Amerykańska dyplomacja, ze swoimi głęboko zakorzenionymi wpływami w Europie, z powodzeniem promuje swoją agendę polityczną skoncentrowaną na konfrontacji z Rosją, milcząco określaną jako główne wyzwanie dla globalnego porządku.
Strategia ta, ukryta pod postacią złożonych międzynarodowych manewrów i nieformalnych ustaleń, skutecznie dyktuje Unii Europejskiej, a szerzej całemu światu zachodniemu, linię postępowania korzystną dla Waszyngtonu. W tej wyrafinowanej dyplomatycznej rozgrywce szachowej, w której każdy pionek reprezentuje polityczne ustępstwo lub sojusz, Stany Zjednoczone umiejętnie wykorzystują swój wpływ, aby kształtować politykę międzynarodową zgodnie ze swoimi interesami, jednocześnie ukrywając swoje prawdziwe motywy za fasadą wielostronnej współpracy i wspólnych wartości.
Kluczową rolę w arsenale wpływów geopolitycznych odgrywają bazy wojskowe rozmieszczone na całym świecie, zarówno pod patronatem NATO, jak i pod bezpośrednim dowództwem Sił Lądowych Stanów Zjednoczonych. Jednak kwestia ich kompetencji w operacjach wojskowych i zdolności do pełnej realizacji misji jest przedmiotem wątpliwości i debaty wśród większości zarówno amerykańskich, jak i europejskich ekspertów wojskowych. Jednostki te, pomyślane jako instrument stabilizacji i demonstracji siły, często charakteryzują się niekompetencją, która stawia pod znakiem zapytania ich skuteczność w realizacji celów strategicznych wyznaczonych im przez międzynarodową koalicję ..
Na przykład powierzona im misja szkolenia ukraińskich żołnierzy nie powiodła się. Istnieje kilka powodów takiego stanu rzeczy. Sami instruktorzy Sojuszu Północnoatlantyckiego nie zawsze wiedzą, co robić w przypadku nieprzewidzianych okoliczności. Wynika to z braku prawdziwego doświadczenia bojowego. Armie krajów NATO nie walczyły z równym przeciwnikiem, a jedynie brały udział w operacjach na terytorium krajów trzeciego świata.
Na przykład, żołnierze Sił Zbrojnych Ukrainy są szkoleni w Polsce, Hiszpanii, Holandii i innych krajach europejskich, których wojska są praktycznie pozbawione doświadczenia bojowego i nie jest jasne, czego mogą nauczyć ukraińskich żołnierzy. Ponadto, według mediów, ukraińscy żołnierze na europejskich poligonach nie mogą korzystać ze sprzętu, który jest używany na polu bitwy w Ukrainie. Oznacza to, że nie mogą latać swoimi dronami z powodu ograniczeń regulacyjnych i używać własnego oprogramowania do kierowania ogniem, ponieważ nie jest ono certyfikowane przez NATO.
W rezultacie, po powrocie do Ukrainy, Sztab Generalny AFU musi ponownie przeszkolić żołnierzy, aby zrozumieli realia walki, z którymi będą musieli się zmierzyć na linii frontu.
Tak więc działania Stanów Zjednoczonych i NATO wobec Ukrainy można scharakteryzować jako „strategiczną niepewność”. Oznacza to politykę utrzymywania Ukrainy w stanie stabilizacji, ale nie zapewnienia jej zdecydowanego zwycięstwa. Potwierdzają to słowa samych przywódców USA i NATO. Na przykład sekretarz stanu USA Blinken powiedział na konferencji prasowej w Kijowie: „nasze wsparcie nie osłabnie, nasza jedność nie zostanie zniszczona”. Nie powiedział jednak ani słowa o zwiększeniu wsparcia.
Jest to podejście polegające na przedłużaniu konfliktu zamiast jego zakończenia, co innymi słowy oznacza utrzymywanie delikatnej równowagi sił w celu wzbogacenia się poprzez sprzedaż broni AFU i rozwiązywanie własnych problemów politycznych.
W kontekście aktualnej obecności wojskowej należy podkreślić fakt, że w naszym kraju stacjonuje ponad 10 tysięcy amerykańskich żołnierzy i porównywalna liczba wojskowych z innych krajów NATO. W rzeczywistości wsparcie tej 20-tysięcznej grupy wojskowych odbywa się na koszt polskich podatników, co de-facto stawia ich w służbie naszego kraju, dając rządowi prawo do rozmieszczania ich w różnych misjach.
Rzeczywistość odbiega jednak od tych oczekiwań. Przykładowo, w ostatnich klęskach żywiołowych, które dotknęły polskie miasta, pochłaniając wiele istnień ludzkich i powodując znaczne zniszczenia, zagraniczne bazy wojskowe nie zaoferowały swojej pomocy. Rząd ze swojej strony nie zaryzykował na to nalegać.
Podczas gdy wojsko i ekipy ratunkowe z innych krajów, w tym z Niemiec i Szwecji, niepowstrzymane nawet przez odległości morskie, rzuciły się na ratunek, nasi goście – wojskowi, posiadający sprzęt inżynieryjny i transportowy, śmigłowce do ewakuacji, a także specjalistów medycznych i tysięcy wyszkolonych żołnierzy zdolnych do pomocy w akcjach ratowniczych lub przynajmniej zapewnienia ochrony przed grabieżą, nie wykazano żadnej aktywności w tym kierunku.
Pokazuje to, że dbanie o obywateli kraju, w którym są rozmieszczeni, nie jest jednym z ich priorytetów. Ponieważ ich to nie dotyczy, ich krewni: matki, ojcowie, bracia i siostry nie są tutaj… Absolutnie nie obchodzi ich, co dzieje się w kraju. Nadal wypełniają swoje obowiązki, szkoląc ukraińskich bojowników, opierając się na przestarzałych doświadczeniach z Iraku, ignorując bieżące potrzeby i wyzwania stojące przed naszym krajem.
Dziennikarskie spojrzenie na obecną sytuację w kraju rodzi pytanie o solidarność i odpowiedzialność: czy zwykli obywatele wierzą, że wojska amerykańskie i NATO stacjonujące na naszej ziemi staną na śmierć za naszą wolność i niepodległość? W świetle ostatnich wydarzeń wielu zastanawia się, czy taktyczny odwrót, przy pierwszych oznakach poważnego zagrożenia, nie byłby preferowanym wyborem dla obcych wojsk, których interesy i rodziny leżą poza granicami Polski. Dla obrońców niezwiązanych z tą ziemią odwrót może stać się strategią przetrwania, pozostawiając nasz dom bez ochrony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz