rzekomą »mowę nienawiści«. W ten sposób obecna władza usiłuje uderzyć w Marsz Niepodległości.

Jako Stowarzyszenie już podejmujemy odpowiednie kroki, aby przeciwdziałać temu bezprawiu. Pomimo utrudnień będziemy także nadal pracować nad organizacją tegorocznego Marszu i 11 listopada jak zawsze spotykamy się na Rondzie Dmowskiego!

Jako niepoważne i cyniczne przyjmujemy próby budowania na tej sprawie politycznej popularności przez Roberta Bąkiewicza. Robert Bąkiewicz został kilka lat temu usunięty ze Stowarzyszenia po próbach jego nielegalnego przejęcia i żadne jego działania ani prawne kłopoty nie powinny być łączone z Marszem Niepodległości. Marsz Niepodległości przejdzie tak czy inaczej”.

Video: https://yewtu.be/watch?v=vV_9e2CRycU

Sprawę skomentował między innymi były poseł Robert Winnicki, który w 2023 roku z powodów zdrowotnych odszedł z polityki.

„Wjazd na rympał do Stowarzyszenia Marsz Niepodległości pod absurdalnymi pretekstami ma podgrzać całą prawicę. Będą kolejne ruchy, wrócą prowokacje 11.11 i przez kolejne miesiące, żeby znów pchać całą opozycję w narożnik ekstremy, zniechęcać bardziej umiarkowanych wyborców. Kampanię prezydencką uważam za rozpoczętą” – skomentował Winnicki.

„Obawiać się można takich prowokacji jak onegdaj z awanturą pod squotem w 2013, gdy policjanci otwarcie mówili, że mieli sygnały, że mieszkańcy squotu gromadzą butelki, a dostali zakaz zabezpieczenia terenu” – przypomina jedną z sytuacji dziennikarz Wojciech Wybranowski.

Swój komentarz dorzucił poseł Konfederacji Konrad Berkowicz. „Jeśli myśleliście, że praktyki z Anglii, Białorusi i innych państw totalitarnych do nas nie zawitają, to byliście w błędzie” – rozpoczął.

„W Polsce, podobno w kraju demokratycznym, gdzie politycy wycierają się konstytucją i praworządnością, policja włamuje się do mieszkań i biur asystentów posłów Konfederacji i działaczy stowarzyszenia »Marsz Niepodległości« tylko dlatego, że ośmielili się skrytykować aktualną władzę, a ta odebrała to jako „mowę nienawiści”.

Następnie ci sami ludzie pojadą na imprezę, rano będą mówić o wolności, będą się wycierać szacunkiem i tolerancją, by wieczorem śpiewać wulgaryzmy, a dzień później wsadzać przeciwników do więzień. Mówią o zachodzie. I mają rację. Zapomnieli dodać, że zachód zaczął przypominać dawny wschód i zaraz będziemy mieli praktyki zwalczania opozycji rodem z ZSRR” – ocenia Berkowicz.

Najnowsze działania prokuratury z ostatnimi wydarzeniami na Campus Polska zestawił także Sławomir Mentzen.

„Policja weszła dziś do domów członków zarządu Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, bo na marszu 11 listopada 2018 roku ktoś z tłumu miał nawoływać do nienawiści. Gdy na Campusie posłowie PO i uczestnicy krzyczą »J***ć PiS«, to jest to dorobek kulturowy, a policja nie wchodzi rano do domów organizatorów. Przepisy o mowie nienawiści służą tylko jako pałka do okładania jednej strony sceny politycznej. Dlatego tylko pełną wolność słowa!” – napisał.

Działań prokuratury dzielnie broni naturalnie Marcin Kierwiński, prominentny polityk PO. „

Bąkiewicz, kiedyś pieszczoch władzy, którego państwo PiS dotowało milionami. Dziś wraz z asystentem Bosaka mają policję na głowie za groźby karalne i mowę nienawiści. Skończyły się czasy krycia takich ludzi przez władzę” – napisał.

W dosadnych słowach odpowiedział mu Michał Urbaniak, niedawny poseł Konfederacji.

„Jeszcze żeby sprawa dotyczyła Mateusza lub Bąkiewicza osobiście, to bym rozumiał taki wpis, ale wy szukacie jakiegoś gościa, którego nikt nie jest w stanie rozpoznać. Znaleźliście sobie pretekst do inwigilacji. Jesteście bandą hipokrytów” – zripostował.

Oświadczenie w tej sprawie wydał wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak. Jest ono bardzo krytyczne wobec działań prokuratury, a przede wszystkim wobec prokuratora Macieja Młynarczyka.

Bosak uważa, że przeszukania związane z Marszem Niepodległości są nieuzasadnione i mają na celu zastraszenie osób związanych z ruchem narodowym. Według wicemarszałka Sejmu, śledztwo prowadzone przez prokuratora Młynarczyka jest „kuriozalne, skandaliczne i nieprzypadkowe”, a jego wznowienie po sześciu latach od Marszu jest motywowane politycznie. „Nie ma realnych podstaw” – pisze dalej Bosak – „do prowadzenia postępowania. Nie ma bowiem poszkodowanych, sprawcy, dowodów ani świadków”.

Twierdzi, że prokuratura bezprawnie domaga się wydania nieistniejących list nazwisk osób zaangażowanych w organizację Marszu Niepodległości z 2018 roku. Bosak dużo miejsca poświęca także prokuratorowi Młynarczykowi, którego przedstawia jako osobę „rzucaną przez rząd na odcinek zwalczania” krytyków, w tym tych, którzy mówią o zbrodniach na Wołyniu.

Polityk Konfederacji sugeruje, że Młynarczyk działał na polityczne zamówienie zarówno za rządów PiS, jak i PO. Według prezesa Ruchu Narodowego, działania policji, które miały miejsce podczas przeszukań, były bezprawne i naruszały standardy postępowania. Jako przykład podaje siłowe wejście do biura Marszu Niepodległości bez wcześniejszego wezwania do dobrowolnego wydania poszukiwanych przedmiotów. Bosak nie ma wątpliwości, że działania prokuratury są politycznie motywowane i mają na celu osłabienie obozu narodowego. Zapewnia jednak, że Marsz Niepodległości odbędzie się, a środowisko narodowe wyjdzie z tej sytuacji wzmocnione.

To jednak nie wszystko. Według nieoficjalnych informacji portalu NCzas.info prokurator Adam Bodnar zdecydował o wyłączeniu serwerów stowarzyszenia Marszu Niepodległości, by w ten sposób uniemożliwić organizację tegorocznego marszu 11 listopada. Do podobnych informacji dotarły także inne prawicowe i okołoprawicowe media. O dalszym rozwoju sytuacji będziemy informować na bieżąco.

Autorstwo: KM, SG
Źródło: NCzas.info [1] [2] [3] [4]
Kompilacja 4 wiadomości: WolneMedia.net

Komentarz admina „Wolnych Mediów”
Myślę, że chyba chodzi o utrudnienie działalności Marszu Niepodległości i znalezienie haków na jej działaczy, oraz na samą organizację. Śledztwo ws. mowy nienawiści jakiegoś niezidentyfikowanego człowieka, który mógł być agentem-prowokatorem służb specjalnych, jest tylko pretekstem.

https://wolnemedia.net

Nici zła



Wydłubane oczy, obcięte ręce. W niepojętym amoku nienawiści ktoś zmasakrował posąg Matki Bożej Niepokalanej, od lat strzegącej wsi Kościuki w gminie Choroszcz. 

Dało znać o sobie Zło. Nieustannie czuwa. Odpowiada na wezwania. A te płyną z wielu stron. Na świecie, w Polsce. Czasem gra niewinność, ukazując podstępnie dobroduszną twarz, czasem robi pokazówkę pełną gębą, nie ukrywając swych satanistycznych korzeni.

Przykładem tego, wręcz nachalnie rzucającym się w oczy, była uroczystość otwarcia ( 1. 06. 2016 r.) najdłuższego alpejskiego tunelu, którą zaszczyciły europejskie tuzy, z kanclerz Niemiec i szefami UE na czele. Tunel ów nosi imię świętego Gottharda.

Jednak nie było tam śladu jakiejkolwiek świętości. Wręcz odwrotnie. To, co zaprezentowano jako część artystyczną, mimo zapewnień, iż postacie tam występujące odgrywają szwajcarskie legendy ludowe, było ni mniej ni więcej tylko modelowym obrzędem satanistycznym. Głosy oburzenia, iż główną rolę grała postać diabła, zbyto stwierdzeniem, że kozioł jest wszak symbolem Szwajcarii, co ma niewiele wspólnego z prawdą.

Również w czerwcu, tyle że jest to sprawa sprzed trzech miesięcy, wspólnocie katolików z Nigerii podpalono ich skromny kościół, zostawiając osmalone ruiny. Jednak ów akt terroru nie osłabił wiary. Wręcz odwrotnie. Ludzie nadal chodzą do swojej świątyni, modląc się na placu obok ruin. Im bardziej naciera nieprzyjaciel, tym modlitwa ta jest żarliwsza.

Jednak nieprzyjaciołom wiary katolickiej ciągle za mało ataków fizycznych, kpin, pomówień, wreszcie urzędowych restrykcji. Ich pycha objawiła się jednoznacznie w czasie otwarcia paryskiej Olimpiady.

Przykładem szydercza karykatura Ostatniej Wieczerzy – obrazu Leonarda da Vinci. I choć w całym niemal świecie, nawet tym muzułmańskim, podniosła się fala oburzenia, pyszałkowaci organizatorzy mieli to gdzieś. Wszak pracowali nad zniszczeniem katolicyzmu już od dłuższego czasu, więc i teraz nie mogli popuścić. Czują już swoją przewagę. Wydaje im się, że znaleźli klucz do zniszczenia Jezusa i Jego Matki, szczególnie przez nich wyszydzanej.

Tu mało znany, szerzej nie kolportowany przykład z naszego kraju. Ubiegłoroczny przegląd kabaretów w Rybniku wybrał głosami widowni jako zwycięski skecz o św. Józefie i brzemiennej Marii, Matce Jezusa. Dialog, który para ta prowadziła, obsceniczne gesty, chichoty i ryki śmiechu idealnie wpasowywały się w akcję atakowania postaci świętych dla chrześcijan.

Obecni na imprezie widzowie szli za kabareciarzami niczym stado baranów, zarykując się z chamskich odzywek. Nawiasem mówiąc, żart, bywa, że wcale nie dobroduszny, z postaci kapłana czy zakonnicy, to dla czołowych rodzimych kabaretów chleb codzienny. Częstokroć są to zagrywki skrajnie prymitywne.

Czy Polska wyróżnia się w tym względzie na tle innych krajów? Niełatwe pytanie, bowiem każdy kraj ma swoją specyfikę, swój sposób kształtowania opinii. Zależy to głównie od zażartości wrogów Kościoła.

Tu nie mamy się czym pochwalić. Owa zażartość jest u nas coraz większa. Ba, dorobiła się nawet swojej doktryny. Wygłosił ją peowski poseł Nitras. Gwoli przypomnienia zacytuję to jego przesłanie do… do narodu, do „swoich”, do płatników pilnujących nagonki. Do obecnego rządu, z wyszczególnieniem minister zarządzającej szkołami?

„Katolicy. Trzeba was opiłować z przywilejów, bo jak nie, to znowu podniesiecie głowy”. Komentować to? Tłumaczyć co gość miał na myśli? Po co? Koń jaki jest, każdy widzi.

Hasełko Nitrasa obleka się w konkretny kształt. Kiedyś, jeszcze przed jego wystąpieniem, o ściganie katolików dbały krzykliwe postacie z totalnej opozycji. Z ciężkimi zarzutami wobec księdza ( okazało się, że fałszywymi ) ruszyła do Watykanu „wojowniczka„ o… o coś tam… Scheuring – Wielgus, dziś nagrodzona posadą w Brukseli.

Z Boga Ojca zrobiła „bób” inna sejmowa artystka, Jachira, obrończyni nie wiadomo czego, w bliżej niewiadomym celu, występująca pod szyldem „Bób, humus, włoszczyzna” , którym zastąpiła ciemnogrodzkie, nacjonalistyczne „Bóg, Honor, Ojczyzna”.

Nitrasowanie kościoła to także opiłowanie szkolnych lekcji religii. W zamian dzieci dostaną nową śliczniutką wiarę w wyższość i nietykalność homoseksualizmu itd. nad wszelkimi innymi ideologiami tego świata. Wstęp już jest. Nowi nauczyciele takoż. Już drag queen przebierają się w swoje szatki, by zadziwić i porwać młode serca, tak zniewalane chociażby przez wizerunki Marii, Matki Bożej. Trzeba takiej obciąć ręce i wydłubać oczy. Jak w Kościukach.

Anna Kowal
https://prawy.pl/

Po PIĘCIU LATACH wygraliśmy w sądzie z Isabel Marcinkiewicz. Sommer: To państwo to kupa g…

 


Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz domagała się od „Najwyższego Czasu!” pieniędzy i poszła do sądu. Dopiero po pięciu latach sąd wydał wyrok.

O finale sprawy poinformował w mediach społecznościowych redaktor naczelny „Najwyższego Czasu!” Tomasz Sommer.

„Wygraliśmy proces wytoczony przez słynną Izabel. Trwało to 5 lat, kosztowało 10 tys., po czym dostałem 3 tys. zwrotu kosztów. Izabel w nosie ma płacenie, komornik umorzył sprawę wobec niemożności ściągnięcia kasy z Izabel i kazał mi zapłacić… 2,19 zł. To państwo to kupa g…” – napisał Sommer.

Bo alimenty są nieściągalne w naszym babocentrycznym państwie, nawet, jak w tym przypadku, gdy nie ma dziecka. Tak więc nic z kasy Kaza nie uszczkniemy. Art. 833 § 6 Kodeksu postępowania cywilnego [Dz.U. 1964 Nr 43 poz. 296] stanowi, że „nie podlegają egzekucji świadczenia… https://t.co/8NQjTANOLm

— Tomasz Sommer (@1972tomek) September 5, 2024

Za co Isabel Marcinkiewicz pozwała „Najwyższy Czas!”

O sprawie pisaliśmy na łamach portalu nczas.com. Poniżej przytaczamy cały tekst.

Isabel, o której mówiono, że „ma w poezji cel”, domaga się od nas 28 tysięcy złotych. 20 tysięcy zadośćuczynienia „z tytułu bezprawnego wykorzystania utworów w celach komercyjnych„. 8 tysięcy „z tytułu stosownego wynagrodzenia, które byłoby należne tytułem udzielenia przeze mnie zgody na korzystanie z utworów łącznie przez cały okres” – pisze do nas Isabel, co ma w Poezji Cel. Inaczej mówiąc, chodzi jej też o honorarium.

Pierwszy „utwór” zacytowaliśmy w artykule „Żenada! Isabel prosi ludzi o wpłacanie pieniędzy. „Wierzę, że mogę liczyć na Waszą pomoc”. Pochodził z jej wpisu na Facebooku w którym donosi, że Marcinkiewicz nie płaci jej alimentów, prosi się internautów o pieniądze i wyżala, że ma niedowład ręki i przeczulicę (nawet nie chce nam się sprawdzać co to takiego).

Za te wyżebrane pieniądze zapowiada wydanie co najmniej dwóch książek w tym tomiku wierszy. Oto fragment utworu: „ Pominąwszy, że brakuje mi na regularną opiekę codzienną i lekarską (a zasądzonych alimentów od byłego męża nie otrzymuję), nikt nie powie, że czegoś nie chcę, bo chcę m.in wydać choćby kolejne (po Zmianie i Nieznanej), przynajmniej dwie książki – jedną o Londynie, drugą o mężczyznach (oraz tomik wierszy), ale mnie nie stać, bo utrzymanie strony internetowej (wydawniczej), która obecnie jest zawieszona, kosztuje”.

Dalej nie cytujemy, bo jeszcze honorarium urosłoby do 16 tysięcy.

Kolejny „utwór” zacytowaliśmy w artykule: „Isabel nie odpuszcza. „Były premier pokazał nam wszystkim twarz cwaniaka”. Czy to już koniec melodramatu?” W tym „utworze” który opublikowała na swoim profilu na Facebooku znów chodzi o to, że Marcinkiewicz jej nie płaci.

„Celem aktualizacji:
Do dnia dzisiejszego nie otrzymałam żadnej wpłaty z tytułu zasadzonych alimentów. Kazimierz Marcinkiewicz najwyraźniej czeka na licytację nieruchomości (z której finalnie otrzymam pieniądze) i w międzyczasie spotkanie z prokuraturą” – brzmi fragment utworu.

Więcej nie cytujemy, bo honoraria dobiłyby do 32 tysięcy.

Trzeci „utwór” pochodzi z naszego artykułu „Kazimierz Marcinkiewicz zapowiada pozew przeciw Isabel. Wyciąga naprawdę mocne działa”

Nie bardzo jednak rozumiemy oczekiwania Isabel co ma w Poezji Cel, bo w tym artykule cytowaliśmy tylko jej byłego męża, który skarżył się, że go prześladuje i chce pieniędzy za wypadek, który według niego miała sprokurować. „Pani Stalkerka miała wypadek w grudniu 2014 roku, nie spiesząc się na spotkanie ze mną, tylko przeciwnie, jechała prawie pustymi Al. Jerozolimskimi w stronę Pruszkowa, nie do centrum, gdzie na nią czekałem. Jak zeznał kierowca jadący za nią, jechała najwyżej 50 km/h i sama wjechała w barierki. Sprokurowała ten wypadek do czego przyznała się mi w szpitalu i na co są także inne dowody. W tym czasie nie żyłem już z nią od 2 lat” – napisał na Facebooku były mąż Isabel.

Kolejne utwory zamieściliśmy w artykule „Dramat Isabel. Zdradziła ile wisi jej Marcinkiewicz. Ma długi i musi spać w ubraniu. „Pożyczałam pieniądze z myślą, że je spłacę otrzymując już wtedy zaległe alimenty. Nic z tych rzeczy”. „Utwór” znów poświęciła temu, że Marcinkiewicz jej nie płaci. Oto fragment: „To, co przeczytacie Państwo poniżej, to moja obecna rzeczywistość. Niealimentacja w wykonaniu p. Marcinkiewicza zmusiła mnie do kolejnego obnażenia się”

Nie chcemy by się nam Isabel więcej obnażała, więc dalej nie cytujemy, bo honorarium skacze do 64 tysięcy.

Wśród tych utworów, które wykorzystaliśmy są też jej 3 zdjęcia, które zamieściła na Facebooku. Przedstawiają one Isabel z tą ręką co to w niej ma przeczulicę. Trzeba przyznać, że Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz ma ciąg na pieniądz.

Redaktor naczelny może jej zaoferować pracę w portalu plotkarskim Alaluna.pl. Skąd on weźmie pieniądze na te jej honoraria, na oko – jakieś 278 tysięcy miesięcznie, to nie wiemy. Nawet nie chce nam się myśleć jak układałaby się współpraca.

KM
https://nczas.info

Bardzo krótkie ławki i pizza wyborcza

W tekście pod tytułem: „ Wystrugani z banana” próbowałam opisać miałkość polskiej klasy politycznej. Skutkiem tego stanu rzeczy jest krótkoś...